☆6☆
"𝑨𝒎 𝑰... 𝑮𝒐𝒊𝒏𝒈 𝒕𝒐 𝒃𝒆 𝒂 𝒑𝒂𝒓𝒆𝒏𝒕?"
Sᴄᴏᴘᴇ ➪ Pᴏsᴛ Eɴᴅɢᴀᴍᴇ
Scott tak naprawdę nigdy nie uważał się za superbohatera mogącego dorównać Iron Manowi, Kapitanowi Ameryce, czy Czarnej Wdowie. Był po prostu całkiem uzdolnionym złodziejem, który z jakiegoś powodu został wybrany przez wielkiego naukowca i dostał kostium dający szczególne umiejętności. Nie uważał, że bez tego byłby zdolny do jakichś szczególnie bohaterskich czynów. Cóż, na dobrą sprawę nie uważał, że w ogóle mógłby być do nich zdolny, ale po tym, jak wziął czynny udział w odwracaniu skutków pstryknięcia i walczył w bitwie, chyba zmienił zdanie. Tym bardziej, że po śmierci Iron Mana i Czarnej Wdowy oraz odejściu Kapitana Ameryki, obrońców świata ubyło i była to bardzo odczuwalna strata. W takich czasach, każdy Ant-Man, czy Osa stawali się bardziej potrzebni. I bardziej doceniani... Trudno się więc dziwić, że, gdy Lang dostał propozycję dołączenia do nowego składu Avengers, zobaczył w tym swoją wielką szansę. W końcu byłyby rozpoznawalny, sławny, stałby się prawdziwym w jego mniemaniu bohaterem. To była jego szansa, której nie zamierzał zmarnować. Martwiła go tylko jedna rzecz. Mianowicie Hope nie przyjęła propozycji, w dodatku razem z Cassie stanowczo odradzały mu wstąpienie do Avengers. Mówiły, że się po prostu martwią, ale przecież Lang był dorosłym, odpowiedzialnym człowiekiem-mrówką, który brał udział już w wielu niebezpiecznych misjach! Nie zamierzał specjalnie się narażać na niebezpieczeństwo, a już tym bardziej ginąć kilka miesięcy przed planowanym ślubem. Niestety, jego córka i przyszła żona miały chyba trochę inne zdanie...
Scott oczywiście obiecał, że jeszcze się zastanowi, ale tylko po to, żeby obmyślić, jak ma powiedzieć Cassie i Hope, że już podjął decyzję, która na pewno im się nie spodoba. Spodziewał się oczywiście kłótni i kolejnych prób przekonania go, ale nie zamierzał zmieniać zdania. Chciał robić coś wielkiego, być potrzebny, zostać prawdziwym bohaterem... Ciągnęło go do tego, gdy tylko zrozumiał, że ma taką możliwość. W końcu Ant-Man byłby rozpoznawalny, kochany i szanowany, jak Kapitan Ameryka. Przecież o wiele przyjemniej jest być bohaterem, gdy świat wie, że nim jesteś... Tak przynajmniej uważał Lang.
Tego wieczoru siedział przed włączonym telewizorem, ale zupełnie nie skupiał się na filmie, zbyt zajęty rozmyślaniem. Dlatego nie był zbyt zadowolony, gdy Hope weszła do pokoju i usiadła obok niego. Nie, żeby przeszkadzało mu jej towarzystwo, po prostu wiedział, czego może się spodziewać. W kółko ta sama śpiewka. "Zastanów się jeszcze, to niebezpieczne, pomyśl o Cassie" i tak dalej.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, aż w końcu zniecierpliowony Lang postanowił się odezwać.
– Hope, rozumiem, że z Cassie się o mnie martwicie, ale jeśli będziesz teraz próbowała mnie znów przekonać, żebym został w domu i siedział na tyłku zamiast robić coś pożytecznego, to...
– Jestem w ciąży.
To jedno zdanie zawisło w powietrzu, działając na Scotta jak środek paraliżujący. Przez dobrą minutę siedział z otwartymi ustami, nie mogąc wydusić słowa, bo teraz w końcu wszystko zaczęło nabierać sensu.
– Czekaj... Co? Jak to w ciąży? – odezwał się w końcu – Czyli... Będę rodzicem?
– Przecież już jesteś – przypomniała Hope.
– Ale tak drugi raz?!
Na takie pytanie chyba nie dało się zareagować inaczej, niż śmiechem i właśnie to zrobiła van Dyne. Dla jej nierozgarniętego narzeczonego, informacja o ciąży to było zdecydowanie za dużo.
– Tak, Mróweczko. Drugi raz.
Lang najpierw popatrzył na Hope nieco nieprzytomnym wzrokiem, a potem zaczął się jąkać, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie miał pojęcia co. W końcu udało mu się wydusić z siebie logiczne zdanie.
– Cassie już wie...? – było to bardziej twierdzenie, niż pytanie, a gdy van Dyne skinęła głową z uśmiechem, Lang zrozumiał, dlaczego tak bardzo nie chciały pozwolić mu dołączyć do Avengers.
– Nie będę cię zmuszać, żebyś zmienił zdanie – odezwała się Hope, zaskakując Scotta – Ale teraz już chyba rozumiesz... Wcale nie jest trudno wpakować się w kłopoty, misje bywają niebezpieczne, a ty musisz wracać do domu w nienaruszonym stanie, w końcu będziesz ojcem. W dodatku po raz drugi, jak już błyskotliwie zauważyłeś – ostatnie zdanie było tak przesiąknięte ironią, że nawet Lang był w stanie ją wyczuć. Jego narzeczona nie zamierzała przepuścić okazji, żeby mu dopiec, ale Ant-Man wyjątkowo nie zwrócił na to większej uwagi. Miał ważniejszą rzecz do przemyślenia, i to w tej chwili. Na szczęście nie musiał długo się zastanawiać. Objął swoją narzeczoną i pocałował czule, a potem uśmiechnął się szeroko.
– Myślę, że Aveners dadzą sobie radę bez Ant-Mana, przynajmniej przez jakiś czas. Może gdy nasz synek trochę podrośnie...
– Skąd pewność, że to będzie chłopiec? – wtrąciła Hope.
– Bo nie dopuszczam do siebie myśli, że kobiety będą miały aż taką liczebną przewagę w tym domu – wyjaśnił Lang, a następnie pochylił się do brzucha kobiety i położył na nim dłoń – Co nie, Casper?
– Casper? O ile pamiętam, jeszcze nie ustaliliśmy imienia – zaśmiała się van Dyne.
– To ustalamy teraz. Będzie Casper – stwierdził Scott z taką pewnością, jakby nie dopuszczał do siebie myśli, że może być inaczej. Hope wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się jeszcze szerzej, a potem położyła dłoń na dłoni Langa.
– W sumie ładnie. Może być Casper, jeśli będzie chłopiec, ale ja i tak spodziewam się dziewczynki. Emily?
– Ładne imię, ale to będzie chłopiec, mówię ci.
Resztę wieczoru spędzili właśnie na takiej dyskusji. Scott upierał się, że będą mieć syna, a Hope, że córkę. Jednak oboje wiedzieli, że nie ważne, czy urodzi się mały Casper, czy Emily, będą kochać swoje dziecko nad życie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top