☆18☆

"𝑾𝒆'𝒓𝒆 𝒕𝒉𝒆 𝒄𝒖𝒕𝒆𝒔𝒕 𝒄𝒐𝒖𝒑𝒍𝒆 𝒉𝒆𝒓𝒆, 𝒔𝒖𝒄𝒌𝒆𝒓𝒔!"
Cʟɪɴᴛᴀsʜᴀ ➪ Tᴇᴇɴ AU

Gdyby Natasha Romanoff miała wybrać swoje znienawidzone święto, bez wahania wskazałaby Walentynki. I to nie dlatego, że jest samotna, jak ludzie mogliby przypuszczać, gdyby się o tym dowiedzieli. Natasha od dwóch lat była w szczęśliwym, dobrze prosperujacym związku, i choć w wielu kwestiach nie zgadzała się ze swoim chłopakiem Clintem, to jednak jedna rzecz bezsprzecznie ich łączyła. Oboje uważali Walentynki nie za święto, ale za konkurs na najlepszą, najbardziej uroczą parę. Patrzyli z zażenowaniem jak ludzie tego jednego dnia prześcigali się w tym, kto kupi większy bukiet, zje kolację w droższej restauracji, czy też oświadczy się w bardziej romantyczny sposób...

– Pamiętaj, jeśli oświadczysz mi się w Walentynki, to masz gwarancję, że odpowiem "nie" – powiedziała Romanoff z przekonaniem w czasie spaceru po parku. Minęli właśnie pierwszą tego dnia parę konkurującą o tytuł najbardziej romantycznej. Mężczyzna w okularach, wyglądający, jakby pieniędzy mu nie brakowało, uklęknął w parku przed swoją ukochaną i wyciągnął drogi pierścionek. Rudowłosa kobieta o sympatycznym wyrazie twarzy oczywiście przyjęła oświadczyny, a ludzie zgromadzeni wokół zaczęli bić brawo i pokrzykiwać z entuzjazmem. Ot, typowa scenka Walentynkowa, która parę nastolatków przyprawiała o mdłości. Naprawdę nie można było tego zrobić w jakiś mniej oklepany dzień?

– Zapamiętam – obiecał Clint – A teraz... Co powiesz, żeby się gdzieś zatrzymać i coś zjeść? Umieram z głodu, zamarzam i wszystko na raz.

Natasha zaśmiała się lekko.

– Kebab? – zasugerowała.

– Kebab – zgodził się jej chłopak. Ruszyli w stronę najbliższej restauracji, w której sprzedawali ich ulubiony przysmak. Po drodze urządzili sobie prawdziwą bitwę na śnieżki, przy okazji niemal trafiając śniegiem w obściskującą się na ławce parę. Dziewczyna w czerwonym płaszczu zgromiła ich wzrokiem, ale zaraz wróciła do klejenia się do swojego chłopaka, który, ku zdziwieniu Nat i Clinta, miał na sobie tylko lekką, wiosenną kurtkę.

– Jest poniżej zero stopni, jakim cudem gość nie zamarza? – zastanawiał się głośno chłopak, gdy oddalili się trochę od pary.

– Musi być chyba robotem – odpowiedziała Natasha – Nie ma wyjaśnienia na coś takiego.

Szli dalej, aż opuścili park i znaleźli się na chodniku pośród budynków. Minęli bardzo drogą restaurację. Nie byliby sobą, gdyby nie zerknęli z ciekawością przez okno. W oczy od razu rzuciła im się para mężczyzn siedząca przy najbliższym stoliku. Oboje byli wysocy i dobrze zbudowani, ale reprezentowali zupełnie inne typy urody. Jeden był blondynemi bez zarostu i posiadał bardzo delikatne rysy twarzy, drugi natomiast – brunet z lekkim zarostem, dodającym mu jeszcze uroku – prezentował się bardziej męsko, przynajmniej według ustalonych kanonów. Oboje byli elegancko ubrani i sprawiali wrażenie staroświeckich, a wręcz wyjętych z innej epoki. Czekali na swój posiłek, rozmawiając o czymś.

– Wydadzą pół wypłaty, a i tak się nie najedzą – stwierdziła Romanoff – Jedzenie w takich restauracjach to żart. Nie lepiej pójść na kebaba, wydać parę groszy, dobrze się najeść i jeszcze ucieszyć duszę? Nie rozumiem ludzi, naprawdę...

W końcu dotarli na miejsce, zamówili kebaba i usiedli przy stoliku. Przy jedzeniu rozmawiali głównie o tym, jak bezsensowne są Walentynki.

– To tak, jakby kochać się przez jeden dzień, a potem być ze sobą z nudów – stwierdziła Romanoff – Akurat czternastego lutego przypominasz sobie, że musisz kupić wielki bukiet kwiatów, drogą czekoladę, misia i jeszcze wypadałoby się oświadczyć. Widzisz tu jakąś logikę?

– Ani trochę – przyznał Clint – Gdy się kogoś kocha, to okazuje się to zawsze, a nie jednego dnia. I to jeszcze tego samego, co wszyscy. Bo akurat tego dnia macie się wszyscy kochać, co poszło nie tak?

Natasha jedynie pokręciła głową z rezygnacją, przeżuwając kolejny kęs i myśląc ze współczuciem o mężczyznach z restauracji.

Po skończonym posiłku, udali się do sklepu spożywczego po przekąski. Zamierzali spędzić razem wieczór oglądając film, a w takiej sytuacji coś niezdrowego do podjadania było wręcz niezbędne. Biegali między półkami, szukając swoich ulubionych chipsów, żelków i batoników. Kilka razy minęli też stojącą przy półce z czekoladami brunetkę o ciemnej karnacji, która na głos zastanawiała się, "jaka jest ulubiona czekolada Carol". Prawdopodobnie robiła to nadal, gdy Natasha i Clint wyszli już ze sklepu stwierdzając, że oni nie mają takich problemów. Wystaczy, że dostaną coś do jedzenia i już są spełnieni. Inna sprawa, że oboje doskonale wiedzieli, co druga osoba najbardziej lubi i nie wyobrażali sobie funkcjonowania bez tej wiedzy.

– Tak bardzo denerwują mnie dziś wszystkie te słodkie pary... – westchnęła Natasha po raz kolejny tego dnia, patrząc, jak mężczyzna wyglądający na miłego, ale nieco niezdarnego wręcza kobiecie białego misia. Ta uśmiechnęła się nieco pobłażliwie, ale widać było, że podoba jej się prezent. Clint zorientował się, że ich zna. Byli to jego sąsiedzi, państwo Hope i Scott Lang, których bardzo lubił. Nie spodziewał się po nich jednak Walentynkowego szaleństwa. Mówiąc szczerze, nie przypuszczał nawet, że pan Lang będzie pamiętał o Walentynkach.

– Ale przecież my jesteśmy uroczy – stwierdził – Co może być bardziej uroczego, niż wspólne chodzenie na kebaba, oglądanie filmów do późna, czy rzucanie się śnieżkami?

– W sumie tak, ale to zupełnie inny rodzaj bycia uroczym – wyjaśniła Nat.

– I najlepszy – dopowiedział chłopak, po czym nieco zbyt głośno stwierdził – Jesteśmy najsłodszą parą tutaj, frajerzy!

Kilka osób spojrzało na niego z zażenowaniem, jednak Clint w ogóle się tym nie przejął, Natasha natomiast zarumieniła się ze wstydu.

– Nie tak głośno, głupku jeden – syknęła. Chłopak tylko się uśmiechnął.

– Nie mów, że to nieprawda.

– Nie mówię, ale nie musisz krzyczeć o tym na ulicy, tu jest tyle... Czy to jest pluszowa foka?!

Natasha wydawała się natychmiast zapomnieć o wstydzie, widząc pluszową fokę na wystawie w sklepie z zabawkami. Clint wiedział, że jego dziewczyna od pewnego czasu chciała dostać podobną maskotkę, dlatego też nawet się nie zastanawiał i po prostu wziął ją za rękę, zaciągnął do sklepu, chwycił fokę i podszedł do kasy.

– Barton – syknęła dziewczyna – Obiecaliśmy, że nie robimy sobie prezentów na Walentynki.

– To nie prezent na Walentynki – wyjaśnił chłopak – To prezent z okazji "chcesz dostać fokę, to dostaniesz fokę". A teraz daj mi zapłacić.

W tej sytuacji Natasha nie miała nic do powiedzenia i już po chwili opuściła sklep z pluszakiem.

Dojście do domu Clinta zajęło im kilka minut. Na miejscu włączyli laptop i zaczęli sprzeczać się o to, którą część "Szybkich i wściekłych" oglądają. Wojna między piątą częścią, która była ulubioną Natashy, a siódmą, którą Clint ubóstwiał zakończyła się tym, że ostatecznie nie wybrali żadnej i postanowili pośpiewać karaoke, aby przy okazji zagłuszyć fałszowanie Petera – sąsiada z góry, który prawdopodobnie próbował się popisać przed swoją dziewczyną śpiewając dla niej piosenkę, ale wychodziło mu dość marnie. Dwójka nastolatków nie miała wyjścia – musieli pokonać go jego własną bronią.

– We are the champions, my friends... – śpiewała, a raczej darła się dziewczyna.

– And we'll keep on fighting till the end – wtórował jej Clint.

– We are the champions, we are the champions! No time for losers, cause we are the champions... Of the world! – zakończyli wraz z Freddiem Mercurym, a potem padli na łóżko, śmiejąc się sami z siebie.

– Na pewno słyszeli nas nie tylko u góry, ale i w całym bloku – stwierdziła Natasha.

– Powiedziałbym raczej, że na całym osiedlu. Chyba mają mnie teraz za wariata.

– Przecież jesteś wariatem – odpowiedziała dziewczyna, za co dostała w twarz poduszką. Rozpętała się mała wojna, która nie zakończyła się zwycięstwem żadnej ze stron. Jej skutkami były natomiast zniszczona fryzura Nat i rozlany sok.

– Wiesz co, jesteśmy chyba trochę dziwną parą – stwierdził chłopak, wycierając plamę na podłodze – Ale w gruncie rzeczy jednak uroczą.

– Taak – zgodziła się Nat, usiłując rozczesać włosy – Jedyną uroczą parą, jaką toleruję... Ale mimo to nienawidzę Walentynek.

Shot o Walentynkach w kwietniu, tego jeszcze nie grali, ale nic innego mi nie pasowało.
Miałam ten shot wstawić w sobotę. Od paru minut już jest niedziela, ale zeżarły mnie notatki z angielskiego i tak wyszło...
Jeszcze jedna sprawa
BogatyBorsuk we are the champions
Do następnego! ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top