☆13☆
"𝒀𝒐𝒖 𝒕𝒂𝒔𝒕𝒆 𝒍𝒊𝒌𝒆 𝒂𝒑𝒑𝒍𝒆 𝒑𝒊𝒆"
Sᴛᴀʀᴋ Fᴀᴍɪʟʏ ➪ Pᴏsᴛ Iɴғɪɴɪᴛʏ Wᴀʀ
Tony obudził się z dziwnym wrażeniem, że coś jest nie tak, jak powinno i zorientował się, co to takiego, gdy tylko odwrócił głowę. Był sam w łóżku. Kiedy spojrzał na zegarek, zorientował się, że dochodzi południe. Zwykle o tej godzinie był już dawno na nogach, bo przecież trzyletnia Morgan nie dawała mu spać dłużej niż do ósmej. Codziennie wpadała w nocy do sypialni rodziców, mimo że już od dłuższego czasu uczyli ją spać we własnym pokoju. Zasypiała między nimi i budziła się wcześnie, nie pozwalając im spać. Tym razem jednak było inaczej... Tego ranka nikt nie obudził Starka głośnym "Tatoooo, wstawaj!", nikt nie wiercił się na łóżku, zmieniając pozycję co pięć sekund. Wniosek był banalnie prosty. Morgan i Pepper rano cicho opuściły sypialnię, pozwalając Tony'emu spać ile mu się podoba. Było to dość niespotykane, bo zwykle jego córeczka, nawet jeśli nie budziła go celowo, i tak to robiła. Trzylatki są po prostu bardzo głośne, nawet gdy próbują być cicho, a Morgan w tej kwestii nie była wyjątkiem.
Dopiero po dłuższej chwili, Stark uświadomił sobie, co jest przyczyną tego wyjątkowego stanu rzeczy. Mianowicie miał dziś urodziny... I fakt ten jakoś wcale szczególnie go nie ekscytował. Dla większości dzieci, z Morgan na czele, ten dzień to największa atrakcja, potrafią z samego rana witać wszystkich napotkanych na swojej drodze słowami "mam dziś urodziny!", ale, gdy przeżywa się je po raz trzydziesty, czterdziesty czy pięćdziesiąty, przestają być takie wyjątkowe. To po prostu kolejny rok życia więcej, czym tu się zachwycać? Zwłaszcza teraz, kiedy czasy nie służyły zachwycaniu się czymkolwiek... Bo mimo upływu lat, skutki pstryknięcia niespecjalnie się zmniejszyły. Świat uczył się radzić sobie na nowo, podobnie z resztą jak Stark... I w obu przypadkach nauka ta szła dość opornie. Nie było dnia, w którym Tony nie analizowałby przebiegu tamtego dnia. Czuł, że mógł zrobić coś więcej, żeby ich ocalić, że zawiódł wszystkich... I powoli uczył się żyć z tym przekonaniem, które nie pozwalało mu tak po prostu czymś się zachwycać.
Po kilku minutach, Anthony podniósł się z łóżka, uświadamiając sobie, że po prostu się nudzi. Przyzwyczaił się już do głośnych poranków i czuł się trochę nieswojo leżąc z łóżku w kompletnej ciszy. Ubrał się szybko i poszedł do kuchni, gdzie, jak się spodziewał, czekały już na niego Pepper i Morgan.
– Syskiego najlepsego tato! – krzyknęła dziewczynka, gdy tylko zobaczyła Tony'ego i pobiegła w jego kierunku, omal się nie przewracając. Stark złapał ją, podniósł i przytulił mocno.
– Dzięki, Morguna.
– Mamy plezent dla ciebie – kontynuowała. Odkąd nauczyła się mówić, wykorzystywała tę umiejętność w każdym momencie życia, jak to dziecko. Tony był pewien, że w końcu odbije się to na jego zdrowiu psychicznym, ale z drugiej strony cieszył się, że ma taką bystrą i wygadaną córeczkę. Dopiero jako rodzic zrozumiał, co znaczą prawdziwie sprzeczne uczucia...
– Prezent? Ooo... A pokażesz mi co tam wymyśliłyście? – zapytał z uśmiechem. Dziewczynka pokiwała głową z entuzjazmem. Tony postawił ją na ziemi, a następnie podszedł do Pepper.
– Wszystkiego najlepszego, mój geniuszu – powiedziała, splatając ręce na karku męża i spoglądając mu głęboko w oczy.
– Geniuszu, miliarderze, playboyu i filantropie, chciałaś powiedzieć – poprawił Anthony, doskonale zdając sobie sprawę, że psuje romantyczny nastrój. Pepper zareagowała dokładnie tak, jak się spodziewał, a mianowicie przewróciła oczami i spojrzała na niego z mieszaniną załamania i rozbawienia.
– Bardzo skromny w dodatku – dopowiedziała.
– No tak, oczywiście. Mam wiele różnych zalet, długo by wymieniać.
Virginia pokręciła głową zrezygnowana, ale na jej twarzy malował się szeroki uśmiech.
– Coś jeszcze chcesz dodać, mój skromny geniuszu, miliarderze, playboyu i filantropie z mnóstwem zalet?
– Hmm... – Stark udał, że się zastanawia – Jeszcze jedną ważną rzecz. Mam najlepszą żonę i najcudowniejszą córkę na świecie.
To zdanie zdecydowanie zmiękczyło serce Pepper, a Tony oczywiście to wykorzystał i ukradł jej szybkiego buziaka.
– Smakujesz jak szarlotka – zauważył, a widząc znaczący uśmiech Virginii, zorientował się, co na niego czeka... Spojrzał na stół, wokół którego niecierpliwie tuptała mała Morgan i zobaczył na nim świeżo upieczone ciasto.
– Źlobiłyśmy siarlotkę – oznajmiła z dumą dziewczynka.
– Tak, zrobiłyśmy szarlotkę. Chyba nie zaszkodzi nam zjeść nasze ulubione ciasto na śniadanie, co? I cheeseburgery na obiad – dodała Virginia i uśmiechnęła się triumfalnie, widząc błysk w oczach swojego męża.
– Czuję się rozpieszczany. To przez to, że się starzeję? Trzeba dbać o seniorów, tak?
Widząc, że jego żona przewraca oczami po raz kolejny, uniósł ręce w obronnym geście i usiadł przy stole, dobierając się do ciasta. Jedli rozmawiając o tym, co będą robić przez resztę dnia. Planowali obejrzeć parę filmów oraz wybrać się na bardzo długi spacer. Tony stwierdził, że ten dzień zapowiada się nawet dobrze... Jasne, że nie mógł być całkowicie przyjemny. Żaden dzień nie był przyjemny od czasu pstryknięcia, ale minęło już dość dużo czasu, żeby móc chociaż przez jeden dzień spróbować myśleć o tym jak najmniej. A czy istniała ku temu lepsza okazja, niż urodziny spędzone w towarzystwie ukochanej żony, cudownej córeczki i przepysznej szarlotki?
Nie mam pojęcia jakim cudem te shoty mają już 30 tysięcy wyświetleń. Planowałam tu napisać coś mądrego, ale tak naprawdę chcę tylko powiedzieć dziękuję❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top