☆10☆

"𝒀𝒐𝒖𝒓 𝒔𝒏𝒐𝒓𝒊𝒏𝒈 𝒊𝒔 𝒂𝒅𝒐𝒓𝒂𝒃𝒍𝒆"
Bᴀʀᴛᴏɴ Fᴀᴍɪʟʏ ➪ Pᴏsᴛ Aɢᴇ ᴏғ Uʟᴛʀᴏɴ

Ostatnie dni były dla Clinta Bartona naprawdę trudne. Sokovia, Ultron, śmierć Pietro... To wszystko musiało odcisnąć na nim piętno, bo, mimo że należał do Avengers, był też zwyczajnym człowiekiem. Chyba najzwyklejszym z całej drużyny... Jako jedyny miał rodzinę, a posiadanie jej było dla bohatera zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Błogosławieństwem, bo zawsze miał do kogo wrócić. Przekleństwem, bo wiedział, że musi wracać. Gdyby zginął, co zrobiłaby Laura? Co by powiedziała dzieciakom? Jego rodzina zostałaby zupełnie sama...

W Sokovii spodziewał się, że zginie i, co gorsza, był na to gotowy. Cholerny instynkt bohatera. Ratować obce dziecko, zostawiając równocześnie swoje własne. Gdyby nie Pietro, Barton nigdy nie wróciłby do domu, nie zobaczyłby Nathaniela, nie przytuliłby dzieciaków... I mimo że był mu naprawdę wdzięczny, czuł się winny jego śmierci. Przecież chłopak miał jeszcze całe życie przed sobą... A jednak poświęcił się, żeby go uratować. Dzięki niemu Clint mógł wrócić do rodziny i zobaczyć swojego nowonarodzonego synka. Właśnie dlatego uparł się, żeby dać chłopcu na drugie imię Pietro, a Laura, po usłyszeniu całej historii z Sokovii, natychmiast się zgodziła.

Trudno się dziwić, że po takich przeżyciach, Barton czuł się wiecznie zmęczony. Na pewno była to również sprawka małego Nathaniela, który był o wiele bardziej płaczliwym niemowlakiem, niż jego rodzeństwo. Dwie godziny snu z rzędu w nocy były dla państwa Barton czymś zupełnie niespotykanym. W dodatku, gdy chłopiec już się obudził, długo nie mógł ponownie zasnąć, więc Laura lub Clint musieli go nosić na rękach i tulić. Mimo że ustalili sobie, kto kiedy wstaje do małego, oboje budzili się słysząc jego płacz i nie mogli zasnąć, dopóki nie ucichł. W rezultacie zdążyli zapomnieć, jak to jest się wysypiać. Ich jedynym ratunkiem stała się pita w ogromnych ilościach kawa, której nigdy nie mogło zabraknąć w domu.

Cooper dość szybko zrozumiał, że rodzice nie są w najlepszej kondycji i nie należy im teraz zawracać głowy, dlatego starał się w miarę możliwości sam sobą zająć, aby uniknąć nieprzyjemnych sytuacji. Bez żadnych protestów wypełniał wszystkie prośby, pomagał w sprzątaniu domu i na farmie, starał się też nie robić zbyt dużo hałasu, bo przecież jego młodszy brat i tak już nieźle dawał popalić. Lila jednak była trochę za mała, żeby pojąć, jak męczące dla rodziców bywa przebywanie z malutkim dzieckiem. W dodatku wyraźnie nie podobało jej się, że dostaje zdecydowanie mniej uwagi, bo wszyscy są zainteresowani Nathanielem, więc zaczęła okazywać swoje niezadowolenie w najgorszy możliwy sposób. Stała się strasznie głośna, nie chciała bawić się sama, wszędzie chodziła za mamą i tatą, nie dając im ani chwili odpoczynku. Żadne próby tłumaczenia do niej nie docierały, więc nieraz już Clint lub Laura nie wytrzymali i podnieśli na dziewczynkę głos, co skutkowało oczywiście jej głośnym płaczem. Atmosfera stawiała się bardzo napięta.

Tej nocy, po jednym z takich trudnych dni, Laura jak zwykle się obudziła, jednak po kilku chwilach zorientowała się, że tym razem nie sprawił tego płacz Nathaniela. Na wszelki wypadek usiadła na łóżku i zajrzała do łóżeczka chłopca, który rzeczywiście słodko spał. Więc co takiego przeszkadzało jej w odpoczynku?

Zagadka rozwiązała się, gdy spojrzała na drugą stronę łóżka, gdzie Clint spał jak zabity i głośno chrapał... Kobieta uśmiechnęła się rozczulona, ale zaraz zmęczenie wzięło górę. Nie mogła przecież zachwycać się mężem całą noc.

– Clint – syknęła, szturchając go delikatnie. Mężczyzna jęknął coś niezrozumiale i otworzył oczy, patrząc na żonę nie do końca przytomnym wzrokiem.

– Twoje chrapanie jest przeurocze, ale nie mogę przez nie spać – kontynuowała Laura. Barton tylko mruknął, odwrócił się na drugi bok i zasnął znowu. Po chwili to samo zrobiła jego żona, jednak nie było jej dane długo nacieszyć się tym stanem. Nie minęła nawet godzina, a mały Nathaniel zaczął swój zwyczajowy, nocny koncert. Jako że teraz była kolej Clinta, mężczyzna wstał, wziął malucha na ręce i zaczął go uspokajać. Laura w tym czasie leżała w łóżku, starając się nie zwracać uwagi na hałas, co oczywiście nie było do końca możliwe.

Po kilku minutach, drzwi do sypialni państwa Barton otworzyły się i stanęła w nich zaspana Lila z misiem w dłoni.

– Obudziłam się i nie mogłam zasnąć – wyjaśniła – Czy on zawsze tak krzyczy? Nawet u mnie go słychać.

Clint skinął głową, wzdychając ciężko, a dziewczynka przyjrzała mu się ze współczuciem.

– To teraz już rozumiem, czemu ciągle jesteście zmęczeni – powiedziała cicho – Idę spać dalej. Dobranoc.

– Dobranoc – odpowiedział szeptem Clint i wrócił do usypiania najmłodszego członka rodziny. Tej nocy Nathaniel obudził ich jeszcze dwa razy, więc jak zwykle nie wyspali się porządnie. Mimo to, dzień zaczęli z uśmiechem, bo, gdy rano weszli do kuchni, na stole czekały na nich kanapki i dwa kubki kawy, a Lila i Cooper siedzieli obok siebie na krzesłach, jedząc ze smakiem śniadanie i uśmiechając się znacząco do siebie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top