twenty two
Było ciemno.
Ten rodzaj ciemności, kiedy otwierasz swoje oczy i nic się nie zmienia. Gdzie możesz tylko zobaczyć swoją rękę, kiedy trzymasz ją dokładnie przed swoją twarzą, ten rodzaj ciemności, która jest straszna, lecz dziwnie kojąca.
Pomagało to przez fakt, że mógł ledwo oddychać z powodu swoich wirujących myśli i ciężkich szlochów.
Harry miał nadzieję, że Niall nie szedł za nim przez całą drogę.
Uciekł do domu. Biegł i teraz jego mięśnie paliły i była wydzielina w jego gardle, ale nie miał czasu się napić.
Było bardzo późno, kiedy wreszcie dotarł do domu, ale wszystko o czym mógł myśleć było to, że chciał się ukryć i i krzyczeć i być naprawdę sam.
Kto by pomyślał, że ciemność pod jego własnym łóżkiem byłaby rozwiązaniem.
Dywan pod jego łokciami zaczynał go ranić tak samo jak zaczęła go boleć szyja, ponieważ był trochę zgarbiony w tym ciasnym miejscu.
Harry wyłączył światła i zasunął żaluzje upewniając się, że nie widać żadnego światła i potem wczołgał się pod swoje łóżko, ostrożnie, by nie uderzyć się w głowę. I potem płakał, płakał tak bardzo, że nie ważne ile razy wycierał swoje łzy, one nadal płynęły i miał czkawkę i dławił się i nie mógł wydobyć z siebie słowa, nawet jeśli tego chciał.
Był tam przez jakąś godzinę czy coś, dopóki nawet świerszcze przestały szczebiotać i usłyszał trzask drzwi od samochodu na podjeździe i Harry od razu uznał, że to jego mama. Więc niepewnie wyczołgał się spod małego łóżka i rozciągnął swoje bolące mięśnie.
Było tak ciemno jak wcześniej i jedynym dźwiękiem był jego delikatnie wiejący wiatrak i odgłosy kroków na zewnątrz.
Oczy Harry'ego rozszerzył się, gdy zdał sobie sprawę, że jego mama spała w swoim łóżku.
Już była w domu.
I co przerażało go nawet bardziej było ciche stukanie w jego okno i zaskomlał odsuwając się od okna i chowając po drugiej stronie za swoim łóżkiem.
Oczywiście. Wtedy, kiedy jego łzy wreszcie wyschły musiał się znów rozpłakać, ale teraz dlatego, że był przerażony i przestraszony i ktoś był na zewnątrz pod jego oknem.
"Harry? Wiem, że tam jesteś."
Harry nie wiedział czy odetchnąć z ulgą, czy rzucić cegłą.
Ale podszedł do okna, jego oczy były szeroko otwarte i otworzył je.
Chłopak po drugiej stronie wyglądał na zaskoczonego i jego niebieskie oczy lśniły niesamowicie jasno i pięknie i jego włosy były niesamowicie rozczochrane i łzy były widoczne na jego opalonych policzkach.
"Wiem, że jest pierwsza nad ranem, ale nie mogłem tego wytrzymać." Westchnął, przygryzając wargę i Harry odsunął się od niego, zniżając wzrok na ziemię i starając się nie rozpłakać.
"I również wiem, że nie zamierzasz mi wybaczyć, cholera, nie powinieneś, ale miałem nadzieję, że to pomoże." Louis podniósł jasnozieloną książkę, koloru oczu Harry'ego, która prawie się rozpadała i był tam niechlujny napis z przodu. "Nie patrz na nią teraz, przeczytaj, kiedy pójdę." Ale to zdanie nie miało zbytnio sensu, kiedy Louis wspiął się przez okno i wylądował na podłodze, obok Harry'ego.
"Chcę, żebyś poszedł teraz." Powiedział cicho Harry. "Chciałbym, żeby w ogóle ciebie tu nie było. Chciałbym, żebyś po prostu wyszedł i nie odzywał się do mnie nigdy więcej."
Ból był wyraźny i bolesny na twarzy Louisa, kiedy wziął krok w tył, jego warga drżała.
"Harry, nie masz tego na myśli. Ty zawsze, ty zawsze..."
"Zawsze ci wybaczam. Wiem. Ale ty," Harry przestał mówić, gdy dławiący szloch wydobył się z ust Louisa. Wyglądał całkowicie nieszczęśliwie w minucie, kiedy Harry zaczął mówić. I Harry patrzył jak jego ściany runęły, kiedy załamał się przed młodszym chłopakiem.
I chociaż, że Harry całkowicie skończył z Louisem zdał sobie sprawę, że Louis nigdy nie mógłby być brzydki. Mógłby być w najgorszej sytuacji, ze łzami spływającymi po jego policzkach i skrzywioną twarzą i zaciśniętymi oczami, ale nadal wyglądałby cholernie pięknie.
To było bolesne, oglądanie Louisa jak owija ręce wokół siebie, biorąc drżące oddechy i patrząc wszędzie, tylko nie na Harry'ego.
"Próbowałem Harry." Odetchnął, ale to było tak ciche, że Harry mógł ledwo go usłyszeć. "Próbowałem, ale nie mogłem tego zrobić. Mówiłem ci, że nie mogę, ale ty mówiłeś, że mogę. Zawsze we mnie wierzyłeś mimo, że jestem popieprzony, kiedy nie powinieneś." Zatrzymał się i Harry udawał, że nie zauważył jak Louis ze złością przyciska swoje kciuki do bandaży na nadgarstkach. Skończył z Louisem co znaczyło, że nie może dłużej mu pomagać. "Nigdy nie będę wystarczająco dobry dla kogoś tak pięknego i miłego jak ty, Harry Stylesie."
Harry szybko potrząsnął swoją głową na znak niezgody. "Nie jestem piękny."
Louis zignorował go, w zamian przygryzając swoje drżące usta i delikatnie zacisnął swoje oczy, gdy kolejna łza powoli spłynęła. Harry tak bardzo pragnął sięgnąć i ją wytrzeć.
"Harry, myślałem, że mnie kochałeś."
Kocham! Harry chciał krzyknąć. Ale coś go powstrzymywało sprawiając, że ugryzł się w język i zamiast tego płakać cicho razem z Louisem.
"I kocham cię. Kocham to jak nieśmiały jesteś i kocham, że uśmiechasz się na wszystko co powiem, nawet jeśli to nie jest zabawne."
Harry zamknął swoje oczy, napawając się słowami Louisa, które pragnął usłyszeć od dwóch lat.
"Co z tym, że po prostu powiem co w tobie kocham? Tak, tak to dobry pomysł."
To brzmiało, jakby rozmawiał sam ze sobą.
"Uhm...kocham twoje loki, są całkiem urzekające."
Harry nie mógł nic poradzić, ale uśmiechnął się odrobinę, kiedy to powiedział.
"Kocham to, że mogę sprawić, że mówisz w sposób, jaki nikt inny nie umie i że kiedy jestem z tobą w pomieszczeniu, jesteś jedyną osobą, którą widzę."
"Kocham to jak nigdy nie otwierasz drzwi, dopóki nie masz na sobie butów lub skarpetek."
Harry podniósł swoją głowę, jego szczęka prawie opadła. "Skąd to wiedziałeś?" Wyszeptał.
"Kocham to jak jesz tylko cheeriosy na śniadanie i jak czysty jest twój pokój i kocham jak nie możesz utrzymać długo kontaktu wzrokowego, dopóki to nie jestem ja."
I jakby udowodnić swoją rację, Louis złapał wzrok Harry'ego z trzęsącym się, łzawym uśmiechem.
To było bolesne do oglądania, by zobaczyć jak tak radosna, zabawna osoba rozpada się przed tobą.
I Harry utrzymał swoje spojrzenie, tylko mrugając oczami i badając cudowną twarz Louisa, twarz, której prawdopodobnie już nigdy nie zobaczy tak blisko.
"Kocham cię." Powiedział zwyczajnie Louis. To nie było dramatyczne, po prostu to oznajmił z podniesionymi brwiami i zdeterminowanym wyrazem twarzy. "Kocham cię, kocham cię, kocham cię i nie możesz nic z tym zrobić Harry Stylesie. Harry Edwadzie Stylesie.
"Skąd znasz moje drugie imię?"
Louis tylko uśmiechnął się chytrze i to dobrze na nim wyglądało.
Ale Harry nie mógł dojść do siebie po fakcie, że Louis go kocha i powiedział to kilka razy. I on ledwo mówił. Był taki sfrustrowany i zdezorientowany. W minucie gdy coś złego się stało, Louis wrócił i zrobił coś takiego.
Z wyjątkiem tym razem, było to czuć inaczej. Louis tylko przepraszał i Harry już nie błagał go o to, żeby przestał być dla niego niemiły.
I nadal czekał na to, kiedy Louis znów zacząłby być podły, kiedy zwymiotowałby swoje lekarstwo i wziąłby żyletkę już wystarczająco wiele razy, by Harry w końcu poddał się i sam to zrobił.
I ta myśl sprawiała, że Harry był smutny.
Delikatnie wziął nadgarstek Louisa w swoje wielkie dłonie, ignorując lekki protest Louisa.
"Harry, nie rób tego. Nie chcę cię zranić, proszę." Jego głos cierpko się załamał sprawiając, że ból w sercu Harry'ego stał się jeszcze gorszy.
Ale delikatnie odwiązał biały bandaż mimo to, że w jego brzuchu kotłowało się na widok krwi i potem przez poszarpane, świeże cięcia, które były na nadgarstku Louisa.
Ramiona Harry'ego zatrzęsły się, kiedy zduszone dźwięki opuściły jego usta i nie pozwolił sobie zamknąć oczu mimo, że Louis mu tak powiedział.
"Harry, po prostu zamknij swoje oczy." Powiedział cicho Louis.
Harry był wdzięczny, że starszy chłopak nie próbował zabrać swojego nadgarstka.
I jego oczy paliły tak bardzo, przepełnione łzami, kiedy przybliżył nadgarstek Louisa do swojej twarzy i delikatnie położył swoje usta na cięciach. Zamknął ciasno swoje oczy, całując każdą ranę drżącymi wargami i to było takie słodko-gorzkie i nie mógł nawet, cholera oddychać.
Mógł poczuć jak Louis się trzęsie, mógł usłyszeć jego szlochanie, gdy pozwolił swoim łzom wypłynąć i upaść na otwarte cięcia i wiedział, że boli, ale także bolało patrzenie na nie, więc może teraz było po równo.
"Mam nadzieję, że boli." Odetchnął Harry, po czym potrząsnął swoją głową i spotykając łzawe oczy z tymi Louisa. "Nie, nie mam. Nie chcę, żeby bolało. Nie chcę, żebyś był zraniony. Nie chcę, żebyś był zraniony. Nie chcę, żebyś był zraniony. Nie chcę, żebyś był..."
"Okej Harry." Westchnął Louis, odsuwając swój nagi nadgarstek, po czym owinął swoje ramię wokół płaczącego chłopaka.
"Nie chcę, żebyś był zraniony." Wyszeptał Harry. Jego umysł był pusty, mógł poczuć wyczerpanie i jak uczucia przejęły kontrole nad jego wirującym umysłem, to znajome uczucie, którego nienawidził.
"Harry, tak bardzo cię kocham. Nie płacz aniołku."
"Nie chcę, żebyś był zraniony." Powtórzył Harry, ponieważ czuł jakby powiedział coś innego, nie miałoby to sensu.
"Aniołku, loczku, Harold, mój Harry. Aniołku, aniołku, aniołku." Było wszystkim, co powiedział Louis i Harry naprawdę lubił sposób w jaki Louis kołysał nim, delikatne kołysanie, które było o wiele mniej szorstkie niż wszystko inne, co się działo.
Pochylił się trochę z powodu ich różnicy wzrostu i położył swoją głowę na ramieniu Louisa, biorąc nierówne oddechy przez usta.
Skończyłeś z Louisem.
Ta myśl była teraz tak bezcelowa i nierozsądna, gdy Louis stał na palcach by szeptać słodkie słowa do ucha Harry'ego, słowa, których Harry myślał, że nigdy nie usłyszy.
Ale rzecz, która najbardziej się wyróżniała jako że była pierwsza nad ranem i Harry ledwo mógł utrzymać otwarte oczy było "idź spać kochanie."
Był w półśnie, kiedy w końcu wylądował w swoim łóżku, jego oczy natychmiast się zamknęły, kiedy przytulił się do poduszki. Była taka miękka, szczególnie kiedy to Louis był jego poduszką.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top