thirty one

Całowanie.

Cudowna rzecz, cudowna, trzepocząca serce rzecz. 

Oczy Harry'ego były zamknięte, jego rzęsy muskały kości policzkowe Louisa i jego place krążyły wokół nadgarstków Louisa, kiedy go całował. Całował go mocno, zapamiętywał sposób, w jaki Louis trzymał jego szczękę i twarz i sposób, w jaki delikatnie zagryzał jego dolną wargę i  otwierał i zamykał swoje oczy od czasu do czasu.

Było niewiarygodnie gorąco w samochodzie, podgrzewane siedzenia paliły nogi Harry'ego i ciepłe powietrze z wentylatora powodowało, że pot formował się na jego nosie i pod oczami.

I oczywiście sposób, w jaki Louis przyciągnął Harry'ego na swoje kolana był także nieco gorący.

Harry mógł czasem zobaczyć, kiedy jego oczy były otwarte i Louis jakby wciskał swoje czoło w szyję Harry'ego, mógł zobaczyć cienie z podświetlonej kawiarni, wpadające przez przednią szybę auta na ich ciała. Już się nie trząsł; ale nadal miał gęsią skórkę.

Zadrżał i złapał oddech, gdy Louis zaczął ciągnąć za jego włosy, owijając swoje palce wokół brązowych kosmyków i delikatnie szarpiąc. Harry zgodził się z tym, ściskając ciaśniej nadgarstki Louisa i starając się nie całować go za mocno. Nie miał żadnego doświadczenia z nikim oprócz Louisa i bał się, że robi coś źle.

"Aniołku." Głos Louisa był chrapliwym szeptem. "Aniołku, kocham cię."

I Harry wiedział, że też kocha Louisa, wiedział poprzez sposób w jaki znów drżał, kiedy niebieskie oczy Louisa wpatrywały się w jego.

Ale nie mógł zebrać się, żeby to powiedzieć.

Więc tylko przytaknął, szybkie, pośpieszne skinienie, po czym złapał Louisa za tył szyi przyciskając ich usta do siebie w ostrym pocałunku i był tak nerwowy, ale podekscytowany i to było naprawdę całkiem miłe.

Dźwięk przyspieszonych oddechów wypełniał powietrze razem z jękami Harry'ego, kiedy gorące palce Louisa otarły się o jego nagą kość biodrową. Harry był wrakiem, tylko miękki dotyk Louisa powodował, że rozpadał się na kawałki.

I Harry całował go z taką pasją, jaką mógł zgromadzić. Ciasno zacisnął swoje oczy, przyciskając swoje czoło do Louisa i poluźnił swój ciasny uścisk na jego nadgarstku. Położył jedną dłoń na jego biodrze, a drugą na jego miękkim, ciepłym brzuszku, który po prostu tak kochał.

Harry poczuł rumieniec na całym swoim ciele, gdy Louis wsunął dwa palce pod gumkę jego bokserek i złapał jego rękę.

Louis spojrzał w górę, jego powieki opadnięte i brwi ściągnięte. "Co?"

"Nie jestem gotowy." Potrząsnął swoją głową. Mógł poczuć łzy zażenowania napływające do jego oczu, gdy Louis powoli odciągnął swoje ręce. "Nie jestem po prostu gotowy."

Louis wziął nagły wdech, kiedy zobaczył, że Harry płakał. "Harry." Wyszeptał i sięgnął kciukiem wycierając jego gorące, piekące łzy. "Harry, kochanie, jest okej. Jest okej." Jego głos był niewiarygodnie miękki, przypominał Harry'emu poduszkę i puszyste koce i miód. "Jest jak najbardziej okej."

Harry wziął trzęsący się oddech i spojrzał na delikatną twarz Louisa ostrożnym wzrokiem, na jego kształtny nos i wąskie, różane usta i długie rzęsy. "Nie jestem gotowy."

"Wiem." Louis powiedział cicho, owijając ramię wokół talii Harry'ego i przyciągając go do swojej klatki piersiowej. Harry trzymał swoje oczy otwarte, patrząc się przed siebie, gdy położył policzek na torsie Louisa. Mógł poczuć równomierne bicie serca Louisa przez jego fioletową bluzę i to było tak kojące, było kojące i wyjątkowe i Louisowe. 

Więc Harry słuchał, skupiając swój wzrok na ciemnym siedzeniu samochodu i za oknem mógł zobaczyć biały śnieg spadający szybko w dół, tak gesty, że nie możesz nawet zobaczyć samochodu obok na parkingu. Jego głowa unosiła się tak, jak klatka piersiowa Louisa z miękkim, spokojnym oddechem gdy szeptał kojące słowa w jego włosy.

"Louis." Harry w końcu wyszeptał i czuł się jak mały dzieciak, który bał się ciemności, malutki i cichy. "Louis, Louis, Louis."

"Harry."

Wiatr wył za oknem powodując, że śnieg brutalnie obijał się o szybę. Ale nadal było tak cicho w samochodzie, dźwięk powietrza z wentylatora tłumił to.

"Louis, Louis, Louis, Louis."

Louis zaśmiał się. "Harry."

Harry uśmiechnął się odrobinę, przytulając swój policzek jeszcze bardziej do miękkiej bluzy Louisa. "Louis, Louis, Louis."

"Harry, Harry, Harry."

"Louis."

"Harry."

Kiedy zaśmiał się spowodował, że jego klatka piersiowa podskoczyła w górę i w dół i Harry zachichotał i wsunął swoje palce pod bluzę Louisa i ścisnął jego boki. "Louis, Louis, Louis, Louis, Louis."

Louis odwrócił Harry'ego na swoich kolanach, jakby był najlżejszą osobą na świecie mimo, że Harry był wyższy od niego. Złapał go za policzki, wpatrywał się w jego oczy, gdy zaczesywał loki z jego ucho.

"Harreh." Przechylił swoją głowę, uśmieszek widniał na jego ustach, gdy wpatrywał się w Harry'ego, wpatrywał się jakby był jedyną osobą na świecie. "Uroczy tyłek."

I po prostu pocałował nos Harry'ego w ten ujmujący sposób, który trochę sprawiał, że Harry chciał pisnąć, głośny, skrzeczący dzwonek przerwał komfortową ciszę.

To było faktycznie skrzeczenie. Jak umierające ptaki lub krzycząca kobieta. Harry skulił się, patrząc ostrożnie jak Louis wyciąga swój telefon z kiszeni. "Niall." Wyjaśnił i Harry przytaknął wyrozumiale.

"Żółty."

Żółty.

Harry mógł usłyszeć zmartwiony krzyk Nialla przez telefon. "Gdzie wy jesteście?!"

Harry obserwował sposób, w jaki Louis odciągnął telefon od ucha. "Jesteśmy w twoim samochodzie. Drzwi były zablokowane przez śnieg i w ogóle." Westchnął, ale nadal trzymał dłoń Harry'ego.

"Jasne. Powiem mu. Okej. Pa."

Louis wydał kolejne, ciężkie westchnienie, gdy wsadził swój telefon z powrotem do kieszeni. "Niall chciał żebym ci powiedział, żebyś już nigdy tak nie uciekał."

"Ugh." Wymamrotał Harry. "On nic nie wie."

"Nie." Sprzeczał się Louis. "Nie, zgadzam się z nim. Harry wystraszyłeś mnie- nas wszystkich- na śmierć. Naprawdę myślałem, że nie jest z tobą okej, kiedy zemdlałeś w tym śniegu."

Harry spojrzał w dół skubiąc swoje paznokcie. Nie lubił być krytykowany.

Panowała cisza przez minutę lub dwie, obaj pochłonięci w swoich myślach, dopóki Louis znów się nie odezwał.

"Co ci się śniło?"

Harry poczuł, jakby jego serce stanęło na sekundę, sen uderzył w jego umysł jak rozbijający się samochód. Myślał, że pozbył się tego ze swojej głowy na zawsze.

Ponieważ nie. Nie mógł pozwolić tym snom, tym widokom wrócić, nie.

Mógł sobie przypomnieć jak miał je każdej nocy, kiedy był w szkole podstawowej i wydarzenia związane z jego ojcem były nadal świeże i kiedykolwiek ktoś poruszał ten temat to było czuć jakby milion noży wbiło się w jego klatkę piersiową.

"Ja." Powiedział Harry, jego wargi trzęsły się, kiedy próbował wypowiedzieć słowa. "Ja, ja."

"Harry." Louis odetchnął i skrzywił się, gdy Harry zszedł z jego kolan i usiadł znów na swoim miejscu. "Harry, co to jest?"

To był sen, nie wspomnienie.

Zawsze to sobie powtarzał i myślał, że może gdy powtórzy to wystarczająca ilość razy, przekonałby samego siebie i to byłoby okej i jego tata by nie istniał.

Nie wspomnienie.

Teraz się trząsł, wspomnienie - sen - mignął mu w myślach. Mógł sobie przypomnieć jak jego tata unosił jego uda na swoje ramiona i brutalnie go pocierał. Pamiętał tak cholernie dobrze i nienawidził tego tak, tak bardzo.

I nie zdał sobie sprawy, że skomle, albo płacze, dopóki Louis nie wydał zmartwionego odgłosu. Zamknął swoje oczy i mógł poczuć ręce Louisa pod swoimi pachami jak go podnosi , jak kotka i położył go delikatnie na swoich kolanach. Harry tak bardzo się trząsł, jego ręce nie były w stanie nic trzymać, tylko słabo ściskał rąbek bluzki Louisa.

"To był sen." Wyszeptał zaciskając swoje oczy i pozwalając gorącej, wrzącej wilgoci która zbierała się w jego oczach w końcu się wydostać. "Sen, to był sen, sen, sen, sensensensensen."

 Louis masował jego loki, koniuszki palców delikatnie naciskały na skórę głowy Harry'ego. "Kochanie, aniołku, kochanie, jest okej."

Kochanie.

"Kochanie. Mój chłopczyk."

Harry był tak jakby zdrętwiały. Mógł poczuć zapach potu swojego taty. Przypominało mu to, gdy szli razem na mecze piłki nożnej i powietrze było gorące i wilgotne.

"Kochanie." Harry zadrżał, jak jego tata zdjął jego spodnie, szarpiąc je w dół jego krótkich, chudych nóg. Jego kolana były kościste i jego skóra była przepełniona bliznami, które miał przez to, że próbował grać w tak wiele sportów, do ilu zmusił go jego ojciec.

"Kocham cię. Kocham cię tak bardzo Harry."

Harry nie przytaknął, tylko płakał, kiedy jego tata wsadził swojego palca między jego nogi, sucho i tak cholernie boleśnie.

"Au, auauau." Zaskomlał, pot formował się pod jego ramionami i łzy wypływały z oczu. "Au tatusiu, au, auau."

"Jest okej kochanie."

Harry wydał zduszone skomlenie, wyskakując z uścisku Louisa z powrotem na swoje miejsce. "Nie, tatusiu, nie!" Wykrzyknął, obejmując się i zacisnął ciasno swoje nogi.

"Harry!" Krzyknął Louis, próbując dotknąć młodszego chłopaka, ale Harry go odepchnął.

"Tatusiu przestań, ja nie chcę!"

"Tatusiu." Wymamrotał Louis, uświadamiając sobie wszystko. Harry mógł zobaczyć przez swoje załzawione łzy jego wściekłego wyrazu twarzy, jego drżących warg, kiedy wpatrywał się w kruchego chłopaka.

"Harry, Harry to Louis. Aniołku, jesteś aniołkiem. To Louis, Louis, LouisLouisLouis."

Harry przestał, kiedy Louis go przytulił, pozwalając sobie zatopić się w ramionach Louisa. To był Louis. Pachniał jak miód i mydło, jak zawsze i jego głos był nadal miękki i nadal był słoneczkiem.

Czuł się tak bezbronny, tak bezbronny, kiedy wszystkiego jego myśli były zmieszane i był rozdarty między snem, a rzeczywistością.

Ale może, może jeśli coś mogłoby go rozproszyć, to jego umysł nie myślałby w ogóle.

Więc podniósł swoją głowę patrząc w oczy Louisa, obserwując sposób, w jaki mieniły się łzami jak jego. I pocałował go smakując słodkości na jego ustach i próbując, by jego serce znów poczuło się dobrze.

I tak, jego przeszłość ciągle wracała i uderzała go mocno w serce, ale wiedział, że nic w świecie nie polepszy tego jak to. Louis całował go czule, łącząc ich palce ze sobą powodując, że Harry odrobinę się rozpływał.

"Idź spać." Wymamrotał Louis w jego usta. "Będziemy zasypani w samochodzie całą noc."

Jakby podkreślić swoją rację, Louis dotknął jedną dłonią zimnego, mokrego okna, po czym przyłożył ją do rozgrzanej skóry Harry'ego.

Harry żył dla momentów, gdy Louis uśmiechał się do niego, jak on zaczął się kręcić, jakby był jakimś słodkim szczeniaczkiem.

"Zimne, prawda?"

Harry przytaknął, wtulając się w Louisa i wsiąkał jego ciepło.

"Tak." Wymamrotał.

"Dobranoc, aniołku." 

Harry zamknął swoje oczy, nie dopuszczając światła.

"Dobranoc Louis Louis Louis."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top