seventy
"Daj mu pierścionek! Daj mu pierścionek!"
Skandowanie ludzi stawało się głośniejsze i głośniejsze, gdy więcej osób dołączało. Harry zazwyczaj byłby zażenowany przez swoje zaschnięte łzy na policzkach, kiedy cicho płakał ze szczęścia w ramię Louisa, ale w tym momencie nic innego go nie obchodziło z wyjątkiem faktu, że on i Louis biorą ślub. Biorą ślub i dzieje się coś szczęśliwego, w przeciwieństwie do tego co dowiedział się kilka dni temu.
Nie pozwolił by ta smutna myśl trwała w jego głowie dłużej niż sekundę, tylko pocałował Louisa ponownie i praktycznie wpadł w jego ramiona, kiedy kolana się pod nim ugięły. Słowa 'kocham cię' zostały wypowiedziane tak wiele razy, że odbijały się echem w jego umyśle i chciał by Louis wiedział jak bardzo mu na nim zależy.
Louis owinął rękę wokół jego talli by go przytrzymać i jeszcze raz pocałował jego skroń, zanim lewą ręką sięgnął do swojej kieszeni w kurtce. Wyciągnął małe, niebieskie pudełeczko, idealnego rozmiaru na pierścionek. Harry trząsł się, gdy Louis otworzył wieczko swoim kciukiem i ukazał się piękny, srebrny pierścionek wysadzany małymi diamencikami.
"Nałóż go." Wyszeptał Harry, przygryzając wargę. Louis zdjął swoją rękę z jego pleców by wyjąć pierścionek.
"Spójrz na środek." Louis powiedział mu do ucha, wręczając pierścionek Harry'mu. Harry delikatnie go od niego wziął, ściskając ciasno, ponieważ myślał, że go upuści. Jego dłonie trzęsły się, gdy próbował przeczytać co pisze w środku. I kiedy to przeczytał, zaczął na nowo płakać.
Aureola dla mojego aniołka.
To było proste, ale to było coś co Louis by do niego powiedział i to była najlepsza rzecz, którą mógł wygrawerować. Louis wziął go od niego delikatnie, łapiąc jego lewą dłoń. Louis patrzył z szerokimi oczami jak Louis wsuwa pierścionek na jego palec i pasował idealnie.
"Tak bardzo to kocham." Odetchnął Harry, trzymając ręce przed sobą, zanim położył je na jego policzkach. Wpatrywał się w Louisa z uwielbieniem i Louis również to robił. Zayn i Niall teraz byli obok niego, potrząsając jego ramieniem i przytulając go, ale wszystko było w zwolnionym tempie i ciche, gdy patrzył w oczy Louisa. Zabierały go w miejsce, którego nie mógł nigdy opisać, piękne, ciche miejsce głęboko wewnątrz jego duszy, które było całkowicie bolesne, powodowało ból w jego klatce piersiowej i węzeł w gardle i nigdy w świecie nie chciałby być gdzie indziej.
Ale wkrótce Louis przytulał Liama i Liam pokazywał Harry'emu kciuki w górę za jego plecami. Ludzie wrócili na swoje miejsca po tym jak wyrazili swoje gratulacje i życie toczyło się dalej, ludzie szli do przodu, podczas gdy Harry nadal tkwił w tej chwili, nadal tkwił w zwolnionym tempie.
I nie było miejsca, gdzie wolałby być.
***
Przerwa świąteczna się w końcu skończyła co oznaczało, że Harry musiał wrócić do domu i stawić czoła problemowi, którym była jego mama. Louis musiał wrócić na uczelnię i na treningi piłki nożnej co oznaczało, że nie będą się już widywać. Ale Harry obiecał, że zawsze przyjedzie kiedy będzie miał wizytę u lekarza, która była jutro.
W domu było ciemno i cicho kiedy przyjechał, wchodząc do swojego pokoju. Położył swoją walizkę na łóżku, rozpinając ją i zaczynając rozpakowywać. Każdą czystą rzecz ostrożnie złożył (on i Louis zrobili pranie, zanim wyjechał) i położył je na swoim miejscu. Upewnił się, że jego łóżko wróciło do perfekcji, kiedy zdjął z niego swoją torbę i położył ją na swojej szafie. Po tym przebrał się w swoją piżamę i wyszczotkował zęby.
Była szósta wieczorem, więc Harry przypuszczał, że jego mama pracuje. Ledwo pamiętał jak Anne powiedziała mu w szpitalu, że dostała pracę jako kelnerka w restauracji, której właścicielem był Ross i powiedziała, że dostaje więcej napiwku, niż kiedykolwiek sobie wyobrażała. Z jakiś powodów Harry to rozumiał. Jego mama była bardzo piękna mimo, że powoli robiła się coraz starsza i starsza tak jak wszyscy wokół niego.
Harry obawiał się tego, gdy Ross przekroczy frontowe drzwi. Uważał, że jego mama mogła trafić o wiele lepiej. Miał bardzo uwydatnioną szczękę i krótkie czoło oraz czarne włosy, które były o wiele za długie. Potrzebował strzyżenia. Część Harry'ego posiadająca OCD* chciała wziąć nożyczki i samemu je mu ściąć. Miał niebieskie oczy i małe usta oraz naprawdę mały nos. Zawsze był ubrany w głupią, skórzaną kurtkę i ciemnie jeansy. Nie było w nim nic atrakcyjnego, nic w ogóle. Cóż, może to było tylko przez jego osobowość.
Harry westchnął i wszedł do salonu, opadając na kanapę i nakładając parę skarpetek, które wziął ze sobą. Włączył telewizję i zmienił kanał na program 'salon sukien ślubnych', program, na którym punkcie on i Louis zyskali obsesję z jakiś dziwnych powodów. Podczas wolnego spędzili wiele śnieżnych, leniwych dni na kanapie, okazjonalnie się całując oglądając gówniane programy telewizyjne. To była jedna z jego najulubieńszych rzeczy na świecie.
Harry poczuł szarpnięcie w swoim sercu na myśl o swoim chłopa- czekaj, narzeczonym. Louis był tak daleko. Minęło jedynie kilka godzin i już tęsknił za jego towarzystwem, za jego małymi rękami owiniętymi wokół jego talii i jego puszystej głowie położonej na jego klatce piersiowej. Harry przygryzł wargę i przekręcił swój pierścionek i musiał nad sobą zapanować, by nie wsiąść ponownie w samochód i nie pojechać do Doncaster.
Podskoczył, gdy usłyszał trzask drzwi od samochodu, sięgając po pilot i wyłączając telewizor. Czuł, jakby musiał się ukryć mimo, że to tylko jego mama, ale nie wiedział gdzie pójść. Więc zdecydował się siedzieć na kanapie, wkładając swój pierścionek do przedniej kieszeni jego dresów i skrzyżował nogi. Bawił się miękkimi sznurkami swojej piżamy i głośno przełknął, wzdrygając się za każdym razem gdy usłyszał kroki na podjeździe. Kiedy drzwi wejściowe się otworzyły, jego serce przyspieszyło.
"... i prawie się poślizgnęłam Ross. Naprawdę musisz odśnieżyć podjazd, ponieważ jestem trochę chora i pewnie się pogorszy jeśli będę przebywać na zimnie przez dłuższy czas." Głos Anne był zmęczony i brzmiała na przepracowaną. Kiedy Harry usłyszał imię Rossa skulił się.
"Anne, właśnie odebrałem cię z pracy i zabrałem na lunch. Dlaczego zawsze mnie o wszystko prosisz?"
Kiedy weszli do salonu, ich twarze były inne. Harry unikał ich wzroku, zaciskając pięść tak ciasno, że jego paznokcie wbijały mu się w dłoń. Mocno przygryzł swoją wargę, tak mocno, że mógł poczuć krew.
"Harry." Powiedziała Anne, jej oczy szeroko otwarte jak stała tam w swoim dużym, białym, puszystym płaszczu, śnieg nadal był w jej włosach. Harry nigdy nie czuł się tak bezbronny, z ciężkim spojrzeniem Rossa, kiedy siedział tam w swojej piżamie, a jego włosy teraz były bardzo kręcone przez jego ostatnie strzyżenie.
"Cześć mamo." Powiedział cicho Harry, jego głos zachrypły przez jakiś rodzaj emocji. "Przerwa świąteczna się skończyła, więc zdecydowałem wrócić do domu. Muszę chodzić do szkoły." Niezręcznie odchrząknął, kiedy jego mama zamiast odpowiedzieć potrząsnęła głową i poszła do kuchni, zostawiając Harry'ego i Rossa samych.
Szczerze, Harry nie chciał mieć nic do czynienia z tym mężczyzną, więc z powrotem włączył telewizję, podkręcając głośność naprawdę wysoko. Wciągnął się w Spangeboba, kiedy nerwowo zerkał między telewizorem a Rossem, który stał tam jak kamień, kiedy Ross szybko podszedł i złapał go za włosy.
"Ow!" Zawołał Harry, sięgając ręką by odciągnąć tą Rossa. Łatwo odpuścił i zaśmiał się.
"Jesteś taką zrzędą. Twoje jęczenie jest gorsze, niż twojej matki." Warknął, ponownie łapiąc głowę Harry'ego i uderzając nią o oparcie kanapy. Harry poczuł jak łzy napływają mu do oczu, a jego serce zaczęło walić w jego piersi. To było źle, że Ross go przerażał?
"Nic nie wiesz o mojej matce. Ona nigdy nie narzeka." Harry wymamrotał do niego, odsuwając się i wstając z kanapy, więc był daleko od wysokiego mężczyzny. "Ja też nie."
Jego głos drżał i był pewny, że brzmiał jak kompletny tchórz, ale teraz go to nie obchodziło. Chciał tylko by Ross wyszedł z jego domu.
Ross zaczął iść w jego stronę, kiedy Anne weszła do pokoju. Jej oczy były częściowo przymknięte i wyglądała na całkowicie przygnębioną. Harry chciał ją tylko przytulić i zabrać od niej zmęczenie, zabrać jej wory pod oczami i wypełnić ją szczęściem, które miała tyle lat temu, kiedy Harry był małym chłopem.
Harry nie miał dobrych relacji ze swoim ojcem, ale Anne zawsze miała. Harry kochał patrzeć jak jej oczy się rozświetlają, kiedy wracał do domu i poprawiała swoje włosy i szeroko się uśmiechała, kiedy witała go w drzwiach. Czasami była zmęczona, ponieważ kiedy był mały jego ataki paniki były znacznie gorsze.
"Skarbie, co chcesz jutro na śniadanie? Zrobię ci co tylko zechcesz."
Harry starał się ukryć zaskoczenie na swojej twarzy, ale było to niemożliwe. Słyszenie jak nazywa go skarbem było rzadkością samą w sobie i sposób, w jaki wymusiła uśmiech na swojej twarzy wyjątkowo go zaskoczył.
"Jem tylko Cheeriosy. Wiesz to." Odpowiedział Harry, za każdym razem gdy Ross patrzył na Anne brał krok w tył.
"Nie znudziły ci się?" Westchnęła Anne. "To wszystko co jesz."
"Wiem to. To jest wszystko, co chcę jeść." Powiedział Harry.
"Po prostu postaraj się złamać swoje nawyki Harry. To denerwujące."
Harry na nią spojrzał. "Nie. Nie 'złamię swoich nawyków' mamo. W ogóle mnie znasz?"
To wtedy wszedł Ross i Harry chciał się załamać i krzyczeć na niego, ponieważ wow, nienawidził Rossa.
"Jesteś dzieckiem Harry. Świat nie obraca się wokół ciebie. Jesz to, co ci dajemy i co ci każemy i masz to lubić." Warknął, jego głos opryskliwy i srogi.
"Nie jesteś moim ojcem." Powiedział Harry pod nosem, gdy Ross przyłożył swoją dłoń do ucha w protekcjonalny sposób, prosząc go by był głośniej, prawie stracił nad sobą panowanie.
"Nie jesteś moim ojcem Ross. Nigdy nim nie będziesz i nie chcę, byś nim był!" Jego plecy uderzyły w ścianę, gdy Ross się do niego zbliżał. Jego oczy były pełne gniewu, widok, którego Harry nie widział od dłuższego czasu. Przyzwyczaił się do przebywania z Louisem, który był dobry i delikatny i po prostu chciał wrócić do jego mieszkania, tańcząc do starej muzyki i pijąc herbatę.
Coś, co sprawiło że był jeszcze bardziej zdenerwowany był fakt, że jego mama po prostu tam stała. Nie wyglądała na bezradną, jakby ją to nie obchodziło, jakby przestała się starać już jakiś czas temu. Harry patrzył na nią szerokimi oczami, błagając ją by coś zrobiła z faktem, że Ross idzie w jego stronę.
Ross był o wiele wyższy i silniejszy od niego. Ręce Harry'ego nie były zbyt muskularne i nawet jeśli byłby silny, nie miałby wystarczająco siły w sobie by kogoś uderzyć. Więc kiedy Ross złapał go za nadgarstki i trzymał jego ręce nad głową oparte o ścianę, Harry się nie wzdrygnął, tylko wpatrywał się w jego klatkę piersiową, ponieważ był zbyt przerażony by spojrzeć mu w oczy.
"Co powiedziałeś pedale?" Oddech Rossa był gorący i pachniał kawą i Harry wstrzymał oddech i zamknął oczy. Chciał żeby Ross sobie poszedł, żeby zostawił go w spokoju w jego własnym domu.
"Nie. Jesteś. Moim. Ojcem." Wyszeptał Harry, trzymając swoje oczy zamknięte, a jego oddech stanął, gdy poczuł ostry, palący ból na swoim policzku. Harry sapnął i był zaskoczony, kiedy usłyszał głos swojej matki przekrzykujący Rossa, który go wyzywał.
"Ross! Przestań! Przestań go bić!"
To tylko sprawiło, że Ross uderzał mocniej, bijąc go po twarzy, coraz mocniej i mocniej. Jego knykcie spowodowały, że miał siniaki na policzkach i pulsowały i Harry nie mógł nic poradzić tylko płakał, ale nadal był cicho. Jego wzrok się rozmazał i przez sekundę nic nie widział, kiedy został uderzony kolanem między nogami.
Ledwo mógł się pochylić, ponieważ jego ręce były nad jego głową, więc tylko powstrzymał chęć zwymiotowania i głośno jęknął.
Znów został tam kopnięty, ale potem jego mama wkroczyła, odciągając Rossa kiedy zaczęła płakać, błagając go by przestał. Harry był zaślepiony bólem ale w momencie, gdy zobaczył jak Ross uderza jego mamę nie mógł się kontrolować. Złapał Rossa wokół talii i rzucił go o ścianę, krzycząc przez cały czas i dławiąc się swoimi szlochami.
"Stop! Stop stop stop stop stop!" Krzyknął i sięgnął by uderzył go w brzuch, ale Ross złapał jego rękę, a swoją lewą uderzył go jeszcze raz w twarz. Harry mógł poczuć jak krew wypływa z jego nosa i jego twarz tak bardzo bolała, ale nie mógł przestać.
Wszyscy zamarli, gdy zadzwonił telefon Harry'ego i Ross patrzył na niego, jakby wyzywał go by odebrał. Harry ciężko oddychał i stali tam przez kilka sekund, zanim rzucił się do swojego telefonu. Ross zaczął za nim biec, ale odebrał go zanim mógł zostać powstrzymany.
"Hej aniołku, tęsknie już za to-"
"Louis!" Zaszlochał Harry. "Louis, proszę przyjedź do mojego domu, Ross jest-"
Przerwano mu, gdy Ross wyrwał mu telefon z ręki rzucając go na kanapę, popychając Harry'ego na fotel.
"Odejdź." Błagał Harry, wzdrygając się. Mógł usłyszeć krzyk Louisa przez telefon, a Ross po prostu to zignorował.
"Dlaczego tu jesteś?" Warknął Ross. Patrzył jak Anne wychodzi z pokoju, łzy spływały po jej twarzy.
"Ponieważ to jest mój dom." Zripostował Harry, wkładając rękę do kieszeni i przekręcając pierścionek w swojej dłoni. Z jakiś powodów kiedy czuł wygrawerowane słowa pod swoimi palcami, to dawało mu odwagę i to sprawiło, że jego serce napuchło, gdy wpatrywał się w Rossa.
Ale odwaga mogła go zaprowadzić donikąd, nigdzie, tylko do spokojnego miejsca gdzieś głęboko w jego sercu. Musiał wyjść, pozostawić to za sobą. Więc odwrócił się i wyszedł idąc do swojego pokoju, zatrzaskując drzwi i zamykając je na zamek. Potem zadzwonił na 999.
"Halo?" Spytał operator. Harry mógł usłyszeć jak Ross wali w jego drzwi, zanim poszedł do Anne. Miał nadzieje, że Anne się gdzieś schowała.
"Witam, ktoś jest teraz w moim domu i się nade mną znęca i wtargnął tu bez pozwolenia." Harry wyrecytował jej swój adres i obiecała, że wyślą policję tak szybko, jak to możliwe.
I z tym, Harry zignorował krzyki Rossa i położył się na swoim łóżku, zamykając oczy i zasypiając. Ponieważ raz, szczerze, nic go nie obchodziło.
*OCD- zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top