forty five
"Wiesz, że kocham z tobą rozmawiać przez telefon, prawda?"
Harry zmarszczył brwi, przytulając się bliżej Louisa na jego małym łóżku. Louis przejechał palcami po jego bałaganie z loków, nucąc jakąś przypadkową piosenkę, gdy pozwolił Harry'emu pomyśleć nad odpowiedzią.
Harry uniósł swoją głowę, więc patrzył w jasne, niebieskie oczy Louisa. "Czemu?"
Louis westchnął, szczęśliwe, słodkie westchnienie, gdzie możesz usłyszeć nutę jego głosu i jego usta wygięły się w uśmiechu. Harry chciał sięgnąć i potrzeć swoimi knykciami o miękką skórę Louisa, o jego idealne kości policzkowe i jego głupi, cudowny nosek. Obserwował sposób, w jaki Louis patrzył w górę, jakby było coś interesującego na suficie, ale Harry wiedział że to było dlatego, bo Louis miał nawyk wpatrywania się w przestrzeń kiedy myślał. Przygryzał swoją wargę i potem oblizywał ją, ruch, który sprawiał szybsze bicie serca Harry'ego.
"Aniołku, jest dużo powodów dlaczego kocham rozmawiać z tobą przez telefon." Louis owinął swoje ramiona ciaśniej wokół talii Harry'ego, jego opuszki palców ocierały się o nagie biodro Harry'ego. Obaj byli bez koszulek, Louis miał na swoich nogach ciemnoczerwone dresy, a Harry szare.
"Jaki jest pierwszy?" Harry lubił zatapiać twarz w klatce piersiowej Louisa, ponieważ promieniował ciepłem. Louis twierdził, że on był grzejnikiem, ale to nie miało sensu, ponieważ było mu cały czas zimno.
Louis wydał malutki, słodki chichot. "Cóż, jednym powodem jest to, że mogę skupić się tylko na twoim głosie i kocham twój głos. Jest niski i wolny i kojący i mogę zasnąć przy dźwięku twojego głosu. Jest tak piękny, Harry."
Harry zarumienił się, jego policzki zrobiły się gorące. Zwykle nienawidził komplementów, ale ten sprawił, że się rozpłynął.
"Jaki jest inny powód?" Odetchnął. Place Louisa uderzały delikatnie o jego boki, wciskał je między jego żebra i to odrobinę łaskotało, ale było do zniesienia.
"Zawsze mówisz do siebie i kocham tego słuchać. Nieraz jesteśmy w połowie rozmowy i coś powiesz i potem nie zgadzasz się z tym, co powiedziałeś i potem mniej więcej kłócisz się ze sobą. Kocham to w tobie."
Harry zrobił grymas. "Nie wiedziałem, że tak robię."
Mały śmiech opuścił usta Louisa. "Jesteś rozkoszny."
"Zawsze będziesz do mnie dzwonił? Mam na myśli, żeby usłyszeć mój głos?" Głos Harry'ego był pełen nadziei, nerwowy.
"Zawsze. Twój głos jest dla mnie jak piosenka. Piosenka, której nigdy nie mam dość."
"Dziękuję." Wyszeptał Harry. Louis uśmiechnął się, łapiąc Harry'ego po jego bokach i pociągając go na siebie tak, że mniej więcej leżał na nim. Byli pierś w pierś, loki Harry'ego opadały na twarz Louisa i spowodowały, że się śmiał. Harry uważał śmiech Louisa za niezwykle atrakcyjny.
"To łaskocze." Louis sięgnął, jego oczy lśniły i błyszczały, delikatnie odgarniając loki Harry'ego za jego ucho. Harry zawsze był zdumiony tym jak pięknie i promiennie Louis wyglądał, szczególnie z tej pozycji. Jego różane usta były ułożone w malutkim uśmiechu, jakby powstrzymywał śmiech. Miał zmarszczki wokół swoich niebieskich oczu, jego rzęst były ciemne, czarne. Jego skóra była opalona i błyszczała, miękka jak zawsze. Harry mógł zobaczyć każdy z piegów, które pokrywały jego nos i nie były dostrzegalne z daleka. Mógł zobaczyć blond końcówki jego grzywki od słońca. Kochał tą słabą plamkę zieleni w jego tlących się oczach i kochał te małe, kręcone kosmyki włosów, które wystawały spod jego uszu i zakręcały się na końcówkach. Kochał jasny odcień różu, który zawsze pokrywał policzki Louisa, jak malutki rumieniec.
Był ujmujący, czarujący. Zniewalający.
I był Harry'ego.
"Louis!" Harry krzyknął do słuchawki mimo, że połączenie zostało zerwane i z głośnika było słychać monotonny sygnał. "Louis Louis Louis!"
Nie było odpowiedzi. Oczywiście. Dlaczego był na tyle głupi, że myślał, że by była?
Harry potrząsnął lokami z frustracji, czując łzy zbierające się w jego oczach. Nie mógł zdecydować czy zadzwonić do Louisa, czy nie.
W końcu wydał z siebie jęk i wpisał numer Louisa, który znał na pamięć. Potem kliknął słuchawkę.
Odpowiedź nie była natychmiastowa, nie. Siedział przez kilka minut i kiedy nie dostał odpowiedzi, zadzwonił ponownie. Wiedział, że Louis ma swój telefon przy sobie i tylko go ignorował. Dlaczego miałby nie ignorować Harry'ego? Był nieistotny.
Po kilku minutach Louis w końcu odebrał. "Harry, czego ty chcesz?!" Splunął do telefonu, pijaństwo wyraźne w jego głosie i to spowodowało, że w brzuchu Harry'ego coś się przekręciło. Było to bolesne uczucie, kiedy jego brzuch był już całkowicie pusty.
Harry był zaskoczony, gdy Louis czekał na na jego odpowiedź. Harry mógł usłyszeć jego ciężki oddech i szlochy i tak bardzo to bolało.
"Zastanawiałem się gdzie jesteś? Jesteś w domu?" Głos Harry'ego się trząsł.
"Jestem w swoim mieszkaniu, tak. Loczku, sprawiasz, że jestem smutny."
"Sprawiasz, że jestem smutny." Louis zrobił żartobliwy grymas, szturchając kolano Harry'ego pod stołem. "Ta dolna warga. Puść ją. Teraz."
Harry nie chciał wydąć warg, naprawdę nie chciał. Ale ten sojowy sos nie był w jego guście, a oni zanurzyli jego ryż w tym.
"Nie lubię sosu sojowego." Wymamrotał, wsadzając swój widelec w ryż i poruszając. "Nie mogę nic poradzić, jak moje usta nalegają na wysunięcie się do przodu." Jego głos był marudny.
"Cholera, Harry."
Harry podniósł swoją głowę, by spojrzeć na chłopaka przed sobą. Byli w chińskiej restauracji i chińszczyzna nigdy go nie pociągała, ale obaj chcieli spróbować coś innego, niż ich zwyczajny fast food. Nigdy nie lubili czegoś luksusowego; cheeseburgery i frytki były idealne.
"Co?" Zapytał, spoglądając na Louisa zza swoich rzęs. Zostawił swój widelec, porzucony w stercie ryżu. Jego serce podeszło mu do gardła, gdy spojrzał na chłopaka przed sobą. Jego oczy były przepełnione pożądaniem i pragnieniem i wyszeptał coś niewyraźnego, kiedy złączył ich nogi pod stołem.
"Jesteś taki." Przerwał, wypuszczając głęboki oddech i szybko mrugając. "Jesteś taki piękny i czuję, jakbym coś musiał z tym zrobić. Jak twoje loki, są po prostu. Czuję jakbym nie mógł przestać ich dotykać i to sprawia, że jestem smutny, że nie masz kogoś, kto jest tak piękny jak ty, ale nikt nie może być nawet blisko tak idealny jak ty. Ale cholernie wysoko cię cenię, okej?"
Szczerze, Harry nie wiedział co powiedzieć. Powoli poprawił swoje usta, że już nie grymasił, nie przerywając kontaktu wzrokowego z Louisem. Louis ciężko oddychał, jakby powiedział to całe zdanie na jednym wdechu.
Wpatrywali się w siebie przez kilka sekund, pozostawiając jedzenie nietknięte na stole.
"W zasadzie, sprawiasz że jestem smutny, Harry."
Harry uśmiechnął się.
"Jesteś pijany?"
Pytanie było retoryczne; obaj znali odpowiedź.
"Dlaczego do mnie dzwonisz? Tak dobrze się bawię tu bez ciebie, rujnujesz to."
"Ty pierwszy do mnie zadzwoniłeś." Harry zrobił grymas do telefonu, skubiąc paznokcie i opierał się chęci obgryzania ich. Kiedy był mały jego paznokcie zawsze były pogryzione i krótkie. Był to zły nawyk. "Powiedziałeś, że chciałeś usłyszeć mój głos."
Harry zastanawiał się, czy Louis wiedział że płacze. Harry mógł sobie wyobrazić łzy płynące po twarzy Louisa, plamiąc jego idealną, miękka skórę. Mógł sobie wyobrazić jak Louis odgarnia swoją grzywkę z oczu, przygryzając wargę by ukryć szlochy, które chciały się wydostać. Był świadkiem Louisa w takim stanie tylko kilka razy; to było całkowicie łamiące serce.
"Nie chcę słyszeć twojego głosu. To boli, Harry. Dlaczego w ogóle kazałeś mi wyjść?"
Zasięg był kiepski; każde słowo zanikało. Słychać było głośny hałas w tle; Harry nie mógł rozpoznać co to było.
"Gdzie jesteś?" Spytał Harry.
"Dlaczego cię to obchodzi?" Louis odwarknął, jego głos srogi i sprawił, że Harry fizycznie skulił się i położył dłoń na swoim sercu, ponieważ cholera. Właśnie zatrzymało się na kilka sekund.
"Jest naprawdę głośno i chcę wiedzieć." Powiedział cicho Harry. "Gdzie jesteś?"
Louis zająknął się, wypowiadając kilka chaotycznych słów, które brzmiały jak przekleństwa, zanim powiedział. "Jestem na dachu. Na zewnątrz. Mieszkanie ma przyjemny dach. Można zobaczyć miasto i w ogóle. Fajnie."
Oddech Harry'ego stanął. Wstał, włożył jakieś skarpetki zanim nałożył swoje buty. Nie obchodziło go to, że jego dresy wyglądały okropnie ze sztybletami; musiał po prostu pojechać do Doncaster. Teraz.
"Opowiedz mi o tym."
To było dziwne, próbując pozostać spokojnym dla Louisa. Był przyzwyczajony do bycia tym poza kontrolą, mający ataki paniki, płacząc do telefonu i czekając na kogoś, aż go ukoi. Ale w tej chwili czuł się niesamowicie spokojny mimo, że jego serce szalało.
Słuchał bełkotania Louisa i deklarowania rzeczy, które nie miały żadnego sensu, kiedy wybiegł na zewnątrz i wsiadł do samochodu mamy. Miała go sprzedać, ale na tą chwilę zostawiła go w garażu. Kluczyki leżały na szafce obok łóżka w jej pokoju.
Przekręcił kluczyki, wytężając słuch, ponieważ silnik zagłuszył głos Louisa na kilka sekund.
"...i po prostu wyszedłem na zewnątrz i był tam pies. Był fioletowy, ale również był niebieski i naprawdę lubiłem jego loki. Przypominały mi ciebie. Nie to, że wyglądasz jak pies, mam na myśli, poza lokami. Wiesz, że miał kręcone włosy?"
Wybuchł śmiechem i Harry powstrzymał uśmiech. Louis był tak, tak uroczy.
"Tak, wiedziałem." Zaśmiał się Harry.
Czuł się tak lekko, jakby coś wielkiego się działo. Wiedział, że Louis był na krawędzi dachu; Louis opisywał jak daleko znajdowała się ulica i jak było wiele samochodów i to było dziwne, ponieważ było późno w nocy.
Ale z jakiś powodów miał to kujące uczucie, że Louis nie będzie próbował skoczyć.
Jeśli tylko by wiedział.
***
"Uważasz, że jestem brzydki Harry?"
Był tak blisko, tak blisko Doncaster. Tylko dziesięć minut. Harry stawał się niespokojny, jego ręka uderzała o kierownicę, a druga ściskała jego telefon.
"Nie lubię swoich włosów. Uważasz, że jestem brzydki Harry?"
Stał przed wielkim lustrem, jego ręce przejeżdżały po nieułożonych włosach.
"Nie, nie uważam że jesteś brzydki." Powiedział cicho Harry, szczerze. Naprawdę nie wiedział jak odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ to tak bardzo go frustrowało, że Louis nie widział jak piękny faktycznie był. Każda rzecz, którą zrobił, nawet jeśli było to leniwe podrapanie się po ręce, albo głośne ziewnięcie było nadzwyczaj atrakcyjne i niezwykle urocze. Mógłby być pokryty błotem i brudem, ale jego niebieski oczy by świeciły tak, że wyglądałby tak idealnie.
"Naprawdę? Ponieważ ty jesteś taki szczupły i-"
"Nie, nie jestem."
"Nie, Harry jesteś. Masz to idealne ciało i nie wiem ile razy mam ci to mówić."
Harry wzruszył ramionami.
"Zgaduję, że będę to powtarzał, dopóki w to nie uwierzysz."
Na twarzy Louis widniał złośliwy uśmieszek, ale Harry mógł zobaczyć szczerość i prawdomówność w oczach Louisa.
"Nie musisz martwić się byciem brzydkim. Wyglądasz jak cholerne słońce obok mnie, dosłownie promieniejesz cudownością."
"Jest takie słowo?" Angielski akcent Harry'ego był niezwykle dostrzegalny w tym zdaniu, nie wiedział dlaczego.
Dywan pod jego nagimi stopami w pokoju Louisa był miękki.
"Jesteś piękny." Było wszystkim, co powiedział Harry.
Harry praktycznie miał w pamięci wygląd budynku, w którym mieszkał Louis. Wpatrywał się w zdjęcie przez wieki, próbując wyobrazić sobie wszystko co Louis w nim robił.
Wjechał na parking, nie mogąc oderwać wzroku od dachu w momencie, gdy wyszedł z samochodu.
Nie widział nikogo, przez co miał mieszane uczucia.
Nie zdawał sobie sprawy że płakał, dopóki nie mógł poczuć słonego smaku w swoich ustach. Szybko mrugnął, próbując pozbyć się łez.
Szczerze, Harry nie wiedział, czego oczekiwał.
Miał tylko nadzieję, że Louis nadal był na dachu, zachowując się jak pijany chłopak, którym był.
Ponieważ to było lepsze, niż samobójstwo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top