Ból mocniejszy od innych

"POWINIENEM CIĘ NIENAWIDZIĆ!" krótki, lecz głośny szloch wydobył się ze szkieleta, cała słabość wyszła na jaw- jednak tylko on to wiedział.

 Dlaczego mu to mówi? Powinien trzymać to w tajemnicy, powinien zatrzymać to dla siebie. Powinien tego nie mówić, do dnia gdy obaj umrą... jednak tego nie zrobił. Nie był w stanie tego znieść, to go bolało, że nie mógł mówić mimo że chciał. Czuł ból w całej swej duszy, za każdym razem kiedy byli blisko siebie, za każdym razem gdy go widział, za każdym razem gdy o nim myślał,  za każdym razem, gdy z nim walczył.

 Dlaczego to boli aż tak?!

 "...a-ale...nie potrafię- Powinienem, jednak nie mogę. Nie chcę cię nienawidzić, choć wiem, że powinienem! Robiłem to przez lata- po czym... te uczucia powróciły." Ciężki szloch powoli zaczął narastać, jednak został stłumiony i wypuszczony jedynie w postaci przerywanego, pełnego boleści westchnięcia. Dlaczego się tłumaczy?

 Jego ciało boli, zawsze boli. Jednakże, to nowy ból. Bardziej nieznośny, niż kiedykolwiek przedtem.

 Rozdzielony pomiędzy dwiema decyzjami oraz ich następstwami. Kontynuować i pozwolić sercu mówić, po czym jedynie bogowie ReaperTale wiedzą co się stanie, bądź pozostać cicho i pozwolić mu odpowiedzieć na to, co powiedział do tej pory?

 "Nie mogę cię nienawidzić... dbam o ciebie. Nie wiem jak lub dlaczego... jednak dbam, a to boli." Nightmare poczekał chwilę, uspokajając oddech, po czym spojrzał swojemu bliźniakowi w twarz. "Boli to, że nie wiem co mam zrobić, jak zatrzymać to wszystko co rozpocząłem- by odzyskać twoje zaufanie- by wrócić do normalności- by z tobą rozmawiać..."

 Dlaczego robi to na oczach wszystkich?! Przynajmniej się w to nie mieszają, po prostu stoją w miejscu. Szczęka opadła im do podłogi, a przynajmniej myślał, że to się dzieje. Nie miał odwagi spojrzeć na swoją drużynę, znów był słabym... nie fizycznie, ale emocjonalnie. Jest ich szefem, królem, najbystrzejszym w okolicy,

 Teraz był jedynie słabym, załamanym dzieckiem, nawet nie twardym- nijakim. Po prostu gotowy na zostanie odrzuconym, zostawionym na ulicy by zgnić, wykopanym ze swojego własnego domu.

 "Nightmare..." Jego łagodny, przyjemny głos, ten głosy który miesza mu w głowie- ten głos który kocha. Ten, który ma nadzieję słyszeć częściej, jednak nie te słowa, których nie chce.

 Zawisnął w otchłani, odwzajemni uczucia czy pozostawi go na śmierć? Czując najwyższe partię nieba i najmroczniejsze cieluści piekła, nie pozostało mu już nic. Wszystko pozostało w równowadze- której los leżał w rękach Dreama.

 Nie był tego świadomy, jednak siedział na piętach, cały czas w takiej pozycji. W momencie, kiedy pierwszy, głośny szloch się z niego wydobył, jego kolana ugięły się pod nim i upadł, na pewno zadrapując, ale nie raniąc ich właściciela, który był na to nieczuły.

 Był nieczuły na zszokowane twarze wokół niego, był nieczuły na głosy wokół niego, był nieczuły na Inka i Blue, obserwujących Dreama z ciekawością, był nieczuły na glitche Errora, który próbował go przytulić na uspokojenie.  Był nieczuły na wszystko, oprócz swoich uczuć, myśli i Dreama.

 "Powinienem o ciebie dbać..." Odpowiedział cicho, wystarczająco głośno by Nightmare słyszał jego słowa, ale nie na tyle, by słyszał to ktokolwiek inny. Jego ton był ostrożny, jednak przygniatający dla jego Yin. Yang przedstawiony bielą wcale nie jest aż tak pokojowy, "Jednak już nie dbam... Wiem dlaczego i wiem jak... Więc cię nienawidzę..."

 "Nienawidzę tego, że wiem co powinienem robić, nienawidzę tego co zrobiłeś, nienawidzę faktu, że miałeś moje zaufanie, nienawidzę jak zacząłeś ze mną rozmawiać, jakby wszystko w przeszłości nie miało znaczenia... Nienawidzę tego, jak mnie odepchnąłeś, kiedy chciałem ci pomóc, a to bolało. Ale już nie boli, dbałem o ciebie przez lata- i wtedy te uczucia się pojawiły. Powinienem dbać- ja dbałem, jednak teraz... teraz cię nienawidzę."

 Z cichym pyknięciem, trio zniknęło.

 Pozostawił go na śmierć; zostawił tonącego w falach jego bólu. Wystawił go na wiatr, z zamiarem jego skrzywdzenia. Wolałby już piękne kłamstwo, niż tą bolesną, wyciskającą łzy prawdę.

 Nie reagował, kiedy ktoś do niego mówił, nie reagował gdy został podniesiony i zabrany do domu, nie reagował na przyjaciół wokół niego, nie reagował na słowa i tulasy. Nie reagował na jedzenie, nie reagował, gdy jego przyjaciele siłą zaciągnęli do niego Dreama.

 "Puśćcie mnie- ...co mu się kurwa stało?" jego podniesiony głos stał się monotonny, kiedy tylko zauważył Nightmare. Jakby chociaż brzmiał na zmartwionego widokiem bladego, chudego i widocznie schorowanego w łóżku. Nie przejęty ścieżkami łez na twarzy Yina, nie zmartwiony brakiem źrenic- nie zszokowany widokiem jego, będącego w normalniej formie.

 "Dream... proszę po prostu- zrób coś! ...Próbowaliśmy wszystkiego. Próbowaliśmy go nawet zmusić do jedzenia... odmawia czegokolwiek. To już tydzień... zrób coś, by mógł żyć." Error prosił, patrząc prosto w żółte źrenice, uwalniając go z wiążących go lin.

 "Dobra- ale robię to tylko dlatego, że jak on umrze, to ja też."

 Pośpiesznie Dream zbliżył się do Nightmare, który był przykuty do łóżka, jakby następnego dnia miał zmienić się w proch. Jego żołądek burczał co parę minut, domagając się jedzenia, które wyczuwał obok siebie.

 Wciąż, jakby w śpiączce, Nightmare nie reagował na pozytywną aurę obok niego, nawet kiedy się zbliżył i usiadł na łóżku blisko niego. Łóżko było ogromne, a on był położony ma środku, tak wielkie, że nie mógł zobaczyć Dreama siedzącego na jego krawędzi, nawet kątem oka.

 "Nightmare." Reakcja, źrenice powróciły- lekki, fioletowy rumieniec pojawił się na dotąd białych policzkach. Jasne, prawie neonowe, fioletowe źrenice powróciły do oczu, szerokie z zaskoczenia, zanim zwężały w strachu.

 Niepewnie obrócił czaszkę, spoglądając na bliźniaka i obawiając się tego, co może się stać. Został tak bardzo zraniony, jak osoba którą kochał, mogła mu to zrobić? Znów był nieczuły, nieczuły jak tydzień temu, jedynie on i Dream istnieli w tym pokoju.

 "Dobra, a teraz mnie stąd zabierz, Error- macie farta, że jestem strażnikiem pozytywnych emocji, inaczej bym was wszystkich pozabijał." Dream zszedł z łóżka, nienawidząc każdej chwili, spędzonej w pobliżu Nightmare. Wszystko w nim, od obrzydliwej aury która była jego znakiem rozpoznawczym, po zaklęcie jego przyjaciela w kamień na sto pierdolonych lat.

 "D-dream-" wychrypiał, krztusząc się łzami.

 Szok wypełnił żółte źrenice, gdy spojrzał znów na swojego starszego brata, zdziwienie i nienawiść mieszały się z innymi, nierozpoznawalnymi emocjami, tak skomplikowanymi, że nawet ich obrońca nie był w stanie ich wyjaśnić.

 Szloch powrócił, suchy przez odwodnienie. Nie pozwolił nawet wodzie przejść przez jego gardło, jego depresyjny stan jasno wykazywał, że nie chcę nic innego niż Dreama lub śmierci.

 "Nightmare!" Jego drużyna zawołała w radości, przepychając się przez Dreama i praktycznie przygniatając Nightmare, spadając jeden na drugiego, by tylko być jak najbliżej do szefa.

 Król spojrzał na swoją ekipę, po czym w miejsce gdzie Dream był jedynie sekundę temu.

https://archiveofourown.org/works/18365969/chapters/43487690

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top