𝔬𝔰𝔱𝔞𝔱𝔫𝔦 𝔯𝔞𝔷⁷
—Stoję tu i mimo całej tej okropnej prawdy jestem. Nie zostawiłem was jak ty mnie Jeongin, jestem tu i gnije od środka.— Oparłem się o jedno z drzew próbując wydukać z siebie kolejne nędzne słowa. Między czasie Han, który trzymał swe białe pobrudzone prześcieradło w ręku podszedł do mnie muskając wiatrem me prawe ucho, mówiąc:
—Zmieniłeś nasze wspólne piekło w coś dobrego, chociaż na chwile wszystkie złe myśli odeszły na bok obejmując cię w ramionach.—
—Kontakt fizyczny z duchami jest niemożliwy.—
—Niby duchy nie mają uczuć a jednak nasza siódemka poczuła.— Nie rozumiałem jego słów, mówił do mnie szyframi, dopiero potem to wszystko do mnie dotarło. —Wyrzuty sumienia zmieniły się w nadzieje.—
—Nadzieje? Na co?—
—Na spokój, odnalezienie siebie tam w górze.— Wzniósł głowę na wprost ciężkich szarawych obłoków chmur, z których spadały małe zimne krople deszczu. —Kiedyś się tam znajdziemy razem, czekając dnia w którym ty również do nas dołączysz.—
Chciałem być razem z nimi i kiedy mówił o tym że będą na mnie czekać doznałem dziwnego mrowienia. Czy to tęsknota? Przecież nawet się nie znaliśmy, oni żyli w innych latach, dawno temu a ja żyje teraz, kiedy oni już przestali. Dlaczego więc za nimi tęsknie?
—Musisz teraz odejść i żyć dalej.— Minho, w końcu powiedział coś miłego, aż nie mogłem w to uwierzyć. —Żyj za nas.—
Kiedy ja nie chcę, serce karze mi tu zostać i nigdzie bez was nie odchodzić a głowa ostrzega. Kogo mam słuchać? —Czy jest taka możliwość by ktoś żyjący mógł do was dołączyć po śmierci?—
—Dlaczego pytasz Lee?— Rzekł z dala Seo.
—Bo nie chcę was zostawiać a moje życie to jak nie życie.—
—Zwariowałeś chłopcze?— Bang chwycił się gwałtownie za czoło. —Nie możesz tak mówić! A tym bardziej o tym rozmyślać! Ja oddałbym za twoje życie wszystko!—
—A ja bym ci te życie oddał.—
—Nie Yongbok, proszę cię nie wygaduj takich bzdur.—
—A co mi pozostało? Gdy wrócę do domu matka od razu wyślę mnie razem z jej doktorem do szpitala dla umysłowo walniętych, albo co gorsza będzie truła mnie jakimiś lekami co zrobią ze mnie warzywo!—
—Nie sądzę aby twoja mama tak postąpiła.— Dodał Yang.
—Nie znasz jej..— Na dowód wyjąłem z pięści telefon i pokazałem im ile mam nieodebranych połączeń na ekranie. —Nie odczepi się tym bardziej po tym jak opowiedziałem jej o wszystkim co wam się przytrafiło i gdzie potencjalnie jestem.— Z hukiem rzuciłem, gdzieś daleko za krzakami komórkę.
Chan utrzymywał swoją pozycje i zaprzeczał wszystkiemu co do niego mówiłem. —Śmierć to nie rozwiązanie.— Tak bardzo starał się zatrzymać dla mnie te życie nie wiedząc że ja już od dawana przestałem żyć.
—Yang Jeongin!— Krzyknąłem do najmłodszego. —Nie zostawisz mnie ponownie prawda?!— Uklękłem przed nim na kolanach i błagałem całując ustami brudną ziemię. —Proszę cię.—
—Yongbok nie klęcz przede mną, nie powinieneś!— Młodszy cofnął się ode mnie kilka kroków by więcej nie widzieć mej głowy uchylając się w dół. —Wstań!—
Zacząłem ryczeć, bezsilnie leżałem na przemokniętej trawie jak zabite bydlę w chlewie. —Jeżeli jesteście prawdziwi to mi to udowodnijcie!— Krzyknąłem podnosząc wtedy wzrok z ziemii. Przede mną nie stał już Yang, był to ktoś na kogo spotkanie liczyłem za nim dowiedziałem się że oni wszyscy są zamordowanymi nastolatkami. —Hyunjin?— Zakrwawiony chłopak stał nad moim przemokniętym ciałem czekając aż postanowię wstać. —Gdzie byłeś?— Rozbeczałem się jeszcze bardziej, kiedy Hwang mimo okropnej śmieci wciąż obdarowywał mnie uśmiechami.
—Chcę ci coś pokazać Yongbokie, pójdziesz ze mną ten kolejny i ostatni raz?— Spytał.
—Tak!— Odparłem bez chwili zawahania.
Odkręcił się i zaczął iść, ja tuż za nim. Bez żadnego pożegnania ruszyliśmy w dalsze zakątki lasu, w mgnieniu oka pozostawiając za sobą obozowisko z szóstką duchów. Nie powiedział gdzie i czy daleko zajdzie nam ta podróż, nie miałem nawet możliwości go o to spytać bo jego kroki były zbyt szybkie abym był w stanie go dogonić. Zacząłem więc biec kompletnie na ślepo, jedynie co dawało mi odrobinę światła to księżyc, kiedy chmury raz na kilka minut odsłoniły go z obłoków. Łapałem duszkiem powietrze przyspieszając biegu za chłopakiem. —Hyunjin poczekaj na mnie!— Wywróciłem się na ziemie, ponownie oddając jej mój pocałunek. —Poczekaj!— Podniosłem się i od nowa zacząłem za nim biec, tym razem było mi lżej. Gdy biegłem nie czułem już zmęczenia tylko lekkie płynę kroki stawiane między gałęziami, wzrok również mi się polepszył. Widziałem gdzie mam skręcić i gdzie jest teraz Hwang.
—Stój!— Krzyknąłem a chłopak ustał. Spojrzałem do około siebie. Byliśmy nieopodal małego jeziorka, w którym rechotały żaby, koło niej rosło drzewo, dąb z opadającymi liśćmi. —Co to za miejsce?—
—To ostatki lasu, tutaj zaczyna się inne miasteczko.— Faktycznie było stąd widać gdzieniegdzie jakieś świecące lampki.
—Co tu robimy?—
Hyunjin usiadł pod drzewem na leżące pod nim liśćmi i oparł swój bark o pień. Miał stamtąd widok na wszystkie domy i światła w oddali, usiadłem więc z nim aby mu potowarzyszyć. —Pięknie tu prawda?— Zapytał chłopak a ja pokiwałem głową. —Jako ostatni widok za życia poszczęściło mi się.—
Te słowa zarzuciły na mnie płachtę, zmarszczyłem brwi jak do płaczu i trzymałem dłońmi trawę. Zdałem sobie sprawę w jaki sposób zmarł Hwang. Wpierw przełknąłem wydzielinę utrudniającą mi mowę a potem głęboko spojrzałem się zmarłemu przyjacielowi w zmarnowane oczy. —To przez pułapki?—
—Tak.— Odparł chrypkim głosem. —Może właśnie taka życiowa ścieżka od zawsze była mi przeznaczona?— Roześmiał się chociaż było mu przykro. —Pełna pułapek.—
—To zbieg okoliczności, nie mogłeś przecież przewidzieć tego co stanie ci na drodze ucieczki.—
—Prosiłem Boga o szybką śmierć, by zakończył moje cierpienia i zabrał mnie do siebie i do Seo Changbin'a, który umarł przede mną. Cały w strzępach przytargałem się pod te drzewo z ledwością opierając się o jego pień. Wykrwawiając się czekałem końca mojej przygody na tym świecie.—
—To musiało być okropne.— Kapiące łzy zalewały mi powieki zabierając ze mnie resztki siły.
—Dlatego powtórzę Bang Chana i zapytam cię jeszcze raz, dlaczego Yongbok chcesz odebrać sobie coś tak cennego?—
Na odpowiedź nie musiał długo czekać, poznałem ją ilekroć spotkałem na swojej życiowej ścieżce Yang Jeongin'a. —Tęsknisz za życiem, które ci zabrano bo wiesz jakie cudowne było, chciałbyś wrócić do dni w których ty i twoi przyjaciele śmialiście się zajadając słodyczami, chcesz to wszystko z powrotem ale co ze mną? Co z osobą, która nie ma do kogo wrócić i za nikim tak bardzo nie tęskni jak za wami?—
—Chcesz mi przez to powiedzieć że jedynie przez nas postanowiłeś odebrać sobie życie?—
—Jedynie? Chyba dzięki wam, w końcu będę miał to wszystko o czym marzyłem.—
—O czym marzyłeś?—
—O przyjaźni, miłości i trosce..czy to tak wiele?—
—Nie.— Odparł spokojnie.
—To dlaczego życie nie mogło mi tego dać?— Chociaż duch ani zjawa nie mogą mieć z ludźmi kontaktu fizycznego ja poczułem jego dotyk. Położył mi dłoń na ramieniu a ja to czułem, jego ciepłą dłoń i ciężki oddech na karku. —Hyunjin?—
—Tak?— Parsknął.
—Dlaczego ja cię czuje?— Zakrwawionymi dłońmi objął moją szyje przytulając się do niej jak dziecko do swojego pluszowego misia. —Co się stało?— Milczał chociaż wiedział jak bardzo panikuje. —Hyunjin?—Tknąłem się w miejscu serca, które nie biło. —Jak to się stało?—
—Zamknij oczy.— Mruknął obolały. Ufałem mu bezgranicznie nawet jak mnie to zabiło, zrobiłem ponownie co chciał i zamknąłem swe martwe oczy.
Potem usłyszałem już tylko. —Wiecznego snu Lee Yongbokie.— Ostatni raz był tym prawdziwym ostatnim razem, więcej jego głosu już nie usłyszałem, ani jego ani nikogo innego. Już nigdy więcej ich nie zobaczyłem, to było nasze pożegnanie..
SZERYF KIM JAEWOON POV:
—Tutaj!— Krzyknąłem do pozostałych szukających. —Wydaje mi się że go znalazłem.— Niepewnie podeszłem do dębu, pod którym leżał szkielet jakiegoś człowieka a obok nich już nieco rozkładające się ciało młodego Lee.
—Szeryfie? Co to za kości?—
—Nie wiem Moon, nie mam bladego pojęcia z kim był tutaj ten dzieciak.— Instynktownie zadzwoniłem do wydziału śledczego w komisariacie policji i spytałem się moich ludzi o możliwe dochodzenia w tym lesie.
—Jedyną dotąd nie rozwiązaną sprawą związaną z tym lasem jest sprawa z 1974 roku, przesłać szeryfowi informacje na telefon?—
—Tak, po proszę.— Rozłączyłem się a pięć minut później mężczyzna przesłał mi dane tej tajemniczej sprawy.
Znalazłem w nich notatki o aż siedmiu zaginionych nastolatkach z dnia 31 października w Halloween w godzinach 22 a 23 w nocy. Sprawę prowadził niegdyś mój ojciec, który ku mojemu zdziwieniu jakiekolwiek działania wprowadzał jedynie przez pełen miesiąc od zaginięcia dzieciaków. Nie przychodziło mi do głowy dlaczego tak postąpił. Miałem tu także pełne zdjęcia i imiona zaginionych wraz z ich grupą krwi i dna.
—Zabieramy te kości panowie, po proszę was też o to aby ponownie przeczesać nory tego lasu.—
—Jak wolno spytać to dlaczego? Mamy już zwłoki piętnastoletniego Lee Yongbok'a.— Odezwał się niepokojąco mój zastępca.
—Wydaje mi się że znajdziemy tu więcej martwych ciał panie Moon.— Nie wydawało mi się, po kolejnych poszukiwaniach moi ludzie odnaleźli jeszcze szczęść pozostałych szkieletów martwych ludzi. Miałem już przeczucia do kogo one należały ale żeby się upewnić zabrano je na badania.
"Wiadomości z dnia 14.24.2020"
SPRAWA Z ROKU 1974 ZOSTAŁA ROZWIĄZANA
Po 46 latach sprawa tajemniczego zaginięcia siedmioosobowej grupy nastolatków
została rozwiązana a przyczyną tego była ucieczka z domu 15-letniego
chłopca o imieniu Lee Yongbok. Niestety został znaleziony martwy przy jednym z martwych ciał
zaginionego 46 lat temu Hwang Hyunjin. Śledczy poinformował rodzinę chłopca o zgonie z przyczyny wpadnięcia do jednej z pułapek leśniczych. Szczere kondolencje wszystkim tym, którzy stracili swoje dzieci w tym lesie.
Czekam chwili, w której zaznają spokoju i to oni do mnie dołączał jak niegdyś to ja miałem zrobić.
Wesołego Halloween!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top