𝔭𝔯𝔷𝔶𝔧𝔞𝔠𝔦𝔢𝔩𝔢³

Robiło się coraz bardziej zimno niż przedtem, wiatr stawał się silniejszy a mróz przenikał każdą moją tkankę na policzku. Ocierałem jedną rękę o drugą by się trochę ocieplić ale to ledwo co dawało jakiekolwiek rezultaty. Dlatego skupiłem się bardziej na drodze idąc tuż obok Jeongin'a, który nieugięcie prowadził nas przed siebie. Po dłuższej chwili marszu chłopak się zatrzymał i poprosił mnie bym zebrał słodycze do koszyka by mieć co potem zjeść z tymi jego "przyjaciółmi", zgodziłem się w końcu nie wypada iść z pustymi rękami do nowych potencjalnych znajomych. Dziwił mnie jednak fakt że gdy zatrzymywaliśmy się przy najróżniejszych domach wielokrotnie to tylko ja dostawałem słodycze a on dosłownie nic, a stał centralnie przy mnie.

—Chyba cię tutaj nie lubią skoro nie dostałeś nawet jednego cukierka?—

—Możliwe..— Odmruknął niechętnie.

—Zawsze wydawało mi się że to ja jestem tym dziwadłem a tu taka niespodzianka.—

—Nie przejmuj się tym Yongbok moi przyjaciele cię polubią.—

—To oznacza że są równie dziwni jak ty.— Zrobiło mi się trochę głupio bo widziałem jak z przerażenia zmienia się w smutnego dziwaka, czego kompletnie nie było w planach, bo nie chciałem by kolejna osoba była z mojego powodu smutna. Przytuliłem jego smukłą sylwetkę i wsypałem mu połowę słodyczy z mojego koszyka do jego.

—Dziękuję— Zrobiło mi się bardzo miło, kiedy dzięki mnie ten dzieciak się uśmiechną, zwykle nie robi to na mnie wrażenia ale z nim śmiało mogę stwierdzić że było inaczej.

Po długim spacerze, w końcu skończyła nam się droga, miałem powiedzieć żebyśmy wrócili na jezdnię ale on bez żadnych obaw skręcił w stronę lasu. Wtedy byłem już prawie pewien że chcę mnie porwać czy po prostu zwyczajnie zamordować, przez co moja chęć kontynuowania wycieczki była nikła. Nie miałem zamiaru iść z nim gdziekolwiek dalej.

—Gdzie ty mnie prowadzisz?— Ustałem na poboczu kończącego się chodnika.

—Już niedaleko!—

—Mam co do ciebie złe przeczucia!—

Yang spojrzał się na mnie z ulitowaniem na twarzy ściskając nerwowo swoję palce u dłoni. —No dobrze skoro się boisz możemy chwilę posiedzieć na łące, jeśli chcesz?—

—A ci twoi przyjaciele?—

—Poczekają na nas.—

—No dobra możemy posiedzieć chwilę.—

Usiedliśmy razem na łące oddalonej od jezdni na oko z jeden kilometr. Poświęcając swoją uwagę w zupełności nie piękne widoki, które nigdy bym nie powiedział że można tu zobaczyć. Przypatrywałem się wszystkim światełkom wydobywających się z Grilling, każdy lampion czy latarka wydały się jak latające świetliki pośród martwej ceglanej natury. Ludzie zaś z daleka wyglądali jak małe pracujące mrówki w swoim wielkim mrowisku. Było stąd nawet słychać śmiechy i krzyki małych dzieci rozkoszujących się przebraniami jakie na sobie mają, podziwiając przy tym straszny wystrój uliczek. Wyglądało to tak cudownie że nawet nie zauważyłem jak chłopak, z którym tu przyszedłem, przeszedł przez żelazną siatkę i szedł w stronę lasu.

—Hej stój!— Zawołałem wystraszony.

Nie zwrócił na mnie uwagi, nie chciałem tam iść strasznie się bałem. Wolałem krzyczeć najgłośniej jak potrafię jego imię niż wejść tam za nim do tego odgrodzonego siatką miejsca. Moje wołania nic nie poskutkowały, nie wrócił..

Uznałem że byłem zbyt dziwny lub nudny by ktoś mógł mnie polubić, nie powinienem być zdziwiony że tak to się skończyło. Chciałem z powrotem wrócić do domu by użalać się nad sobą ale coś tak bardzo chciało abym ten ostatni raz zwrócę się w stronę lasu, może po to by móc pożegnać się z moim nowo poznanym kolegą na dobre..
W tym samym czasie, kiedy mój wzrok uniósł się ku górze patrząc z tęsknotą w przeciętą żelazną siatkę jakiś inny wysoki chłopiec trzymał w ręku mój koszyk ze słodyczami. Przestraszyłem się i z wielkim hukiem upadłem na ziemię zdzierając sobie skórę na łokciach. Nie wiem skąd on się tu wytrzasną ale mimo naprawdę niepokojącego otoczenia wyglądał przyjaźnie. Był uśmiechnięty i wyciągał do mnie bladą, chudą rękę machając nią na przywitanie. —Przepraszam że cię przestraszyłem, chciałem się tylko przywitać. Jestem Hyunjin a ty?—

—J-j-ja.— Z jakieś przyczyny zaczęłam się jąkać jak wcześniej przy pierwszym spotkaniu Jeongin.

—Spokojnie nie śledziłem cię jak o to chodzi, po prostu słyszałem twoje krzyki i myślałem że coś się stało. Dlatego śmiało możesz mi się przedstawić.—

Nie powinienem ufać obcemu, tym bardziej w tym przedziwnym miejscu, jednak on...on naprawdę potrafił stworzyć jakąś dziwną aurę w okół siebie pozwalającą mi mu zaufać. —Nazywam się Yongbok a krzyczałem dlatego że mój znajomy wszedł to tego lasu zostawiając mnie tu samego.—

Chłopakowi chwile zajęło przetworzenie informacji, które podałem mu jak na tacy, po czym tak z nikąd całkowicie zmienił temat. —Jest już późno może odprowadzę cię do domu?—

—Czemu jesteś tak dziwnie miły?—

—Cię to dziwi? Nikt nigdy nie był dla ciebie miły?—

—Zmieńmy temat..—

—Przepraszam za Jeongin'a jest troszkę nieśmiały.—

—Znasz go?— Wytrzeszczyłem oczy, kiedy słowa te dotarły do mojej głowy.

—Jest moim przyjacielem.— No i już wszystko jasne, przyjaciel Jeongin'a.

Było halloween ale on jak i jego przyjaciel wyglądali naprawdę realnie i nie wiem czy to tylko dobrze dobrane kostiumy i idealnie zrobione makijaże czy też może osoby, które doznały okropnie bolesnej krzywdy, a może to ja powinienem się ich bać?

Niezdrowo biała cera, na której każda najmniejsza żyła była jak otwarta. Cały podrapany tak jakby ktoś mu zrobił to specjalnie, czerwone białka w oczach i po rozszarpywane ubrania. Jednym słowem chodzący truposz.
Jedynie co nie wyglądało podejrzanie to jego śliczny szeroki uśmiech, który jakimś dziwnym sposobem mówił mi że przychodzi w celu pokojowym.

Podał mi koszyk i mimo iż nie prosiłem go o to szedł za mną aby móc mnie odprowadzić do domu, gdzie znowu będę siedział sam w czterech ścianach pisząc w pamiętniku słowa, które i tak nikt nie przeczyta. Mimo wszystko cieszyłem się że mam towarzystwo i że pierwszy raz w życiu ktoś z chęcią chcę mnie odprowadzić do domu. Następnym plusem jest to że w przeciwieństwie do Jeongin'a on nie zachowywał się jak dziwak, był całkiem normalny. Całą drogę opowiadał mi to co najbardziej podobało mu się w Halloween i jak się cieszy że mnie poznał. Ekscytował się tym jak bardzo kochał malować i jak bardzo by chciał mnie naszkicować, był w pewien sposób uroczy mimo jego okaleczeń na ciele.
To co jeszcze przykuło moją uwagę w jego wypowiedzi był fakt że wszystko co opowiedział było w formie przeszłej jakby już tego nie lubił albo nie robił.

Po długiej rozmowie, w końcu doszliśmy do mojego domu, z którego jak piorun wyskoczyła rozpłakana mama wycierająca słone łzy z twarzy. —Hej mamo!—

—O mój Boże synku, gdzieś ty byłeś tyle czasu?!—

Patrząc po wypełnionych uliczkach miasteczka zabawa hallowen'owa się jeszcze nie skończyła. —Ludzie w dobre chodzą po ulicach, myślałem że mogę sobie trochę pozwolić na dłuższy spacer?—

—Strasznie się bałam że coś ci się stało!—

—Spokojnie, cały czas chodziłem z moimi dwoma nowymi znajomymi.— Po raz pierwszy po dłuższym czasie pokazałem mamie mój szczery uśmiech.

—Poznałeś kogoś?—

—Tak przedstawiam ci Hyunjin'a!— Wskazałem na stojącego koło mnie czarnowłosego Koreańczyka.

—Kogo?—

—No stoi koło mnie, przywitaj się Hyunjin!—

—Witam, jestem Hyunjin.—

Nie miałem pojęcia o co chodzi mojej mamie, stała jak wryta i patrzyła się na mnie jak bym co najmniej oblał trzy testy z matmy. Chłopak śmiało przywitał się i pomachał ręką w jej stronę, bez żadnej reakcji zwrotnej. Powiedziałem jej by się z nim przywitała by nie było mu niezręcznie ale moje prośby nie działały, nadal patrzyła się na mnie zawzięcie i chyba nie miała zamiaru przestać. Dlatego aby nie było przykro Hyunjin'owi zacząłem się z nim żegnać i na do widzenia przytuliłem go życząc mu bezpiecznego powrotu do domu.

Jej wzrok wciąż pochłaniał moje pojedyncze odruchy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top