Rozdział 3- Matthew.

Ten rozdział dedykuję karilola033 za to, że pokazała mi, jak robić ze wszystkiego jaja i focha na pięć minut XDD pozdrawiam serdecznie ;**

Wstałam z kanapy, na której spałam u Very. Pozwoliła mi przenocować u siebie przed tydzień, bo potem wyjeżdża do cioci na wieś, żeby pomóc jej tam trochę.

Nałożyłam na siebie czarne legginsy, szarą bluzkę z długim rękawem, czarną skórzaną kurteczkę i białe superstary. Po tym poszłam jeszcze do łazienki, żeby lekko się umalować i związać włosy w płaski kok. Gdy już skończyłam, wyszłam cicho do kuchni i zrobiłam dwie porcje jajecznicy. Jedną zjadłam sama, a drugą zostawiłam dla przyjaciółki, która spała jeszcze w najlepsze.
Zabrałam ze sobą rzeczy do pracy, nałożyłam na głowę czapkę beanie i wyszłam po cichu z mieszkania Veronici.

Stojąc na ulicy złapałam taksówkę i pojechałam na plan.
Po drodze usłyszałam jeszcze krótki dzwięk komórki. Przyszedł SMS.

Mama: Miłego dnia w pracy, córciu ;*

Ja: Dzięki, mamo, właśnie jadę na plan ;)

Mama: I pamiętaj- nie przejmuj się włosami, to ze strony taty był głupi pomysł, ale wiesz, jaki on jest

Ja: Na pewno nie taki, żeby namawiać Wendy do tego, aby mi pofarbowała włosy na różowo!

Mama: Am, ja słyszałam, jak rozmawiał z Wendy. Wytłumaczył jej, że zakładali się wcześniej, i że to nie był dobry pomysł, żeby farbować ci włosy w noc przed twoim pójściem do tej pracy. Nie gniewaj się już na niego, a tym bardziej nie na Wendy.

Ja: Mamo... na Wendy się już nie gniewam, ale mogła mieć własny rozum, w końcu ona ma już dwanaście lat!

Mama: Wiem, ale wybacz też tacie...

Ja: Nie! To, co mi powiedział, było nie do przyjęcia! Przecież dobrze wie, jak kocham muzykę!

Mama: Kochanie, każdy to wie ;)

Ja: No właśnie! Więc tymbardziej nie powinien mówić takich rzeczy! Zwłaszcza, że widział, jak zależy mi na tej pracy i jak stresowałam się przed rozmową!

Mama: Wiem, Amando, ale naprawdę, przemyśl to jeszcze...

Spojrzałam przez okno i uświadomiłam sobie, że taksówka zaraz zatrzyma się pod planem.

Ja: Dobrze, mamo, a na razie muszę już kończyć, bo zaraz będę wchodzić na plan, pa ;*

Mama: Dziękuję, że zrozumiałaś, papa ;*

Wyłączyłam telefon, zapłaciłam taksówkarzowi i wyszłam z samochodu. Stałam właśnie przed starym, podniszczonym kościołem, w którym miał się znajdować serialowy Instytut. Poszłam w kierunku jego drzwi i je otworzyłam. Natychmiast oślepiło mnie światło. Lampy bardzo jasno tam świeciły.

Już od progu ludzie zaczęli mi się dziwnie przyglądać. O co im chodzi?

Chwilę rozglądałam się po tym miejscu, kiedy podeszła do mnie jakaś wysoka brunetka. Miała na sobie prostą, czarną spódnicę i białą koszulę z podwiniętymi rękawami. Na nogach miała ciemne, wysokie szpilki.

-Przepraszam, ale turystom wstęp wzbroniony.- powiedziała.

-Tak, rozumiem, ale...- zaczęłam, ale mi przerwała.

-Nie chcem słyszeć żadnego ,,ale". Proszę wyjść z planu!

-To niech mi pani da coś wyjaśnić!- wkurzyłam się, że nawet nie chciała mnie wysłuchać do końca, tylko mi przerwała. Pokazałam jej kartki ze scenariuszami- Dwa dni temu pan Mcg zatrudnił mnie jako głównego kompozytora muzyki do tego serialu! I nie, nie jestem turystyką!- babka rozwaliła mnie stwierdzeniem ,,turysta". Ostanie zdanie powiedziałam z takim załamaniem, że myślałam, że zaraz wybuchnę śmiechem.

Ona tylko spojrzała na mnie osłupiała i nagle obok nas pojawił się Mcg- jedyne koło ratunkowe na tym morzu wariatów.

-O, witaj, Amando.- przywitał się ze mną- Widzę, że już przyszłaś i poznałaś Kylie, moją sekretarkę.

-Tak, i to aż za dobrze...- mruknęłam i popatrzyłam z wyrzutem na brunetkę.

-Dobrze, a więc w takim razie pokażę ci twój gabinet, w którym będziesz mogła komponować muzykę. Chodź za mną.- pokazał ruchem ręki, w którą stronę mam iść i poszedł przede mną.

Gdy już dotarliśmy do tego pokoju, przeszliśmy przez ciemne drzwi, i aż mnie zatkało. Okazała się to być duża sala muzyczna. Składała się z trzech połączonych ze sobą pomieszczeń. W pierwszym, do którego wchodziło się bezpośrednio przez drzwi, znajdowała się cała ogromna konsola muzyczna.

(Zdjęcie w mediach)

Przed nią stały dwa czarne krzesła z dziurami w oparciu, na których wisiały dwie pary słuchawek podłączonych do konsoli.
Ściany miały kolor intensywnie pomarańczowy, a podłoga była gładka i czarna.

Przeszliśmy przez następne drzwi, które prowadziły do pomieszczenia z mikrofonami i różnymi instrumentami: gitarą, pianinem, skrzypcami. Stał też tam metronom. Na zielonych ścianach wisiały różne zdjęcia. Na jednym nich dostrzegłam tego gbura, z którym ,,rozmawiałam" po spotkaniu. Siedział przy pianinie. Na drugim obok widać było róże w ogrodzie.

W następnym pomieszczeniu na jasnej podłodze stały dwie duże, niebieskie kanapy. Obok jednej z nich był jeszcze takiego samego koloru szezląg (wybaczcie, ale nie wiem, jak to się pisze, więc napisałam, jak się czyta XD, ale sprawdźcie w internecie, to może on was gdzieś nakieruje).
Na środku pokoju stał jeszcze szklany stolik kawowy, a wokół niego poustawiane różnokolorowe pufy. Niebieskie ściany idealnie komponowały się z resztą pokoju.

I to tu miałam pracować? Tu było cudownie!

-Ja... tu jest pięknie.- zachwyciłam się.

-Cieszę się, że ci się tu podoba, bo to tu będziesz komponować muzykę. Jeśli będziesz czegoś jeszcze potrzebować, to po prostu mów, a ja się tym zajmę.- puścił mi oczko.

-Dziękuję- uśmiechnęłam się- ale obawiam się, że tu jest chyba wszystko, czego potrzebuję, więc nie będę panu zawracać głowy swoimi prośbami.

-Dobrze, to ja cię już może tu zostawię, a ty uporządkuj to miejsce tak, jak chcesz, bo od teraz ten pokój jest twój. Kiedy skończysz, zabierz się za wymyślanie melodii na czołówkę do serialu.

-Dobrze- przytaknęłam- jeszcze raz, bardzo dziękuję.

-Nie ma sprawy.- uśmiechnął się, po czym wyszedł.

Jednak nie na długo zostałam tu sama, bo do środka wparowała ostatnia osoba, jakiej tu chciałam.

-...Alex, daj spokój, to wcale nie tak!- usprawiedliwiał się ten furiat, kiedy rozmawiał z kimś przez telefon. Gdy tylko mnie zobaczył, pożegnał się z osobą ,,po drugiej stronie".

Spojrzałam na niego zdziwiona i powiedziałam:

-O. To ty.

Jakież to było entuzjastyczne, nieprawdaż? Wyczujcie ten sarkazm.

-I ty.- spojrzał na mnie badawczym wzrokiem- Co ty tu...?

-Ja? Pracuję.

-Ale jak to?

-Normalnie, a ty?

-Ja też.- uśmiechnął się zwycięsko.

-Jako kto? Sprzątacz?- zaśmiałam się pogardliwie.

-Och, żebyś się nie zdziwiła.

-No to powiedz mi, jako kogo będę cię tu widzieć?

-Aktora.

Stanęłam jak wryta. Ten typ jest aktorem? ,,Prędzej ze śmiechu padnę tu trupem". (A kto wie, skąd ten tekst, pisze w komentarzu :33)

Zaśmiał się na moją reakcję, po czym spytał:

-A ty jako kto będziesz tu pracować?

-Kompozytor główny.- wydusiłam z trudem. Nadal moje zdziwienie miało przewagę w moim zachowaniu.

-Pokażesz mi, jak grasz?

-A niby czemu, co?- odzyskałam swoją pewność siebie- Myślisz sobie, że jak najpierw na mnie krzyczysz, a potem zachowujesz się normalnie, to wszystko jest ok? To ja ci powiem. Otóż nie, nie jest. Zastanów się nad sobą.

-A ty znowu wracasz do tych swoich mądrości.- przewrócił oczami- Chciałem być miły, nie wiem, o co ci chodzi. To, że przedtem się trochę pokłóciliśmy, to nie znaczy, że nie moglibyśmy dogadywać się normalnie. Jak koledzy z pracy.- wzruszył ramionami.

-Amanda.- wyciągnęłam do niego rękę.

-Matthew.- chwycił moją dłoń.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top