🖖11 Niedługo Się Spotkamy🖖


Mroźne powietrze ochładzało jej skórę. Było zimno. Ciało trzęsło się, a ona ściskała swoje ramiona próbując zatrzymać ciepło. Jej dłonie zamarzały, palce u stóp drętwiały. Wiatr niosący ze sobą śnieg rozmazywał horyzont. Widziała tylko biel. Stąpała po świeżym śniegu. Biały pył rozdmuchiwany przez wiatr tworzył fale pod jej stopami.

Nie było tu nic innego. W tym punkcie wydawało się jakby oślepła. Pustkowie i szalejący wiatr to jedyna rzecz którą widziała.

Pod jej stopami słyszała niepokojące dźwięki. Zwiększały się one z każdym kolejnym krokiem. Myślała nad ucieczką z niebezpiecznego miejsca, jednak nie wiedziała co kryło się pod pokrywą śniegu. Patrząc pod nogi starała się utrzymać balans. Czuła jakby stąpała po kruchym lądzie.

W pewnym momencie usłyszała pisk. Zakryła uszy, które nie mogły znieść tego odgłosu. Jej stopy nagle zrobiły się mokre. W oddali zauważyła postać przedzierającą się przez śnieg.

Pisk kolejny raz przeszył jej ciało. Usłyszała trzask. Spojrzała pod nogi. Lód zaczął rozprzestrzeniać się na wszystkie strony. Podłużne kreski malowały się tworząc wzory.

Jej serce zaczęło bić o wiele szybciej, gdy lód zaczął nagle pękać. Rzuciła się do biegu. Przebierała nogami czując pod nimi coraz częściej lodowatą wodę. Jej gonitwa zakończyła się gdy zapadła się pod lód.

Lodowata woda kłębiła się szaleńczo wokół niej. Straciła oddech, a jej próby wydostania się zamrażały jej kończyny. Jej głos nie był w stanie wydostać się na zewnątrz.

Jej oczy kolejny już raz spowiła ciemność. Dało jej to złapać oddech i przywróciło do rzeczywistości. Z głośnym wdechem otworzyła oczy. Spanikowany wzrok szukał ucieczki. Jej klatka piersiowa poruszała się dynamicznie. Usiadła, łapiąc się za serce.

Mijały sekundy gdy ta próbowała dojść do siebie. Sny tak realistyczne przyprawiały ją o zawał serca. Stawało się to monotonne, gdy tak wiele razy śnił jej się koszmar z podobnym zakończeniem.

Wpatrywała się w ciemność. Z jakiegoś powodu dziwne poczucie, że nie jest sama sprawiało, że była czujna.

Po kilku minutach zauważyła coś dziwnego. Czym dłużej wpatrywała się w to miejsce wydawało się to być prawdziwe. Wodnista poświata zdawała się znajdować w tym samym pomieszczeniu co ona.

Nie ufała swojemu wzrokowi. Ciągle ktoś płatał jej figle. Księżyc zdawał się czytać jej myśli. Jego blask wpadł do pokoju i lekko oświetlił to co było przed nią. Przetarła oczy, chcąc upewnić się, że dobrze widzi.

Przesunęła się na krawędź łóżka. Chciała dotknąć tego dziwnego zjawiska. Upewnić się, że nie oszalała. Wstała i małymi krokami wyszła na środek pokoju. Wyciągnęła rękę chcąc dosięgnąć, dotknąć poświaty, ale wtedy poruszyła się.

Z niedowierzaniem w oczach sięgnęła dalej wciąż próbując złapać kontakt. Jednak i tym razem oddaliło się. Spróbowała kolejny raz, tym razem szybszym ruchem. Była pewna że nie było to przypadkowe. Nie mogła sobie tego wymyślić.

Poświata odsuwała się za każdym razem gdy ta próbowała ją złapać.

-Przestań uciekać - wyszeptała.

Czuła że ktoś się z nią droczy, nawet jeśli nie wiedziała jak to możliwe. Wydawało się to być nierealne, ale poświata za każdym razem się przemieszczała.

Chciała dowiedzieć się co to. Nie przyprawiało jej to o strach. W żadnym stopniu się nie bała, była ciekawa. Chciała dowiedzieć się kto to lub co to może być. Poświata kolejny raz uciekła spod jej rąk. Odwróciła się znajdując idealną okazję na złapanie jej.

Zaczęła szybko biec, nie chcąc dać okazji na ucieczkę. Jednak wszystko co udało jej się zrobić to przebiec i zatrzymać się przy ścianie.

Wtedy ponownie usłyszała  nieprzyjemny pisk. Zupełnie taki jak w jej śnie. Zakryła uszy, które nie mogły tego znieść. Jej ciało przeszył ból, a ona upadła na podłogę.

-Seungmi..

Usłyszała szept. Jej ledwo otwarte oczy zauważyły czarne buty tuż przy niej. Ręce oplotły jej ciało i uniosły w górę. Patrzyła na znajomą twarz, której się nie spodziewała.

Nic nie miało sensu.

Znalazła się na łóżku, a ręce opuściły ją. Patrzyła na poranioną twarz. Nie wierzyła w zjawisko które widziała.

-Bardzo cię boli? - zapytał.

Czuła, że to ona powinna o to zapytać, a nie on. Stał naprzeciwko niej i się wpatrywał. Jak długo tak się na nią patrzył? Zawsze to robił gdy spała? Nie rozumiała jak się tu znalazł i to w takim stanie.

-To on cię tak pobił, prawda? - na jego twarzy były widoczne sińce i zadrapia - Przepraszam za niego, źle zrozumiał naszą kłótnię i...

-W porządku - przerwał jej - zasłużył na to. Nie przejmuj się tym.

-Nie zasłużyłeś, to moja wina..

-To nie są moje rany, więc nie musisz się martwić.

Seungmi nie mogła zrozumieć o czym mówi. Chciała dopytać o każde słowo. Wydawało jej się, że chciał zachować dużo dla siebie. Jednak ona nie zamierzała przestać pytać.

-Co masz na myśli mówiąc, że to nie są Twoje rany? To czyje one są? - usiadła - Jak się tu znalazłeś? Kim jesteś? Czemu tak dużo wiesz i jesteś na każdym kroku. Nie powinieneś być teraz w domu, odpoczywać?

Przyłożył rękę do jej ust, chcąc żeby była cicho. Znalazła się w bezruchu, gdy on przybliżył się do niej.

-Musisz uważać - wyszeptał do jej ucha - Zaufaj Yoonseokowi, on wie co robi. Gdy otrzymasz pracę, zgódź się. Maru będzie ze mną bezpieczna - patrzył w kąciki jej oczu - Nie spotykaj się z Beomgyu. Będzie chciał się odegrać na tobie i na nim. Zadbaj najpierw o swoje bezpieczeństwo.

Zatrzymał swój monolog, gdy usłyszał otwieranie się drzwi. W ciszy nasłuchiwała swojego oddechu.

-Spotkamy się niedługo. Musisz zniszczyć ten notatnik.

Zanim mogła cokolwiek zrobić. Jego ręka i cała jego osoba zniknęła. Złapała głęboki oddech próbując przetworzyć wszystko co jej powiedział.

Usłyszała uchylające się drzwi, zza których zauważyła zmęczoną twarz kobiety.

-Jeszcze nie śpisz, Seungmi? - powiedziała usypiającym głosem.

-Już się kładę, mamo - odpowiedziała wciąż będąc oszołomioną.

-Słodkich snów - zamknęła drzwi z uśmiechem.

Seungmi czuła, że nie zaśnie tak łatwo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top