Rozdział 8

Wpatrując się w Jeremy'ego, opartego o trybunę oraz na Zachariasza Smitha, trzymającego swoje ręce na talii mugolaka, Agatha po prostu zamarła. Kiedy usłyszała tupot stóp swoich przyjaciół, oraz zapewne innych uczniów, ocknęła się szybko. Podniosła z ziemi różdżkę, po czym pokręciła głową, czując, że robi jej się słabo.

- Nie... Ja... - plątała się w swoich słowach, po czym złapała się za głowę - Ja muszę sobie iść, nie przeszkadzajcie sobie...

Odwróciła się i zerknęła na niewielki tłum zaszokowanych ludzi, w tym swoich przyjaciół, patrzących na to z rozdziawionymi ustami. Słysząc nawoływania Jeremy'ego, zaczęła biec szybciej, a nieświadomie kilka łez popłynęło jej po policzkach. W końcu znalazła się na korytarzu Hogwartu, a gdzieś mignęła jej profesor McGonagall, więc z tego powodu, oraz zmęczenia, zatrzymała się, aby wziąć kilka wdechów. Kiedy usłyszała z powrotem kroki blondyna, zdjęła okulary i spojrzała na niego z wyrzutem. Ten, na widok swojej płaczącej przyjaciółki, odsunął się jednak krok, a jego oczy się również zaszkliły. Kiedy ona była bardzo emocjonalna, Jeremy był po prostu cholernie wrażliwy.

- Agatha, posłuchaj... - zaczął, ale ta nie dała mu dokończyć.

Miała wrażenie, że jeśli tego z siebie nie wyrzuci, to pęknie na środku korytarza i nawet pani Pomfrey jej nie pomoże. Nie była pewna, czy w aktualnym stanie cokolwiek mogło jej pomóc. Wyładowanie swojej złości na blondynie wydawało się po prostu najsensowniejszą opcją.

- Nie, Jeremy. To ty mnie posłuchaj! - warknęła ze złością, podchodząc do niego z zaciśniętymi pięściami - Zrobiłeś mi ogromną awanturę o to, że zamieniłam kilka zdań z Nottem! Tymczasem ty wymieniasz sobie codziennie kilkadziesiąt całusów i Merlin wie jeszcze czegoś ze Smithem i jakoś wszystko jest w porządku! Bezczelnie wykorzystałeś śmierć mojej matki i moje problemy z mocami, ty cholerny hipokryto!

- Nie miałem zamiaru wykorzystywać twojej sytuacji, przysięgam - Puchon rozpłakał się na dobre, twarz mu poczerwieniała - Nie wiedziałem, jak to wam powiedzieć! To wszystko jest dla mnie nowe! Nie jestem taki, jak wy! Nie podobają mi się dziewczyny, nie umiem pokochać żadnej dziewczyny!

- Mam to gdzieś! - krzyknęła Agatha, machając rękoma jak popaprana. Gardło już jej ścierpło i lekko zapiekło - Mam gdzieś, czy podobają ci się dziewczyny, chłopaki, czy nawet skrzaty domowe! Możesz sobie całować nawet obrazy! Leć na Filcha, nie przeszkadza mi to! Już nawet mogłabym przełknąć, że to Smith. Ale ty mnie okłamałeś, Jeremy. I nie chrzań, że nie wykorzystywałeś mojej sytuacji. Przyznaj, było ci z tym lżej. Że niczego nie wyczuję, a nawet jeśli, to stwierdzę ''hm, nie, na pewno to z moimi mocami jest coś nie tak, bo mój najstarszy najlepszy przyjaciel nigdy by mnie nie oszukał!'' Ja... Muszę iść...

- Agatha, błagam...

Dziewczyna pokręciła głową, po czym szybko pobiegła do Wieży Gryffindoru, zostawiając go samego. Kolejne łzy zaczęły spływać po jej twarzy, więc zmieniła kurs na pobliską łazienkę, po czym wparowała do niej i zamknęła się w pierwszej lepszej kabinie, aby przez najbliższe dziesięć minut wypowiedzieć wszystkie znane jej przekleństwa po paręnaście razy i uderzać pięściami w ściany.

***

Wieść o ''sytuacji za trybunami'' i o kłótni Agathy Bones z Jeremym Curtisem rozeszła się po całej szkole. O ile na początku ''mały, mugolski, puchoński gej'' bawił Notta, tak teraz żart zaczął mu się przejadać. Chociaż nadal się dziwił, czemu ten wybrał sobie akurat Smitha. A może to wszyscy homoseksualiści byli takimi kretynami i odrzutkami?

Wszedł jako jeden z ostatnich do klasy, zdecydowanie nie w humorze na jakieś głębsze interakcje towarzyskie. Zmrużył oczy do jednego Krukona na końcu klasy, a ten szybko uciekł ze swojej ławki. Usłyszał za sobą cichy śmiech Zabiniego, a on sam też uniósł zadowolony delikatnie kącik ust.

Rozłożył się na krześle, wyciągając nogi do przodu. Kiedy sięgnął do torby, aby wyciągnąć książki tylko po to, aby profesor Flitwick się nie przyczepił, usłyszał, jak ktoś siada obok niego. Lekko sztywniejąc, podniósł się i dostrzegł Agathę, wypakowującą obok niego swoje rzeczy, jakby nigdy nic. Zamrugał kilka razy, niepewny, czy nie ma może jakiś zwidów, albo nie pomylił przy śniadaniu kawy z piwem.

- Wiem, że to prawdopodobnie twoja najbliższa interakcja z płcią żeńską od długiego czasu, ale na pewno sobie poradzisz - rzuciła blondynka, nawet na niego nie patrząc - Jesteś przecież tak rozchwytywany, czy coś.

Theo prychnął cicho, po czym pokręcił głową. Chyba sobie robiła jaja! Musiał przejąć sytuację. Praktycznie czuł na sobie osądzające spojrzenia innych Ślizgonów.

- Bones, masz trzy sekundy...

Nie zdążył dokończyć, bo do klasy wszedł, ledwo zauważalny, profesor Flitwick i z uśmiechem zaczął opowiadać, czym dzisiaj zajmą się na lekcji. Teodor zacisnął usta w praktycznie prostą linię, a Gryfonka uśmiechnęła się zwycięsko, po czym oparła się na łokciu, zaczynając udawać, że słucha nauczyciela.

Mała lampeczka zaświeciła się w głowie chłopaka. Zerknął w tył na Jeremy'ego, który smutnymi oczami wpatrywał się w swoją przyjaciółkę, lub byłą przyjaciółkę. Wyglądało na to, że nadal się nie pogodzili i właśnie dlatego okularnica usiadła obok niego.

Nott postanowił jej pokazać, jak wielki błąd popełniła. I przy okazji się trochę pośmiać.

Niemal bezgłośnie wyjął z torby dodatkowy pergamin i zerknął na dziewczynę, która wydawała się zaczynać przysypiać, jej powieki były lekko przymknięte. Wyjął pióro i cicho napisał kilka słów

Chyba nie mogę cię już nazywać Krukoneczką. Oni z definicji mają być chyba tolerancyjni

Przysunął zwój w stronę dziewczyny, po czym lekko szturchnął ją łokciem. Ta wzdrygnęła się, ale spojrzała na niego zdziwiona, po czym na kartkę. Wędrowała oczami po napisanych słowach, a jej twarz zaczęła się napinać ze złości. Wzięła swoje pióro i przysunęła do siebie pergamin, szybko i niechlujnie coś na nim skrobiąc. Nott zmrużył oczy, a odczytanie jej bazgrołów zajęło jej chwilę.

Ślizgoni też z definicji mają być zaradni i sprytni, a jakoś nie grzeszysz tymi cechami. I nie wiem o co ci chodzi, jestem okropnie i nad wyraz tolerancyjna. Siedzę z tobą tutaj, to coś znaczy. Toleruję twój egocentryzm, a jest tak duży, że praktycznie czuję jego smak na języku

- Ale ty bazgrzesz - mruknął prawie niesłyszalnie Theo, a Agatha pokazała mu pod ławką środkowy palec.

W takich momentach cieszył się, że jego ojciec, kiedy Teodor był młodszy, wynajął kogoś, od uczenia go kaligrafii. Wiele można było mu zarzucić, ale nie znał nikogo, kto miał ładniejszy charakter pisma. Przeganiał w tym nawet dziewczyny.

Potrafisz tolerować mnie, tego ''okropnego i nieznośnego Ślizgona, który jest okropny i nieznośny z automatu, bo jest ze Slytherinu'', ale zaakceptowanie, że twój podobno najlepszy przyjaciel jest gejem to problem? Niezbyt to tolerancyjne

Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. Z resztą, ty i twoi znajomi nawet nie stoicie obok słowa ''tolerancja'', aż się dziwię, że to słowo ci przez gardło przechodzi

Możliwe. Ale ja przynajmniej nie udaje i nie zasłaniam się za maską porządnej Gryfoneczki, która jest w stanie zrobić wszystko dla swoich kochanych przyjaciół. Może wraz z tym całym twoim Wewnętrznym Okiem coś jeszcze się w tobie popsuło? A może zawsze taka byłaś? Taka niegryfońska

Nie zdążył się nawet zaśmiać pod nosem, bo po chwili Agatha wzięła swoją książkę i z całej siły zamachnęła się nią w twarz Notta. Chłopak głośno przeklnął, a po chwili złapał się za swój noc, który mocno krwawił i jeszcze bardziej bolał. Cała klasa się na nich spojrzała, łącznie z nauczycielem, który zaczął coś krzyczeć, ale chłopak go nie słuchał. Spojrzał na Gryfonkę, która przestraszona położyła ręce na swoich ustach i wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Powiedziała ciche ''przepraszam'' , ale jej ręka powędrowała do jej różdżki. Niestety, Nott ją ubiegł i złapał swoją szybciej, wycelowując w okularnice.

- Expulso!

Siła zaklęcia odepchnęła Agathę na innych uczniów i ich ławki, aż się zakurzyło Nott patrzył się chwilę, jak dziewczyna leży koło dwóch powalonych ławek i zwija się z bólu i szoku, a po chwili poczuł, jak krew spływa mu na koszulę. Nos znowu go zapiekł, a chłopak złapał się za niego, cicho klnąć.

- Bardzo mnie cieszy, że pan Nott uważał na lekcji do tego stopnia, aby widzieć, że mówimy dziś o zaklęciu Expulso - zaczął wściekłym tonem profesor Flitwick, wręcz wydawało się, że dymi mu z uszu - Ale nie przeszliśmy jeszcze do praktyki, panie Nott. Oboje macie szlaban! Wy, pomóżcie jej wstać, sprawdźcie, czy jest przytomna!

- Wszystko jest w porządeczku, profesorze - stwierdziła nieco oszołomiona Agatha, powoli prostując się do siadu. Jej włosy były potargane, okulary przekrzywione i rozbite, a na czole ciekła jej strużka krwi. Jeden z Puchonów klęczał przy niej na wypadek, gdyby zemdlała - Gdyby profesor tylko widział, w jakich gorszych stanach ja potrafiłam być po Kremowym Piwie! To, że jeszcze stanikiem tu nie wymachuję to czysty, dosłownie czysty cud!

- Panno Carter, panie Rostfield - nauczyciel zwrócił się do dwójki Krukonów Prefektów, siedzących przy oknie - Zabierzcie pannę Bones i pana Notta do Skrzydła Szpitalnego. Trzymajcie ich tylko od siebie z daleka.

- Oczywiście, panie profesorze - powiedzieli praktycznie jednogłośnie, po czym podbiegli do Agathy i powoli pomogli jej wstać.

Nott również się ruszył i zerknął na swoich znajomych, patrzących na to z rozbawieniem na twarzach. Poczuł silną ochotę rzucenia w nich tą samą klątwą. Zerknął również na Curtisa i siedzącego obok bruneta, którzy chcieli widocznie zabić go wzrokiem.

Agatha, pomimo oszołomienia, miała dokładnie taki sam wyraz twarzy.

Dwójka Krukonów wyprowadziła ich z sali, chłopak podtrzymywał Agathę, a dziewczyna pilnowała Teodora. Chłopak zniesmaczony patrzył na swoją koszulę, całą we krwi, kiedy usłyszał ciche słowa okularnicy.

- Chciałam ci nastawić ten nos, imbecylu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top