Rozdział 5
Gdyby Agatha mogła bezkarnie trzasnąć drzwiami klasy profesora Firenzo, pewnie by to zrobiła. Zacisnęła swoje pięści, wbijając w nie swoje paznokcie.Nie dowiedziała się od niego absolutnie niczego! Tylko, że ma czekać, że ma ćwiczyć, że ma być cierpliwa... Robiła to już od miesiąca! Nie dawało to żadnych, absolutnie żadnych skutków. Była bliska wybuchu, jakby cały jej stres, gniew i reszta negatywnych emocji, zebranych od pogrzebu mamy, skumulowały się w niej.
- Uspokój się! Wyglądasz jak Carla, kiedy przez wakacje ten jej głupi chłopak nie odpisze na list, czy tam poematy miłosne - Edward dogonił przyjaciółkę, naprawdę zmartwiony jej stanem - Ale może on ma rację? Może po prostu musisz być cierpliwa?
- Nie chcę być dłużej cierpliwa! - warknęła Bones, gwałtownie stając. Wiedziała, że jej przyjaciel chciał jej tylko pomóc, ale była w zbyt silnych emocjach, aby to docenić - Mam dosyć tego wszystkiego! Dosyć nietrafionych wróżb, popsutej intuicji, złych, cholernie dziwnych wizji!
- Spok.. Wizji? - Eddie aż się cofnął ze zdziwienia. Posłał jej zdezorientowane spojrzenie - Mówiłaś, że przez problemy z mocami właśnie nie masz żadnych wizji... Wyrocznio Gryfońska? Czego nam nie mówisz?
Agatha westchnęła, nie mogąc z tego, jak wielką idiotką czasami potrafiła być. Nie chciała o tym wszystkim nikomu mówić, tylko zapomnieć, że to się w ogóle zdarzyło. Czemu musiała być taka emocjonalna? Jednak widząc pytający wzrok chłopaka wiedziała, że było to już niemożliwe. Podłogi zostały umyte, nawet wylizane, można by powiedzieć w tej sytuacji.
- Czemu potrafisz zapamiętać coś, co może mnie pogrążyć, ale jedna data z Historii Magii to dla ciebie koszmar? - nie rozumiała, zamykając na chwilę oczy.
- Taki mój urok - szatyn wzruszył ramionami, uśmiechając się na chwilę sam do siebie - To co z tą wizją? Co widziałaś?
Blondynka przejechała palcami po włosach, po czym usiadła z przyjacielem na jednej z ławek, próbując dobrać odpowiednie słowa.
- W tej wizji całowałam się z Teodorem Nottem - powiedziała cicho, mając wrażenie, że słowa sprawiają jej fizyczny ból. Oczy Edwarda rozszerzyły się i miał już zacząć szaleć, ale ta mu przerwała - Akurat wtedy niechcący wparowałam mu do przedziału, to musiało mieć z tym jakiś związek! Nie ma w ogóle opcji, że to może się spełnić.
- Albo zostaniesz panią Nott - zauważył Eddie, a Bones uderzyła go w ramię - Wybacz, Wyrocznio Nottowska!
- To nie jest zabawne! Teodor to dupek, kretyn jakich mało! I jak powiesz o tym komukolwiek, a szczególnie Jeremy'emu i Tony'emu...
- Nie powiem, serio, obiecuję. Znasz mnie przecież! Myślisz, że byłbym do tego zdolny?
- Tak, byłbyś.
Gryfon pokazał jej środkowy palec, po czym skupił się na czymś w myślach. Agatha nie zdążyła zażartować, że jego umysł się pali, bo chłopak znowu się odezwał.
- Sprawdź może czy wasze znaki zodiaku są kompatybilne. To samo zrobiłaś z Tonym w trzeciej klasie i proszę, byliście razem dobry rok - zaproponował - Może wyciągnę od Carli jego datę urodzenia, będziesz mogła sprawdzić, czy jest jakaś niewielka szansa... Sama mówiłaś, że to, że miałaś wizję dotyczącą miłości nie oznacza, że jest to miłość na całe życie. I, że wizji nie można interpretować dosłownie. Metafora metaforą popychana, czy coś takiego.
- Nie ma żadnej ''niewielkiej szansy'' - warknęła Agatha, po czym westchnęła i poprawiła okulary - Ale dobra, możesz spróbować wyciągnąć coś od tej smarkuli. Tylko ostrożnie, żeby mi potem cały Slytherin nie gadał, że interesuję się Nottem. Jeszcze tego by mi brakowało.
- Tylko ja mam prawo nazywać tą smarkulę smarkulą. Smarkulo - prychnął Eddie - Idziemy? Nie chcesz chyba przegapić pierwszej Obrony przed Czarną Magią ze Snape'em...
- Chcę.
- Tsa, ja też...
Pierwszą obronę przed Czarną Magią Agatha miała zapamiętać na długo, ale nie dlatego, że udało się jej rzucić pierwsze zaklęcie niewerbalne, tylko z powodu zachowania niesławnego Harry'ego Pottera. Nie mogła powstrzymać śmiechu, kiedy wychodząc z klasy natknęła się na Wybrańca, okrzykiwanego przez swoją dziewczynę. W myślach stwierdziła, że ta Carter nie musiała mieć lekko z takim chłopakiem. Chodzić z Potterem, to musiało być ciężkie.
- Nadal masz takie wielkie parcie na posiadanie drugiej połówki? - zapytała przyjaciela, wskazując na Gryfona i Krukonkę kłócących się na korytarzu.
- Tak. Ale nie takiej, jak ta Carter. Laska podobno nawet przy jedzeniu coś czyta, ygh, masochistka - wzdrygnął się Eddie, po czym poklepał blondynkę po plecach - Spokojnie, panno Nott...
- Zamknij się! - warknęła Agatha, gorączkowo rozglądając się dookoła i upewniając się, że nikt ich nie słyszy - Przysięgam, jeśli ktoś się dowie...
- To znowu ślicznie zmarszczysz swój nosek? - Edward pacnął ją palcem w nos, a ta odepchnęła jego rękę - Spokojnie, Wyrocznio Gryfońska. A teraz zobaczmy jakie katusze będą nas czekać na Eliksirach. Nie mogę się doczekać pierwszego załamania nerwowego w tym roku.
***
Nott miał specyficzne podejście do Eliksirów. Bywały czasem trudne i trzeba było się na nich wysilać, co mu nie definitywnie odpowiadało. Ale przez pięć lat uczył ich tego przedmiotu Snape, co mu zdecydowanie pasowało. Mistrz Eliksirów nigdy nie pozwolił, aby ktoś z jego domu nie zaliczył tego przedmiotu, starał się również nie odejmować na nim Ślizgonom punktów. Chłopak zazwyczaj po prostu udawał, że go tam nie ma, sam Snape pewnie też go jakoś specjalnie nie zauważał i obojgu ten układ pasował.
Ale od dziś mieli mieć zajęcia ze Slughornem. Uczył jego ojca, miał być nieco dziwny, otaczać się samymi popularnymi uczniami, którzy tworzyli ten słynny ''Klub Ślimaka''. Na początku Teodora lekko uderzył fakt, że nie został zaproszony. Był z jednego z najsłynniejszych rodów jakie istniały, arystokratą samym w sobie. I co z tego, że ojca miał w Azkabanie? Cholerny hipokryta..
Po jakimś czasie zaczął mieć to po prostu w nosie. Nie jego sprawa, miał to gdzieś. Bardziej przejmował się tym, że w tym roku faktycznie będzie musiał faktycznie się coś postarać na Eliksiarch, aby zdać. Może przekupi jakiegoś kujona.
Siedział znudzony, patrząc jak Granger ciągle wyrywa się do odpowiedzi. Nie mógł nie zaciągnąć się zapachem Amortencji. Uderzył go zapach pergaminu, jakiś kwiatów i Kremowego Piwa. Szybko odgonił z umysłu wspomnienie wypadów z Ophelią do Hogsmeade.
Kiedy Hermiona przyznała się do swoich mugolskich korzeni, wraz z Draco nie potrafił zdusić śmiechu. Jej duma ze swojego pochodzenia była obrzydliwa, nie mógł zrozumieć, jak można się cieszyć z urodzenia w takiej rodzinie, z bycia takim...
- Boki zrywać - usłyszał po swojej prawej znajomy głos.
Zerknął w bok, gdzie siedziała oczywiście Agatha Bones w towarzystwie jakiegoś Puchona. Kojarzył, że kiedyś się z niego śmiał, więc chłopak musiał być mugolakiem lub po prostu biedakiem. Blondyn wpatrywał się w niego z zaciśniętymi ustami, co tylko utwierdziło go w przekonaniu, że jest z rodziny mugoli.
- W rzeczy samej, Bones - uśmiechnął się do niej i zerknął na chłopaka, coś po chwili sobie przypominając - Żeby ci tylko żyłka nie pękła.
- Nie dość, że kretyn pełną gębą, to jeszcze Ślizgon pełną gębą - prychnęła cicho blondynka.
Zauważył jednak, że jej policzki zrobiły się nieco czerwone, więc musiała zapamiętać, że dosłownie to samo powiedziała mu wtedy w bibliotece.
- A ty nadal mi zadziwiająco przypominasz Krukonkę - stwierdził Nott, po czym z powrotem wrócił do udawania, że słucha Profesora.
Kiedy zaczęli mówić o Felix Felicis, dostrzegł skupienie na dwóch twarzach. Malfoya, który zapewne chciał wykorzystać je do zabicia Dumbledore'a i Agathy. Przypomniał sobie ich rozmowę w bibliotece i zrozumiał, że pewnie liczyła, że eliksir pomoże jej z tym całym Wewnętrznym Okiem. Ciekawie, pomyślał.
Koniec końców, ku zdziwieniu dosłownie każdego, najlepszy eliksir należał do Pottera. Dracon klął soczyście pod nosem, a Hermiona i Willow Carter wpatrywały się w okularnika z wielkim niedowierzaniem, jakby chłopak właśnie przed nimi zrobił fikołka przebrany za Hagrida. Ślizgon wzdrygnął się, kiedy usłyszał mocne uderzenie w ławkę. Spojrzał na Bones, która była praktycznie czerwona ze złości.
- Spokojnie! Wyglądasz, jakbyś miała wybuchnąć - powiedział blondwłosy Puchon i położył jej rękę na ramieniu - Na pewno znajdziesz jakiś inny sposób...
- Z całym szacunkiem, Jeremy, ale zamknij twarz i umyj wiadomo komu podłogi - Agatha odepchnęła jego rękę. W jej oczach widać było łzy. Zakryła twarz swoimi długimi, blond włosami i zacisnęła pięści, słuchając, jak Slughorn wychwala talent Harry'ego.
Wybiegła z klasy jako pierwsza, a Theo odprowadził ją wzrokiem, nie zwracając uwagi na Malfoya obrażającego Pottera. Zauważył, że to samo robił Jeremy. Przyjrzał się Puchonowi nieco bliżej. Był bardzo ciekawy, czy wiedział o ich małej rozmowie w bibliotece. Bo jeśli Nott miał wskazać swoje ulubione zajęcie, było to deifinitywnie sianie chaosu, w każdej postaci. Był skończonym draniem, co tu dużo mówić, nie było się nad czym rozwodzić. Mógł się chwilę pobawić nieszczęściem Agathy. Nadal czuł woń amortencji, która coraz bardziej denerwowała go z każdą sekundą. Musiał się jakoś wyżyć, a Bones podłożyła się mu idealnie.
Podszedł do blondyna i westchnął cicho.
- Szkoda jej. Nie dość, że straciła matkę, to jeszcze te problemy z mocami... - pokręcił delikatnie głową, udając, że jest mu jej żal. Bo gdzieś, daleko w środku chłopaka, gdzie tkwiło jego zakurzone, skamieniałe serce, było mu jej żal. Nigdy nie poznał swojej matki, a nadal czuł tęsknotę, która wydawała się tylko narastać z każdym dniem - Biedna...
Natychmiast chłopak spojrzał na niego z niedowierzaniem, a Teodor musiał powstrzymać się, aby się nie uśmiechnąć. Oh, jak niektórymi łatwo było manipulować...
- Skąd ty o tym wiesz?! - podszedł do niego - Odwal się od niej, bo przysięgam...
- Spokojnie, po co te nerwy... Powiedziała mi, kiedy pomagała mi z Wróżbiarstwem. Fajnie nam się gadało, nawiązaliśmy chyba jakiś lepszy kontakt... - wyjaśnił Nott, po czym udał, że coś sobie uświadomił - Oh, nie powiedziała ci. Jak mi przykro, nie chciałem wsypać mojej nowej koleżanki...
Jeremy patrzył na niego chwilę, po czym szybkim krokiem wyszedł z klasy. Theo roześmiał się złośliwe, poprawiając torbę na swoim ramieniu. Poczuł się odrobinę lepiej. Zdecydowanie poczuł się lepiej.
Agatha była już po drugiej stronie korytarza, żaląc się Anthony'emu na sytuację sprzed chwili. Naprawdę doceniała to, że jej były chłopak chciał słuchać jej wywodów. Nie pamiętała, kiedy tak bardzo nienawidziła Pottera i Eliksirów naraz. Możliwe, że nigdy. Nawet nie zauważyła, kiedy Jeremy znalazł się przy nich.
- Skąd, do cholery, Nott wie o twoich problemach z mocami? - warknął, co było dla niego okropnie niepodobne. Zazwyczaj był okropnie spokojny, nie potrafił się wściekać.
Bones przęłknęła ślinę, czuła pot na rękach. Musiała coś wymyślić, szybko.
- Em... To nie tak, że robię z tego wielką tajemnicę - roześmiała się nerwowo, drapiąc się po karku. Na nieprzekonany wzrok przyjaciela westchnęła głośno - Dobra, no powiedziałam mu. Kiedy szukałam jakiś książek w bibliotece, siedział tam nad jakimś zadaniem z Wróżbiarstwa. Podenerwowaliśmy się, a potem pomogłam mu i przypadkiem powiedziałam mu o tych problemach...
- Od kiedy przyjaźnisz się z Nottem? - nie rozumiał Tony, również patrząc na nią nieco nieprzekonany.
- Nie przyjaźnię się z Nottem! - zaprzeczyła okularnica - Po prostu mu pomogłam! To kretyn, największy jakiego znam, a przegonienie Smitha czy chociażby takiego McLaggena w tej hierarchii to niezły wyczyn...
- Eddie'ego też nazywasz ułomem, a jesteście przyjaciółmi! - awanturował się Curtis, po czym pokręcił głową, zanim przyjaciółka mogła mu wyjaśnić różnicę pomiędzy ''ułomem'' a ''kretynem''. - Nie rozumiem, jak możesz w ogóle znosić jego towarzystwo! Nie pamiętasz już, jak dręczył mnie na początku Hogwartu? Bo on widocznie nie pamięta, zdziwię się, jeśli wie jak mam na nazwisko...
- Nie rozumiem czemu robisz z tego taki problem. Dobra, mogłam wam powiedzieć...
- Mogłaś - zauważył blondyn - Mogłaś się również od niego trzymać z daleka. Oczywiście, że tego nie rozumiesz, każdy ma gdzieś twoją krew, bo masz... miałaś wpływową rodzinę. We mnie każdy widzi tylko mugolaka. Nie wiesz jak to jest.
Po tych słowach odszedł, wpadając przy tym na Eddie'ego i Susan. Spojrzeli zdziwieni to na niego, to na Agathę i Tony'ego. Puchon, zerknął na blondynkę, widocznie zawiedziony.
- Pójdę z nim pogadać - mruknął, po czym pobiegł za przyjacielem.
Kiedy zniknął, dwójka podeszła do Agathy, która złapała się wściekła za głowę. Naprawdę nie wierzyła w to, co się właśnie działo, miała wrażenie, że to może jakiś chory, całkowicie popaprany sen, zaraz obudzi ją Hermiona i nakrzyczy, że spóźni się na śniadanie i wszystko będzie w absolutnym porządku....
- Co się stało? - zapytała przejęta Susan - Czemu się pokłóciliście?
- Muszę kogoś zabić - Gryfonka olała kuzynkę, zaciskając mocno pięści.
- Kogo tym razem? - zażartował Eddie, a ta zaczęła iść w kierunku Wielkiej Sali.
- Notta - powiedziała sama do siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top