Rozdział 12
Pokój Wspólny Krukonów świecił pustkami. Większość uczniów korzystała z ostatnich ciepłych dni września i spędzała je na błoniach, nie przejmując się coraz większym nawałem nauki. Praktycznie sama siedziała w nim drobna brunetka, skrobiąc esej na Zaklęcia. Miała neutralną twarz, ale wystarczyło się przypatrzeć, aby dostrzec ból w jej zielonych tęczówkach.
- O, tutaj jesteś! - uniosła głowę i zerknęła w prawo. Ciemnowłosa dziewczyna w jej wieku podbiegła do niej i usiadła na fotelu obok. Kipiała ekscytacją i zapałem - Rozmawiałam z Regulusem i obiecał, że pogada o tym wszystkim z Severusem... Nie mogę się doczekać, jestem tak blisko spełnienia wszystkich swoich marzeń! Nigdy nie byłam chyba szczęśliwsza!
Norah posłała jej słaby uśmiech, po czym wróciła do pisania. Jej przyjaciółka szybko zrozumiała o co chodzi i prychnęła wkurzona.
- Nie przejmuj się tą idiotką. Jesteś od niej o wiele lepsza. Ona i jej mamuśka to zakały, które muszą dowiedzieć się, gdzie ich miejsce - powiedziała oschle, unosząc przy tym dumnie głowę. Jednak na wzmiankę o Gryfonce widocznie się skrzywiła, jakby jej imię było toksyczne i paliło ją w język.
- Sylvie może poślubić kogo chce - mruknęła cicho Norah, czując jak łzy napływają jej do oczu. Szybko je odgoniła. Spojrzała smutno na Prudence - Jedyną przeszkodą jest status krwi i pieniędze, no i może Donald. U mnie jest cały mur i nazywa się Teodor Nott.
- Może Sylvie wyjdzie sobie z miłości za jakiegoś prostaka, ale skończy żrąc gruz. I ja już tego dopilnuje. Jej matka zniszczyła moją rodzinę, nie odpuszczę jej tego - warknęła Prudence, ledwo się opanowując. Przyjrzała się bliżej Krukonce i przysunęła się w jej stronę - Nie chodzi tylko o Notta. O co jeszcze? No weź, jesteśmy przyjaciółkami od zawsze! Możesz mi zaufać.
Norah zawahała się. Znały się praktycznie całe życie, wychowywały się razem. Były praktycznie siostrami, bratnimi duszami.
Ale czy mogła jej wystarczająco zaufać?
- Kojarzysz tego Puchona? Patricka Bonesa? Starszy o trzy lata, ma dwójkę braci, wszyscy w Hufflepuffie - zapytała, a dziewczyna pokiwała głową - Ludzie mówią, że ma dar. Że potrafi przewidywać przyszłość, ale tak naprawdę i prawdziwie. Więc poszłam do niego...
- To pewnie jakiś palant, który chce sobie zarobić. Nie jest czystej krwi, więc nie ufałabym mu...
- Nie wziął ode mnie żadnych pieniędzy - podkreśliła Norah i przełknęła ślinę - Poprosiłam go, aby przewidział mi jak będzie wyglądało moje małżeństwo. Powiedział, i tu cytuje "dźgniesz kogoś przez przypadek końcówką widelca, a on wbije ci nóż w plecy". Boje się, że chodzi o Teodora i nie wiem co robić, może powinnam spróbować się z tego jakoś wymigać...
- Twoi rodzice nie zaręczyli cię z nim dla jaj. Wiedzieli co robią, znam ich i wiem, że kochają cię ponad życie. Nie oddali by córki niewiadomo kogo. Może masz wrażenie, że jesteś uwięziona, ale zapewniam cię, twój los jest w dobrych rękach i niedługo to dostrzeszesz...
Życie jej przeleciało przed oczami, kiedy Nott wziął tamten esej w dłonie. Kiedy z powrotem na nią spojrzał, wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać, jak Jeremy kilka dni wcześniej. Merlinie, Agathcie zrobiło się go żal. Miała ochotę go pocieszyć, porozmawiać i spróbować pomóc, ale chłopak naskoczył na nią ponownie, łapiąc ją mocno za ramiona i szarpiąc.
- Co widziałaś?! - krzyczał w furii - Mów! Mów, albo przysiegam, zniszczę ci życie, będziesz żałować, że kiedykolwiek się urodziłaś...
Nie pierwszy raz ktoś jej groził. Kiedy była w czwartej klasie, pewien chłopak z Durmstrangu bardzo chciał zaprosić ją na bal. Grzecznie odmówiła, a zapewne niegrzeczne, prawdopodobnie bułgarskie przekleństwa, leciały z jego ust. Skorzystała z tego, że był otoczony swoimi znajomymi i zrobiła to, co powtórzyła na Teodorze.
Kiedy jej kolano uderzyło go w przyrodzenie, stanął jak wyryty, po czym na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Odsunął się gwałtownie i oparł o ławkę, trzymając się za podbrzusze. Gdyby blondynka nie była przerażona tą całą wizją, może by się zaśmiała lub powiedziała coś głupiego. Ale nigdy nie czuła się tak zdezorientowana i otępiała. Może jedynie kiedy dowiedziała się o śmierci swojej matki.
Jej ojciec. Jej ojciec też miał te zdolności. Amelia nic nigdy jej o tym nie mówiła. Agatha, według jej rodziny, miała posiadać ten dar jako jedyna, oddziedziczyć go po jakimś swoim przodku. Czy mama okłamywała ją? Nie, to nie była możliwe, przecież jej moce wtedy jeszcze działały, wyczułaby to... Ale Amelia nie mogłaby tego po prostu nie wiedzieć...
- Powiedz mi co widziałaś - ton głosu Notta zmienił się. Z rozkazującego ryku na łamiący się i błagający. Ich spojrzenia spotkały się - Muszę to wiedzieć. Gdyby chodziło o twoją matkę, nie chciałabyś wiedzieć?
Zmierzyła go powoli wzorkiem. Oczywiście, że by chciała. Chciałaby wszystko zrozumieć, bo aktualnie nie rozumiała nic.
- To był chyba Pokój Wspólny Ravenclawu - zaczęła cichym glosem - Siedziała sama, a potem przyszła do niej jakąś dziewczyna, też Krukonka. Mówiła coś... Nie pamiętam co, ale chyba o Snape'ie. Twoja mama była smutna, chyba się z kimś wcześniej pokłóciła i ta dziewczyna... Prudence... Prudence ją pocieszała. Potem...
- Potem co? - dopytywał zniecierpliwiony chłopak, wlepiając w nią swoje spojrzenie - Nie rób sobie ze mnie jaj, Bones...
- Twoja mama opowiedziała jej, że poszła do Jasnowidza, Puchona. Mojego ojca - głos blondynki zadrżał - Ten jej przepowiedział, że "ona dźgnie kogoś końcówką widelca, a on wbije jej nóż w plecy", coś takiego... Bała się, praktycznie to czułam, nadal to czuje. Bała się o swoje życie.
Teodor powoli wyprostował się i przeszedł w milczeniu na drugi koniec pomieszczenia, analizując jej słowa. Nie umiała wyczytać jego twarzy. Nie miał żadnego powodu aby jej zaufać. Nie spodziewała się, że w to wszystko uwierzy.
- Jak to możliwe? - nie rozumiał, odwracając się do niej - Jasnowidzi widzą tylko przyszłość, albo teraźniejszość. Nie da się widzieć przeszłość.
- Tak teorytycznie, to się da - przerwała mu Agatha - Ale musiałabym być umieć Legilimencję, dzięki niej ludzie potrafią dostrzegać przeszłość, ktoś mi to kiedyś tłumaczył... Ale ja nie umiem Legilimencji, na dobrą sprawę aktualnie nawet dobrze przewidzieć przyszłości nie umiem!
Dostrzegła jakiś przebłysk na jego twarzy. Znała to spojrzenie, oczywiście, że znała. Wstała i podeszła do niego.
- Teodor, nie skłamałam cię, powiedziałam ci dokładnie co widziałam. Ale nie brałabym tego na serio. Ja naprawdę nie jestem już chyba w stanie nic przewidzieć, a już napewno nie zobaczyć przeszłości. Nawet, jeśli jakimś cudem...
- W pociągu miałaś wizję - zauważył Ślizgon, unosząc brew. Agatha, zawstydzona tamtym momentem, przełknęła przerażona ślinę. Tylko nie to, pomyślała - Weszłaś do mojego przedziału i to się stało. Co wtedy widziałaś?
Nie mogła mu powiedzieć prawdy. Nie mogła mu za żadne skarby powiedzieć prawdy.
- Widziałam... ciebie. Ciebie w Hogsmeade. Był śnieg, szłeś sobie z tym głupim uśmieszkiem w moją stronę i coś mamrotałeś o moich włosach - skłamała, poprawiając włosy - Słuchaj, ta wizja nie mogła być prawdziwa. Nie potrafię takich rzeczy!
- Znam kogoś z Legilimencją - wyznał brunet, jakby z bólem w głosie - Ta osoba nie chodzi już do Hogwartu, ale mogę do niej napisać. Nie wiem, czy uda mi się z nią spotkać w przyszłą sobotę... Ale mogę spróbować. Możemy spróbować. W końcu to ty jej najlepiej wyjaśnisz co tam widziałaś. Nie możesz powiedzieć o tym absolutnie nikomu, nawet Tony'emu i spółce, żadnemu nauczycielowi.
Agatha prychnęła nieco smutno, ale uniosła zdziwiona brew, przechylając lekko głowę.
- Po pierwsze, moi przyjaciele nigdy by mnie nie wydali. Po drugie, niby czemu miałabym ci pomagać? Jeśli chodzi o to całe "widzenie przyszłości"...
- To umierasz z ciekawości. Widzę to - złośliwy uśmieszek pojawił się na twarzy Teodora - Kiedy wspomniałaś o swoim ojcu, myślałem, że chodzi tylko o ból po jego stracie, nic dziwnego. Ale szybko sobie przypomniałem, że podobno bardzo, bardzo rzadko dar Jasnowidzenia przechodzi z pokolenia na pokolenie. Nie miałaś pojęcia, że twój ojciec potrafił takie rzeczy.
- I? - dziewczyna starała się udawać niewzruszoną, chociaż ten mówił prawdę. Umierała z ciekawości. Może to właśnie dlatego Voldemort tak zawziął się na jej rodzinę...
- Proponuję układ. Ja pomogę ci ogarnąć co się dzieje z twoimi mocami i może przy okazji coś o twoim ojcu, a ty pomożesz mi dowiedzieć się co się stało z moją matką i jaki udział w tym brał mój ojciec - wyciągnął do niej dłoń - To jak? Zaryzykujesz?
Zmierzyła go wzrokiem. Merlinie, ta propozycja literalnie wydawała się paktem z diabłem. Czuła się jak Norah, kiedy zdecydowała się powiedzieć o wszystkim Prudence. Szkoda, że Agatha nie wiedziała jak to się dla niej skończyło. Wewnętrzne Oko milczało, kiedy było jej najbardziej potrzebne. Kolejne kłamstwa, kolejne wymówki. Czy była na to gotowa?
Czy miała jakiś inny wybór?
Uścisnęła jego zimną dłoń i pokiwała głową.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top