Rozdział 9

- Merlinie, co tu się stało? - zapytała pani Pomfrey, kiedy we czwórkę weszli do Skrzydła Szpitalnego.

Świeżo po eliminacjach do domowych drużyn Quidditcha w pomieszczeniu leżało parę osób, którym widocznie zrastały się kości, albo mieli wgniecione szczęki. Można też było tam zauważyć parę pierwszoklasistów, którzy wpakowali się po prostu w nie wiadomo co, albo mieli ciężkie przeżycia na pierwszych lekcjach Zielarstwa.

- Teodor został uderzony książką, ma chyba tylko złamany nos - wyjaśniła szybko Willow - A Agatha została trafiona Expulso, dosyć mocno. Nie zemdlała, ale jest osłabiona i oszołomiona, gadała też nieco od rzeczy...

- Zapraszam ze mną do Hogsmeade, przekonasz się, że nie gadałam od rzeczy - prychnęła Agatha, a w głowie znowu jej zawirowało - Albo zapytaj mojego najukochańszego przyjaciela, Jeremy'ego. On ci powie.

- Ah, szkoda, że zawsze nie jesteś taka milutka - warknął Teodor, wycierając rękawem koszuli krew ściekającą mu po ustach - Może dałoby się z tobą jakkolwiek wytrzymać?

Myślała, że upadnie na podłogę, miała wielką ochotę się zdrzemnąć. Barry złapał ją jednak w ostatniej chwili i wraz z panią Pomfrey położyli ją na najbliższym łóżku. Wszystko zaczęło się robić takie mgliste i niewyraźne, głowa szumiała jej, jak nigdy dotąd.

- Nott, idź tam, za moment się tobą zajmę, bo Bones mi tutaj odpływa...

Miała wrażenie, że kilkakrotnie przebudzała się, wpatrywała chwilę w biały sufit, po czym znowu zasypiała. Ostatecznie jej mózg chyba stwierdził, że dosyć robienia sobie jaj, bo w końcu przebudziła się, nieco żywsza niż wcześniej. Zamrugała kilka razy zmęczonymi oczami, aby zobaczyć nad sobą trzy kształty. Na widok obudzonej dziewczyny poruszyły się, a ta jęknęła cicho.

- Możecie, no nie wiem, stać w miejscu? - poprosiła cichym i padniętym głosem - Potrzebuję chwili, aby was sobie wyostrzyć. Później sobie pochodzicie, czy co wy tam robicie...

Usłyszała ciche fuknięcie, ale takie nie wściekłe, tylko nieco przestraszone. W końcu wszystko stało się wyraźne i dostrzegła swoją ciocię Effie z wujkiem Warrenem i Susan, siedzących wokół niej. Westchnęła cicho z irytacji.

- Oh, czyli umarłam i jestem w piekle? Powiedźcie mi jeszcze, że jakiś jeszcze mój przyjaciel jest gejem i to przede mną ukrywa. Takie tortury to ja rozumiem, a nie jakieś gary ze smołą, czy inne gówna - powiedziała, po czym zerknęła na swoją kuzynkę - Susie, nigdy nie ciągnęły cię laski? Ale tak szczerze. Kolegujesz się chyba z tą całą Abbot, a Eddie to mentalnie taka niewyrabiająca emocjonalnie trzynastolatka, taka Carla ale bardziej ogarnięta. I bardziej zabawniejsza, Eddie to jedna z najbardziej zabawnych osób, jakie znam.

- Tak jak mówiłam, wstrząśnienie mózgu - dołączyła do nich Pani Pomfrey i stanęła nad nią - Nic poważnego jej nie będzie, najgorsze ma za sobą. Ale powinna tu zostać jeszcze kilka dni, aby odpocząć. Profesor McGonagall prosiła was do swojego gabinetu.

- Pozdrówcie ją ode mnie - dodała cicho Agatha z małym uśmiechem na swojej twarzy - Moja ulubiona nauczycielką, jej przedmiot to czasem istne tortury, ale kobitka z niej spoko.

Effie przyglądała jej się chwilę, po czym razem z mężem wyszła, razem z Uzdrowicielką. Susan została i przysunęła się do niej bliżej. Blondynka wyciągnęła twarz w jej stronę, po czym głowa jej zapulsowała. No tak, chyba ją wcześniej rozwaliła.

- Ile tu siedzę? - zapytała, powoli unosząc się do siadu.

Wzięła włosy ze swojej twarzy i zerknęła na stolik nocny, w poszukiwaniu okularów. Susan podała jej je, już nie zepsute, a naprawione, jakby nic im się wcześniej nie stało. Gryfonka uśmiechnęła się z wdzięcznością, po czym złapała rąbek swojej szaty i zaczęła je starannie czyścić.

- Od wczoraj - odpowiedziała Puchonka - I odpowiadając na twoje następne pytania, Nott wyszedł zeszłego wieczoru, a chłopaki byli już tu dwa razy. Są zmartwieni jak cholera i jeśli chodzi o zamach na Teodora, to czekają tylko na ciebie. Wiedzą, że nie przepaściłabyś takiej okazji.

- Jeremy przyprowadził Smitha ze sobą, czy tym razem sobie odpuścił? - wycedziła Agatha przez zęby, kończąc czyścić swoje okulary - Całowali się nad moimi wstrząśniętymi zwłokami? W sumie... Chyba wolę nie wiedzieć.

Nie miała nawet najmniejszej ochoty myśleć o Ślizgonie. Nie wiedziała nawet co o tym myśleć. Gdyby to on walnął ją książką, też pewnie mu by oddała, nie chciała być hipokrytką. Ale jednak złamanie nosa podręcznikiem do Zaklęć a rzucenie Expulso to dwie inne rzeczy

Założyła okulary, a Susan westchnęła i pokręciła głową.

- Też mi się nie podoba, że to ukrywał i też mi się nie podoba, że zachował się jak hipokryta. I też mi się nie podoba, że to Smith, nie oszukujmy się, to głupek - przygryzła wargę, po czym kontynuowała - Ale czy ty serio chcesz zaprzepaścić te wszystkie lata? Porozmawiaj z nim. Nie chcę go usprawiedliwiać, ale musiał się czuć co najmniej dziwnie z byciem gejem. Pewnie nawet jego rodzice nie wiedzą, a może wiedzą i tego nie akceptują? Wiesz, jacy są czasami mugole.

Agatha wpatrywała się w ścianę przed sobą. Jeremy mało rozmawiał o swoich rodzicach, częściej już poruszali temat jego młodszej, przekochanej siostry, która ciągle do niego pisała i pomimo bycia mugolem była oczarowana czarodziejskim światem. Blondynka wiedziała tylko, że chłopak ma z rodzicami średni kontakt i równie średnio pasował im fakt, że ich syn jest czarodziejem. Ale nie wydawali się go nigdy z tego powodu represjonować, po prostu nie umieli się w tym odnaleźć, tak o tym mówił jej przyjaciel.

Może w tej kwestii było inaczej. Większość osób mugolskiego pochodzenia z jej rodziny nie żyło, więc pomimo bycia półkrwi nie miała o nich aż tak wielkiej wiedzy. Mugoloznastwo przesypiała, więc jej jedynym źródłem wiedzy był Jeremy, a nie była pewna, czy w tej kwestii mogła na nim polegać.

- Możesz mi tu później zawołać Tony'ego - stwierdziła i spojrzała na nią - On na pewno będzie wiedział coś więcej, są strasznie blisko. Jak jeszcze chodziłam z nim, to parę razy byłam o Jeremy'ego zazdrosna.

Susan uniosła brew i uśmiechnęła się rozbawiona, nie mogąc w to do końca uwierzyć. Agatha spuściła zawstydzona głowę, licząc, że temat ucichnie, ale jej kuzynka widocznie chciała usłyszeć więcej. Wyprostowała się i rozłożyła ramiona na tyle, na ile jej stan jej pozwalał.

- Są praktycznie nierozłączni! No, my wszyscy jesteśmy blisko, ale oni to już jakiś ewenement! - tłumaczyła, a Puchonka nie potrafiła przestać się śmiać - Kiedy zażartowałam, że śpią pewnie w jednym łóżku, Tony poruszył znacząco brwiami. Miałam piętnaście lat, co ja miałam o tym myśleć? Sus!

Dziewczyna była bliska spadnięcia z krzesła, nie mogąc kontrolować salw śmiechu. Agatha zrozumiała to, jako rozpoczęcie wojny, więc złapała swoją poduszkę, po czym uderzyła w nią, ale trafiła ją tylko w jedno ramię i to ledwo. Blondynka wyrwała poduszkę i uniosła brwi.

- Agatho, ostatnio źle skończyłaś na uderzaniu innych rzeczami - zauważyła, udając powagę. Przechyliła nieco głowę - Mi też chcesz rozbić nos?

- Nie no co ty, ty masz taki śliczny, z piegami. Ale no zobacz, jaką ja przysługę zrobiłam nosowi tego dupka, zawsze był taki trochę skręcony w lewo, to go wyprostowałam! Powinien mi za to podziękować! - uparła się okularnica, a w tym samym momencie drzwi do Skrzydła Szpitalnego otworzyły się.

Weszły do niego pani Pomfrey i ciocia Effie. Pani Pomfrey mruknęła coś o ''należytym odpoczynku'', a druga kobieta spojrzała na swoją córkę. Ta szybko skinęła kuzynce na pożegnanie, po czym szybko czmychnęła z sali. Starsza kobieta podeszła do niej i usiadła tam, gdzie była wcześniej Susan. Jej siostrzenica w myślach zaczęła zachwycać się białą kołdrą, aby nie myśleć o tym, w jak wielkich jest kłopotach.

- Gryffindorowi odjęto piętnaście punktów. Jeśli poprawi ci to jakoś nastrój, to Slytherinowi odjęto dwadzieścia pięć - wyjaśniła, a Agatha pozwoliła sobie na szybki, zwycięski uśmieszek. Może było to pyrusowe zwycięstwo, ale jakieś było, pomyślała - Posiedzisz tu jeszcze z dwa, trzy dni, a w sobotę masz z tym chłopakiem szlaban u profesora Flitwicka.

Jęknęła i odchyliła głowę do tyłu. Tak, wspólny szlaban zapowiadał się cudownie. Na pewno będą mieli wiele tematów do obgadania i wiele kości sobie nawzajem do połamania. Może los, aby pokazać, jak bardzo jej nie znosi, ześle jej kolejną wizję? Wtedy tylko Voldemorta tańczącego belgijkę w Wielkiej Sali by do kompletu brakowało.

- Agatha - głos jej ciotki był niezwykle poważny, nastolatka spojrzała na nią. Siedziała tam jak na szpilkach, kompletnie spanikowana i przejęta - Ten Ślizgon, Teodor Nott. Dręczy cię?

Pokręciła szybko głową. Nie, nie dręczył ją. Po prostu zachowywał się jak idiota, a ona nie tolerowała idiotów i profesjonalnie się nimi zajmowała. Nic mniej, nic więcej.

- Ojciec tego chłopca, jak zapewne wiesz, jest w Azkabanie. Za Śmierciożerstwo, bardzo aktywne i bardzo... głębokie - kontynuowała kobieta, patrząc na podłogę. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała nieco szybciej, niż zazwyczaj - Pytałam o niego profesor McGonagall, Susan i twoich przyjaciół i wiem jakie Teodor ma poglądy na różne sprawy. Wiem, że wy wszyscy uważacie siebie za garstkę dzieciaków, ale nadchodzi lub nawet już rozpoczęła się wojna, gdzie jeśli coś pójdzie źle, to garstka dzieciaków zamienia się w żołnierzy. A żołnierze giną.

- Nie rozumiem, o co ci chodzi...

- Nie jestem twoją matką, ale przez najbliższe kilka miesięcy jestem twoim opiekunem prawnym. Dlatego mam prawo wymagać, żebyś nie zbliżała się do niego - Euphemia spojrzała na nią i splotła ręce - Nie jesteś najłatwiejszym dzieciakiem i najpilniejszym, nie owijamy w bawełnę. Kiedy, po śmierci Amelii, przejęłam nad tobą opiekę nie oczekiwałam, że będziesz się mnie bezwzględnie słuchać, jesteś wolną duszą, zapewne nawet siebie bezwzględnie nie słuchasz. Ale, dla swojego i naszego dobra, nie spoufalaj się z nim. Nasza rodzina już wystarczająco wycierpiała z powodu Śmierciożerców.

Nie wiedziała co powiedzieć, a roześmiać się w takiej chwili po prostu nie wypadało. Wow, wszyscy nagle stwierdzili, że karta ''Amelia Bones nie żyje'' to świetna karta do rozgrywki z jej córką. Wzięcie Notta za Śmierciożercę ją poirytowała. Nie usprawiedliwiała go, ale on definitywnie nie był poplecznikiem Czarnego Pana. Mógł sobie mówić, że go popiera, ale był po prostu przestraszonym bogatym smarkaczem. I tyle.

Nie rozumiejąc nerwów kobiety, ale nie mając także ochoty na kłótnie, pokiwała tylko głową i poprosiła, aby wyszła, bo chciała wypocząć. Ciotka szybko się z nią pożegnała, po czym odeszła. Okularnica położyła się na łóżku i spojrzała na biały sufit. Zdjęła okulary i położyła je z powrotem na szafce nocnej, po czym spróbowała się trochę normalnie przespać

***

- Zamknij się - powiedział Teodor, wchodząc do Pokoju Wspólnego Ślizgonów.

Pansy Parkinson uniosła rozbawiona brew i odsunęła się delikatnie od zaspanego Malfoya. Po jego wyrazie twarzy Ślizgon zrozumiał, że plan się tworzy, ale nie był do końca pewny, czy był to jakikolwiek racjonalny plan.

- Jeszcze nic nie powiedziałam - oburzyła się dziewczyna i oparła się bardziej na kanapie - Nie można mieć po prostu dobrego dnia?

- Twoje dobre dni oznaczają z reguły moje złe - zauważył Nott, przysiadając obok Zabiniego. Spojrzał na niego i przechylił delikatnie głowę - Slughorn nadal chce ją w tym waszym klubiku?

Dostrzegł, że twarz Dracona mimowolnie napięła się na wzmiankę o Klubie Ślimaka. Nigdy nie powiedziałby tego na głos, ale każdy wiedział, że był kompletnie wkurzony, że nie został do niego zaproszony, kiedy zapraszano takie osobistości jak Longbottom, czy Ginny Weasley.

- Strasznie rozpaczał nad tym, co jej zrobiłeś. Zrobił chyba dziesięciominutowy monolog o tragedii rodziny Bones - prychnął nieco zażenowany Blaise, a po chwili sobie o czymś przypomniał - Ah, i zaprosił nową dziewczynę Harry'ego Pottera. Prefekta Krukonów, Willow Carter.

- Ugh, ta szlama - jęknęła brunetka i odchyliła głowę do tyłu - Jeśli istnieje ktoś gorszy od Miss Doskonałości, to ona. Potter to totalne bezguście.

- Teodor - wszyscy odwrócili się w lewo. Do kanap podeszła jakaś młodsza brunetka, którą Theo skądś kojarzył, ale kompletnie nie pamiętał skąd - Flitwick cię woła. Przeniósł ci szlaban, na teraz.

Jęknął cicho, po czym wstał i pokazał zadowolonemu Zabiniemu środkowy palec. Skinął dziewczynie głową, po czym poprawił szatę i udał się do wyjścia z Lochów, zaczynając się zastanawiać, skąd ją kojarzył. Znał większość Ślizgonek, ale miał wrażenie, że tą znał skądś szczególnie, a była zdecydowanie zbyt młoda na jakąś schadzkę w Hogsmeade. Miał w końcu jakieś zasady.

Kiedy znajomy Puchon pojawił się na jego drodze, od razu przypomniał sobie, kim była dziewczyna. Siostrą tego Gryfona z ich paczki, Carlą. Przeklnął w myślach. Dał się wykiwać, ale nie miał zamiaru dać po sobie tego poznać. Rozłożył szeroko ręce i uśmiechnął się złośliwie.

- Ciebie też bardzo miło widzieć, Anthony - zaczął, po czym powoli do niego podszedł - Zanim zaczniesz to rozumiem, że czujesz w sobie jakiś wewnętrzny obowiązek bronienia honoru swojej przyjaciółki, ale czy ona aby na pewno tego chciała? Już abstrahując od tego, że to ona zaczęła...

- Uderzyła cię książką, a ty rzuciłeś w nią klątwą.

Dostrzegł, że w prawej ręce trzyma swoją różdżkę, tak mocno, jakby zależało od tego jego życie. Nie celował w Ślizgona, możliwe, że w ogóle nie miał takich planów. Może zależało mu tylko na małej pogawędce, niekoniecznie miłej. Chociaż, był Puchonem. Mógł wyglądać, jakby miał kogoś zaraz rozgnieść, ale gdyby doszło do afery, tak by wiał, że aż by się za nim kurzyło.

- Wypadek przy pracy - rzucił Theo, po czym uniósł wzrok ku górze - Dobra, już pomińmy grożenie mi śmiercią, pobiciem, pocałunkami, czy cokolwiek wy tam Puchoni wzajemnie sobie robicie. Nie interesuje mnie to, naprawdę. Coś jeszcze?

- Nie zbliżaj się do Agathy - rozkazał Tony, cedząc te słowa przez zęby. Zbliżył się do niego z zaciśniętymi pięściami - Mam w dupie, czy jesteś Śmierciożercą jak twój ojciec, czy jesteś zwykłym bogatym kretynem, który pozwala sobie na wszystko. Masz rację, ostatnie, co Ag by teraz chciała, to bronienie jej honoru i wysłanie cię do Skrzydła Szpitalnego na łóżko obok niej. Ale jeszcze jedna taka akcja i będę miał gdzieś co ona myśli na ten temat.

Zacisnął zęby na wzmiankę o swoim ojcu, na to całe zdanie. Teodor Nott był gorszy niż wszystko, co ten Puchon mógł sobie wyobrazić. Nikt nie miał pieprzonego prawa tak się do niego zwracać, a na pewno nie taki zdrajca krwi.

Po chwili kolejny, prawdopodobnie beznadziejny, ale okropnie złośliwy pomysł wpadł mu do głowy. Patrząc na tą złość na twarzy Ellisa widział, że okropnie mu zależało na swojej byłej dziewczynie. I nie był aż taki niewinny, jak mówiono, że jest, a Ślizgon chciał zobaczyć więcej tej jego złej twarzyczki. Chciał, aby to okularnica zobaczyła więcej jego złej twarzyczki.

Ale wszystko w swoim czasie.

- Wy przypadkiem nie zerwaliście? - zapytał, po czym zmierzył go wzrokiem, kończąc na jego różdżce - Nie połam jej tylko z tej całej złości. Zaricka i Curtisa ze sobą nie wziąłeś? Wiedzą w ogóle o naszym małym spotkanku? Rozumiem, że Jeremy mógł mieć jakieś plany ze Smithem...

- Nie twój interes! - warknął Anthony, aż zrobił się czerwony na twarzy.

Naprawdę wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć. Kącik ust bruneta uniósł się. Poprawił swoją szatę, po czym cofnął się kilka kroków do tyłu. Nie wiedział, że tak myśli, ale naprawdę nie mógł doczekać się sobotniego szlabanu.

- Miło się rozmawiało. Aż nie mogę się doczekać mojego wspólnego szlabanu z Ag. Będziemy się świetnie bawić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top