Rozdział 7

Nott i Agatha od tego momentu starali się po prostu nawzajem tolerować swoją egzystencję. Nic mniej, nic więcej. Zresztą, oboje mieli większe problemy, ważniejsze niż ich dziwna relacja. Ślizgon z Malfoyem planowali w jaki sposób mają zabić Dumbledore'a. Oboje szybko zdali sobie sprawę, że na pewno nie dadzą rady zabić go w pojedynku, przecież nawet sam Czarny Pan się go obawiał, a co dopiero dwójka szóstoklasistów, która ledwo zdawała. W końcu blondyn stwierdził, że ma jakiś świetny i niezawodny plan, ale nikomu go nie zdradzi. Theo w końcu dał sobie spokój z przekonywaniem go, czas miał wszystko pokazać. Z resztą, to było jego zadanie i jego pogrzeb.

Agathcie udało się pogodzić ze swoim przyjacielem, ale pojawił się kolejny problem, który chcąc nie chcąc dotyczył całej jej paczki i wszyscy mieli go już powoli po dziurki w nosie.

Eddie bardzo chciał dostać się do gryfońskiej drużyny Quidditcha. Po lekcjach praktycznie ciągle trenował, albo stresował się, że się nie dostanie. Olewał lekcje bardziej niż zwykle, tak bardzo, że Susan postanowiła pomóc mu w nauce, co jej kuzynkę strasznie denerwowało. Sama była nieukiem, ale nie chciała, aby Susan ktoś wykorzystywał, szczególnie, że Eddie poza ''jesteś najlepsza'' nie dawał Puchonce żadnego innego podziękowania. Powinno się brać odpowiedzialność za własną tępotę umysłową.

Ygh, czemu ona musiała być taka miła i puchonowata? Okularnica nie potrafiła uwierzyć, że Tiara Przydziału faktycznie myślała nad przydzieleniem jej do Hufflepuffu. Byłaby gorszym Puchonem niż Smith, a nie znała gorszego Puchona niż Smith.

W końcu nastąpił ten dzień, a ona już od rana przeklinała Jeremy'ego. Chłopak wpadł na durny pomysł, aby zrobić sobie koszulki z imieniem Edwarda, jako formę wsparcia.

Kiedy założyła swoją czerwoną koszulkę z żółtym imieniem jej przyjaciela na środku to stwierdziła, że koszulka była raczej formą cichego wołania o pomoc, jakiejś poważnej choroby psychicznej, a ich przyjaciel albo w ogóle tego nie zauważy, albo będzie się nabijał przez najbliższy tydzień.

Założyła na to bluzę, po czym wyciągnęła z niej włosy i wyprostowała okulary. Wyszła ze swojego dormitorium do Pokoju Wspólnego, gdzie wzrokiem zaczęła szukać szatyna. Stwierdziła, że jest nieco zbyt leniwa, aby faktycznie się za nim rozejrzeć, więc wyszła z Wieży i ruszyła w stronę Wielkiej Sali, kierując się swoim burczącym żołądkiem. Im bliżej była, tym bardziej poprawiał jej się humor. Prawdopodobnie spędzi cudowny dzień ze swoimi przyjaciółmi, nawet jeśli Edward miałby się nie dostać. Ostatnimi czasy była takim gburem, musiała zmienić swoje nastawienie. Chociażby na dzień.

Wchodząc do pomieszczenia w oczy rzuciła jej się pewna Ślizgonka, wykłócająca się o coś z Jeremy'ym. Szybko rozpoznała w niej Carlę, młodszą siostrę Eddie'ego. Z jej oburzonej miny szybko wyczytała, że zapewne Puchon próbował ją przekonać do akcji z koszulkami, ale ona była przecież ''dorosłą nastolatką, która nie będzie nosić takich szmat''.

Już z wyglądu była istną definicją ''smarkuli''

Przypomniała sobie o tym, że Eddie miał wypytać siostrę o datę urodzin Notta. Nieco speszona schowała się w kąt i postanowiła przeczekać ich rozmowę, bała się, że ta mogłaby coś wypaplać, a nie chciała drugi raz kłócić się o Ślizgona.

Mimowolnie zerknęła na stół Slytherinu, gdzie chłopak śmiał się z jakiegoś żartu Parkinson. Yhym, a kilka dni temu nazywał ją kretynką, pomyślała Bones. Właśnie widziała, za jaką ją Nott uważał. Chociaż, jej przyjaciele też byli kretynami, a nie znała nikogo śmieszniejszego od nich. Oprócz siebie samej, bo ona była chodzącą komedią.

Jakiś inny Ślizgon znowu zaczął coś opowiadać, a Teodor wydawał się być tym niesamowicie znudzony. Widocznie tylko najbliższe grono zasługiwało na jego uwagę. W pewnym momencie jednak zerknął w prawo, a jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Agathy. Ta lekko zamarła, spodziewając się, że ten pewnie na nią wskaże i jego paczka zacznie się z niej nabijać. Nic takiego się nie stało, a brunet po prostu na nią zerkał.

Agatha chciała coś zrobić, może się lekko uśmiechnąć, ale poczuła, że ktoś łapie ją za ramiona. Wzdrygnęła się, po czym spojrzała na swoją kuzynkę, która miała nieco spanikowany wyraz twarzy. Ubrana była także w bluzę, czyli zapewne też była w koszulkowym spisku. Okularnicy przeszło przez głowę, że chciałaby kiedyś założyć sektę, ale może niekoniecznie wielbienia Eddie'ego.

- Przepraszam! - powiedziała szybko Puchonka - Wy tak sobie ciągle robicie i z tego żartujecie...

- Albo mam jakiś ukryty zawał i zginę marnie, albo wszystko jest w porządku - stwierdziła blondynka i wzruszyła ramionami - Chociaż, weź idź i przestrasz mnie jeszcze raz. Jakbym zeszła przed eliminacjami, to byłoby cudownie.

Spojrzała szybko na stół Slytherinu, ale Nott wrócił do udawania, że słucha swojego kolegi. Przygryzła nieco wargę, po czym znowu spojrzała na Susan, która przechyliła nieco głowę i spojrzała na sprzeczkę Carli z ich przyjacielem.

- Cieszę się, że z Jeremym wszystko się ułożyło. Ciężko mi było patrzeć, jak jesteście na siebie źli - westchnęła cicho i poprawiła gumkę na swoim warkoczu - Wasza przyjaźń jest naprawdę wyjątkowa.

- Łączy nas specjalna więź - zgodziła się Agatha, po czym spojrzała na nią - Wspólna ledwa promocja do następnej klasy. Miłość do Kremowego Piwa. Żartowanie ze Snape'a i nienawiść do tej krowy Umbridge.

Susan roześmiała się pogodnie, ale w tej samej chwili do obie zauważyły, jak Tony praktycznie ciągnie do stołu kompletnie spanikowanego Eddie'ego. Dziewczyny spojrzały na siebie, po czym podeszły do nich.

- Zjedz, bo tam padniesz! - upierał się Anthony, sadzając przyjaciela na ławce.

Ten tylko prychnął, po czym położył się na ławkach, zasłaniając przedramieniem oczy. Jęknął żałośnie i wyciągnął się bardziej, jakby leżał na nie wiadomo jak wygodnym łóżku. Widocznie w każdej kwestii miał bardzo niskie standardy.

- Nie ma opcji, że się dostanę! Jest tyle lepszych ode mnie: Ginny, Demelza, Thomas, nawet McLaggen! - mówił zestresowany, a głos mu nieco drżał - Nie dostanę się i zostanę nikim. Edward ''Nikt'' Zarick.

Susan, widocznie najbardziej zmartwiona jego stanem, podeszła do niego i usiadła obok, kładąc rękę na jego ramieniu w geście wsparcia.

- Na pewno będzie dobrze - zapewniła go - Tak dużo trenowałeś! I widziałam cię parę razy, jesteś taki dobry! W sensie... Szybko latasz!

- No i, błagam cię, ty już niżej nie upadniesz - stwierdziła Carla, stając obok nich z Jeremym. Zmierzyła go chłodnym spojrzeniem - Niżej w hierarchii jest jedynie Filch, Lupin, albo ten były chłopak Rebeccy z Hufflepuffu, co zdradzał ją z laską o tym samym imieniu, która też była z Ravenclawu...

- Spadaj, pasożycie - fuknął Edward, ale podniósł się. Susan odsunęła się lekko, aby zrobić mu miejsce. Odchylił lekko głowę - Ale co racja, to racja. Nie mogę upaść niżej niż ten debil...

Carla zmierzyła brata wzrokiem, po czym odeszła z powrotem do swoich znajomych. Agatha zwróciła się do Jeremy'ego, Tony'ego i Susan.

- Idźcie coś zjeść, pewnie będziemy tam siedzieć kilka godzin - zasugerowała, po czym skinęła na Gryfona - Zajmę się nim. Wepchnę w niego tego tosta, jeśli będę musiała.

- Nie wiem, czy być pewny, że zje, czy mu współczuć - powiedział Jeremy, a Agatha walnęła go w ramię. W myślach jednak uśmiechała się jak głupia. Naprawdę była szczęśliwa, że wszystko wróciło do normy.

Tony i Jeremy odeszli, a Susan powiedziała coś jeszcze do chłopaka, po czym podbiegła do nich. Blondynka usiadła do przyjaciela, po czym wzięła kromkę chleba i nóż. Uniosła obie rzeczy i spojrzała na niego najbardziej poważnym wzrokiem, na jaki było ją stać.

- W twoim gardle znajdzie się albo to, albo to. Wybieraj mądrze. Z przeciętym gardłem to już na bank się nie dostaniesz.

***

Gardło jej schrypło od wiwatów, kiedy Harry Potter ogłosił, że do drużyny dostają się Ginny, Katie i Eddie. Agatha krzyczała i skakała z ekscytacji, tak samo jak reszta jej przyjaciół. Przytuliła się z radości z Jeremy'ym, po czym podbiegła do Eddie'ego, który szedł w ich stronę, nadal trzymając w ręku swoją miotłę.

- Ale macie paskudne koszulki! - krzyczał, ale na jego czerwonej i nieco spoconej twarzy malował się największy uśmiech szczęścia, jaki kiedykolwiek widziała.

- Zamknij jadaczkę - powiedziała jego przyjaciółka równie uśmiechnięta, po czym mocno go uścisnęła.

W końcu go puściła, po czym rzucił się na niego Tony, targając mu przy okazji mokre od potu włosy. Gryfon poprawił je, po czym uniósł ręce w kierunku Susan.

- A ty masz u mnie Kremowe Piwo na cały przyszły rok! - powiedział uradowany - Uratowałaś mi dupę, robiąc za mnie te lekcje! Jestem ci tak cholernie wdzięczny!

- Nie brałabym tego na poważnie, jest także cholernie spłukany - wtrąciła cicho Carla, a brat pokazał jej środkowy palec.

Susan nieco się zarumieniła, ale machnęła ręką i wzruszyła ramionami, wyglądając jednak nieco sztywno.

- Bardzo ci zależało - spojrzała na niego i poprawiła rozwiane przez wiatr wystające kosmyki z jej warkocza - No... Ten... Trzeba sobie pomagać?

Eddie nic nie powiedział, tylko roześmiany, wziął ją w ramiona, unosząc ją do góry. Kiedy ta, równie roześmiana, prosiła, aby postawił ją na miejsce, Agatha rozejrzała się i spostrzegła, że nie ma przy nich Jeremy'ego. Spojrzała na trybuny i miejsca, gdzie wcześniej siedzieli, ale tam go również nie było. Rozejrzała się zakłopotana po boisku, co widocznie zauważyła Carla.

- Poszedł za trybuny - rzuciła krótko - Ktoś go wołał, chyba jakiś inny Puchon.

Nieco zdziwiona i nieprzekonana słowami Ślizgonki (w końcu była Ślizgonką), skorzystała z chwili i odeszła od grupki, kierując się w stronę trybun. Kiedy do nich doszła, jakaś lampka zapaliła jej się w głowie, jakby jej Wewnętrzne Oko przed czymś ją ostrzegało. Kiedyś potrafiła wyczytać z niego nawet dokładnie przed czym ją alarmuje, ale to było kiedyś. Teraz była pewna, że coś jest nie tak.

Wyciągnęła z kieszeni różdżkę i lekko ją uniosła. Szybko weszła za trybuny, po czym ze zdziwienia i szoku odsunęła się parę kroków, a różdżka wypadła jej z ręki.

- Jeremy, co ty na Gacie Merlina robisz ze Smithem?

- No, jak widać, całujemy się? Możesz sobie, nie wiem, stąd pójść...

- Smith, cholera... Agatha, czekaj! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top