Rozdział 13

2/5 maratonu specialowego!

Zdenerwowany jak nigdy dotąd, Teodor powoli otworzył drzwi do herbaciarni pani Pudifoot. Odwiedziny w tym miejscu było ostatnią rzeczą, o jakiej marzył, nie tylko dlatego, że kilkanaście minut wcześniej rzucił Imperiusa na Madame Rosmerte. To miejsce należało dla beznadziejnie zakochanych, głupich nastolatków, przychodzących tu na dziecinne i ''romantyczne''  randki. Niezmiernie się cieszył, że żadna z jego byłych nie była zainteresowana tym miejscem. Ale, czy jakiś jego lub Agathy znajomy spodziewałby się ich tutaj? Nie sądził. Nawet Pansy miała na to wystarczająco dużo klasy. 

Był w szoku, pot spływał mu po czole mimo zimnej temperatury, a ręce nadał mu drżały. Nie był w stanie chwycić swojej różdżki i nie był w stanie wyrzucić z pamięci pustego spojrzenia Rosmerty kiedy wydał jej rozkazy. Nie dostrzegł w niej żadnego sprzeciwu, żadnej chęci odzyskania wolnej woli, żadnego przebłysku nadziei.

Czarny Pan będzie dumny, pomyślał. 

Robisz to dla Czarnego Pana, dla lepszego jutra...

Rozejrzał się nerwowo i poprawił kaptur swojej czarnej bluzy. Dopiero w Hogsmeade zdał sobie sprawę, że była to ta sama bluza, w której siedział skacowany z Ophelią, a Johanna się z nich śmiała. Uśmiechnął się na to wspomnienie, a na chwilę wypełniło go ciepło. Musiał przyznać, fajnie byłoby wrócić do czasów, kiedy wszyscy byli tacy niewinni.  

W końcu ją dostrzegł. Wyglądała tak zwyczajnie, wypatrując kogoś swoimi ciekawymi świata, ciemnymi oczami, trzymając w dłoniach kubek parującej herbaty. Burza loków zmieniła się na nieco mniejszą burze loków, kończącą się ledwo przy ramionach. No tak, ścięła je na początku zeszłego roku, krótko po tym jak jej rodzice uciekli z Azkabanu. 

Wyglądała, jakby okradła szafę swojej ciotki, nigdy nie widział jej w tej białej, koronkowej bluzce i długiej, czarnej spódnicy, spod której wystawały czarne lakierki. Przypomniały mu się jej zniszczone glany, których nigdy nie chciała wyrzucać. Dostała je bodajże od Tonks, chyba na czternaste urodziny. 

Zmieniła się. Kompletnie się zmieniła i Nott nie wiedział, czy chciał poznawać Ophelie 2.0

Nie miał już innego wyjścia, bo dziewczyna dostrzegła go. Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, a Theo wrażenie, że jego serce się za chwilę roztopi. Cholera, tęsknił za nią. Nogi same poniosły go w jej stronę, ale kiedy znalazł się przy jej stoliku, znieruchomiał.

A co jeśli rozczyta jego myśli i o wszystkim się dowie?? Takiej opcji nie wziął pod uwagę...

- Hej, Theo - przywitała się  i spojrzała na swój napój - Nie wiedziałam, czy coś ci kupić. Pamiętam, że nie gustujesz w herbatkach. Chyba, że wlałabym do niej Ognistej, ty alkoholiku.

Parsknął nerwowym śmiechem i usiadł naprzeciwko niej, czując, jak napięcie powoli zanika. Wzruszył niedbale ramionami, starając się wyglądać, jakby był kompletnie rozluźniony. 

- Musiałem zrobić wyjątek. Nikt nie może dowiedzieć się o tej rozmowie - wyjaśnił i zerknął na swoją prawą, która była pusta. Przeklnął spóźnialską Gryfonkę w myślach - Niestety, Agatha nie należy do szczególnie punktualnych ludzi. Musimy na nią poczekać. 

- Zanim przejdziemy do tej całej wizji i tematu twojej mamy, skąd znasz Agathę? - zapytała Lestrange, upijając łyk swojego napoju - Twoja nowa dziewczyna? Czyli Cayetana to skończony rozdział? Niech Merlinowi będą za to dzięki... Swoją drogą, musisz przyznać, że to nieco zabawne, że kręciłeś z przyjaciółką siostry samej Octavii...

- Z Piper też kręciłem. Krótko, bo okazała się zdumiewająco podobna do swojej siostry no i pod koniec gadała praktycznie tylko o ''wielkiej zdradzie Lucrecii Greengrass''  - Nott wzdrygnął się na to wspomnienie, ale jeszcze bardziej wzdrygnął się na myśl, że coś mogłoby łączyć go z Bones - Wpadliśmy na siebie w pociągu i koniec końców wylądowaliśmy na wspólnym szlabanie. Resztę wyjaśniłem w liście. 

Zadziwił się, że Ophelii w ogóle coś takiego przyszło przez myśl. Agatha była Gryfonką, zdrajczynią krwi, czarodziejką półkrwi i najbardziej irytującą osobą, jaką znał. Nigdy nic między nimi nie mogło się wydarzyć. Nawet gdyby chciał, ich status w społeczeństwie czarodziei zbyt diametralnie się różnił. Nikt nigdy by tego nie zaakceptował, a on nie mógłby z tym żyć. 

- Zmieńmy temat - zasugerował - Jak idą przygotowania do ślubu? I co u naszej kochanej Johanny? Słyszałem, że Jonathan...

- Hej, przepraszam za spóźnienie! - Agatha, zdyszana, przybiegła do nich. Wepchnęła się na miejsce koło Teodora i ściągnęła z głowy czapkę, po czym poprawiła swoje nieco spocone włosy - Musiałam wmówić moim znajomym, że nie idę do Hogsmeade i nie mogłam ryzykować, że Hermiona przyłapie mnie na szykowaniu się, więc leżałam w łóżku dopóki nie wyjdą i w końcu zasnęłam...

- Nic się nie stało - zapewniła ją z ciepłym uśmiechem Elia - Miło mi cię znowu widzieć. 

- Znowu? 

Nie miał pojęcia, że dziewczyny już kiedyś się spotkały, nie podejrzewał tego. Spojrzał z uniesioną brwią na Gryfonkę, która w ogóle nie dała mu znaku, że znała jego przyjaciółkę. Ona uśmiechnęła się jedynie nerwowo. 

- Przewidziałam jej coś, dwa lata temu - wzruszyła ramionami i spojrzała zadowolona na pierścionek zaręczynowy na jednym z palców absolwentki - I jak widzę, spełniło się. 

- Tak, jestem ci ogromnie wdzięczna, Bill również. Ale przechodząc do tematu, Theo wyjaśnił mi wszystko w liście, ale lepiej by było, gdybyś to ty mi jeszcze raz na spokojnie wszystko opowiedziała - zaczęła Elia - Wszystko od samego początku. 

Blondynka przełknęła nerwowo ślina, patrząc na stół i unikając ich wzroku. Nott dostrzegł, że to musiał być dla niej ciężki temat. Czuł w głębi, że nie powinien tak naciskać i uszanować jej strefę komfortu. Ale ciekawość zżynała go od środka. Musiał dowiedzieć się, czy jego matka zmarła tak, jak mu mówiono. Musiał poznać całą prawdę.

- Dotknęłam eseju Norah Traves i... stało się. Jakby piorun we mnie trzasnął, to samo uczucie, kiedy dostawałam zwykłej wizji. Widziałam Pokój Wspólny Ravenclawu, a w nim dwie dziewczyny. Norah i jej koleżankę, Prudence. Rozmawiały o jakiejś kłótni z jakąś dziewczyną... Nie pamiętam jej imienia. Shelby? Sarah? Norah bała się o swoje małżeństwo... - Agatha zatrzymała się, jakby zabrakło jej oddechu. Słowa wyraźnie sprawiały jej ból. Nott chciał już powiedzieć, że nie musi dokańczać wypowiedzi, ale dziewczyna kontynuowała - Była u jasnowidza. Mojego taty. Powiedział jej, że ktoś wbije jej nóż w plecy. Możliwe, że chodziło o ojca Notta.

- Nie dotknęła mnie, tylko ten esej - mruknął szybko Teodor - Agatha twierdzi, że nie umie Legilimencji i od czasu śmierci swojej mamy ma ogromne problemy ze swoimi mocami. Umiesz nam to jakoś wyjaśnić?

- Musiałabym poczytać, ale mam pewną teorię. Możliwe, że rozpacz po śmierci Amelii plus wiele innych czynników zmieniły twoją moc - zasugerowała Ophelia i spojrzała na blondynkę - Przed tym wszystkim, jak dokładnie wyglądały twoje wizje? Jak często były i czy sprawdzały się w stu procentach?

- Wizje jako wizje miałam raz na kilka tygodni, nie było w nich zazwyczaj nic poważnego. Miałam tylko jedną poważną, dotyczyła ucieczki Syriusza Blacka z Azkabanu i taką pół poważną, o wyborze Kruma jako reprezentanta Durmstrangu na Turnieju Trójmagicznym. No, można do tego dodać jeszcze przewidzenie wszystkich członków Wizengamotu w wieku siedmiu lat - wyjaśniła okularnica, z delikatnym odcieniem dumy w głosie i również utęsknieniem za dawnym życiem  - Z dokładnością było różnie, zazwyczaj coś się nie zgadzało. Dialogi lub miejsce nie było takie same, albo ja źle interpretowałam wizję. 

- Czyli wychodzi na to, że ta rozmowa mogła mieć miejsce, ale coś się nie zgadzało? Na przykład mogły rozmawiać w Bibliotece, albo tą drugą dziewczyną mogła nie być Prudence? - spytał zaintrygowany Ślizgon, a koleżanka pokiwała głową - Okey, ale skoro to się stało po dotknięciu eseju mojej matki, to musimy założyć, że ta część z nią była prawdziwa, prawda?

- Oczywiście - zgodziła się brunetka i złożyła dłonie - Informuj mnie o każdej następnej wizji, staraj się opisywać je jak najdokładniej. Wiem, jak głupio to może brzmieć, ale ćwicz swoje moce, bo tylko w nich znajdziemy prawdę. I poszukajcie czegokolwiek na temat Prudence oraz tej...

Kiedy w oknie mignęła mu Madame Rosmerta, Teodor zamarł. Nie wyglądała, jakby cokolwiek jej dolegało, była taka spokojna. Obraz jej tępej miny znowu przeszył mu głowę, a stres nawrócił. Patrzył na Ophelię, rozgadującą się na dobre. Wystarczyła jej jedna chwila, aby wrzucić go do tej samej celi w Azkabanie, co jego ojca. 

W co on się do cholery wpakował?

- ... tylko w taki sposób dowiemy się, że twój ojciec miał coś wspólnego ze śmiercią Norah... Theo, wszystko w porządku?

Owiał go chłód, przeszywający i ogarniający jego całe ciało. Nie mógł pozwolić, aby dziewczyna pod żadnym pozorem spróbowała go rozczytać, nie mógł ryzykować. 

- Nie - rzucił krótko i wstał, poprawiając szalik.

Ophelia widocznie się zmartwiła, ale to Agatha również się podniosła i złapała go za ramię, kiedy chciał odejść.

- Rozumiem, że to cię boli - powiedziała, patrząc mu prosto w oczy - Mnie też to boli. Ale możemy sobie z tym poradzić, we trójkę. Oboje możemy dowiedzieć się o sekretach naszych rodzin...

- Nic nie rozumiesz - warknął Nott i odepchnął gwałtownie jej rękę. Zmierzył ją chłodno wzrokiem - Jak mogłabyś.

Po tych słowach minął ją i wyszedł z herbaciarni, zostawiając je kompletnie zszokowane.

***

- Jak mogłabym? - zapytała bardziej sama siebie Agatha niż Ophelie i prychnęła zdenerwowana - Co za podły, arogancki... Nie muszę tutaj siedzieć i mu pomagać! Czemu on jest taki niewdzięczny?!

- To tylko taka maska, uwierz mi - oznajmiła Elia, a okularnica znowu usiadła przy stole - Wiem, jak abstrakcyjnie może to zabrzmieć, ale Theo to dobry człowiek, gdzieś tam w głębi. Był przy mnie, kiedy potrzebowałam wsparcia. Jest po prostu pogubiony i nie dziwię mu się. Jego ojciec to dupek, ale nigdy nie podejrzewałabym, że mógłby przyczynić się do śmierci Norah.

- Rozumiem, że mu ciężko, tylko że mi też nie jest łatwo. Nawet nie mogę powiedzieć o tym moim przyjaciołom, bo mi zabronił. Czy on naprawę musi stosować zasadę ograniczonego zaufania przez całe życie? - jęknęła blondynka, zmęczona takim zachowaniem. 

Ophelia przypatrzyła się jej i przekręciła ciekawsko głowę, a pewna sugestia pojawiła się przed jej oczami. 

- Mówi przy tobie o swojej matce - zauważyła, a Agatha uniosła zdziwiona brew, nie rozumiejąc jej toku rozumowania - Theo nie mówi o niej każdemu. Tylko wybranym osobom. Takim, którym ufa.

- Właśnie, jeśli mówimy już o Norah - okularnica zciszyła swój głos i splotła razem palce - Jak ona w ogóle... No wiesz...

- Jak umarła w tej oficjalnej wersji? - dokończyła Elia, a Gryfonka smutno pokiwała głową, przygryzając wargę - Moja ciotka wyjaśniła mi, że kiedy zaszła w ciążę, zaczęła słabnąć. Uzdrowiciele mówili, że po porodzie jej przejdzie, ale nie przeszło. Zmarła paręnaście tygodni jego narodzinach,  a Theo widzi od tej pory testerale....

- Merlinie... - Agatha pokręciła załamana głową. Musiał być strasznie mały, ale i tak to było okrutne i przede wszystkim niesprawiedliwe. W jej myślach pojawił się jej własny tata, który zginął jeszcze przed jej narodzinami. Westchnęła cicho, umiejąc odczuć ten ból - Postaram się zrobić co w mojej mocy, aby mu pomóc, ale nie może być takim dupkiem. Nie pałam do niego sympatią, a umiem się zachować. Ma siedemnaście lat, mógłby przecież zacisnąć zęby!

- A czy ten twój Tony, o którym kiedyś wspomniałaś, o tym wszystkim wie? - zaciekawiła się Ophelia, obracając kubek w dłoniach.

- To nie jest już ''mój Tony''. Po śmierci mojej mamy potrzebowałam spokoju. Wszystko we mnie wariowało i nie chciałam swoim podejściem ranić Anthony'ego. To świetny chłopak, naprawdę i im dłużej mija od naszego zerwania, tym bardziej dostrzegam, że lepiej wychodzimy na byciu przyjaciółmi - wyjaśniła Agatha, patrząc bardziej na stół, niż swoją rozmówczynię - Szkoda mi tylko, że nie mogę mu, ani reszcie moich kretynów powiedzieć o tym, co robię z Teodorem. Z resztą, oni by nie zrozumieli. Nienawidzą go. 

- Dam ci małą radę - zasugerowała starsza nich - Kłamstwo potrafi czasem niszczyć nawet najprawdziwsze przyjaźnie. Nawet, jeśli uważasz to za zwykłe ''unikanie tematu'', to się wyda, prędzej czy później i na was odbije. Jeśli zależy ci na waszej przyjaźni, będziesz musiała im w końcu powiedzieć. Wiem, co mówię, uwierz mi. 

Porozmawiały jeszcze, głównie o niczym, przez dziesięć minut, po czym Ophelia stwierdziła, że musi już lecieć, bo obiecała, że zajmie się synem swojej koleżanki. Pożegnały się i obie wyszły z herbaciarni, idąc w swoje strony. Agatha poprawiła czapkę i płaszcz, modląc się, aby nikt jej już nie rozpoznał. Ludzie zaczynali powoli zbierać się z powrotem do Hogwartu i możliwość konfrontacji z przyjaciółmi była o wiele większa. Słowa Ophelii znowu w nią uderzyły. Musiała porozmawiać o tym z Nottem. Przecież musiała z nim taką opcję skonsultować. Nie mogła sobie wmawiać, że to nic takiego i nie robi nic złego. W końcu, obiecali sobie...

O wilku mowa, pomyślała, kiedy znalazła go pod jednym z budynków, upijającego łyk jakiegoś napoju, prawdopodobnie alkoholowego. Pokręciła niezadowolona głową, ale podeszła w jego stronę. Dzisiejszą sytuację też musiała z nim wyjaśnić. 

- Widzę, że dobrze się bawisz, Theo - zagadała i usłyszała jego ciche przekleństwo. Odwrócił się do niej poirytowany, a ona uśmiechnęła się nieco złośliwie - To całkiem urocze, wiesz? ''Theo''. Chyba zacznę cię tak nazywać. Ślicznie marszczysz nosek z wkurzenia.

- Świetnie - mruknął niedbale, upijając kolejny łyk. 

Coś go gryzło, oczywiście. Wydawał się wręcz przygnębiony i taki zobojętniały, ale w smutnym sensie. Szybko zrozumiała, o co chodzi i podeszła do niego bliżej, a on przewrócił oczami. 

- Powiedziała ci? Oczywiście, że ci powiedziała - prychnął i wlepił w nią swoje spojrzenie - Jeśli powiesz komukolwiek o moim ojcu...

- Pewne podejrzenia na temat twojego ojca dostałam już w momencie tej wizji - przerwała mu Agatha i westchnęła - Nie powiedziała mi o nim. Ale powiedziała mi o twojej matce. Przykro mi.

- Koniec końców, wszyscy jesteśmy klubem zmarłych rodziców - Nott parsknął suchym śmiechem i podniósł butelkę, chcąc upić kolejny łyk napoju.

Nie pozwoliła mu, kładąc swoją rękę na jego. Przeszył ja chłód, jego ręce były zimne od mrozu. Spojrzała na niego z prawdziwą troską w oczach, którą zarezerwowała jedynie dla swoich najbliższych. 

- Dowiemy się prawdy - obiecała mu.

- Przewidziałaś to? - zakpił.

- Obiecuję ci to, Theo - spojrzała mu w oczy - Obiecuję ci, że dowiemy się prawdy. 

- Czemu ci na tym tak bardzo zależy?

Nie wiedziała co powiedzieć, a nie chciała usłyszeć od niego jakiejś durnej riposty, więc zacisnęła pięści i spróbowała zrobić to inaczej. Naprawdę była wkurzona tą jego niedostępnością, zgrywania wielkiego pana arystokraty, do którego musiała się podporządkowywać. 

- A dlaczego ty jesteś takim zadufanym, aroganckim śmieciem?! - krzyknęła, machając rękami na wszystkie strony.

Wściekłość zebrała się w jego oczach. Zdenerwowany zbliżył się do niej zdecydowanie bliżej niż powinien, jednocześnie spychając ją na ścianę budynku za nią i ucinając jakąkolwiek drogę ucieczki. Agatha nie należała do osób niskich, a między nią a Teodorem nie było jakiejś ogromnej różnicy wzrostu, ale jakaś była i właśnie w tym momencie gwałtownie ją odczuła.

- Żadna pożal się Salazarze czarownica półkrwi i do tego zdrajczyni krwi nie będzie mnie wyzywać od śmiecia! - wysyczał jej prosto w twarz - Nie jesteś mi równa i nigdy nie będziesz!

- Ophelia Lestrange może to czarownica czystej krwi, ale zdecydowanie jest zdrajczynią krwi. Nie rób z siebie debila, wiem, że byłeś w niej zakochanych, ty hipokryto! - warknęła Agatha, czując, jak zaczyna ją boleć od krzyków i chłodu gardło - Jeśli ją traktowałeś tak samo, jak mnie teraz, panie wielki arystokrato, to się nie dziwię, że skończyła z Weasleyem!

- Mam więcej przywilejów niż ty. Bo, jak powiedziałaś, jestem arystokratą. Mogę wszystko - roześmiał jej się znowu w twarz i wzruszył ramionami.

- Super! Naprawdę świetnie! Czyli z tą całą wizją również poradzisz sobie sam - zauważyła Agatha. Uśmiech Ślizgona momentalnie znikł, a dziewczyna poczuła ogromną satysfakcję - Nie jestem ci równa, nie powinniśmy nawet rozmawiać, bo jeszcze zaraziłbyś się ode mnie cząstką mugolskiej krwi, jaka we mnie płynie. No trudno, takie życie.

Wyminęła go i zaczęła iść w stronę wyjścia do Hogsmeade. Nie minęły nawet dwie sekundy, jak usłyszała jego szybkie kroki za nią. Pokręciła delikatnie głową, dumna z siebie. Nott w końcu pojawił się, nieco zadyszany i z czerwonymi od mrozu policzkami, przed nią. Dziwna myśl przemknęła przez nią, że wyglądał uroczo. Może trochę niewinnie, z tą całą paniką w jego zielonych tęczówkach. Jakby nie wiedziała o co mu chodzi, uśmiechnęła się do niego i uniosła brew.

- Dobra, przesadziłem... - zaczął zdenerwowany.

- Nie, Theo. Przesadzić, to możesz sobie kwiatka. Ty powariowałeś! 

- Dobra, zapomnijmy o tym i skupmy się na naszym planie, okej? 

Udała, że się nad tym zastanawia, po czym pokręciła głową, a cudowny pomysł pojawił się w jej głowie. Tylko głupi by nie skorzystał z takiej okazji. 

- Wrócimy do tej rozmowy kiedy mnie przeprosisz. Tak szczerze, od serca - stwierdziła, szczerząc się złośliwie - Możesz mi również dać kwiaty. Lubię storczyki. Słodycze też mogą być spoko, byle by nie Jadalne Mroczne Znaki, bo są obrzydliwe. I możesz walnąć jakąś przemowę, o tym jak bardzo ci przykro, że jesteś rozpuszczonym, aroganckim bachorkiem. Podaruję ci balladę graną na pianinie na temat mojego geniuszu, ale musisz wiedzieć, że totalnie byś mi tym zaimponował. 

Nie domyśliła się nawet, co chciał jej na to odpowiedzieć, bo usłyszeli okropny, damski krzyk, jakby tego, który go wydawał obdzierano ze skóry. Oboje, dosyć zszokowani, wzdrygnęli się, z tej całej paniki łapiąc się za ręce. Spojrzeli na nie, ale zanim zdążyli się od siebie odsunąć, Agatha zorientowała się, do kogo należał wrzask.

- Katie - powiedziała cicho, a jej serce zabiło mocniej niż kiedykolwiek.

Zostawiła bladego i zszokowanego Notta i pobiegła w stronę głosu, modląc się, aby żaden z jej przyjaciół nie miał z tym nic wspólnego. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top