[04]

Ilekroć pomyślałem o naszej pierwszej prawdziwej randce, na twarz od razu wkradał mi się uśmiech. Pamiętam każdy szczegół z tamtego dnia, jakby to wydarzenie miało miejsce wczoraj.

Nie wiem dlaczego chciałeś iść ze mną akurat do restauracji, ale muszę przyznać, że śmiesznie było oglądać reakcje poszczególnych osób na nasze pocałunki. Ten wieczór był nowym dość dziwnym dla mnie doświadczenie oraz pierwszym, kiedy nie kryliśmy się przed ludzkością z naszą miłością.

O ile ta toksyczna więź w ogóle mogła być nazwana miłością.

Wciąż strasznie mi wstyd za to, jak potraktowałem cię po tej kolacji. Nie powinien wściekać się o taką drobnostkę, ale sam fakt, że ktoś nazwał mnie pedałem był odrażający. Przepraszam, że po tym zajściu wpadłem w złość i rozwaliłem ci nos... po raz setny. Nie zrobiłeś nic złego, a ja po prostu się na tobie wyżyłem.

Może rozbijanie sobie nawzajem nosów będzie naszym aktem miłości?, zapytałeś rozbawiony po zakończeniu kolejnej awantury. Zawsze umiałeś rozładować sytuację, gdy ta robiła się coraz bardziej napięta. Kochałem w tobie tę zaletę.

Pamiętam, że wtedy po raz kolejny wywołałeś szczery uśmiech na mojej twarzy. A ja znów zadeklarowałem ci swoją miłość.

Kochałem cię bardzo mocno, ale ciągle wydaję mi się, że to ty bardziej dbałeś o ten związek.

Dlaczego obydwoje byliśmy tacy głupi?

Dlaczego nie uratowaliśmy choć cząstki naszej chorej relacji?

Może cierpienie było pisane nam od samego początku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top