Rozdział 7 - Karteczka z listem

*Cadence*

Rano obudziłam się ok. godziny 9.00. W domu panowała niesamowita cisza. Takie coś było niezwykłą rzadkością. Wtedy do mojego pokoju wtargnęła rozczochrana Kaśka ze szczotką we włosach.

- Pomóż mi wyczesać włosy! - krzyknęła.

Popatrzyłam na nią zaspanym wzrokiem.

- Dziewczyno masz 19 lat! Powinnaś się sama czesać! - powiedziałam trochę niższym tonem niż ona.

Wyjęła szczotkę z włosów i wybiegła z mojego pokoju trzaskając drzwiami. Nagle do środka weszła mama i do mnie z tekstem

- Księżniczka już wstała?

Do tego jeszcze wytrzeszczyła te swoje zielone oczy na mnie. Myślałam, że zniszczy moje życie wzrokiem! Cieszyłam się, że niebieski kolor oczu odziedziczyłam po tacie. Czułam cały czas czyjś wzrok na sobie. Wtedy do pokoju wbiegła moja biała kotka Elsa. Wskoczyła na łóżko i w tamtej chwili mama wyszła z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Kotka łasiła się do mnie (przecież nie widziała mojej twarzy od kilku dni!) i prosiła o głaskanie. Wciąż zmęczona po koncercie wstałam z łóżka, przebrałam się i wyczesałam. Zeszłam na parter żeby zjeść śniadanie. Elsa pobiegła za mną, miałcząc po drodze. Kiedy tylko postawiłam nogę w salonie wszyscy popatrzyli na mnie jak na kosmitę.

- Gdzie to się wczoraj było moja panno? - spytał tata sarkastycznym tonem.

- Byłam na koncercie. - odpowiedziałam wchodząc do kuchni.

- GDZIE BYŁAŚ!?!??!! - huknęła mama.

- No na koncercie...

- Z TYM SĄSIADEM?!!??!?

- No tak. Jakby co nie zabronisz mi wychodzenia z domu. Nie boję się już tych twoich głupich kar...

- NIE MÓW DO MNIE TAKIM TONEM!!!!!!!

- Po pierwsze uspokuj się, a po drugie wreszcie spotkałam kogoś, kto mnie rozumie więc daj mi spokój.

Tymi słowami zakończyłam rozmowę. Wzięłam kanapki oraz kubek z herbatą i poszłam do pokoju. Tylko tam mogłam zjeść w spokoju bez żadnych komentarzy i docinek. Wzięłam herbatę, ale jej nie piłam. Dlatego wyszłam na dwór i usiadłam na huśtawce. Przypomniała mi się kłótnia chłopaków o Rocky'ego. Wtedy ktoś przerzucił na nasze podwórko mały zbitek papieru. Podniosłam go z ziemi i wróciłam do domu. Przy okazji odłożyłam kubek i pobiegłam do mojego pokoju. Wtedy wyjęłam karteczkę z kieszeni, rozwinęłam ją i usiadłam na łóżku. Była czymś w rodzaju listu. Widniały na niej słowa:

'' Cześć Cadence.
Mam nadzieję, że znalazłaś ten list. Długo rozmyślałem o tym co mam ci napisać. Mamy sprawę do obgadania. Przyjdź dzisiaj o 20.00. Nie spóźnij się. Będę czekał.
Sean''

Przeczytałam cały list od początku do końca kilka razy. Wtedy zrozumiałam o co chodzi. Sean był sam w domu i potrzebował towarzystwa. Tak wogóle o jaką sprawę mu chodziło? 'No cóż. Pójdę.' pomyślałam. Musiałam wymknąć się z domu tak samo jak uciekłam na koncert.

***

Na zegarze wybiła 19.45. Teraz albo nigdy. Muszę uciec. Nie ma innego wyjścia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top