Rozdział 3 - W szpitalu

* Sean *


Krzyki z domu sąsiadów bardzo mnie zaniepokoiły. Słyszałem trzaskanie drzwiami i płacz. Nagle do tego dołączył pisk opon. Wybiegłem przed dom. Zobaczyłem odjeżdżający samochód, a przed domem sąsiadów ktoś leżał. ' Znam skądś tą dziewczynę. O Boże. Cadence, dziewczyna z lotniska! ' pomyślałem. Wbiegłem do kuchni. Mama spojrzała na mnie jak na kosmitę :

- Co się stało?

Nic nie odpowiedziałem. Złapałem ją za rękę i wyprowadziłem przed dom.

- Wyjedź samochodem. Musimy jechać do szpitala.

Miała mi coś odpowiedzieć, ale pobiegłem po Cadence. Podniosłem ją z drogi i zaniosłem do samochodu. Mama ze zdziwieniem na twarzy zapytała:

- Kim jest ta dziewczyna?

- Długa historia. Nie mam czasu na opowiadanie. Wsiadaj. Musimy jechać.

- Gdzie?

- Do szpitala! Przecież gdzie jeździ się z ofiarami wypadków?

Szybko wyjechaliśmy z domu w kierunku centrum. Po 20 minutach byliśmy na miejscu. Wyciągnąłem Cadence z samochodu. Nie oddycha. Mamy problem. Wbiegliśmy do szpitala. Błyskawicznie zarejestrowaliśmy ją i pielęgniarki zabrały dziewczynę do sali. Usiadłem przed drzwiami. Nagle ktoś usiadł obok mnie. To była mama. Ze spokojem powiedziała:

- Sean, jedźmy do domu.

- Nie. Ja tu zostaję. - odpowiedziałem.

- Oszalałeś? Nawet jej nie znasz!

- Wiem. Mimo tego coś każe mi zostać.

- Dobra - westchnęła - Jak będziesz chciał wrócić to dzwoń.

* Cadence *

Otworzyłam oczy. Biało. Wszędzie biało. ' O matko ja umarłam?' myślę. Nie, na ścianie jest zegar. Pokazuje godzinę 12.35. Ktoś siedzi obok mnie, znam tego chłopaka. Sean? Nie, to nie on. A jednak.

- Sean? Ccco tu robisz? - spytałam stłumionym głosem.

- Wczoraj cię tu przywiozłem. Miałaś wypadek. - odpowiedział.

Po jego oczach było widać, że nie spał dobre 30 godzin. Trzymał mnie za rękę. Raczej za gips. Całe lewe ramię aż za łokieć w gipsie. Było położone na moim brzuchu ( tak wogóle gdzie miało być? ). Nie przeszkadzało mi to. Cała byłam obolała, nie mogłam się ruszać. Chyba prawą nogę też miałam złamaną. Nagle zadzwonił telefon. Sean wyjął go z kieszeni i wyszedł z sali. Pewnie się z kimś kłócił, bo krzyczał do telefonu. Lekko podenerwowany wszedł z powrotem do mojej sali. 

- Dobrze się czujesz? - wydusiłam z siebie.

- Tak, wszystko w porządku. - odpowiedział.

Zobaczyłam, że posmutniał. Chciałam go zapytać, co się stało, ale bałam się. Nagle oczy mu się zaszkliły i wybiegł z sali. Nie było go pół godziny, zaczynałam się martwić. 

***

Leżałam tak sama przez kilka dni. Czułam się już o wiele lepiej. Czułam, że tego dnia stanie się coś niezwykłego. Wtedy do pokoju wszedł jakiś chłopak. Usiadł obok mnie. Miałam szansę bliżej mu się przyjrzeć. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom! To był Sean. Nie poznałam go. W czarnych włosach wyglądał jak całkiem inny człowiek.

- Twój lekarz powiedział, że jutro będziesz mogła wyjść. - powiedział ze spokojem.

- Całe szczęście! Nie chcę tu dłużej siedzieć.

Ten dzień dłużył się niemiłosiernie. Mimo tego Sean wciąż umilał te dłuuugie godziny. Czasem żartował, czasem udawał obrażonego. Mieliśmy kilka bitew na oczy. Zawsze przegrywałam. Około 9 wieczorem podniósł się i powiedział:

- Muszę już iść. Dobranoc! - zawołał i wyszedł.

Położyłam się spać z uśmiechem na ustach. Czułam się jeszcze lepiej niż rano.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top