Rozdział 20 - Nic jej nie zrobisz
*Cadence*
Obudziłam się około 8.00. Ogarnęło mnie dziwne uczucie samotności. Miałam już z nim doczynienia ale nie aż tak. Źle się czułam. Wszystko mnie bolało. Oddałam się myślom. Leżałam tak dobrą godzinę. Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Wstałam z łóżka i poszłam otworzyć. Po drugiej stał Sean. Źle wyglądał. Tak samo jak ja. Jakimś sposobem wpadliśmy sobie w ramiona. Czułam się lepiej. Nie miałam siły ustać. Nagle omdlałam.
*Sean*
Trzymałem ją przy sobie. Wtedy jej ramiona opadły. Omdlała. Świetnie. Wziąłem Cadence na ręce i zabrałem do siebie. Niby gdzie miałem ją zanieść? Prawe ramię odmawiało mi posłuszeństwa. Ledwo mogłem je podnieść. Położyłem ją na łóżku. Usiadłem przy niej. Oddychała spokojnie mimo tego, że prawie tego oddechu nie było słychać. Widać było, że nie ma siły podnieść się. Zadrżała. Mnie też przeszedł dreszcz. Co znaczył? Nie wiem.
***
Z nią było coś nie tak. Zdążyłem w międzyczasie wyzdrowieć całkowicie. Nie budziła się. To robiło się niepokojące. Złapałem jej dłoń. Zero reakcji. Zanosiło się na coś poważniejszego. Dochodziła 12. Zaczynałem przestawać sądzić, że się obudzi. Nagle otworzyła oczy.
*Cadence*
Otworzyłam oczy. Ciemność. Wszędzie ciemność. Ktoś trzymał moją rękę. Bałam się ruszyć.
- Jestem przy tobie. - usłyszałam z mroku.
Przestraszyłam się. Ciszę przerwał dzwonek do drzwi. Kolejna osoba znalazła się w pokoju. To była Emma. Ledwo co ją widziałam ale jej rude loki poznam z daleka. Nie mogłam utrzymać otwartych oczu. Zadzwonił telefon. Emma wybiegła z pokoju. Nie wróciła. Znów zostaliśmy sami. Jego dłoń zacisnęła się na mojej. Przeszedł mnie dreszcz. Podniosłam się. O mało bym nie leżała z rozbitą głową. Przytulił mnie. Zrobiło mi się ciepło. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Podbiegłam i zajrzałam przez otwór w drwiach. Z drugiej strony stał mój brat z pistoletem w ręku. Wbiegłam do pokoju i przekręciłam kluczyk. Sean patrzył na mnie jak na jakąś wariatkę.
- O co chodzi? - spytał.
- Siedź cicho! Mój brat jest za drzwiami. - szepnęłam.
- Czego chce?
- On... chce nas zabić.
Położył mi dłoń na ramieniu. Bał się. Poznałam po oczach. Po co przecież studiowałam psychologię? Usiedliśmy pod szafą. Leon wywarzył drzwi. Sean złapał mnie i przyciągnął do siebie. Jego serce biło bardzo szybko. Brat wpadł do mojego pokoju. Pewnie zobaczył, że mnie nie ma. Zaczął walić w drzwi. Wtedy przypomniał sobie o broni. Kulki trafiały w klamkę jedna za drugą. W końcu znalazł się w pomieszczeniu. Zobaczył nas.
*Leon*
No proszę. Oboje siedzą przy ścianie i czekają na śmierć. Całe życie czekałem na ten moment. Wymierzyłem mojej siostrze w głowę. Zamierzałem strzelić ale zdążyła się usunąć. Nie wytrzymałem. Strzeliłem na oślep.
*Cadence*
Kula przeszyła moje ramię. Sean podniósł się i stanął z moim bratem twarzą w twarz.
- Nic jej nie zrobisz, rozumiesz!? - powiedział.
- A właśnie, że zrobię. - Leon zaśmiał się i wbił mu nóż w brzuch.
Przewrócił się i przy okazji uderzył głową o róg łóżka. Leon odwrócił się i wymierzył mi w głowę. Jednak zmienił zdanie i strzelił w lewą nogę. Zamknęłam oczy. Słyszałam jak wychodzi i zatrzaskuje za sobą drzwi. Ostatkiem sił podniosłam się i podeszłam do Seana. Nie oddychał. Zadzwoniłam do Emmy. Po 10 minutach na miejscu było pogotowie. Bałam się o jego życie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top