Rozdział 19 - To nie jest prawda
*Cadence*
Rzuciłam się na poduszkę i aż płakałam ze śmiechu. Sean też się roześmiał. Znowu na siebie wpadliśmy. Dosłownie. Przytulił mnie. Bałam się dalszego potoczenia się tej chwili. Czułam, że może skończyć się tak samo jak wcześniej. Zadzwonił telefon. SMS od Leona. Świetnie. Otworzyłam wiadomość. Brzmiała jakoś tak:
Wiem, że jesteś w ciąży. Nie próbuj się ukrywać. Znajdę cię i zabiję. Tego twojego chłopaka też. Szykuj sobie trumnę.
Sean popatrzył na mnie. Miał w oczach coś znajomego. Te same gwiazdki, które widziałam kilka dni temu.
- Czy ty coś ukrywasz? - zapytał.
- Nie. Nic nie ukrywam. To nie jest prawda. - odpowiedziałam ze łzami w oczach.
- Nie płacz, proszę. Łamiesz mi serce. O co z tym chodzi?
- Znowu wymyślił sobie jakąś historyjkę na mój temat.
Rozmowę przerwał kolejny SMS. Od Klaudii. Wiedziałam, że zdążył już jej napisać.
Gratuluję. Tylko weź zaproś mnie na chrzest. Przecież się przyjaźnimy, prawda?
Zaczęłam płakać. Przytulił mnie. Przynajmniej on stał po mojej stronie. Odwzajemniłam. Otarł łzy z mojej twarzy.
- Nie płacz. Będzie dobrze. Jestem obok. - próbował mnie pocieszyć.
- Nie. Nie będzie dobrze. Wszyscy pewnie już przygotowywują się na dziecko, którego nie będzie. Na moje dziecko. Ale ja nie jestem w cią... - powiedziałam.
Nie dał mi dokończyć. Pocałował mnie. Znowu. Lubiłam takie momenty. Zaczął zacieśniać uścisk. Zrobiłam tak samo. Trzymaliśmy się tak razem może 5 minut. To było najpiękniejsze pięć minut mojego życia. Położyłam się. Dochodziła 18. Byłam okropnie zmęczona. Sean wciąż trzymał mnie blisko siebie. Czułam się lepiej. O wiele lepiej. Złapał mnie za rękę. Fala ciepła rozeszła się po moim ciele. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Wszystko działo się podobnie jak rano. Pamiętam tylko jak rozpięłam bluzę. Dalej tylko ciemność z domieszką bólu... auć.
***
Obudziłam się przytulona do Seana. Czułam się jakoś... normalnie. Ta normalność aż mnie przerażała. Przysunął się bliżej. Trochę za blisko. Słyszałam bicie jego serca. Przypomniało mi się do czego między nami doszło. Zaczęłam płakać. Chciałam cofnąć czas do spotkania na lotnisku. Ale gdybym go nie spotkała to dawno byłabym martwa. Obudził się. Dopiero teraz zauważyłam jak bardzo miał potargane włosy. Z moimi było identycznie.
- Czemu płaczesz? - spytał.
- Nie płaczę. - orzekłam i odwróciłam się plecami.
Położył dłoń na moim ramieniu. Przeszedł mnie dreszcz. Podsunął się bliżej. Trochę za blisko. Przynajmniej w moim mniemaniu. Dla niego to wciąż było za daleko. Ukryłam twarz w dłoniach. Przytulił się. Znowu to uczucie. Łza spłynęła po moim policzku. Ścisnął mnie trochę mocniej. Podniosłam się. Przyjrzałam mu się bliżej. Spał spokojnie. Szybko ubrałam się i go zostawiłam. Dochodziła 21. Ten dzień był dla mnie wyzwaniem. Stało się za wiele. Sean wyszedł z mojego pokoju i wszedł do swojego. Nie wychodził do późna. I dobrze. Poszłam do siebie i zaświeciłam światło. Pokój wyglądał jak jakieś pobojowisko. Szybko posprzątałam i położyłam się spać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top