Epilog
- Ciężko pomyśleć, że to już rok. - mruknął Kieran, wpatrując się w czarny nagrobek brata. - Rok, od kiedy go nie ma...
Nie mógł do tego przywyknąć. Co dzień rano myślał, że Sean zaraz wbiegnie do jego pokoju, obleje wodą w ramach pobudki i ucieknie. Lecz tak nie było. Budziła go cisza.
- Kieran... idziemy. Chyba, że zostajesz? - powiedziała Megan, kładąc dłoń na jego ramieniu.
Powolnym krokiem opuścili cmentarz. Kieran co chwilę odruchowo patrzył za siebie, jakby na kogoś czekał. Tylko, że nikogo tam nie było.
- Jesteście wreszcie! - krzyknął Dean. - Mieliśmy jechać bez was!
Wszyscy wsiedli do samochodu i zostawili cmentarz daleko za sobą.
Przepraszam za spóźnienie!
Musiałam jechać do kościoła.
Razem z tymi słowami obwieszczam wam koniec książki...
Chyba będę płakać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top