95
#18.07.21#
Wysiadłam z taksówki i spojrzałam na duży budynek pod którym stałam.
-Siłownia? - odezwał się Jack.
-Tak - odpowiedziałam krótko i odwróciłam się w ich stronę.
-Sof, o co chodzi? - zapytał Daniel a pod siłownię podjechała taksówka z której wysiadła Alison i Evan - co ty wymyśliłaś?
-Są nasze robaczki! - brunet uśmiechnął się szeroko i z każdym przywitał.
-Ok, co tu się dzieje? - Gabbie się zniecierpliwiła.
-Powiem wam wszystko w środku. Idźcie do szatni a potem do sali numer 3. Jest wynajęta tylko dla nas - odwróciłam się i weszłam do budynku razem z Jonah który obejmował mnie ramieniem.
Rozdzieliliśmy się przed szatniami gdzie w mgnieniu oka przebrałam się w sportowy stanik i legginsy. Związałam włosy w kucyk i zostawiłam dziewczyny które próbowały coś ze mnie wyciągnąć.
Weszłam na salę, gdzie byli tylko Al i Evan którzy uderzali w worek. Dziewczyna była ubrana podobnie do mnie, a on miał tylko spodenki.
-Evan, złotko - odezwałam się a on odwrócił się przodem do mnie - jeśli nie chcesz dostać po mordzie od zazdrosnej dziewczyny albo chłopaków, to lepiej ubierz coś na siebie.
Spojrzałam krótko na jego klatę i przyznałam sama przed sobą, że chłopak miał czym się pochwalić. W zwykłych koszulkach, w których zawsze chodził, wyglądał dobrze. Ale bez nich...
Cóż mogłam poradzić. Byłam tylko dziewczyną.
-Popieram! - krzyknęła Alison podnosząc do góry rękę.
Puściłam oczko do obojga i rozejrzałam się po sali.
Po bokach było kilka sprzętów i maszyn do ćwiczeń a na środku pomieszczenia wyznaczona strefa podobna do ringu.
Wzięłam skakankę którą znalazłam w kącie i zaczęłam skakać.
Lepsze niż cardio.
Ludzie powoli schodzili się do sali więc odłożyłam skakankę i razem z przyjaciółmi z Portland stanęłam przed wszystkimi.
-Pomyśleliśmy - zaczęłam - że fajnie byłoby zorganizować dla was mały kurs samoobrony.
-O psychopatów w tym kraju nie trudno - dopowiedziała Al - a wy, jako że jesteście znani, to prawdopodobieństwo że spotkacie kogoś takiego jest większe.
Gadka o psychopatach to była wymówka. Chodziło o Czarną Maskę. Przez ostatni rok bardzo się rozwinęli. Bardziej niż bym się spodziewała, a ja nadal nie powiedziałam o tym reszcie. Wystarczyło mi, że Jonah wiedział i węszył dookoła tego wszystkiego. Kłóciłam się z nim przed każdą akcją, a kiedy wracałam do domu on sprawdzał czy byłam cała. Najgorzej było kiedy obrywałam i musiałam to przed nim ukrywać, co nigdy mi się nie udawało.
-Bez obrazy Sof, ale czego ty nas możesz nauczyć? - prychnął Jack na co podniosłam jedną brew a po sali rozniosło się głośne "uuuu".
-Stary, masz przejebane - powiedzieli na raz Jonah i Zach, bo oni byli dwojgiem z czterech osób które, w praktyce, wiedziały co umiałam.
-Zapraszam cwaniaku. Pokaż co umiesz - wskazałam na materace a on wstał i bez żadnego problemu poszedł na wskazane miejsce a ja stanęłam kilka metrów przed nim - zaatakuj mnie, dalej - klasnęłam w dłonie.
-A jeśli coś ci zrobię? - był niepewny.
-Raczej na odwrót - burknął pod nosem Jonah, ale i tak usłyszałam.
-Nie pieprz głupot. Nic mi nic zrobisz - chłopak wzruszył ramionami i podszedł do mnie, aie udało mu się nawet mnie dotknąć, bo wylądował na ziemi a z jego ust wydobył się głuchy jęk - to był zwykły fart - mruknął podnosząc się a ja powtórzyłam swoje ruchy przez co znów leżał na plecach.
-Jeszcze raz? - zapytałam.
-Ok, może jednak czegoś nas nauczysz - burknął a reszta głośno się zaśmiała.
-Zaczynamy! - krzyknął Evan - macie 10 minut na rozgrzewkę, jazda!
Uśmiechnęłam się, bo to przypominało mi treningi w Portland.
Poczułam ucisk na nadgarstku i zostałam pociągnięta gdzieś na bok.
-Chodzi o Czarną Maskę, prawda? - zapytał Zach a ja skinęłam głową, wiedziałam że się domyślił.
-Nie mów im - poprosiłam.
-Jasne - puścił mi oczko i zaczął się rozgrzewać.
~~~
-Ja pierdole, moje..... Kurwa wszystko - jęknął Daniel wychodząc z siłowni po ponad trzech godzinach treningu, daliśmy im wycisk, ale chyba każdy coś z tego wyniósł.
-Nie przesadzaj - Alison machnęła ręką a każdy posłał jej mordercze spojrzenie.
-Wasza trójka nie ma serca - Clara wskazała na mnie, Al i Evana.
-Sorry, trochę za bardzo się wczuliśmy - odpowiedział brunet - ale wyobraź sobie że my trenujemy tak minimum trzy razy w tygodniu.
-Matko boska... - westchnęła.
-A jakim cudem ty możesz normalnie chodzić? - zapytała Kay patrząc na Jonah.
-Chyba trochę przywykłem. Byłem z nią kilka razy na siłowni i dała mi niezły wycisk - uśmiechnęłam się na tyle uroczo na ile tylko było mnie stać.
-Teraz w ramach ponownego wkupienia się w wasze łaski zapraszamy na ognisko na plaży - powiedziałam wyrzucając rękę w górę a reszta zawiwatowała - widzimy się za trzy godziny - wysiadłam do taksówki razem z Jonah, Al i Evanem i podałam kierowcy adres mojego mieszkania.
-Powiem wam, że jestem z nich dumny - Evan siedzący z przodu spojrzał w lusterko.
-Ja też. Myślałam że padną w połowie - pokręciłam głową na słowa Al i oparłam głowę o ramię Jonah.
-Nie zasypiaj mi tu - brunet szturchnął mnie w bok.
-Zostaw - burknęłam, ale otworzyłam oczy podnosząc głowę.
Byłam zmęczona, a mieliśmy jechać jeszcze na to ognisko.
Dobrze że siłownia była niecałe 10 minut jazdy od mojego mieszkania, bo inaczej naprawdę bym zasnęła w tej taksówce.
-Masz zajebiste rzeczy w tej swojej szafie - powiedziała Al a ja zaśmiałam się pod nosem.
Bogatą i różnorodną zawartość szafy zawdzięczałam dziewczynom, przez które wykupiłam kiedyś prawie pół sklepu. Jedyne co było takie same to kolorystyka. Czarny, szary, granatowy i ciemno bordowy.
-Pożyczyć ci coś? - wzruszyłam ramionami wspinając się po schodach a tuż za nami człapali chłopaki rozmawiając o jakimś meczu.
-Widziałam taki top wiązany na szyi.... - opisywała.
-Jasne, nie ma problemu - skinęłam głową i otworzyłam drzwi do mieszkania.
Weszłam do środka rzucając torbę z rzeczami w kąt, reszta zrobiła to samo.
-Mrożona herbata? - zapytał Jonah a ja i pozostała dwójka kiwnęliśmy głowami.
~~~
Jednak top na ramiączkach i krótkie spodenki nie były najlepszym wyborem. Mimo że był lipiec, to noc wcale nie była taka ciepła, a mi robiło się zimno. Zresztą nie tylko mi. Prawie wszyscy mieli już poubierane bluzy, albo opatulili się w jakieś koce.
-Masz - usłyszałam za plecami głos Jonah i czułam na swoich ramionach ciepły materiał.
Po zapachu poznałam, że była to jego bluza. Chłopak chwilę wcześniej poszedł do samochodu po coś czym moglibyśmy się odkryć.
-Dziękuję - uśmiechnęłam się podając brunetowi puszkę z piwem bezalkoholowym a on usiadł obok i przyciągnął mnie do siebie.
-Powiedzieć wam coś? - zaczął Corbyn wpatrując się w nie największe już płomienie - to był chyba najlepszy rok mojego życia.
-A jeszcze się nie skończył - zauważyłam.
-Wiem, ale.... - spojrzał na każdego po kolei - po prostu dziękuję za to że jesteście.
-Ok, w tym piwie chyba coś było. Pokaż to - Herron chciał wyrwać mu puszkę z ręki, ale ten twardo ją trzymał.
Każdy z nas miał piwo bezalkoholowe, bo praca wzywała od samego rana.
-Nic tam nie ma - warknął Besson w stronę młodszego.
-Daniel... - zwróciłam się do przyjaciela widząc, że tamta dwójka była w stanie zacząć jakąś beznadziejną dyskusję.
-Czego dusza pragnie? - zapytał.
-Złap za tą twoją gitarę i zaśpiewajcie nam coś.. - poprosiłam.
-Się robi szefowo - Seavey zasalutował, a po chwili zaczął grać ich zwycięską piosenkę.
####
Coś za spokojnie, prawda? 🤔
Chyba czas to zmienić.
I powiedzcie mi, czy mam rozciągać to opowiadanie czy już kończyć?
Rozdziały będą pojawiać się codziennie aż do momentu gdzie nie skończą mi się projekty.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top