87
#15.02.20#
-Pamiętasz jak wrzuciłeś mnie do tego basenu? - wskazałam na zbiornik wodny.
-Dostałem za to niezły opierdol od Daniela i Zacha - skrzywił się.
-I dobrze - wypominałam mu.
-Byłem na ciebie wściekły - zawołał.
-Co z tego - odsunęłam się od niego z surową miną - uderzyłam głową w ścianę i gdybym nie umiała pływać to mogło być po mnie!
-Teraz to wiem, ale wtedy o tym nie myślałem - wzruszył ramionami.
-Szczęście, że Seavey nauczył mnie pływać - mruknęłam
-Przynajmniej to mu wyszło, a nie jak nauka gry na pianinie. Ale przypominam, że to ty zaczęłaś - szturchnął mnie w ramię.
-Ja!? - wskazałam na siebie palcem.
-A kto chciał mnie zabić jak wracaliśmy z wyścigu? - przypomniał.
-Daj spokój - machnęłam ręką - przecież tak bym tego nie robiła.
-Wtedy to tak nie wyglądało - mówił - jechałaś prosto na czołowe.
-Dobra, ja oboje chcieliśmy zabić siebie nawzajem - podsumowałam, co pasowało Jonah, bo przyznał mi rację.
-Potem ty przekonałaś Tatum do zerwania układu - pokręciłam głową we wszystkie strony.
Nasza rozmowa była dziwnie spokojna, zważywszy na jej temat.
-A ty chciałeś rozbić mi za to głowę i...
-Mieliśmy cholernie trudne początki - stwierdził przyciągając mnie do siebie.
-I zobacz gdzie nas to doprowadziło - parsknęłam - niecały rok później siedzimy razem nad basenem, o 10 pm. A jakby tego było mało, to jesteśmy parą - brunet potarł moje ramię a ja delikatne się uśmiechnęłam.
-Gdyby pierwszego dnia naszej znajomości ktoś zapowiedział mi że się zaprzyjaźnimy, wyśmiałbym go - przyznał - a jeśli powiedziałby, że będziemy parą, to wylądowałby prawdopodobnie w psychiatryku.
-Też ostatnio o tym myślałam i stwierdziłam, że moja reakcja byłaby taka sama - zaśmiałam się.
-Wracamy do środka? - zapytał po chwili ciszy.
-Tak, zimno mi - już z korytarza było słychać rozmowy, które z każdym naszym krokiem stawiały się głośniejsze.
-Wrócili nasi zakochańcy! - wydarł się Corbyn a ja pokazałam mu język.
-Wszystko w porządku? - zapytała Gabbie patrząc dyskretnie na najmłodszego z towarzystwa.
-Tak, jak najbardziej - zapewniłam.
-O czym gadacie? - klapnęłam na kanapę obok Zacha i wzięłam mały kawałek pizzy.
-O urodzinach Daniela - powiedział.
-To prawie za dwa miesiące - zauważyłam opierając się o Jonah i położyłam nogi na kolanach Herrona na co zmarszczył brwi a ja posłałam mu buziaka w powietrzu, na co pokręcił głową.
-Tak, ale to będą moje 21 urodziny iii.... - przerwał uśmiechając się lekko - i pomyślałem że, skoro jesteś ode mnie młodsza o pięć dni, to możemy zrobić razem urodziny.
-Ale że wspólne? - zapytałam aby się upewnić.
-Tak! Co ty na to? - wszyscy spojrzeli na mnie czekając na odpowiedź.
-W sumie, to czemu nie - wzruszyłam ramionami a Seavey wyrzucił rękę w górę w geście zwycięstwa i prawie uderzył Clarę.
-Przepraszam! - krzyknął spanikowany a ja się zaśmiałam - zgadamy się i wszystko ustalimy.
-Bez pośpiechu - uspokoiłam go.
-Dziewczyno, będziecie mieli po 21 lat. Pełnoletniość puka do drzwi - Zach strzelił mnie w kolano.
-Ty na tą chwilę jeszcze poczekasz - burknęłam.
-Mi się nie śpieszy - prychnął.
-Mi też - wzruszyłam ramionami.
-Ja i Jonah jesteśmy pełnoletni i nie narzekamy, prawda Marais? - wtrącił swoje trzy grosze Corbyn.
-Pewnie że tak, zwłaszcza jak chce kupić kilka butelek wódki - szturchnęłam go w ramię żeby zdał sobie sprawę z tego co powiedział, bo nieświadomie nawiązał do problemu, z jakim jeszcze kilka miesięcy temu borykał się Corbyn - o matko, przepraszam stary - zreflektował się szybko.
-Spoko. Wiem co się ze mną działo, ale już wszystko w porządku. Mam kontrolę - blondyn skinął głową a w salonie zapadła cisza.
-To co robimy teraz? Wracamy do filmów? - zapytał Jack na co każdy się skrzywił.
-Co powiecie na butelkę? - zaproponował Daniel a ja się zaśmiałam będąc pewna że tylko żartował, jego mina wyrażała jednak, że była do prawdziwa propozycja.
-Ty tak serio... - spoważniałam i rozejrzałam się po wszystkich widząc, że im spodobał się ten pomysł - no dobra - Seavey uśmiechał się i poszedł po butelkę, a my pozbieraliśmy rzeczy ze stołu żeby usiąść dookoła niego.
-Kto zaczyna? - padło pytanie.
-Ja! - Corbyn wyrwał Danielowi butelkę i zakręcił - prawda czy wyzwanie?
-Na początek prawda - odpowiedziałam a Besson się zastanowił.
-Jedno z najlepszych wspomnień z dzieciństwa - wymyślił.
-Sylwester jak miałam 14 lat... - zaczęłam a Daniel i Jonah się zaśmiali, oni już wiedzieli jakie to wspomnienie.
-Mów - zarządzili.
-Kazałam Danielowi biegać po podwórku w samych kąpielówkach a potem sama do niego dołączyłam - uśmiechnęłam się przypominając sobie jak fajnie się wtedy bawiliśmy i tygodniowe zwolnienie ze szkoły przez bo byliśmy chorzy.
-Kto na trzeźwy rozum wymyśliłby coś tak durnego? - zapytał Zach.
-Sęk w tym, że nie byliśmy trzeźwi - powiedział Seavey - myśleliśmy że to sok, a to była nalewka mojego dziadka.
-Czyli od małego byliście zjebani - podsumował, a ja zakręciłam butelką mierząc go spojrzeniem.
-Wyzwanie - powiedział pewnie Zach, kiedy butelka zatrzymała się na nim, a ja uśmiechnęłam się szyderczo i wstałam.
Przeszłam do kuchni i otworzyłam jedną z szafek, gdzie chłopaki mieli pochowane strasznie dziwne rzeczy.
Miałam nadzieję że nie robili tam porządku i niczego nie wyrzucili.
-No Zach, masz przejebane - usłyszałam Daniela na co zgodziłam się z nim w myślach, wzięłam do ręki paczuszkę której szukałam i wróciłam do salonu.
-Wstawaj Herron - chłopak zrobił to co kazałam a reszta patrzyła na nas wyczekująco - wsyp to w gacie. Wszystko - wcisnęłam mu w dłoń swędzący proszek.
-Nieee - pokręcił głową.
-Albo to, albo za chwilę urządzisz nam tu striptiz!- krzyknął Jonah.
-Misiek, orientację zmieniłeś? - spojrzałam na niego - ruchy Zach - klasnęłam w dłonie i usiadłam na swoje miejsce a Herron westchnął i niechętnie wsypał proszek w swoje bokserki.
-O kurwa - znieruchomiał a wszyscy zaczęli się śmiać - jak dostanę jakiejś wysypki to cię zabiję.
-Nie ma problemu - powiedziałam między napadami śmiechu.
-Ty serio nasz najebane - Jonah objął mnie ramieniem.
-Wiem - cmoknęłam go w policzek.
-Chyba zacznę się ciebie bać - powiedział Jack.
-Luz, puki nie zajdziesz mi za skórę, to nic ci nie zrobię - puściłam mu oczko.
-A czym ja cię wkurzyłem!? - pisnął Zach próbując usiąść.
-Niczym, lubię cię denerwować - pochyliłam się w jego stronę i poczochrałam mu włosy.
-Nienawidzę cię - wycedził.
~~~
-Dawno nie śmiałem się tak bardzo - powiedział Marais rzucając się na łóżko.
-Podobało mi się - położyłam się obok a on położył rękę na moim udzie - Jonah?
-Mhm.... - mruknął zerkając na mnie.
-Musimy pogadać - oznajmiłam - mam nadzieję że wiesz, że mimo tego że widziałeś mnie dzisiaj w samej bieliźnie i że powiedziałam ci że cię kocham, to ja nie chcę jeszcze uprawiać seksu.
-Mycha, nikt cię do tego nie zmusza - złapał mnie za rękę - wiem że po tym co przeszłaś, taki krok jej trudny. To jest twoja decyzja a ja ją uszanuję.
-Ale ty też masz swoje zachcianki - zauważyłam.
-Ręczny złotko - puścił mi oczko - ręczny.
-Ok, koniec - poddałam się a na jego twarzy wpłynął szeroki uśmiech.
-Czyżby ktoś się zawstydził? - podnosił się na łokciach.
-Nie, po prostu nie chcę słuchać o tym jak walisz sobie konia - wyprostowałam a on mnie przytulił.
-Nawet sobie nie wyobrażasz jak ja cię uwielbiam - powiedział.
-Ja ciebie też - położyłam głowę na jego ramieniu - wiesz co w nas lubię?
-Że jesteśmy pojebani? - zgadywał.
-Też, ale chodziło o to, że dużo ze sobą rozmawiamy, a to jest ważne w związku, prawda? - spojrzałam na chłopaka, a on przysunął usta do mojego czoła.
-Tak, masz rację - zgodził się - dzięki rozmowie możemy lepiej się poznać i wyjaśnić wszystkie nieporozumienia.
-Cieszę się, że mogę z tobą porozmawiać o wszystkim - zamknęłam oczy czując jak Jonah pocierał dłonią moje ramię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top