73
#24.01.20#
-Za naszą nową parę i zwycięstwo Sofii! - Zach podniósł do góry kufel piwa, który chwilę wcześniej przyniosła mu kelnerka.
-Sama tego konkursu nie wygrałam - zauważyłam po raz kolejny, na co pokręcił oczami a Jonah objął mnie ramieniem.
-Za zwycięstwo Sofii i Chrisa - poprawił się a każdy chwycił swój trunek.
Siedząc w tej pizzerii od jakiejś godziny zdążyłam zauważyć że największy pociąg do alkoholu miał właśnie Herron, bo to on najszybciej opróżniał swój kufel.
Poza alkoholem, na naszym stole znajdowały się cztery duże pizze oraz pełen talerz frytek.
Wydawało się dużo, ale na czterech głodnych facetów i trzy dziewczyny wcale tak nie było.
Nasza banda zajęła miejsce w samym rogu, aby nie być w centrum zainteresowania, jednak patrząc na hałas jaki robili chłopaki na pewno nie zostaliśmy nie zauważeni.
Na wylocie siedział Herron, potem ja, Jonah, Jack, Gabbie, Clara i Daniel, który również siedział na brzegu.
-Świętowanie świętowaniem, ale ja nadal nie mam pojęcia jakim cudem wy jesteście razem. Wy! - powiedział Jack a Gabbie westchnęła głośno.
-Jack, jesteś kretynem - skwitowała krótko na co pozostała piątka się zaśmiała.
-Dzięki - prychną urażony, ale i tak czekał aż Jonah albo ja zaczniemy opowiadać.
-Tak naprawdę to wszystko zaczęło się już w sylwestra... - zaczął chłopak, ale od razu popełnił błąd.
-Wcale że nie - wcięłam się - to zaczęło się w święta, kiedy stanęliśmy pod jemiołą a twój tata kazał nam się pocałować - poprawiłam go, a mój telefon zaczął dzwonić.
Wyjęłam go z kieszeni i momentalnie z mojej twarz zniknął uśmiech.
-Kto dzwoni? - zapytał Jonah zerkając mi przez ramię.
-Nikt ważny - odpowiedziałam naciskając na czerwoną słuchawkę odrzucając tym samym połączenie od Trevora, schowałam telefon i uśmiechnęłam się do chłopaka.
-Sofia, możemy pogadać? - usłyszałam głos Zacha więc spojrzałam na niego i skinęłam głową.
-Jasne - brunet wstał od stołu i poczekał aż ja zrobię to samo.
-Wszystko w porządku Zach? - zapytała Gabbie.
-Tak tak - zapewnił ją ruchem głowy.
-Za chwilę wrócimy, a ty w tym czasie zaspokój ciekawość Jacka, tylko nie namieszaj za bardzo - powiedziałam do Jonah widząc jak jeździł wzrokiem ze mnie na Herrona i z powrotem.
Spojrzałam na Zacha, który skierował się w stronę wolnego, dwuosobowego stolika, a ja podążyłam za nim.
-O co chodzi? - zaczęłam od razu, bo brunet miał poważną minę.
-Jonah wie? - przeszedł do sedna.
-O czym? - zmarszczyłam brwi chwilowo nie rozumiejąc.
-O Czarnej Masce. Mówiłaś m - wyjaśnił patrzą na mnie uważnie.
-Nie, nie powiedziałam - spuściłam wzrok - nie chcę go do tego mieszać.
-Wiesz że on w końcu się o tym dowie? - uniósł brew.
-Nie dowie - burknęłam - przecież zawarłam z Trevorem umowę że nie zbliżą się do żadnego z was.
-Jonah nie jest głupi - zauważył - w końcu zacznie coś podejrzewać. A jak się dowie, to ci nie wybaczy.
-On się nie dowie - zapewniłam, ale nie wiedziałam tylko czy powiedziałam to, aby uspokoić Zacha czy siebie.
-Robisz dokładnie to samo co ja - westchnął - nie chcesz powiedzieć o tym Jonah, tak jak ja nie chciałem powiedzieć Kay.
-To była inna sytuacja - nie zgodziłam się - oni ci grozili bo nie chciałeś z nimi współpracować. U mnie wygląda to inaczej.
-Znasz Trevora i wiesz do czego jest zdolny. Musisz na siebie uważać - powiedział patrząc na mnie z troską.
-Nie martw się - wzięłam głęboki wdech - uważam na siebie i pilnuję aby nikt z gangu nie ładował mi się w życie prywatne.
-Od teraz musisz uważać jeszcze bardziej - polecił.
-Dam sobie radę. Wszystko będzie dobrze - obiecałam a on odbiegł wzrokiem gdzieś za mnie, więc odwróciłam się i zrozumiałam komu się tak przyglądał - idź do niej i zagadaj - westchnęłam.
-Nie wiem... - przy barze stała kelnerka, która obsługiwała nasz stolik i ewidentnie wpadła w oko Herronowi.
-Nie bądź mięczak i idź - powiedziałam wstając a Zach wziął głęboki wdech i ruszył w jej stronę - mam nadzieję że nie pokręciłeś za dużo - usiadłam obok Jonah i zaśmiałam się nawiązując do "historii naszego związku" którą opowiadał.
-Wszystko w porządku? - zignorował moje pytanie.
-Tak, w najlepszym - zapewniłam go.
-A gdzie Zach? - zapytał Daniel.
-Poszedł na podryw ładnej kelnerki. A ty już nie pij, bo musisz mnie zawieść do mieszkania - zabrałam mu piwo, a reszta chłopaków samowolnie odłożyła kufle zdając sobie sprawę z racji moich słów.
~~~
-Nareszcie - westchnęłam głęboko, cisnęłam torbę z rzeczami na podłogę i rzuciłam się na łóżku.
Rozłożyłam ręce na boki i zamknęłam oczy ciesząc się ciszą, która panowała w moim mieszkaniu.
Wyszliśmy z pizzerii o 11 pm, czyli kiedy już ją zamykali, ale zamiast rozjechać się w swoje strony, to staliśmy, przez długi czas, obok swoich samochodów i rozmawialiśmy na najrozmaitsze tematy.
Herron przez prawie pół godziny rozmawiał z kelnerką, która dała mu swój numer. Chłopak bardzo się cieszył i widziałam że chciał porozmawiać z nią dłużej, ale niestety dziewczyna miała pracę.
Błogi spokój przerwały kroki Jonah, który wszedł do mojej sypialni.
-Zmęczona? - zapytał głupio.
-Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo - mruknęłam słabo.
-Chyba jestem w stanie - powiedział a ja uchyliłam jedno oko czekając na dalszą część - spróbuj koncertować przez kilka godzin a potem od razu wsiadać w busa albo samolot żeby dojechać na kolejny koncert w innych stanie.
-Wygrałeś - mruknęłam powoli się podnosząc i przesuwając pod ścianą aby się o nią oprzeć.
-To nie znaczy że nie jestem z ciebie dumny - kiwnął głową i usiadł obok mnie.
-A jesteś? - uniosłam brew.
-Bardzo - pochylił się w moją stronę i pocałował - nie wiesz jak cholernie byłem zazdrosny - powiedział mi jeszcze przy ustach a ja zmarszczyłam brwi.
-Niby kiedy i o kogo? - nie dawałam mu żadnego powodu do zazdrości.
-Na konkursie. Christopher dotykał cię tak jak nie powinien... - parsknęłam krótkim śmiechem, tym samym mu przerywając.
-On trzymał rękę na mojej talii - wywrociłam oczami.
-I udzie - dopowiedział.
-Nie przesadzasz? - zapytałam wzdychając - to tylko taniec, nic wielkiego. A po drugie to gdyby Chris zrobił coś nie tak jak powinien, to mogę Ci obiecać, że dostałby w twarz.
-No dobra - poddał się - ale reszta pożerała cię wzrokiem kiedy byłaś na parkiecie - a jednak nie...
-Ale mnie reszta nie obchodzi, bo mam ciebie - powiedziałam łapiąc go za rękę.
-Ooooo, jaka urocza - ułożył usta w dziubek.
-Czasem mi się przydarzy - wzruszyłam ramionami, władowałam mu się na kolana, pocałowałam go po czym złączyłam nasze palce i oparłam głowę o jego klatkę piersiową.
-Chcesz wiedzieć co powiedział mi Daniel na pożegnanie? - zapytał cicho a ja pokiwałam głową - powiedział że jesteś zajebista i muszę cię pilnować, bo inaczej cię stracę - uśmiechnęłam się pod nosem, czego Jonah nie mógł zauważyć.
-On też ma wyskoki - prychnęłam.
-I ma rację. Muszę uważać żebyś mi nigdzie nie uciekła - przyciągnął mnie do siebie i objął ramionami.
-Nigdzie się nie wybieram - zapewniłam i ziewnęłam - idziemy spać?
-Tak - odpowiedział a ja zeszłam z jego kolan aby się położyć.
Nie miałam nawet siły aby się przebrać, nie wspominając, nawet o wzięciu prysznica. Tak więc położyłam się w ubraniach.
Mimo, że ubiór był dość niewygodny do spania, to kiedy zamknęłam oczy momentalnie zasnęłam.
###
Zastanawiałam się....
Jak wy możecie to czytać?
Sama próbowałam przeczytać tą książkę od początku, ale się poddałam na 4 rozdziale.
Totalna katastrofa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top