68

#16.01.2020#

Wypadłam z łazienki klnąc pod nosem i udałam się w stronę drzwi wejściowych.
Zarzuciłam na ramiona stary kardigan, bo miałam na sobie jedynie granatowe dresy i bokserkę a moje włosy były kompletnie mokre, ponieważ chwilę wcześniej dopiero je umyłam.
Było po godzinie 9:30 pm a moim jedynym planem było położenie się do łóżka. Jednak od minuty ktoś napastował mój dzwonek i chyba nie miał zamiaru odpuścić. Pociągnęłam za klamkę i otworzyłam drzwi. Spodziewałam się za nimi sąsiadki z piętra niżej, która była już u mnie trzy razy żeby pytać o jakieś głupoty o których nie miałam pojęcia.

Za drzwiami jednak nie stała sześćdziesięcio letnia kobieta, a dwudziestojedno letni brunet, którego postura i mina w ogóle nie odpowiadały natarczywości względem dzwonka.
Miał smutne, podkrążone oczy i pochmurną twarz a jego barki były opuszczone. Stał przed mną skulony, zgarbiony, jak mały chłopiec który zrobił coś złego i czekał na karę od rodziców.

-Co ty tu robisz? - zakłuło mnie w środku na ten widok.

-Możemy porozmawiać? - zapytał zachrypniętym głosem a ja przełknęłam gulę w gardle.

Mimo że powoli zdawałam sobie sprawę że podobał mi się Jonah, nadal byłam na niego zła za to co powiedział kiedy ostatnio zawitał przed moim mieszkaniem.

-O czym? Znów chcesz mnie obrazić? - podniosłam jedną brew i założyłam ręce na piersi.

-Nie. Chcę cię za to przeprosić. Mogę wejść? - odsunęłam się od drzwi dając mu tym samym znać, że mógł wejść do mieszkania.

Brunet niepewnie postawił nogę w progu a ja zamknęłam drzwi.
Nie patrząc na Jonah przeszłam do salonu i usiadłam na kanapie. Słyszałam za sobą kroki, więc byłam pewna że szedł za mną.

-Mów - mruknęłam krótko kiedy usiadł po drugiej stronie kanapy.

-Przepraszam za to co powiedziałem. Byłem zazdrosny i....

-Nie miałeś o co - przerwałam mu - byłam z Chrisem na imprezie a potem padliśmy na kanapie.

-Wiem o tym, ale zrozum... - urwał - powiedziałem Ci że się w tobie zakochałem a ty na mnie nawrzeszczałaś, a potem wyjechałaś. Nie odbierałaś moich telefonów przez dwa tygodnie, a kiedy chciałem to z tobą wyjaśnić to zobaczyłem w twoim mieszkaniu Chrisa bez koszulki, a ty sama wyglądałaś....  - przerwał nie wiedząc jak dokończyć.

-Wiem jak wyglądałam - odpowiedziałam.

-Sofia, naprawdę cię przepraszam - przysunął się w moją stronę i chwycił za rękę, a ja chciałam się odezwać, ale ktoś zadzwonił do Jonah, jednak on nawet nie drgnął.

-Telefon ci dzwoni - uświadomiłam go - nie odbierzesz?

-Nie - zaprzeczył.

-A jeżeli to coś ważnego? - ciągnęłam.

-Nie obchodzi mnie to - pokręcił głową i skupił na mnie całą swoją uwagę - tak strasznie cię przepraszam.

-Nie jestem zła - westchnęłam.

-Naprawdę? - zdziwił się.

-Tak. I ja chyba też powinnam cię przeprosić. Dużo myślałam o tym co się stało w sylwestra i... - zacięłam się.

Nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Żadne słowo nie chciało ze mnie wypłynąć.
Wstałam z kanapy kręcąc główną we wszystkie strony i podeszłam do okna.

-O co chodzi? - usłyszałam za sobą i poczułam jak Jonah położył mi dłoń na ramieniu.

-Po prostu... - przeciągałam.

-Wiesz że możesz powiedzieć mi wszystko, prawda? - nalegał odwracając mnie w swoją stronę brunet i złapał za rękę - powiedz co się dzieje, bo zaczynam się bać.

-Myślisz że to takie łatwe? Otóż nie. Nie łatwo jest powiedzieć że też cos do ciebie czuję, bo nigdy nie chciałam wierzyć, że to uczucie zwane zakochaniem istnieje! - ostanie słowo wykrzyczałam, po czym zdałam sobie sprawę z tego co powiedziałam.

-Możesz powtórzyć? - poprosił Jonah a ja westchnęłam.

-Ja też się w tobie zakochałam - powiedziałam cicho.

-Wow - te trzy litery to było jedyne co powiedział.

Patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami a ja miałam ochotę cofnąć czas i rozegrać to inaczej.
Chciałam uciec spod palącego wzroku bruneta, ale nie było mi to dane, bo poczułam jak Jonah objął mnie rękami w pasie, podniósł do góry i okręcił się wokół własnej osi. Złapałam go mocno za szyję i zaśmiałam się głośno.

Chłopak postawił mnie na ziemię i nie zdejmując rąk z mojej talii oparł swoje czoło o moje.

-Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo się cieszę - szepnął z uśmiechem na twarzy, całując mnie w nos - czy to znaczy że chcesz zostać moją dziewczyną? - zapytał a ja zdębiałam.

-Ja....  - odsunęłam się od Jonah a wyraz jego twarzy gwałtownie się zmienił - po prostu nigdy nie miałam chłopaka i nie wiem jak to jest być w związku - wyjaśniłam a on zaśmiał się pod nosem.

-Jesteś urocza - strzelił mnie palcami w nos a ja zmarszczyłam brwi gubiąc się - nie musisz się niczego bać. Bycie w związku to nic niezwykłego. To coś jak przyjaźń, ale z odrobinę innymi...przywilejami.

-Przywilejami? - nie rozumiałam.

-Mogę cię przytulić albo pocałować bez obawy, że oberwę z liścia. Mogę Ci mówić do ciebie kochanie...  - uśmiechnął się szeroko a ja popatrzyłam na niego z uniesionymi kącikami ust.

-Co jeszcze? - zapytałam.

-Mogę ufać Ci bardziej niż dotychczas - wymieniał dalej - chociaż to chyba nie możliwe bo ufam Ci w 100%. Otwarcie mówić ci że jestem zazdrosny o każdego faceta, ale i dbać aby relacja między nami nie uległa pogorszeniu, nie okłamywać się, próbować zrozumieć drugą osobę, chodzić na kompromisy, szczerze ze sobą rozmawiać, nie ranić siebie nawzajem...

-Ok, ok. Rozumiem - przerwałam mu widząc że z każdym słowem rozkręcał się coraz bardziej - związek to obowiązki ale i zalety.

-W dużym skrócie mówiąc - przyznał mi rację.

-A co jeśli mi się nie uda? Nam się nie uda? - spuściłam głowę spoglądając na buty bruneta. Chyba były nowe.

-Hej, związek to też wspieranie siebie nawzajem. Pomogę Ci, razem damy radę - zapewnił kładąc dwa palce na mojej brodzie i ponosząc moją głowę go góry - to jak? To nie zawsze będzie proste i lekkie, będą kiepskie momenty. Ale jeśli będziemy razem nad tym pracować to damy radę. Ja chcę zaryzykować  i sprawdzić. Chcę zaryzykować dla ciebie. Chcę żebyś zawsze była ze mną. Ty i ja.

Zagryzłam dolną wargę i popatrzyłam mu w oczy. W jego tęczówkach odbijała się nadzieja, pomieszana z obawą i miłością.
Bałam się zgodzić, ale z drugiej strony chciałam tego.
"Bez ryzyka nie ma zabawy"

Pokiwałam twierdząco głową a na moje usta wpłynął uśmiech.

-Powtórzę więc pytanie. Sofia, chcesz zostać moją dziewczyną? - zapytał z szerokim uśmiechem na twarzy a ja pokiwałam głową.

Jonah zaczął nachylać się w moją stronę, raz patrzył mi w oczy, a raz przenosił wzrok na usta. Chciał mnie pocałować.
Jego twarz znajdowała się centymetr od mojej, kiedy włożyłam między nas dłoń odcinając tym samym chłopakowi dostęp do moich ust.

-Wiesz że nigdy się nie całowałam prawda? - zapytałam a on wzruszył ramionami.

-Nie przeszkadza mi to. Rób to co ja - powiedział, po czym jedną ręką przyciągnął mnie do siebie a drugą położył na moim policzku.

Ja ulokowałam dłonie ja jego klatce piersiowej czując tym samym jak szybko biło jego serce.
Jonah szybko pokonał dystans między naszymi twarzami i musnął moje usta swoimi. Cierpliwie czekał na jakiś ruch z mojej strony.
Nie musiał czekać długo, bo przeniosłam jedną rękę na kark bruneta i stanęłam na palcach żeby być mniej więcej na jego wysokości.
Niepewnie połączyłam nasze usta, a potem Jonah przejął dowodzenie.

To było cholernie dobre...

#####

Część z was na to czekała więc w końcu jest.
Po 68 rozdziałach doczekaliście się prawdziwego pocałunku Sofii i Jonah.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top