59

#01.01.20#

-Sofia? - otworzyłam jedno oko a nade mną pochylał się zszokowany Jonah.

-Co? - burknęłam zaspana.

-Spałaś tutaj? - zapytał, a ja podniosłam głowę.

-Na to wychodzi - mruknęłam przeciągając się, co nie było dobrym pomysłem, bo od razu poczułam ból promieniujący na całe moje plecy, więc zaprzestając jakichkolwiek ruchów - która godzina?

-1 pm - powiedział - jakim cudem udało Ci się przespać tutaj tyle godzin?

-Nie wiem - powoli wstałam z kanapy.

-Herbaty? - zapytał a ja pokiwałam głową i ruszyłam do łazienki.

Zamknęłam za sobą drzwi i przemyłam twarz zimną wodą, co od razu przypominało mi słowa Jonah.

"Chyba się w tobie zakochałem"

Miałam nadzieję, że kiedy się z tym prześpię, to coś wpadnie mi do głowy, jednak okazało się nie być to takie proste jak zakładałam.
Nie wiedziałam czy miałam coś powiedzieć, czy też milczeć.

Wytarłam twarz ręcznikiem i niechętnie wróciłam do salonu.
Na stoliku stały dwa kubki z gorącymi napojami i reszta pizzy, którą razem z Jonah zrobiliśmy poprzedniego wieczoru.
Brunet siedział na kanapie oraz intensywnie nad czymś myślał, bo marszczył brwi i tępo patrzył przed siebie.

Usiadłam po drugiej stronie kanapy po czym wzięłam do ręki kubek z herbatą.

~~~

Przez ostatnie półtora gdziny siedziałam na kanapie w bezruchu i wcale się nie odzywałam, tak samo było z Jonah.

Między nami zapanowała gęsta atmosfera i cisza, której żadne z nas nie umiało przerwać.
Czułam, że Marais czekał na mój ruch, na jakieś słowo, wskazówkę...
Problem tkwił w tym, że ja sama nie wiedziałam co robić, więc jak miałam mu dać jakiś sygnał?
Co jakiś czas czułam na sobie spojrzenie Jonah, ale kiedy podnosiłam głowę, to on jak najszybciej odwracał wzrok.

W pewnym momencie głuchą ciszę, przerwał telefon. Na stoliku leżał telefon Maraisa, więc to do mnie ktoś dzwonił. 
Wstałam z kanapy i poszłam do sypialni, skąd dobiegał dźwięk. Wzięłam do ręki urządzenie i spojrzałam na wyświetlacz. Przesunęłam palcem po ekranie w lewą stronę, odrzucając połączenie od Trevora. Nie miałam zbyt dużej ochoty z nim rozmawiać.
Nie zdążyłam odłożyć telefonu, a Trevor zadzwonił drugi raz. Znów nie odebrałam, ale sytuacja się powtórzyła. 

-Czego chcesz?- warknęłam do urządzenia wychodząc jednocześnie na taras.

-Przyjeżdżaj - rozkazał.

-Po chuj? - prychnęłam

-Powiedziałem przyjeżdżaj - syknął zły.

-Nie jesteś moim szefem - odparłam.

-Jestem twoim b....twoim szefem - zaciął się.

-Czego chcesz? - przeszłam od razu do sedna, bo nie miałam siły się z nim użerać.

-Jakiś gościu przyszedł do magazynu i powiedział że musi z tobą  porozmawiać - wyjaśnił.

-Nie mogłeś go wywalić? - podsunęłam.

-Próbowałem! - podniósł głos, na co wywróciłam oczami - tylko, że on załatwił czworo moich ludzi!

-Jak on się nazywa? - zadałam zasadnicze pytanie. 

-Evan - odpowiedź była szybka.

-Że co? - nie wierzyłam.

-Evan - powtórzył - tak się przedstawił.

-Daj mi go do telefonu - rozkazałam i przez chwilę słyszałam jakieś szmery.

-No cześć mała, co tam? - usłyszałam znajomy głos.

-Czy ciebie pokurwiło? - warknęłam.

-Nie - prychnął - po prostu muszę z tobą porozmawiać.

-To nie mogłeś do mnie zadzwonić? - podsunęłam.

-Zablokowałaś mój numer - przypomniał - a tak poza tym, to od dawna chciałem cię odwiedzić.

-Nie denerwuj mnie, tylko mów o co chodzi - syknęłam.

-To nie rozmowa na telefon - oznajmił - przyjedź jak najszybciej.

-Jestem w Stevens Point - powiedziałam.

-Łap samolot i przylatuj - jakby to było łatwe - musimy pogadać.

-Jezu...Jak ja cię nienawidzę - jęknęłam rozdrażniona.

-Wiem - powiedział lekceważąco - będę czekał na ciebie w hotelu niedaleko.

-Będę jutro - westchnęłam rozłączając się, włożyłam telefon do kieszeni i wróciłam do środka - Jonah! - podniosłam głos, żeby usłyszał i stanęłam u szczytu schodów.

-Tak? - spojrzał na mnie.

-Muszę szybko wracać do Los Angeles - oznajmiłam.

-Coś się stało? - zmarszczył brwi.

-Nie, tak....W pewnym sensie. Ciężko stwierdzić, po prostu muszę wracać - Jonah starał się zasmakować zawód jaki poczuł, jednak nie wyszło mu to najlepiej.

-Dlaczego? - zapytał.

-Stary znajomy przyjechał i ma do mnie jakąś pilną sprawę - wyjaśniłam w skrócie.

-To nie może poczekać? - nalegał.

-Podobno nie - mruknęłam.

-No dobrze. W Stevens Point jest lotnisko, zabukuj sobie bilet i zacznij się pakować - uśmiechnął się sztuczne, a ja skinęłam głową i zniknęłam z jego pola widzenia.

~~~

Z głośników właśnie rozbrzmiał komunikat o moim locie.
Musiałam udać się już na odprawę.

-Mam do ciebie pytanie - zwróciłam się do Jonah - od kiedy ty we mnie.....? - to nie zabrzmiało sensownie, ale męczyło mnie to pytanie, od kiedy wsiedliśmy do auta.

-Wydaje mi się że od moich urodzin, ale doszło to do mnie znacznie później - skinęłam głową i wzięłam do ręki swoje rzeczy - daj znać jak będziesz na miejscu.

-Jasne - pożegnaliśmy się krótko, po czym odwróciłam się i chciałam już odchodzić, ale brunet złapał mnie za łokieć, więc spojrzałam na niego i zobaczyłam że zagryzał wargę.

-Przepraszam że to co powiedziałem zniszczyło naszą relację - podrapał się po głowie i zrobił krok w moją stronę, a ja nie odsunęłam się, bo byłam pewna, że chciał mnie przytulić, co od razu zrobił, jednak nie oddałam gestu - i przepraszam za to... - odsunął się i nim dążyłam zareagować ponownie się do mnie zbliżył. Położył dłonie na mojej żuchwie i połączył swoje usta z moimi.

Napięłam się jak struna kiedy tylko zdałam sobie sprawę z tego, co zrobił.
Pocałował mnie.
Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i odepchnęłam go od siebie.
Wyglądał na zadowolonego z siebie, ale i przestraszonego jednocześnie.

-Co to było? - waknęłam zła mając ochotę ochotę zacząć krzyczeć, ale nie chciałam robić awantury na całe lotnisko.

-Emm.....

-Pasażerowie lotu Stevens Point - Los Angeles proszeni są o udanie się na miejsce odprawy - kobiecy głos płynący z głośników przerwał Jonah i jednocześnie uratował mnie z niezręcznej sytuacji.

Potrząsnęłam głową i szybko ruszyłam przed siebie. 
Czułam na swoich plecach palący wzrok Jonah, jednak powstrzymywałam się przed odwróceniem głowy w jego stronę.

Przeszłam przez odprawę i wsiadłam do samolotu.
Znalazłam swoje miejsce, które znajdowało się przy oknie i włożyłam słuchawki w uszy.
Oparłam głowę o zagłówek i spojrzałam przez okno na budynek lotniska.
Brałam głębokie wdechy żeby chodź trochę się uspokoić, ale nie byłam pewna czy to działało.

Nie miałam pojęcia czemu Jonah powiedział że się we mnie zakochał, ani czemu potem pocałował.
Wiedział przecież, że jego działania potwornie zamieszają w naszej relacji.
Znał przecież moje podejście do tematu, a zwłaszcza, że do niedawna jego zdanie było takie same.

Słowa to jedno, mogłam coś źle usłyszeć, on się pomylić, albo coś.... Jednak to że mnie pocałował, kompletnie wybiło mnie z toru.
Nie wiedziałam jak zareagować, bo nie miał prawa tego robić. 

Wzięłam do ręki telefon i wystukałam wiadomość od Gabbie.

Ja:
Właśnie lecę do Los Angeles. Możemy się spotkać kiedy też wrócisz?

Kliknęłam "wyślij" i przestałam myśleć o tym co się stało skupiając się w 100% na muzyce, która płynęła w słuchawkach.

Spojrzałam przez okno i zobaczyłam że samolot zaczął wbijać się w powietrze. Czekał mnie kilku godzinny, i miałam nadzieję spokojny lot do Los Angeles

#####

Powinnam była zadać to pytanie już pod ostatnim rozdziałem...

Kto chce mnie zabić??

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top