58

#01.01.2020#

Fajerwerki się skończyły, a ja i Jonah wróciliśmy do domku zamykając za sobą szklane drzwi.
Usiadłam na łóżku, ciągle owinięta w koc i spojrzałam na bruneta, który przecierał twarz dłońmi. Otwierałam usta, żeby ponownie zapytać go, co się z nim działo, ale on mnie ubiegł.

-Możemy pogadać? - zapytał, a ja skinęłam głową.

-Co jest? - śledziłam wzrokiem jego ruchy, kiedy usiadł na łóżku i wziął w rękę rąbek koca, pod którym siedziałam.

-Pamiętasz naszą rozmowę o Tatum? - zaczął a ja przytaknęłam - powiedziałaś, że mogłem jej powiedzieć o zdradzie i być może by mi wybaczyła, prawda?

-Tak... - nie wiedziałam do czego on zmierzał.

-To co powiem będzie dziwne ale....wyobraź sobie, że to ciebie zdradziłem. Gdybym powiedział ci prawdę, wybaczyłabyś mi, czy kazała spierdalać? - xapytał, a ja zamrugałam szybko oczami.

-Em..... - zacięłam się - nie wiem co bym zrobiła, bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji.

-Ale tak teoretycznie - ciągnął.

-Jonah... - westchnęłam - nie mogę powiedzieć co zrobiłabym w takiej sytuacji, bo nie mam pojęcia.

-Ale mi pomogłaś... - burknął odwracając głowę w bok.

-No przepraszam... - prychnęłam - dlaczego tak w ogóle pytasz?

-Z ciekawości - westchnął.

-Ej czekaj - obruszyłam się, przez co zwróciłam na siebie jego uwagę - ty chcesz wrócić do Tatum?

-Że co? O nie, nie ma mowy - szybko pokręcił głową - podoba mi się ktoś inny.

-Jeśli chcesz mnie zapytać o radę, to lepiej od razu sobie odpuść - ostrzegłam - nie mam zielonego pojęcia o związkach.

-Wiem że byś mi w tym nie pomogła, ale akurat nie o tym chciałem...

-To o czym? - przerwałam mu a on westchnął i wziął moje ręce w swoje dłonie.

Zmarszczyłam brwi, a on zaczął pocierać kciukiem wierzch moich dłoni. Poczułam jak serce nieznacznie mi przyspieszyło z nerwów. Zaczęłam się obawiać tego, co chciał mi powiedzieć. Przeniosłam swój wzrok z naszych dłoni na jego twarz i czekałam, aż się odezwie.

-Chodzi o to, że.... - urwał - ty jesteś tą dziewczyną - zastygłam w miejscu nie mogąc ruszyć się nawet o milimetr.

Przez chwilę wstrzymałam oddech i czułam jak Jonah dokładnie badał wzrokiem całą moją twarz w poszukiwaniu jakiejś reakcji na jego słowa, a jedyne co zobaczył to odpływające z niej kolory.

-Co? - tylko to jedno słowo udało mi się wykrztusić.

-To ty mi się podobasz - powiedział - to już od dawna.

-Przestań gadać głupoty - pokręciłam przecząco głową i wyrwałam swoje dłonie z jego uścisku.

-Sofia... - wyszeptał cicho chcąc mnie zatrzymać, ale wstałam z łóżka i podeszłam do przeszklonych drzwi tarasowych.

Na zewnątrz było dużo ciemnej niż jeszcze kilka minut wcześniej.
Po fajerwerkach nie było już ani śladu, a niebo miało kolor ciemno granatowy, prawie czarny.
W szybie, ledwo dostrzegalnie, widziałam swoje odbicie i Jonah. Brunet przetarł kilkukrotnie twarz dłońmi, po czym podniósł się z łóżka i powoli zaczął do mnie podchodzić.
Nie odwróciłam się do niego a jedynie stałam w miejscu i uparcie wpatrywałam się w szklane drzwi.

-Sofia... - dotknął dłonią mojego ramienia, a ja chciałam ją zrzucić, ale nie udało mi się to - popatrz na mnie, proszę - jego głos się łamał.

-Po co? - spojrzałam na niego w szklanym odbiciu.

-Sofia... Podobasz mi się już od jakiegoś czasu i... Musiałem ci to powiedzieć bo inaczej chyba bym zwariował. Czuję się przy tobie inaczej niż przy reszcie....i zakochałem w tobie - przez jego słowa zaczęło szumieć mi w głowie - wiem że to cię zaskoczyło, ale nic na to nie poradzę - wzruszył ramionami, a ja miałam ochotę się rozpłakać i przywalić mu jednocześnie.

Zacisnęłam usta w wąską linię i spojrzałam na niego od razu napotykając na swojej drodze jego świdrujące tęczówki. Wpatrywał się we mnie z nadzieją i swego rodzaju bólem.
Nie wiedziałam co myśleć, z jednej strony byłam zła że w ogóle mi to powiedział, a z drugiej byłam w takim szoku, że chyba to do mnie nie docierało.

-Wszystko zjebałeś - szepnęłam - wiesz przecież że ja nie wierzę w takie brednie, ale i tak mi to powiedziałeś - wypaliłam z wyrzutem w głosie.

-Ja wiem, że ty nic do mnie nie czujesz i niczego od ciebie nie oczekuję, ale musiałem ci to powiedzieć - mówił spokojnie.

-Jonah, przestań... - pokręciłam głową i schowałam twarz w dłoniach.

-Wiem że nie wierzysz w miłość - zaczął - ja też przestałem w nią wierzyć, ale dzięki tobie wróciła mi wiara. Przy tobie poczułem co tak naprawdę znaczy kogoś kochać. Jesteś wyjątkowa...

-Tak, bo przynoszę same kłopoty - przerwałam mu.

-Wcale że nie - chciał złapać mnie za rękę, ale szybko ją odrzuciłam.

-Sam kiedyś mi to powiedziałeś - syknęłam twardo.

-Byłem zły i nie wiedziałem co mówię - bronił się.

-Tak jak teraz - mruknęłam.

-Właśnie że wiem, wyobrażałem sobie tą rozmowę wiele razy - uśmiechnął się lekko, a ja pokręciłam głową.

Przez chwilę oboje staliśmy w bezruchu, aż nie poczułam jak zrobił krok w moją stronę i objął mnie ramionami.

-Muszę pomyśleć... - powiedziałam odsuwając się, przełknęłam gulę w gardle i odeszłam.

-Gdzie idziesz? - zatrzymał mnie głos Jonah kiedy byłam już u szczytu schodów.

Spojrzałam na niego niechętnie. Stał ciągle w tym samym miejscu i nerwowo bawił się palcami.
Nie odpowiedziałam tylko przeniosłam wzrok z powrotem na drewniane schody, po czym zeszłam na dół. W domku panowała kompletna cisza, którą przerwało głośniej westchnięcie Jonah, a po chwili dźwięk, jakby rzucił się na łóżko.
Na oślep przemierzyłam kuchnię łapiąc przy okazji paczkę fajek i wyszłam na zewnątrz otwierając cicho drzwi.

Od razu poczułam że nie był to dobry pomysł, bo było cholernie zimno. Przygryzłam policzek od środka i owinęłam się szczelnie kocem.
Odpaliłam papierosa i zaciągnęłam się nim.

Nie wiedziałam co miałam o tym myśleć. Nie docierało do mnie to co powiedział. Pomijając fakt że nie wierzyłam w miłości, to po prostu to do mnie nie docierało "zakochałem się w tobie"

Nie słyszałam tych słów za często.
Od kiedy skończyłam dziesięć lat moi rodzice nabrali dystansu i przestali się mną tak interesować.
Największą zmianę zauważyłam wtedy w swoim ojcu. Patrzył na mnie chłodno i bez emocji.
Jako dziecko nie wiedziałam o co chodziło, a potem jakoś przestałam zwracać na to uwagę, bo byłam zajęta swoimi sprawami.
A kiedy potrzebowałam wsparcia od kogoś bliskiego to szłam do Daniela, albo do Pani Keri - jego mamy. Potem kiedy Seavey wyjechał bliski stał mi się Derek, ale i ta znajomość się skończyła.

A teraz?
Z kim mogłabym porozmawiać o tym co powiedział mi Jonah?
Z rodzicami, których nie widziałam od dawna?
Z Danielem, który wściekł się na mnie?
Z Derekiem, dla którego ważniejsza była jakaś niunia niż przyjaciele?
Z Zachem, Jackiem lub Chrisem? Czułabym się dziwnie rozmawiając z którymś z nich o tym co było między mną a Jonah.

Jedną osobą, z którą mogłam o tym porozmawiać i która przychodziła mi do głowy była Gonzalez.
To z nią, zaraz po Maraisie utrzymywałam najlepszy kontakt.
Gabbie jednak miała córkę i musiała się nią opiekować. Lavender potrzebowała dużo uwagi nie byłam pewna czy młoda mama znalazłaby czas jeszcze dla mnie.

Wypaliłam papierosa i wróciłam do środka. Zrezygnowałam z wchodzenia na górę, więc skierowałam się prosto na kanapę. Usiadłam na niej, podkuliłam nogi pod samą brodę i położyłam głowę na oparcie.

####
Proszę.
Doczekaliście się wyznania miłości od Jonah.

Wiem że pewnie ktoś z was będzie chciał mnie zabić za zachowanie bohaterki, ale trudno.

Nie jestem zadowolona z tego co napisałam, jakoś nie przemawia to do mnie, ale wiem że inaczej tego nie zrobię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top