57
#31.12.19#
Przeciąnęłam się i otworzyłam oczy.
Na zewnątrz było już jasno, a ja leżałam sama w łóżku. Słyszałam różne dźwięki, więc więc przeczuwałam, że Jonah był w kuchni. Nie wiedziałam jak wcześnie wstał, ale mi się nie śpieszyło.
Przez chwilę leżałam w bezruchu, aż nie poczułam zapachu świeżej kawy. Pobudzona jednym z najlepszych zapachów jakie istniały, wygrzebałam się łóżka i ubrałam granatową bluzę bruneta, która leżała obok jego tory z ubraniami. Przeczesałam jeszcze włosy ręką, po na pewno nie wyglądały dobrze.
Uwielbiałam zapach kawy, ale nienawidziłam jej smaku.
Zeszłam na dół i zobaczyłam Jonah, który zanosił akurat kubki z kawą i herbatą do salonu. Miał na sobie czerwoną kurtkę w czarną kratę i czarne spodnie a jego włosy odstawały w każdą stronę.
-Dzień dobry śpiąca królewno - przywitał się.
-Hej strachu na wróble - pomachałam mu.
-Czemu tak? - zmarszczył brwi patrząc na mnie.
-Twoje włosy - odpowiedziałam, a on zaczął je poprawiać, bynajmniej próbował.
-Walić to - machnął ręką na co zaśmiałam się i pokręciłam głową - wyspałaś się? - zapytał odwracając się ode mnie i podchodząc do szafki.
-Można tak powiedzieć. Spałam lepiej niż ostatnio, ale wyśpię się dopiero w grobie - powiedziałam ziewając, a on westchnął.
-Jesteś niemożliwa - pokręcił głową.
-Wiem - mruknęłam krótko i wzruszyłam ramionami uśmiechając się.
-Chodź głupia - zaśmiał się i objął mnie ramieniem prowadząc do salonu.
~~~
-Co ty taki nerwowy? Od rana siedzisz jak na szpilkach. Coś się stało? - zapytałam w końcu, bo nie mogłam już wytrzymać tego, jak się zachowywał.
Przez cały dzień kręcił się jakby miał owsiki, tupał nogą, strzelał palcami, błądził wzrokiem dookoła, a kiedy myślał że nie patrzyłam - szeptał sam do siebie.
-Nie - pokręcił głową - wszystko w porządku.
-To o co chodzi? - ciągnęłam.
-O nic, po prostu to ostatni dzień roku i zastanawiam się co się wydarzy w następnym - wzruszył ramionami a ja podniosłam jedną brew.
-Powiedzmy że ci wierzę - mruknęłam odwracając głowę.
Siedzieliśmy na łóżku z trzecią butelką szampana i trochę rozmawialiśmy.
Mój telefon zaczął wibrować przez przychodzące powiadomienia, westchnęłam i wzięłam go do ręki. Odblokowałam urządzenia i weszłam na instagrama.
Od razu wyświetliło mi się na głównej tablicy zdjęcie Daniela.
-O boże - mruknęłam zwracając tym samym uwagę Jonah, który znów odleciał - Daniel.
-Co z nim? - zapytał marszcząc brwi.
-Sam zobacz - sapnęłam i odwróciłam telefon w jego stronę.
-O cholera - zamrugał szybko.
seaveydaniel: She come back to me❣️ @Claraxxclara
-Myślałem że miała wyjechać na dłużej - zauważył.
-Też tak sądziłam - przyznałam - jak widać oboje byliśmy w błędzie.
-A może przyjechała na chwilę - wymyślał.
-Albo szybciej wróciła - podsuwałam.
-Nie umieją bez siebie żyć - mruknął.
-Najwyraźniej - położyłam się na plecach - od razu lepiej będzie mu się świętowało nowy rok.
-Chyba tak - westchnęłam.
-Coś się stało? - zapytał kładąc się tak, że miał głowę obok mnie.
-Nie - pokręciłam głową - to pierwszy sylwester od kilku lat kiedy nie spiję się jak świnia i będę pamiętała więcej niż niektóre momenty.
-Nie mogło być tak źle - parsknął.
-Było - urwałam - przez pół godziny przytulałam muszle, kaca miałam przez cały dzień. Jedynie Derek przynosił mi jakiś dziwny specyfik, który pomagał na ból głowy i regenerował organizm. Raz obudziłam się w szafie, a nie swoim łóżku - powiedziałam a Jonah zaśmiał się głośno.
-A wcześniej? - dopytywał - zanim przyłączyłaś się do gangu?
-Nic szczególnego - wzruszyłam ramionami - spędzałam go z Danielem. Jako dzieci graliśmy w gry, a potem chodziliśmy na imprezy, piliśmy. Raz nawet kazałam Danielowi biegać nago po ogrodzie bo przegrał jakiś zakład.
-Zgodził się? - był zaskoczony.
-Nie, biegał w gaciach - wybroniłam go.
-Mięczak - skomentował krótko, a ja odwróciłam głowę w jego stronę.
-A gdybym teraz kazała ci wyjść na zewnątrz i biegać nago, zrobiłbyś to? - zapytałam, patrząc na jego profil.
-Em....
-Tak myślałam, mięczaku - prychnęłam i sprawdziłam godzinę w telefonie - zostało 30 minut do północy.
-Tylko? - jego ton głosu był nerwowy.
-Tak - odpowiedziałam i szybko wstałam.
-A ty co? - zmarszczył brwi.
-Nie chcę spędzić ostatnich chwil tego roku leżąc na łóżku - klasnęłam w dłonie - idziemy tańczyć.
-Nie chce mi się - mruknął przytulając poduszkę.
-Wstawaj leniu - wzięłam do ręki telefon i włączyłam pierwszą proponowaną playlistę, a z głośnika popłynęły pierwsze dźwięki "thinking out loud", odłożyłam urządzenie na łóżko i zaczęłam tańczyć a Jonah obrócił się na bok i oparł głowę na łokciu - no chodź - podeszłam do bruneta i wystawiłam do niego dłoń.
-Wolę popatrzeć jak ty tańczysz - migał się - sama mówiłaś że nie wychodzi mi to dobrze.
-Trening czyni mistrza. Wstawaj - pociągnęłam go za rękę w górę, a on jęknął i niechętnie wstał - napij się szampana to się rozluźnisz - podałam mu butelkę a on podniósł jedną brew do góry.
-A myślałem że nie chcesz się upić - zauważył.
-Bo nie chcę, ale szampanem nie pogardzę - przyłożyłam butelkę do ust i nie przestając kołysać się w rytm wzięłam łyka - bierzesz? - zapytałam zaczynając kręcić się dookoła.
-Nie, ja mam dosyć - spasował - chcę pamiętać coś z tego wieczoru.
-Ja też chcę - przyznałam.
-To odłóż butelkę - polecił.
-Wyluzuj, mam mocną głowę. Żeby się schlać w trzy dupy musiałabym wypić jeszcze minimum jedną - machnęłam na niego ręką a on pokręcił głową - dobra, odłożę butelkę, jeśli w końcu zaczniesz ze mną tańczyć.
-Stoi - zgodził się, a ja uśmiechnęłam się pokazując przy tym swoje zęby.
Odłożyłam butelkę, tak jak obiecałam i załapałam bruneta za ręce.
~~~
-No chodź! - krzyknęłam do Jonah, który akurat w tamtym momencie musiał iść do łazienki.
-No idę! - kilkanaście sekund temu wybiła północ i niebo nad Stevense Point rozbłysło na wiele kolorów.
-Pospiesz się! - zawołałam i otworzyłam szklane drzwi na taras.
Wyszłam na zewnątrz czując na ramionach zimny powiew wiatru. Potarłam je dłońmi i podeszłam do balustrady.
Podniosłam głowę do góry i przyglądałam się kolorowym fajerwerkom.
-Czy ty jesteś normalna? - usłyszałam za plecami, więc się odwróciłam a w moją stronę szedł Jonah z kocem w rękach - zaraz będziesz chora.
-Nie będę - mruknęłam ale w tym samym momencie zatrzęsłam się z zimna a on jedynie wywrócił oczami i owinął mnie kocem jak naleśnika.
-Teraz, nie będziesz chora - zaakcentował pierwsze słowo i objął mnie ramionami od tyłu, po czym położył głowę ma moim barku - super to wygląda, nie?
-Bardzo - przyznałam - najładniejsze fajerwerki jakie widziałam, a stąd wyglądają jeszcze lepiej - Jonah nic nie odpowiedział, tylko w ciszy patrzył na pojawiające się i znikające na niebie kolorowe sztuczne ognie.
Niebo nad miastem wyglądało pięknie, a huków, które zawsze towarzyszą fajerwerkom, prawie w ogóle nie było słychać.
Wszystkie barwne rozetki, chodź różne, to wyglądały bardzo podobnie. Poza jedną.
Czerwone serce, a tuż obok napis "Kocham cię". Jakiś chłopak zrobił miły prezent dla swojej dziewczyny. Niezapomniany koniec roku.
-Kocham cię - usłyszałam szept Jonah tuż przy moim uchu, spięłam się nieznacznie i odwróciłam przodem do niego.
-Co? - zapytałam.
-Co co? - zmarszczył brwi przyglądając mi się.
-Możesz powtórzyć? - poprosiłam.
-Ale co? - udawał głupiego - nie rozumiem.
-Powiedziałeś "kocham cię" - wyjaśniłam.
-Aaaaaa o to chodzi - uciął krótko.
-Iiiii? - ponagliłam go.
-No nic. Przeczytałem po prostu to co było napisane na niebie - przymrużyłam oczy i przygryzłam policzek. Przez moment stałam tak, patrząc na niego, ale w końcu się podałam i odwróciłam z powrotem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top