46
#19.12.19#
Wytarłam mokre włosy i wyszłam z łazienki.
Było po 10 am, a ja zaliczyłam już trening z Chrisem. Początkowo miał to być tylko miesiąc, a przeciągnęło się do grudnia.
Usiadłam na kanapie dokładnie w momencie, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zamknęłam oczy wzdychając i poszłam otworzyć. Przekręciłam klucz w drzwiach i chwyciłam za klamkę.
-Co ty tu robisz? - zapytałam patrząc na Jonah, który od razu wszedł do mieszkania, a przecież miał dziś lot do domu - miałeś być na lotnisku i czekać na samolot do Stillwater.
-Miałem, ale przesunęli lot o godzinę - powiedział rozsiadając się na kanapie.
-A dlaczego jesteś tutaj? - ciągnęłam.
-Bo wiedziałem że nie wyjechałaś jeszcze do domu - popatrzył na mnie.
-I nie pojadę - mruknęłam siadając obok niego.
-Dlaczego? - zmarszczył brwi - miałaś przecież kupiony bilet.
-Zrezygnowałam - zrezygnowałam.
-Czemu? - zdziwił się.
-Przemyślałam wszystko i stwierdziłam że to bez sensu - wyjaśniłam - nie rozmawiałam z rodzicami od wjazdu z Portland.
-No to nadrobicie to w święta - wzruszył ramionami.
-Tak to nie działa - pokręciłam głową.
-To jak? - zniecierpliwił się.
-Po pierwsze to każde święta w moim domu wyglądają tak samo - wyliczyłam - siedzimy razem maksymalnie pół godziny, a potem każdy rozchodzi się w swoją stronę. A po drugie moi rodzice wyjechali na Florydę! I jestem pewna że wrócą dopiero w nowym roku - założyłam ręce na piersi.
-Przykro mi - spuścił wzrok.
-Przyzwyczaiłam się - mruknęłam obojętnie.
-Nigdy o nich nie mówisz - zauważył.
-Bo nie ma po co. Moja mama udaje troskliwą tylko przy ludziach, a tata nawet na to się nie sili - zakończyłam temat.
-To co będziesz robić w święta? - znów zaczął.
-Zostanę w tutaj - zdecydowałam - nie odczuję różnicy.
-Nie, tak nie może być - Jonah pokiwał głową.
-A co innego mam zrobić? - prychnęłam wzruszając ramionami.
-Zaczekaj chwilę - powiedział i wyszedł z salonu, po czym usłyszałam jak zamknął drzwi do mieszkania.
Wstałam z kanapy i poszłam do kuchni, bo nadszedł czas na drugie śniadanie. Tym razem był to koktajl owocowy i ciastko owsiane.
Pilnie trzymałam się zaleceń dietetyka i od urodzin Jonah moja waga się zmieniła. Przytyłam troszkę a sam Marais pilnował abym nie robiła żadnych wykrętów. Codziennie przypominał mi o posiłkach, a czasami jadł je ze mną.
-Pakuj się - klasnął w ręce wchodząc do kuchni - jedziesz ze mną do Stillwater - oznajmił.
-Co proszę? - niewiele brakowało, a zakrztusiła bym się ciastkiem - chyba zwariowałeś, nigdzie nie polecę.
-Polecisz - nie uznawał sprzeciwu - dzwoniłem do mamy i uprzedziłem, że przyjadę z kimś. Bardzo się ucieszyła, więc nie możesz sprawić jej przykrości.
-Szantażujesz mnie? - zapytałam podnosząc jedną brew do góry.
-Może tak, może nie - kręcił - idź się pakować - ponaglił mnie.
-Jesteś drugą osobą której to powiedziałam i drugą która mnie zaprasza - mogłam powiedzieć że przesunęli lot.
-Primo, to kto był tym pierwszym? Secundo ja cię nie zapraszam, ta ci mówię że jedziesz ze mną - powiedział dobitnie a ja popatrzyłam na niego zdębiała.
-Aha - wydukałam tylko jedno słowo - Chris zapytał kiedy wyjeżdżam do domu, a jak powiedziałam że zostaję to zaproponował że zabierze mnie ze sobą do Miami, ale się nie zgodziłaś.
-I dobrze - uśmiechnął się - bo jedziesz ze mną.
-Czemu mam z tobą jechać? - zapytałam.
-Bo świąt nie powinno się spędzać samemu - złapał mnie za ramiona, odwrócił i zaprowadził do sypialni.
-Nieee - marudziłam - masz spędzić czas z rodziną, a ja będę tylko przeszkadzać.
-Spakuj się - zignorował moje słowa.
-Jonah... - jęknęłam rzucając się na łóżko, twarzą lądując w poduszce.
-Przestań - skarcił mnie - nie będziesz przeszkadzać, a moja rodzina się ucieszy że przyjedziesz.
-Skąd wiesz - burknęłam - nawet mnie nie znają.
-Po prostu wiem - westchnął i położył się na mnie.
-Zgniatasz mnie - oznajmiłam mu
-Trudno - mruknął mi do ucha i wyjął z kieszeni telefon, bo dostał wiadomość - słuchaj co Ester napisała: "Mama powiedziała że z kimś przyjedziesz. Oby to była Sofia. Czekamy na was"
-Skąd twoja siostra o mnie wie? - uniosłam brew.
-Wyobraź sobie że czasem z nią rozmawiam i wypytała o ciebie. Zgódź się, będzie fajnie - zaczął mną potrząsać - Soofiaaa....
-Daj mi spokój! - zawołałam.
-To zacznij się pakować! Albo sam to zrobię i wsadzę cię siłą do samolotu - po tonie jego głosu byłam przekonana, że był gotów to zrobić.
-Najpierw ze mnie zejdź - skapitulowałam a on położył się obok.
-Rozumiem że jedziesz? - uśmiechnął się.
-A mam inne wyjście? - zapytałam, a on pokręcił głową - tak też myślałam.
-Ruchy - podniósł się - masz dwadzieścia minut na spakowanie.
-Czy ty jesteś poważny? Dwadzieścia minut!? - uniosłam głos zrywając się z łóżka - przecież ja nie zdążę!
-Typowa baba - skomentował, przez co oberwał poduszką w głowę.
~~~
Przyglądałam się widokom za oknem z uśmiechałem pod nosem.
Siedziałam z Jonah w taksówce i byliśmy już w drodze do jego rodzinnego domu w Stillwater.
Trochę.... Cholernie denerwowałam się poznaniem jego rodziny i z jednej strony wolałam mieć to już za sobą, a z drugiej chciałam odwlekać tę chwilę w nieskończoność. Nie wiedziałam czemu, aż tak się bałam, ale czułam że wpakowałam się po uszy...
-Niedługo będziemy - usłyszałam głos Maraisa, na co tylko skinęłam głową.
Miałam poznać jego rodzinę, a nie wiedziałam nawet czy tak naprawdę byliśmy przyjaciółmi. Nasza relacja była dość dziwna, zachowywaliśmy się jak przyjaciele, ale czasem Jonah patrzył na mnie dziwnie i nie wiedziałam o co mu chodziło. Może zastanawiał się nas sposobem pozbycia się mnie?
W jakimś stopniu przyjazd do Stillwater to mógł być odpoczynek od LA i wszystkich spraw, bo wygospodarowanie sobie chociaż jednego dnia wolnego, graniczyło z cudem. Zawsze znalazł się ktoś albo coś, co zagarniało moją uwagę.
Przez ostatnie pół roku Jonah spędzał w moim mieszkaniu większość swojego czasu i często zostawał na noc. Mogłabym powiedzieć też, że chętniej bywał u mnie niż u siebie.
Na początku spał na kanapie, ale sama się przekonałam, że nie była zbyt wygodna, więc od około sierpnia spał razem ze mną w sypialni. Trochę zajęło mi przyzwyczajenie się do tego, ale w końcu to zrobiłam. Była to dla mnie swego rodzaju terapia, bo przestawałam obawiać się facetów.
Wynikiem tego było to, że często w nocy spałam przytulna do niego, a za dnia kiedy on leżał na kanapie to czasem siadałam mu na plecy.
Mimo że pierwszą rzecz robiłam nieświadomie, to Jonah był naprawdę fajną poduszką.
Przez to, że do niego przywykłam, to kiedy był w trasie, moje mieszkanie wydawałoby się puste.
Niemożliwe jak można przyzwyczaić się do drugiego człowieka...
Wtedy jednak dawał o sobie znać Chris, z którym trzy - cztery razy w tygodniu miałam treningi. Dużo ćwiczyliśmy, ale często wychodziliśmy też na kawę. Naprawiliśmy kontakt i mogłabym powiedzieć, że dogadywałam się z nim dużo jeszcze lepiej niż kilka lat temu.
Do tego dochodził jeszcze Trevor, który bardzo często miał dla mnie jakieś zadania specjalne. A to ułożyć plan, przez co czasami zarywałam nocki, a to praktyczny udział w akcji...
Nieprzespane noce równały się niewyspaniem które tłumaczyłam jakimiś błahymi wymówkami i o dziwo uchodziło mi to na sucho, gorzej było z moimi nagłym wyjazdami. Na szczęście zazwyczaj Jonah był w tamtych momentach w studio albo w swoim domu.
Z resztą zespołu prawie nie miałam kontaktu. Czasem rozmawiałam tylko z Gabbie, Jackiem i Zachem. Daniel nie próbował skontaktować się ze mną ani razu, a Corbyn jakoś nigdy nie zwracał na mnie większej uwagi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top