44

#15.06.19#

Tydzień do urodzin Jonah minął bardzo szybko.
Byłam już w drodze do jednego z najlepszych klubów w mieście. Wzięłam taksówkę, bo gdybym jechała motorem, to alkohol mogłabym tylko powąchać.

Przez trzy dni szukałam dla niego prezentu, co nie było łatwe. Mimo że w Los Angeles było mnóstwo sklepów, to ciężko było znaleźć coś odpowiedniego.
Zastanawiałam się nad jakimś gadżetem erotycznym, ale doszłam do wniosku że da sam dałby radę zapewnić sobie wrażeń, oraz że nasza znajomość była jeszcze na zbyt niskim szczeblu na takie prezenty.
Ostatecznie zrezygnowana kupiłam mu zegarek i sygnet.

Trzy dni temu byłam u dietetyka, do którego zapisał mnie brunet. Na początku nie było wolnych terminów, ale kiedy sekretarka usłyszała że byłam od doktora Burtona, to okazało się, że jednak znalazła się jakaś wolna chwila. Dostałam szczegółowy plan tego co jeść, w jakich ilościach i godzinach. Porcje nie były duże, ale z każdym miesiącem miały się one zwiększać.
Miałam się tego kurczowo trzymać, a Jonah obiecał pilnować bym to robiła.
Marais na szczęście nie pojechał tam ze mną, bo miał jakieś spotkanie, jednak wypytał mnie o wszystko, z dokładnością co do sekundy wizyty.

Wymyślił sobie, że kiedy będzie miał czas, to będzie wpadał i sprawdzał czy trzymałam się planu, a kiedy będzie np w trasie, to będzie zdzwonił. Nie widziałam w tym żadnego sensu, ale on się upał. Próbowałam go odwieść od tego idiotycznego pomysłu, jednak skutki były znikome.

-Jesteśmy na miejscu - powiedział taksówkarz a ja zapłaciłam mu i wysiadłam z auta.

Obok mnie przechodziło wiele dziewczyn ubranych w krótkie spódniczki i prześwitujące bluzki, albo sukienki z wycięciami, ale były też normalne.
Byłam też i ja. W czarnej bluzce, czarnych jeansach i tego samego koloru bokach na słupku. Szokiem dla mnie samej było to że je założyłam.
Pierwszy raz od dawna miałam na siebie coś tak przylegającego, że widać było moją figurę.

Poprawiłam koszulka i ruszyłam w stronę głównego wejścia do budynku. Ochroniarz mnie sprawdził, po czym wpuścił do środka. Fajki, alkohol i głośna muza - znak rozpoznawczy klubów.
Impreza trwała w najlepsze, co mnie nie zdziwiło, bo tak naprawdę przyjechałam prawie 3h po czasie, jednak nikt nie zwracał na to uwagi.

Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam Daniela stojącego z jakąś rudą laską. Był bardzo zajęty prawieniem jej komplementów, ale kiedy mnie zauważył stracił zainteresowanie i odwrócił się na pięcie.
Dokładnie zobaczyłam co znaczyły dla niego te wszystkie lata naszej przyjaźni.

Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam szukać jubilata. Dojrzałam go w jednej z loż z kilkoma osobami. Przecisnęłam między ludźmi przez prawie cały klub żeby dostać się do Jonah.
Nie widział mnie, więc mogłam go wystraszyć.

-Wszelkiego najlepszego! - krzyknęłam mu do ucha, przez co podskoczył i odwrócił się uśmiechnięty.

-Dziękuję - wstał po czym krótko mnie przytulił.

-Nie schlej się za bardzo żeby siary nie było - był już wstawiony, co nie tylko było czuć, ale i widać.

-Spokojna twoja głowa...  - machnął ręką - ale liczę, że wypijesz że mną chociaż drinka.

-Nie ma problemu - zapewniłam.

~~~

-Idę do toalety - powiedziałam do Zacha z którym siedziałam przy barze i piłam drinka.

Mimo że Herron był niepełnoletni to nikogo jakoś specjalnie nie interesowało to, że pił alkohol. Nie byłam tym za bardzo zdziwiona bo on nie był jedynym.

-Się nie zgub - zaśmiał się, a ja pokręciłam głową, bo alkohol powoli zaczynał na niego działać.

Brunet przyszedł sam, bo Kay miała inne plany, więc dotrzymywałam mu towarzystwa. Przez godzinę siedzieliśmy przy barze popijając drinki i "oceniając" tańczące osoby.
Poklepałam chłopaka po ramieniu i odeszłam od niego. Przecisnęłam się między tańczącymi ludźmi żeby dostać się do łazienki. 

Szybko załatwiłam swoją potrzebę i wyszłam z kabiny po czym odkręciłam wodę, żeby umyć ręce a drzwi do toalety się otworzyły. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam za sobą Tatum która pewnym krokiem podeszła do mnie i stanęła obok na co tylko się skrzywiłam. Wyjęła z torebki czerwoną szminkę i zaczęła poprawiać usta, zerkając na mnie wyzywająco. Zignorowałam ją i odwróciłam się na pięcie żeby wrócić do Zacha. 

-Jonah nadal jest dobry w łóżku? - zapytała, a ja zatrzymałam się w półkroku.

-Powtórz? - poprosiłam spoglądając na nią. 

-Jakoś musiałaś go do siebie przekonać - wzruszyłam ramionami - przecież nie poleciał na twój wygląd. 

-Co ty pierdolisz? - podeszłam do niej zaciskając pięści. 

-Oszukałaś mnie wtedy w parku. Powiedziałaś że zrobiłaś to dla mojego dobra, a tak naprawdę zrobiłaś to tylko dla siebie. Zabrałaś mi go - mówiła spokojnie, ale równocześnie z takim jadem w głosie, że mogły przejść ciarki.

-Posłuchaj, nie wiem co uroiłaś sobie w głowie, ale ja nie jestem z Jonah - wzięłam wdech, żeby się uspokoić i podeszłam do niej.

-To dlaczego od kilku dni cały swój czas spędza z tobą? - ciągnęła.

-Bo mi pomaga, to po pierwsze. A po drugie to skąd to niby wiesz? - zmarszczyłam brwi.

-Dziennikarze są przekupni - wzruszyła ramionami i jak gdyby nic ruszyła w stronę drzwi a ja przetarłam twarz dłońmi biorąc głęboki wdech.

Tatum musiała mieć chyba jakieś problemy, bo żadna zdrowo umysłowa osoba nie wymyśliłaby takich bredni.
Uspokoiłam się trochę i wyszłam z łazienki, ale równie szybko miałam ochotę tam wrócić widząc kto stał pod ścianą kilka metrów dalej. Zamknęłam na chwilę oczy, mając nadzieję że blondyn rozpłynie się w powietrzu, to się jednak nie stało, ale przez ten krótki moment zdążył się do mnie zbliżyć. Zaczęłam iść przed siebie nie zwracając na niego uwagi.

-Sofia, możemy pogadać? - zapytał idąc krok za mną.

-Nie - odpowiedziałam krótko.

-Przep...

-Spierdalaj - warknęłam zerkając na niego krótko.

-Sofia... - chwycił mnie za łokieć więc zatrzymałam się i odwróciłam przodem do niego, złapałam go za rękę po czym wykręciłam do tyłu, przez co Eben zgiął się w przód.

-Nawet mnie nie dotykaj - poleciłam.

-Ale...

-Powiedziałam, że masz spierdalać - syknęłam i go puściłam.

Odeszłam od niego, nie odwracając się za siebie ani razu. Ostatnio miał przewagę, bo byłam chora. Tym razem jednak nie dałam sobą pomiatać i pokazałam mu do czego byłam zdolna.
Usiadłam obok Zacha i wypiłam całą zawartość kieliszka.

-Coś się stało? - zapytał.

-Eben i Tatum - mruknęłam - Dahl oskarżyła mnie o zabranie jej Maraisa. Stwierdziła że ją okłamałam. Podobno nie zrobiłam tego dla niej, tylko dla siebie. Zapytała czy nadal jest dobry w łóżku, bo na coś musiał polecieć. A tym czymś na pewno nie jest mój wygląd i nazwała mnie egoistyczną suką. 

-Ona sobie nie radzi sama ze sobą - westchnął i podał mi kieliszek z wódką - a Eben?

-Za wszelką cenę chciał mnie przeprosić - zaczęłam - ignorowałam go, ale kiedy złapał mnie za łokieć, to wykręciłam mu rękę.

-Dobry wybór - pokiwał głową - chodź - powiedział wstając z krzesełka barowego.

-Gdzie? - zdziwiłam się.

-Na parkiet - kiwnął głową - wyluzujesz trochę. 

-Nie, ja nie tańczę - zaprzeczyłam.

-To teraz będziesz - chwycił mnie za rękę i spróbował wyciągnąć na środek parkietu, ja jednak uparcie trzymałam się krzesła.

-Nie ma mo...

-Nie wierzę....Sofia? - usłyszałam za sobą więc odwróciłam głowę.

Za mną stał chłopak z brązowymi włosami zaczesanymi na bok i czekoladowymi oczami, które znałam bardzo dobrze. Ubrany był w biały golf, czarne spodnie i czarno-białą kurtkę, a na głowie miał żółtą czapkę z czarnym napisem. 

###

A kto to się pojawił? Jakiś pomysł?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top