40

#07.06.19#

Warcząc pod nosem ruszyłam w stronę drzwi.
Nie wiedziałam która była godzina, bo kiedy dzień wcześniej wyłączyłam telefon nie używałam go, ale mogłam dać słowo że jeśli przed moim mieszkaniem stał Jonah, to szybko pożegna się ze światem.
Otworzyłam drzwi gotowa żeby nawrzeszczeć na Maraisa, ale zamknęłam usta, bo to nie on był moim gościem.

-Zaskoczona? - zapytał i wszedł do środka.

-Co tu robisz tak wcześnie? Co ty tu w ogóle robisz? - zmarszczyłam brwi.

-Przyszedłem w odwiedziny i nie jest już wcześnie - burknął rozglądając się po mieszkaniu.

-Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? - zamknęłam drzwi i poszłam za Trevorem.

-To nie było trudne, zwłaszcza że mój ojciec trzęsie całym miastem. Dodatkowo pomocnym faktem jest to, że w internecie jest sporo zdjęć spod tego bloku - powiedział pewny siebie i oparł się o ścianę.

-Dobra, po co tu przyszedłeś? - zmieniałam temat pocierając twarz żeby się rozbudzić.

-Nie odbierałaś - odpowiedział.

-Bo miałam wyłączony telefon - mruknęłam i wzięłam do ręki urządzenie, po czym je włączyłam - po co dzwoniłeś? - zapytałam, a on odbił się od ściany.

-Ładne mieszkanie - znów się rozglądał - pewnie przez spore wydatki jesteś na minusie? Jak oplacisz czynsz i rachunki?

-Nornalnie, przejdź do sedna - westchnęłam, bo chciałam się go pozbyć jak najszybciej.

-Mam dla ciebie pieniądze z akcji. Sprzedaliśmy już część planów, a zysk był niemały. Z racji że miałaś spory wkład, to dostajesz 15 tysięcy - wyjął z kieszeni plik banknotów i rzucił je na materac a w tym samym czasie zadzwonił mój telefon.

-Zaczekaj chwilę - mruknęłam i zostawiłam go samego - Co?

-Obudziłem cię? - zapytał Jonah.

-Nie, już nie śpię - westchnęłam do telefonu.

-To dobrze, jestem pod twoim blokiem. Za chwilę będę - powiedział po czym się rozłączył.

-Kurwa - syknęłam i szybko wróciłam do Trevora - musisz już iść.

-Bo? - prychnął.

-Bo ja tak mówię - chwyciłam go za nadgarstek i pociągnęłam w stronę drzwi.

-Czemu mnie wyrzucasz? - udawał debila.

-Bo za chwilę będzie tu ktoś, kto nie wie o naszej znajomości - otworzyłam drzwi i wywaliłam go z mieszkania, nie żeby mocno się opierał, jednak w ostatniej chwili jednak postawił nogę w progu nie pozwalając mi zamknąć mieszkania.

-Czyli przyjdzie tu ten twój chłoptaś, który nic nie wie? - zmarszczył brwi - a może jednak powiemy mu że się znamy?

-Po pierwsze to nie mój "chłoptaś", a po drugie nawet nie próbuj mu nic mówić, bo będziesz wyjmował kulki z brzucha - warknęłam i zatrzasnęłam drzwi.

Wypuściłam głośno powietrze z ust i szybko poszłam po pieniądze które zostawił mi Trevor.
Przez chwilę nie wiedziałam gdzie je schować, ale w końcu włożyłam je do zamkniętej walizki.
Usłyszałam pukanie do drzwi, ale nie chciało mi się iść i ich otwierać. Położyłam się na materacu i wzięłam do ręki telefon.

-Otwarte! - krzyknęłam, bo byłam na 100% pewna, że był to Jonah i zaczęłam przeglądać wiadomości, jakie dostałam przez czas kiedy miałam wyłączony telefon.

-Żadnego powitania? - prychnął wchodząc do pomieszczenia gdzie byłam.

-Mogę Ci pomachać jak chcesz - podniosłam rękę.

-Rozjebana jak żaba na liściu i zadowolona z siebie - zażartował, a ja nie odpowiedziałam ale kątem oka widziałam jak zaczął przygotowywać śniadanie.

Nie miałam pojęcia skąd on wiedział, że jeszcze nie jadłam, ani po co znów przyniósł jedzenie. Przecież zostało jeszcze dużo z poprzedniego dnia.

-Powiedz mi... - zaczęłam powoli - dlaczego przyszedłeś tak wcześnie? Wczoraj też.

-Atmosfera u nas w domu jest nie do zniesienia - zaczął - każdy drze się na każdego i z byle powodu. U ciebie jest spokojniej.

-Po ryjach też się trzaskacie? - uniosłam brew.

-Nie - westchnął - na szczęście w ostatniej chwili zawsze znajdzie się ktoś mądry i nas ogarnie. Raz ja, raz Zach a raz Jack.

-A Daniel i Corbyn? - ciągnęłam.

-Seavey zaczyna najczęściej - wyjaśnił - aCorbyn jest zbyt pijan...

-O kurwa... - przerwałam mu i usiadłam szybko.

-Co się stało? - zainteresował się.

-Tatum do mnie napisała.

Od: Tatum Dahl.
Już wiem czemu tak mnie namawiałaś do zakończenia tego układu. Jesteś podłą suką.

Kolejna osoba która uwierzyła tym jebanym pismakom, nawet Zach pisał do mnie w tej sprawie.
Przecież między mną a Maraisem niczego nie było, a już na pewno nie namawiam jej do uwolnienia się od tej umowy ze względu na siebie.
Ja i on? Nigdy.

-Co ci napisała? - odłożył co miał w dłoniach.

-Że jestem suką - westchnęłam zrezygnowana i wybrałam jej numer.

-Dlaczego? - stanął obok mnie.

-Zaraz ci wyjaśnię - mruknęłam wybierając numer Dahl.

-Czego chcesz? - zapytała bez żadnych wstępów.

-Powiedzieć Ci żebyś nie wierzyła w żadne artykuły - przeszłam do rzeczy - to kłamstwa.

-Zdjęcia nie kłamią - nie dała się przekonać - wszystko wyraźnie widać!

-Co widać? - nie wiedziałam o czym ona mówiła.

-To jak na siebie patrzcie! - krzyknęła -lepisz się do niego jak rzep!

-Ja?! Na tych zdjęciach nic nie ma! - zaczynałam tracić do niej cierpliwość.

-Czyli co?! - mówiła coraz głośniej - to jest fotoshop?! Nie spotkaliście się wczoraj?!

-Spotkaliśmy, ale on tylko mi pomagał! - wyjaśniałam

-Przestań bo uwierzę! - zaśmiała się głośno.

-Szybciej bym się rzuciła pod samochód, niż z nim umówiła! - przerażały mnie jej przypuszczenia.

-Pierdolenie! - wrzeszczała mi do ucha - jesteście siebie warci! Ty i on! - krzyknęła i się rozłączyła.

-No ja pierdole... - rzuciłam telefonem o materac a on na szczęście nie odbił się za mocno i został tam gdzie miał.

-Co to było? - zapytał Jonah.

-Tatum myśli że namówiłam ją do zerwania układu bo coś między nami jest - wzięłam od Jonah kubek z herbatą, którą wystawił w moją stronę.

-Pojebało ją - prychnął wywracając oczami. Widać jego zdanie było bardzo zbliżone do mojego.

~~~

-Dużo tego jeszcze zostało? - zapytał Jonah głosem załamanego sześciolatka.

-Nie, już skończyliśmy. To była ostatnia szafka - odetchnęłam z ulgą opierając się o ścianę.

-Matko boska, nareszcie - położył się na podłodze i wziął głęboki oddech - składaliśmy to wszystko przez ponad 7 godzin. Jestem totalnie wyjebany.

-Przestań pierdolić - szturchnęłam go w nogę - nikt cię nie zmuszał.

-A dałabyś sobie radę sama? - uniósł brwi.

-Tak - zapewniłam - zajęłoby mi to trochę więcej czasu, ale dałabym radę.

-Do rana byś nie skończyła - mruknął wstając, a ja wywróciłam oczami i wystawiłam rękę, żeby pomógł mi się podnieść - ale podoba mi się to co zrobiliśmy - Jonah skupił się na wyglądzie mojej sypialni.

Przez ponad pół dnia składaliśmy meble, przenosiliśmy szafki, ustawialiśmy wszystko. Mieliśmy nawet mały problem z wodą i prądem, ale brunet poprosił mojego sąsiada o pomoc, który na szczęście szybko się z tym uporał.

-Racja, to wygląda naprawdę fajnie - zgodziłam się z nim.

-Dobra robota - powiedział, a ja powoli przeszłam się po mieszkaniu.

Wszystkie pomieszczenia, poza sypialnią, było utrzymane w spokojnych, stonowanych kolorach które sprawiały wrażenie, że małe mieszkanie powiększało się, a proporcjonalna ilość ciemnoszarych mebli i mała ilość dodatków tylko to potęgowały. Jasno beżowa kanapa odbijała się na ciemnogranatowym dywaniku który ocieplał salon razem z kilkoma roślinami w doniczkach. Łazienka i kuchnia były w podobnych barwach, ale sypialnia trochę od nich odbiegała. Turkusowe ściany i niecodzienne łóżko, za które służył mi materac położony na dwóch drewnianych paletach i kilka kolorowych poduszek.
Na podłodze w sypialni i salonie położono panele, a w kuchni i łazience znajdowały się jasne płytki, które były tam już wcześniej.

Moje mieszkanie wyglądało idealnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top