38
#06.06.19#
Od dwóch minut nieustannie dzwonił dzwonek do drzwi.
Najpierw pomyślałam, że jeśli nie otworzę, to ten ktoś, kto tam stał pójdzie sobie, jednak niestety myliłam się.
Owinęta koc przeklinałam pod nosem mojego nieproszonego gościa. Nie wiedziałam kto to mógł być, ale mógł liczyć na porządny opierdol.
Odkluczyłam drzwi i pociągnęłam za klamkę.
Przede mną stał Jonah, który gdy tylko mnie zobaczył przestał maltretować dzwonek i od razu wszedł do środka.
-Dłużej się nie dało? - zapytał przechodząc obok mnie.
-Po jaką cholerę tu przylazłeś? - syknęłam zamykając drzwi.
-Przyniosłem ci śniadanie - powiedział i podniósł do góry dwie siatki z jedzeniem, nie zauważyłam ich wcześniej.
-Po co? - zmarszczyłam brwi i poszłam za nim do kuchni.
-Bo wyglądasz jak śmierć, same kości - wzruszył ramionami rozglądając się dookoła w poszukiwaniu czegoś.
-Szukasz czegoś? - zapytałam.
-Lodówki, zapomniałem że jej nie masz - mruknął nie do końca zadowolony, jednak jego humor szybko się poprawił - to jednak nie jest aż taki problem. Będziesz musiała to szybko zjeść, bo się zepsuje - stwierdził i zaczął wyjmować jedzenie.
-Przecież do wystarczy na miesiąc i to dla dwóch osób! - podniosłam głos widząc ile tego było.
-Daj spokój - machnął ręką na mój niebezpośredni sprzeciw.
-Ciebie chyba pojebało - westchnęłam i oparłam się o ścianę.
-Już dawno, ale akurat nie w tym przypadku - spojrzał na mnie uważnie - ile spałaś?
-A która jest godzina? - zapytałam, bo miałam wrażenie że około 6 am, ale skoro on był na nogach, to nie mogło być przed 7 am -
-8:30 m - spojrzał na telefon
-To jakieś 4,5h - wyliczyłam.
-Tak też wyglądasz - burknął pod nosem.
-Dzięki, właśnie to chciałam usłyszeć - syknęłam przecierając twarz.
-Żartowałem. Idź się przebrać, a ja w tym czasie przygotuję śniadanie - powiedział puszczające mi oczko.
Odwróciłam się na pięcie, uklęknęłam przed walizką i wyjęłam czarną koszulkę z krótkim rękawem, szary gruby kardigan i spodnie typu bojówki.
-Nie próbuj wchodzić mi do łazienki! - krzyknęłam do bruneta.
-Nie musisz mówić dwa razy! - zamknęłam drzwi i szybko się odświeżyłam i przebrałam po czym wróciłam do salonu, gdzie Jonah siedział na podłodze przed pełnym stołem.
-Zjesz to wszystko? - zapytałam siadając naprzeciwko niego.
-Ty mi pomożesz - odpowiedział wystawiając w moją stronę dwa parując kubki z logo Starbucksa - Espresso Macchiato czy zielona herbata z miętą?
-Herbata - zdecydowałam szybko i zabrałam mu jeden z kubków.
-Tak myślałem - powiedział biorą łyka swojego napoju - szukałaś już firmy która to ogarnie? - zatoczył w powietrzu kółko palcem.
-Masz na myśli mieszkanie? - wolałam się upewnić - jeszcze nie szukałam, dzisiaj miałam to zrobić.
-Potrzebujesz ekipę, która zrobi wszystko po niskiej cenie i bardzo szybko - to raczej było oczywiste.
-Wiem, ale takie firmy nie istnieją - sprowadziłam go na ziemię.
-Istnieją - nie zgodził się ze mną - a kierownik jednej z nich ma u mnie dług.
-Nie jestem pewna... - zaczęłam się zastanawiać.
-Szybko, tanio i dobrze - wyliczał - drugiej takiej oferty nie dostaniesz.
-Dawaj numer - westchnęłam zgadzając się.
-Wiedziałem że się zgodzisz więc zadzwoniłem już wczoraj - uśmiechnął się - ekipa będzie przed południem.
-Co? A gdybym się nie zgodziła? - zmarszczyłam brwi.
-Ale się zgodziłaś się i koniec. Potem jedziemy na zakupy meblowe - wgryzł się w kanapkę kończąc temat - jedz.
-Nie jestem głodna - pokręciłam przecząco głową a Jonah przełknął to co miał w ustach nie odrywając ode mnie wzroku.
-Jedz albo wepchnę ci to siłą do gardła. I niech nawet nie przychodzi Ci na myśl sprawdzanie tego - jego głos był zdecydowany oraz niechcący słyszeć sprzeciwu i przez chwilę ciskał we mnie gromami, aż zrezygnowana wzięłam do ręki suchą bułkę - dobra dziewczynka - pochylił się nad stołem i poklepał mnie po głowie, przez co prawie zadławiłam się kawałkiem bułki.
Spojrzałam na niego jak na debila, a on uśmiechał się jak niewinne dziecko.
Wybuchnęłam śmiechem, a on zrobił to samo.
Uspokoiliśmy się po kilku chwilach i wróciliśmy do śniadania.
-Dlaczego to robisz? - zapytałam skupiając na nim całą swoją uwagę.
-Co konkretnie masz na myśli? - spojrzał na mnie popijając swoją kawę.
-Dlaczego tu przyjechałeś? Po co pomagasz z mieszkaniem?... - zaczęłam wymieniać.
-Obiecałem że Ci pomogę i dotrzymam słowa - wyjaśnił.
-Po co? - ciągnęłam.
-Nie zadawaj głupich pytań - wywrócił oczami.
-No ale ja naprawdę nie rozumiem - Jonah przez chwile nic nie mówił.
-Chodź - powiedział wstając i podał mi rękę a ja zmarszczyłam brwi, ale załapałam jego dłoń nie wiedząc gdzie chciał iść, bo tak naprawdę nie było gdzie - to nie jest rozmowa do śniadania - wyjaśnił sadzając mnie w fotelu, a sam przyklęknął przede mną, ale nie puścił mojej ręki, tylko objął ją swoimi.
-O co tu chodzi? - byłam zdezorientowana.
-Będę z tobą szczery - zaczął - po incydencie z Ebenem, kiedy już zasnęłaś, dużo myślałem.
-I do czego doszedłeś? - zapytałam.
-Postanowiłem, że co by się nie stało, to pomogę Ci z tego wyjść....
-Ale z czego wyjść, bo nie rozumiem - nie dawałam mu dokończyć.
-Sofia - cisnął we mnie piorunami - głodzisz się - zamrugałam oczami kilka razy.
-Co? O czym ty bredzisz - chciałam wstać i odejść, ale mi nie pozwolił.
-Spokojnie - popatrzył na mnie - nie chcę cię denerwować. Nasza przedwczorajsza rozmowa też była na ten temat, prawda? - niechętnie przyznałam mu rację - a pamiętasz do jakiego wniosku doszliśmy? - przez chwilę się nie odzywałam przygryzając od środka policzek.
-Że nic nie jem, głodzę się, karzę, że to nie mój wygląd był przyczyną tego gwałtu... - nie wiedziałam dokąd zmierzała ta rozmowa - ale do czego pijesz?
-Do tego, że jesteś chora, ale tego nie zauważasz - mówił delikatnie i spokojnie.
-Skoro jestem chora to czemu nie zapiszesz mnie do psychologa, albo nie zamkniesz w jakimś psychiatryku! - nie miałam pojęcia dlaczego reagowałam taką złością i wrogością, nie panowałam nad swoimi słowami, samoczynnie obrałam atak jako taktykę obronną.
-Nie zrobię tego, bo widziałem jak zareagowałaś kiedy Daniel powiedział ci, że zapisał cię do psychologa. Tak, on chciał ci pomóc, ale nie pomyślał, że sposób w który chciał to zrobić mógł ci się nie podobać - Jonah przerwał na chwilę, żeby wziąć oddech - ja zrobię to inaczej. Pomogę ci, ale będę brał pod uwagę twoje zdanie. Pozwolisz mi sobie pomóc? - przez cały czas patrzył mi prosto w oczy i głaskał kciukiem moją dłoń.
Przez dobrą chwilę nie wiedziałam jak zareagować, a tym bardziej co powiedzieć. Spuściłam głowę w dół i przygryzłam dolną wargę.
-Nie - wyplątałam swoją dłoń z jego uścisku i szybko wstałam z fotela wymijając go.
-Sofia! - zawołał za mną, ale nie zwróciłam na niego uwagi, tylko zamknęłam się w łazience, na szczęście w drzwiach do łazienki był sprawny zamek - Sofia, otwórz - oparłam się o szafkę i spuściłam głowę.
-Nie - Jonah naciskał na klamkę, jednak nic mu to nie dało.
Wzięłam głęboki wdech i poczułam jakby coś w mojej głowie zaczęło pękać.
Jego słowa dotarły tam, gdzie myślałam że żadne słowa nie mogły. To było jak terapia szokowa.
Miałam wrażenie że w ciągu kilku sekund zmienił się mój pogląd na samą siebie.
Może Jonah naprawdę miał rację i byłam chora? Może naprawdę potrzebowałam pomocy, tylko sama tego nie zauważałam, albo nie chciałam zauważyć? Może przez to co robiłam, chcąc zapomnieć o tamtym zdarzeniu naprawdę wyrządzałam sobie krzywdę?
Musiałam to usłyszeć aby zrozumieć.
-Sofia?? - głos bruneta który stał za drzwiami był spokojny i cichy, wypuściłam głośno powietrze i otworzyłam łazienkę stając przed Jonah i popatrzyłam na niego - wszystko w porządku?
-Zgadzam się - powiedziałam ignorując jego pytanie.
#####
💬💬⭐⭐??
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top