3
#20.04.19#
No i byłam tym trupem.
Miałam nie jechać do LA, a właśnie zapięłam walizkę aby móc wyjechać na lotnisko.
-Gotowa? - ojciec zajrzał do pokoju.
-Nie - mruknęłam.
To on mnie zmusił do wyjazdu, powiedział że albo LA albo szkoła dla dziewcząt na drugim końcu kraju. Nie miałam dużego wyboru, bo mimo wszystko nie miałam 21 lat.
-Nie marudź - wziął moje walizki i wyszedł z pokoju a ja chwyciłam telefon i wysłałam wiadomość do Dereka, Alison i Evena że musiałam się z nimi spotkać w szwalni - Sofia!
-No idę! - krzyknęłam i wyszłam z pokoju, stanęłam przy taksówce i spojrzałam na rodziców.
-Bądź grzeczna - powiedziała mama i razem z tatą chcieli mnie przytulić, ja jednak wsiadłam do auta i zamknęłam drzwi odwracając od nich wzrok, wiedziałam że było to na pokaz.
-Nie pożegnasz się z nimi? - zapytał Daniel, a ja pokręciłam głową - to twoi rodzice.
-Ruszy pan czy nie? - syknęłam do kierowcy ignorując chłopaka, a mężczyzna odpalił - niech pan jedzie jeszcze do starej szwalni - poleciłam a Daniel spojrzał na mnie zdziwiony.
Nie mam pojęcia dlaczego on się przefarbował. Nie wiadomo było gdzie zaczynała się jego twarz, a gdzie włosy.
-Szwalni? - zdziwił się - po co?
-Muszę załatwić ostatnią sprawę - odpowiedziałam wymijająco - nie ucieknę - westchnęłam widząc jego nieprzekonany wzrok.
-Ufam Ci - powiedział krótko odwracając głowę do okna.
~~~
Weszłam do pomieszczenia gdzie czekała na mnie Alison razem z Evanem i Derekiem.
-O co chodzi? - zapytał brunet.
-Wyjeżdżam do LA - powiedziałam na wstępie - teraz, przed szwalnią czeka na mnie taksówka.
-Chyba sobie kurwa jaja robisz - warknął Derek.
-Chciałabym. Nie miałam w tej sprawie nic do gadania - westchnęłam - ojciec powiedział że albo LA, albo szkoła zamknięta.
-Chyba go pojebało - syknął Evan a ja wzruszyłam ramionami - co z akcją?
-Odbędzie się - zdecydowałam - tylko że bez mojego udziału. Wiecie wszystko, co, jak, gdzie, kiedy? - cała trójka pokiwała głowami na moje pytania - zanim ja nie dołączyłam to też dawaliście radę.
-Mieliśmy innego stratega - odpowiedział Evan.
-Który był chujowy - wtrąciła Al a ja pokręciłam głową - każdy kolejny też będzie.
-Skończcie. Przecież mogę wam pomagać na odległość - westchnęłam patrząc na chłopaka i dziewczynę zabijających się wzrokiem - dajcie mi potem znać, czy wszystko się udało.
-Nie ma problemu - Derek podniósł jeden kącik ust w górę - na jak długo jedziesz?
-Nie wiem. Pewnie kilka miesięcy - wzruszyłam ramionami - lecę bo Daniel tu przyjdzie. Jeśli będziecie potrzebować pomocy to dzwońcie - powiedziałam i wyszłam z pomieszczenia, jak i całego budynku.
Stanęłam przy aucie i spojrzałam w szczyt budynku, na malutki balkonik. Cała trójka stała tam i przyglądała mi się.
Ten balkon było naszym ulubionym miejscem w całej szwalni, co prawda nie było barierki, ale sam fakt że było takie coś. Stamtąd było widać dużą część miasta, a kiedy zachodziło słońce krajobraz był niesamowity.
Nie było tam żadnych krzeseł, więc całą czwórką siadaliśmy na ziemi.
-Myślałem że uciekłaś - zaczął Daniel i a kierowca odpalił auto - wiem że chciałaś - uśmiechnął się do mnie.
-Czemu twój tata z nami nie jedzie? - zmieniłam temat
-On pojechał już przedwczoraj - wyjaśnił a ja kiwnęłam głową - miał coś do załatwienia w LA - menagerem chłopaków po tym, jak Tyler zrezygnował został pan Jeffrey.
Wyjęłam z plecaka słuchawki i włożyłam je w uszy nie mając ochoty na rozmowę z nim. Byłam zła na Daniela, że wyskoczył z tym pomysłem mojego wyjazdu do LA i nie poinformował mnie o tym.
~~~
-Jesteśmy na miejscu - otworzyłam oczy słysząc słowa blondyna - wysiadaj - polecił płacąc taksówkarzowi.
-Co? - podniosłam się powoli aby nie kręciło mi się w głowie i zobaczyłam że auto stało na podjeździe - już - wysiadłam i wyjęłam z bagażnika walizkę, jednak Daniel wyrwał mi ją i skierował się w stronę jakichś drzwi.
-Idziesz? - rzucił przez ramię a ja powoli ruszyłam za nim wpatrując się w duży dom, który już od zewnątrz robił wrażenie - jestem! - zawołał jednak nikt mu nie odpowiedział.
-Ktoś wie że przyjechałam z tobą? - zapytałam rozglądając się.
-Wszyscy. Chodź, zobaczymy w salonie - zachęcił mnie gestem ręki i ramię w ramię weszliśmy do salonu - Jonah, cholera - jęknął Daniel.
Takiego widoku na pewno się nie spodziewałam.
Na kanapie siedział brunet, a na nim okrakiem jakaś blondyna i pożerali się nawzajem. On rękami ściskał jej tyłek, a ona miała dłonie w jego spodniach.
-Co chcesz? - parka odsunęła się od siebie.
-Oszczędź nam, a bynajmniej mi porno na żywo - odezwałam się zza chłopaka a wzrok Jonah spoczął na mnie.
-Ty to... - zmarszczył brwi
-Mówiłem Ci kretynie, że Sofi przyjedzie - syknął Daniel.
-A więc Sofi? - brunet wstał z kanapy i podszedł do mnie z blondynką - jestem Jonah... - przedstawił się a ja przeskanowałam ich oboju wzrokiem.
Chłopak miał wyraźnie rysy twarzy, ciemne oczy, a jego włosy były w nieładnie. Był wyższy od Daniela i miał na sobie czarny T-shirt i czarne spodnie. A blondyna? Ona miała fioletowe soczewki i tonę tapety na twarzy.
Aż zrobiło mi się żal Jonah, bo pewnie całując ją połknął więcej podkładu niż bym sobie wyobrażała.
Dziewczyna była ubrana w prześwitujący, ledwo sięgający pod cycki top na ramiączkach i bardzo krótkie spodenki, które mało zasłaniały, tak jak góra jej stroju.
-Tyle to ja sama wiem - prychnęłam zdegustowana.
-A to Jessica - dokończył, jakby nie usłyszał moich słów, na co ja prychnęłam - coś cię bawi?
-Mnie? Nic, coś ci się musiało wydawać - powiedziałam sarkastycznie i pokręciłam głową.
-Chyba jednak nie - odezwała się ona.
-Cóż, twój imię idealnie pasuje do twojego zawodu - to było na tyle głupie, że aż mnie bawiło.
-Śmieszne - prychnęła i pociągnęła Jonah za rękę.
-Fajny kolor Seavey! - zaśmiał się jeszcze chłopak.
-Nie lubię jej - burknęłam pod nosem.
-Nie tylko ty, uwierz - przyznał - ma IQ ameby - westchnął Daniel, a do salonu chwiejnym krokiem wszedł blondyn, chyba Besson, ale wyglądał jakby przed chwilą wrócił z baru całodobowego.
-Daniel! - krzyknął i rzucił się na chłopaka.
-Tak, Corbyn, też się cieszę że cię widzę - Dany poklepał go po plecach i odsunął od siebie - Corbs, poznaj Sofi - blondyn odwrócił się w moją stronę, rozłożył ręce i chciał mnie przytulić, ale odsunęłam się, a on padł na kanapę za mną.
-Jesteś niemiła - zaskomlał a ja spojrzałam na Daniela który przetarł dłonią twarz.
-Chodź Corbyn, zaprowadzę cię do pokoju - pomógł mu wstać i wziął go pod ramię - też chodź, pokażę Ci sypialnię - wyszedł z salonu a ja za nim.
-Zaczekaj, wezmę waliz....
-Zostaw, zaraz ci je przyniosę - przerwał mi, więc odpuściłam, ale gdy byliśmy już przy schodach drzwi wejściowe się otworzyły a do środka wszedł pobity chłopak - Zach? Co ci się stało? - wytrzeszczył oczy patrząc na najmłodszego.
-Spierdalaj - chłopak warknął i zniknął mi z oczu, a ja usłyszałam jak Daniel wziął głęboki wdech a potem ruszył dalej - to twój pokój. Za chwilę przyniosę Ci walizki - kiwnęłam głową na słowa blondyna i weszłam do sypialni.
Całość była biało-szara. Po lewej stała duża szafa, biurko, drzwi na balkon, na przeciwko drzwi pufa i stolik kawowy, przy prawej ścianie, w rogu stało łóżko i mała komoda. Wszystkie meble były białe z czarnymi elementami.
-To co zobaczyłam, to był ten twój grzeczny, wspaniały zespół? - zapytałam gdy Seavey pojawił się za mną.
-Mamy ostatnio małe problemy - podrapał się po karku - ale spokojnie, rozpakuj się i zejdź na kolacje.
-Nie chcę - pokręciłam głową.
-Od wyjazdu nic nie zjadłaś - zmarszczył brwi, ale odmawiałam, więc uniósł ręce i wycofał się z pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top