26
#26.05.19#
-Zach do cholery! - uderzyłam pięścią w drzwi jego pokoju - masz pięć sekund! - warknęłam poprawiając swoją kurtkę.
Mieliśmy się spotkać o 9 pm, a jeśli chcieliśmy dyktować warunki na tym spotkaniu, to powinniśmy już wyjeżdżać, ale Zach zachowywał się gorzej niż baba.
-Już jestem - otworzył drzwi - coś ty taka wściekła? - zapytał ruszając w stronę schodów.
-Pomyślmy... - udałam że się zastanawiam - zeszłej nocy nie mogłam spać, bo Jonah i jego dziwka urządzili sobie całonocne ruchanie, jak już się wkurwiłam to poszłam do salonu, ale na kanapie spał schlany w trzy dupy Corbyn. Wróciłam do siebie i okazało się że przestali. Prawie zasnęłam ale Lavender się rozpłakała i w ogóle nie było mowy o śnie. O i zapomniała bym, idę spotkać się z szefem jednego z najgorszych gangów w całej Kalifornii - wysyczałam wprost do niego.
-Dobra, dobra, kumam - wycofał się i zszedł na dół a ja wzięłam głęboki wdech po czym poszłam za nim.
-Gdzie idziecie? - w holu zatrzymał nas Daniel.
-Jedziemy na przejażdżkę motorami & odpowiedziałam szybko.
-A gdzie? - drążył.
-Pojeździmy trochę po mieście - machnęłam ręką i jak najszybciej wypchnęłam Zacha z domu.
Wzięliśmy swoje motory i wyjechaliśmy na ulice LA.
~~~
Przejechaliśmy przez kilka dzielnic i trafiliśmy tam, gdzie kiedyś spotkaliśmy Jacoba.
Zsiedliśmy z motorów, zdjęliśmy kaski i zrobiliśmy kilka kroków w jego stronę.
-Nareszcie - zza budynku wyszedł jakiś gościu który stanął w cieniu, ale wiedziałam że był ubrany cały na czarno, a ręce miał w kieszeniach, jednak nie mogłam dostrzec jego twarzy - nie poznajesz mnie? - zapytał robiąc kilka kroków w przód a ja już wiedziałam kto stał przed nami.
-Trevor? - zapytaliśmy z Zachem w tym samym czasie - co ty tu robisz?
-Jestem prawą ręką szefa - wzruszył ramionami - jego synem.
-Ta jasne, a ja jestem baletnicą - prychnęłam będąc tak rozdrażniona, że nie panowałam nad tym co mówiłam.
-W takim razie zapierdalaj na scenę tancereczko - odpowiedział zgryźliwie.
-Dobra, gdzie twój ojciec? - Herron zmienił temat.
-Nie ma go tutaj, macie gadać ze mną. Co chcieliście? - wyprostował się, a ja sięgnęłam do kieszeni kurtki - nawet nie próbuj - przeszkodził mi, wyjmując zza paska pistolet i celując we mnie.
-Ty tak serio? Myślisz że jestem aż taka głupia i nie wiem że ludzie twojego ojca mają nas na muszce z każdej możliwej strony? I że ledwo wyjęłabym pistolet, to wąchałabym kwiatki od dołu? - sięgnęłam głębiej.
-Więc co chcesz? - zacisnęłam rękę na siatce i wyjęłam ją po czym rzuciłam w Trevora.
Oczywiście że byłam przygotowana na nagły obrót sprawy i miałam broń, ale jakoś specjalnie nie chciałam jej używać.
Nas było dwóch, a Trevor przyszedł z całą bandą, więc musieliśmy uważać co mówiliśmy i robiliśmy.
-To po pierwsze - syknęłam.
-Co to? - grał głupiego.
-Kamerki które ludzie twojego tatusia zamontowali u nas w domu - zrobił dziwną minę jakby nic o nich nie wiedział - a po drugie... - podeszłam bliżej niego, jednak między nami cały czas było kilka metrów odległości.
-Co po drugie? - pospieszał mnie.
-Macie się odczepić od Zacha - Trevor zaśmiał mi się prosto w twarz.
-Chyba ci się pojebało - poważniał - niby czemu mamy to zrobić?
-Bo mam dla was ofertę - założyłam ręce na piersi.
-Ty? Ofertę? Ciekawe jaką? - kpił ze mnie.
-Tak - burknęłam - on wam się do niczego nie przyda. Co najwyżej mógłby zrobić? Rozprowadzić lewy towar? A jak się upije i coś chlapnie? Zabijecie go i co wtedy? Dowiedzą się media, wszyscy zaczną węszyć, będziecie mieli dużo policji na karku...
-Policja nic nam nie zrobi, ale dobra, do rzeczy... - przerwał mi.
-Chcę zaproponować Ci kogoś w zamian za niego - wylądowałam.
-Niby kogo? - prychnął, a ja poczułam że zainteresowało go to co powiedziałam.
-Siebie - odpowiedziałam pewnie.
-Ciebie? - uniósł brew - w czym ty niby jesteś dobra?
-Chcesz się przekonać? - zapytałam podnosząc jedną brew w górę na co skinął głową - to daj mi broń - wystawiłam do niego dłoń.
-Użyj swojej - odmówił.
-Nie będę marnowała nabojów - przewrócił oczami na moją odpowiedź, ale podał mi broń.
-Zrób coś głupiego, a będziesz wyjmować kulki z jego głowy - ostrzegł ale ja odbezpieczyłam broń i wycelowałam w okno budynku pod którym staliśmy.
-Licz - powiedziałam i nacisnęłam spust.
Zużyłam cały magazynek i wybiłam wszystkie szyby z okien i poustawiane w nich butelki.
-Dobry strzał to nie wszystko - prychnął kiedy rzuciłam mu broń bez amunicji.
-Wiem - przeładowałam drugą broń - dlatego zaproś tu jednego z twoich "kumpli" i zobaczysz że nie tylko oko mam dobre.
-Jacob! - zawołał a zza budynku wyszedł wspomniany facet.
-Serio? Znowu mam złamać mu rękę? - zadrwiłam a Trevor spojrzał na Jacoba.
-Ona ci to zrobiła? - zapytał, ale nie czekał na jego odpowiedź - ty debilu zjebany, jak mogłeś dać się pobić jakiejś taniej lasce! - wydarł się, a potem wyjął drugi pistolet i wycelował w jego bark.
-Chyba ktoś ma kłopoty - zadrwiłam pod nosem.
-Dzięki temu dłużej będziesz stękał z bólu - powiedział, po czym strzeli i schował broń a po okolicy rozniósł się jęk - spierdalaj zanim strzelę w głowę. Blake! - obok Jacoba stanął jakiś facet.
-Odsuń się - poleciłam Herronowi który był tak zdezorientowany, że ledwo mógł się cofnąć - i najlepiej odwróć.
-Pokaż co potrafisz - Trevor zrobił krok do tyłu i dał ręką znak że mogliśmy zacząć przedstawienie.
~~~
Weszliśmy cicho do domu i przez chwilę nasłuchiwaliśmy jakichkolwiek dźwięków. Nie wiedzieliśmy czy wszyscy już spali, a nie mieliśmy szczególnej ochoty na jakąkolwiek konfrontację.
-Dasz radę wejść po schodach? - zapytał idąc na na palcach w ich stronę.
-Tak, spokojnie - machnęłam ręką, a on wszedł na górę.
Wstąpiłam do kuchni po apteczkę, po czym też ruszyłam do siebie.
Wzięłam piżamę, poszłam do łazienki, zamknęłam drzwi, zdjęłam bluzę i spojrzałam w lustro.
Miałam śliwę pod okiem i rozciętą wargę. Na całym ciele miałam siniaki i zadrapania, ale tylko te na twarzy były widoczne dla innych. Byłam poobijana, jednak Blake wyglądał dużo gorzej.
Po raz kolejny pokonałam faceta sprytem.
Po tym jak pokazałam Trevorowi co umiałam, on założył ręce na piersi i powiedział że muszą mnie prześwietlić, po czym odszedł.
Spodziewałam się czegoś więcej po spotkaniu, nie spełniło to moich oczekiwań, jednak nie mogłam też narzekać. Trevor mógł całkowicie olać moją propozycję.
Kiedy wszyscy z Czarnej Maski odjechali, wzięłam Herrona pod rękę i pociągnęłam w stronę motorów. Zach przez cały tamten czas stał w miejscu i nawet się nie ruszał. Byłam pewna że nie miał pojęcia co się działo dookoła niego.
Może i siedział już w tym jakiś czas, ale na pewno nie widział takiej sytuacji.
On był chłopcem od wykonania małych zadań, nie był żadnym ważnym pionkiem w tej "grze". Nie było żadnego konkretnego powodu dlaczego tak się na niego uwzięli i nie pozwolili mu odejść, obstawiałam jednak że chodziło o jego karierę.
Wzięłam prysznic, przemyłam wargę i nałożyłam maść dookoła oka oraz na inne siniaki.
Pozbierałam wszystko co używałam i włożyłam z powrotem do apteczki, a ją do szafki. Wyszłam z łazienki i cicho przeszłam do pokoju gdzie zapaliłam światło i prawie dostałam zawału kiedy zobaczyłam że ktoś siedział na pufie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top