24
Przeciągnęłam się otwierając oczy i ziewając. Zgarnęłam włosy z twarzy i rozejrzałam się po moim pokoju w którym nic się nie zmieniło od długiego czasu. Jedyne czego brakowało, to ktoś obok. Nie wiedziałam gdzie był, bo kiedy zasypiałam on leżał obok i patrzył na mnie z uśmiechem na twarzy.
Słońce świeciło mi prosto w twarz, ale nie przeszkadzało mi to. Wprost przeciwnie.
Wstałam z łóżka i podeszłam do otwartych na oścież drzwi balkonowych, które zostawiłam poprzedniego wieczoru. Oparłam się o futrynę i popatrzyłam na zielone drzewa oraz kolorowe kwiaty. Przysłuchiwałam się chwilę ptakom śpiewającym swoje piosenki. Starałam się skupić na chwili, na przyrodzie, a nie na odgłosach ulicy, na problemach które w tamtym momencie wydawały się nie istnieć.
W tym wszystkim przeszkodził mi wiatr którego podmuch wywołał gęsią skórkę na moich ramionach, więc szybko wróciłam z powrotem do ciepłego łóżka.
Poczułam zapach świeżo parzonej kawy, a po chwili drzwi do sypialni się otworzyły. Najpierw zobaczyłam tacę ze śniadaniem a potem zza drewnianej powłoki wyjrzała ciemna czupryna.
-Dzień dobry skarbie - brunet podszedł do łóżka i położył na nim tacę, po czym się nachylił i cmoknął mnie w usta.
Jęknęłam niezadowolona kiedy za szybko się odsunął. Ledwie zdążyłam poczuć na nich smak kawy i mięty.
-Nie bądź zachłanna - mruknął siadając obok mnie i opierając się plecami o ścianę.
-Właśnie że będę - odpowiedziałam odkładając tacę ze śniadaniem na podłogę.
Przeczołgałam się na kolana bruneta i usiadłam na nich. Zarzuciłam mu ręce na kark i wczepiłam w jego włosy, a on położył dłonie na moich udach.
-A co ze śniadaniem? - zapytał rozbawiony, podnosząc w górę jedną brew.
-Nie ucieknie - machnęłam na nie ręką i przysunęłam się do niego, przejechałam językiem po jego ustach, a on gwałtownie je otworzył i chwycił mój język w swoje zęby - ugryzłeś mnie! - odsunęłam się od niego oburzona.
-Nie lubię jak się tak bawisz - wzruszył ramionami.
-Wiem, dlatego to zrobiłam - wywróciłam oczami - ale nie musiałeś mnie gryźć!
-Wiem, ale i tak to zrobiłem - pokręciłam głową i przywarłam do niego ustami.
Na początku pocałunek był spokojny, jednak z każdą chwilą stawał się coraz bardziej agresywny.
Brunet zacisnął dłonie na moich udach i przyciągnął jeszcze bliżej siebie, na co w ogóle nie protestowałam. Przełożył ręce na tył moich pleców, a ja oplotłam go bardziej ramionami. Byliśmy tak blisko siebie, że między nasze klatki piersiowe nie dałoby się włożyć ani jednej kartki papieru.
Odsunęliśmy się od siebie dopiero wtedy, gdy zabrakło nam powietrza. Oparłam swoje czoło o jego i ciężko oddychając popatrzyłam w jego intensywne oczy. Miałam wrażenie, że gdybym przypatrzyła się im bardziej zobaczyłabym wszystkie jego myśli.
-Masz śliczne oczy - powiedziałam uśmiechając się do niego.
-A ty jesteś wspaniała - szepnął a ja znów go pocałowałam - zjemy to śniadanie? - zapytał miedzy pocałunkami, a mi zrzedła mina, bo on nie miał za grosz wyczucia czasu i zawsze umiał swoimi głupimi tekstami najlepsze momenty - no co? Głodny jestem - wzruszył ramionami tłumacząc się.
-Wiesz co? Spierdalaj - powiedziałam i zeszłam mu z kolan.
Chwyciłam z krzesła koc i nakrywając nim ramiona wyszłam na balkon. Oparłam się o barierkę i popatrzyłam w niebo. Nie było ani jednej białej chmurki, całe niebo było błękitne.
-Obraziłaś się? - poczułam jak chwycił mnie rękami w pasie i odwrócił przodem do siebie.
-Nie, idź jeść śniadanie - fuknęłam.
-Mała... - jęknął, ale nie zwracałam na niego uwagi - skarbie...
-Spadaj - spróbowałam się odwrócić, jednak on wzmocnił uścisk.
-Chciałem cię tylko trochę podrażnić. Jesteś dużo lepsza niż jakieś śniadanie - cmoknął mnie w nos a potem w usta, jednak tam zatrzymał się dłużej - już się nie gniewasz? - pokiwałam przecząco głową, a on schylił się lekko i mnie podniósł.
-Co ty robisz? - zapytałam, a on posadził mnie na barierce.
-A jak spadnę? - złapałam go za ramię.
-Nie spadniesz - zapewnił - trzymam cię.
-A jeś...
-Nie będzie żadnego jeśli - przerwał mi- skoro tak się boisz to wracamy - znów mnie podniósł i zaniósł do pokoju.
Usiadł na łóżku a mnie posadził sobie na kolanach i od razu zaatakował moje usta swoimi. Pocałowałam go, a on od razu położył się na plecach. Zawisłam nad nim nie odrywając się od jego ust.
Czułam że były napuchnięte, ale ani ja ani on nie miał zamiaru przerywać.
-Zgłodniałam - powiedziałam, a on cmoknął mnie szybko w usta więc zeszłam z jego kolan i usiadłam obok po czym położyłam tacę z jedzeniem i upiłam łyka herbaty - otwórz usta - poprosiłam a on to zrobił, więc włożyłam mu do buzi borówkę.
-Dobre - pokiwał głową i pocałował mnie we włosy.
-O której musimy jechać? - zmieniłam temat.
-Gdzie? - zapytał a ja uderzyłam się otwartej dłoni w czoło.
-A zapomniałeś kto wyprawia dziś urodziny? - uniosłam brew.
-O cholera - mruknął pod nosem.
-Mam nadzieję że kupiłeś prezent - spojrzałam na niego podejrzliwie, a on nie musiał nic mówić, bo jego mina powiedziała mi wszystko - nie kupiłeś.
-Nie złość się - zrobił minę zbitego szczeniaka - za chwilę pojadę do centrum i kupię ten głupi prezent.
-Jedź od razu, kretynie - zarządziłam.
-Nie no, chcę posiedzieć jeszcze z tobą - zaczął całować mnie w szyję, ale odepchnęłam go.
-Jazda co sklepu - mruknęłam i nie zwracając na niego uwagi zjadłam borówki a on zaczął kląć pod nosem - i tak nic ci to nie da - skomentowałam, a on westchnął ale wyszedł.
~~~
#19.05.19#
Otworzyłam oczy nie wiedziałam co się działo, ani gdzie byłam.
Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam że leżałam na ziemi w salonie chłopaków, nade mną stała Alison z dziwną miną.
-Co ty odpierdalasz? - zapytała.
-Co? - podniosłam się do siadu.
-Zjebałaś się z kanapy - wyjaśniłam.
-Miałam dziwny sen - mruknęłam masując się po głowie - nawet nie pytaj co mi się śniło - powiedziałam widząc że chciała o to zapytać a ona tylko podniosła ręce w górę i wyszła z salonu.
Nie miałam zielonego pojęcia skąd moja chora wyobraźnia wzięła tak głupi pomysł na sen.
To wyglądało jak z jakiejś tandetnej komedii romantycznej.
Dlaczego śniło mi się uczucie którego w nie dopuszczałam do siebie, które niszczyło tak wiele, uczucie w które ja sama nie wierzyłam.
Byłam zszokowana że pozwalałam temu chłopakowi aż tak się zbliżyć, że go całowałam
A najdziwniejsze i najgorsze zarazem było to, że chłopak który mi się śnił, był w jakimś stopniu podobny do chłopaka którego znałam w rzeczywistości.
Podobny głos i budowa ciała, jednak za żadne skarby nie mogłam przypomnieć sobie jego twarzy, skojarzyć kim był.
Nie wiedziałam jak miałam to interpretować, może była to wina alkoholu, może czegoś innego.
-Sof... - usłyszałam Al, więc spojrzałam na nią - będę się zbierała, mam sprawy dzisiaj w Portland i nie mogę się spóźnić.
-Jasne, odprowadzę cię - wstałam i razem z Alison wyszłyśmy przed dom.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top