22
#18.05.19#
Przez kilka godzin razem z Alison upiększałyśmy mury naszej starej szkoły o napisy i obrazki których uczeniowie nie powinni oglądać, a potem skoczyłyśmy jeszcze na wyścigi, za którymi cholernie tęskniłam.
Al wygrała swój start, a ja swój. Dzięki regularnym startom byłyśmy jednymi z najlepszych ze stanów, więc obyło się bez problemów.
Zgarnęłyśmy swoje wygrane i pojechałyśmy w miejsce, które przyszło nam do głowy spontanicznie. Pole golfowe jednego z najbardziej nadzianych biznesmenów w mieście.
Połamałyśmy wszystkie kije, na trawie przy kilku dołkach wyryłyśmy nożami jakieś bazgroły i poprzebijałyśmy opony we wszystkich wózkach.
Na koniec wstąpiłyśmy do małego sklepu osiedlowego, którego właściciel wisiał nam sporo kasy. Otworzyłyśmy drzwi wsuwką do włosów, wyłączyłyśmy alarm, zabrałyśmy sobie kilka butelek alkoholu, porozrzucałyśmy towar z półek i zostawiłyśmy mu karteczkę na kasie że powinien pospieszyć się ze spłatą długu.
Po prostu zachowywałyśmy się jak zbuntowane gówniary, które ktoś wypuścił z klatki i dobrze zdawałyśmy sobie z tego sprawę.
Około 6 rano dotarłyśmy do motelu, do pokoju w którym się zatrzymałam.
-Padam na ryj - Alison rzuciła się na moje łóżko.
Byłyśmy zmęczone, ale zadowolone. Przez całą noc nie przejmowałam się LA, Zachem, Jonah, czy Derekiem. Wyłączyłam się kompletnie i było mi z tym dobrze. Może to wszystko nie było aż tak niebezpieczne, ale i tak przydało mi się trochę rozrywki.
-Dzięki że mnie zabrałaś - powiedziałam kładąc się obok niej.
-Nie ma sprawy - wtuliła się w poduszkę i zamknęła oczy a ja miałam zamiar zrobić to samo, ale usłyszałam swój telefon - odbierz go, albo wyłącz - mruknęła Al a ja westchnęłam i poszłam po telefon który leżał na drugim końcu pokoju.
-Czego chcesz bezmózgi idioto? - nie siliłam się na miły ton głosu, bo zadzwonił Derek.
-Pogadać - powiedział.
-Pogadaj sobie z twoją lalunią, a mnie zostaw w spokoju - syknęłam.
-Właśnie o niej chcę porozmawiać! - wykrzyczał.
-Tym bardziej żegnam - rozłączyłam się i zablokowałam jego numer.
-Kto to? - zapytała Al.
-Derek. Wystarczyło kilka sekund żeby zjebał mi humor - rzuciłam telefonem o łóżko, a on odbił się i uderzył dziewczynę w głowę - sorki - Alison pokazała mi środkowego palca i znów zamknęła oczy.
Podeszłam do łóżka i usiadłam na nim. Oczy kleiły mi się potwornie więc położyłam się i przymknęłam powieki.
Cholerny telefon znów dał o sobie znać. Wymacałam go na pościeli i przyłożyłam do ucha nie patrząc kto dzwonił. Byłam pewna że to Derek.
-Miałeś się ode mnie odjebać - zaczęłam.
-Sofia? - podniosłam się do siadu, bo to nie był Derek
-Tak, kto mówi? - zmarszczyłam brwi
-Tyler Seavy - Zach mówił że Daniel poprosił brata żeby zobaczył jak sobie radzę, ale nie sądziłam że miało nastąpić to tak szybko
-Sorki za takie powita...
-Gdzie ty jesteś? - przerwał mi.
-W Portland - powiedziałam niepewnie.
-Jak to w Portland?! - zawołał.
-Normalnie. Przedwczoraj przyjechałam - usłyszałam jak głośno wypuścił powietrze.
-Musisz jak najszybciej przyjechać do LA - był poważny.
-Czemu? - zapytałam - coś się stało?
-Tak - odpowiedział krótko - stoję właśnie w salonie. Wszystko jest zdemolowane.
-Że co?! - wstałam na równe nogi tak szybko że Alison podskoczyła.
-Wszystko jest porozwalane - tłumaczył - wygląda jakby przeszedł tędy huragan... - albo coś gorszego, lub ktoś.
-Dzwoniłeś na policję? - spanikowałam.
-Nie, najpierw zadzwoniłem do ciebie - zaprzeczył.
-Posłuchaj mnie, pod żadnym pozorem do nich nie dzwoń, ani do Daniela. Najlepiej nie mów nikomu - poleciłam zdenerwowana.
-Zwariowałaś? - syknął.
-Nie - zdecydowałam - jeśli nie chcesz kłopotów to nic nie ruszaj i szybko wyjdź z domu.
-Mam to tak zostawić? - był zdezorientowany.
-Tak. Ja już jadę - zapewniłam go.
-Nie podoba mi się to Sofia - mruknął.
-Uwierz, mi też nie - westchnęłam - ale wiem co robię.
-Dobrze - zgodził się - zadzwoń do mnie jak będziesz już w LA, to przyjdę i obejrzymy wszystko razem.
-W porządku - rozłączyłam się i ubrałam buty - wracam do LA - mój pobyt w mieście właśnie się skończył.
-Czemu? - zapytała Al.
-Ludzie z czarnej maski włamali się do domu - wytłumaczyłam.
-Skąd wiesz że to oni? - dopytywała.
-Przeczucie - mruknęłam otwierając drzwi.
-Czekaj, jadę z tobą - powiedziała zakładając swoją kurtkę - no dalej - popchnęła mnie i wyszłyśmy z pokoju.
Oddałyśmy klucz i wsiadłyśmy na motory. Mój miał większą moc, ale motor Alison został podrasowany dzięki temu nie odstawał prędkością od mojego.
~~~
Moje powieki były okropnie ciężkie. Miałam wrażenie że obie ważyły tonę lub więcej.
Nie pomagała ani kawa której szczerze niecierpiałam, ani energetyki.
Szczęście w nieszczęściu że dojechałyśmy już pod dom chłopaków, a przy drzwiach czekał na nas Tyler, którego poinformowałam że dotarłyśmy.
-Nareszcie - westchnął, jakby kamień spadł mu z serca.
-Jesteśmy jak widzisz - byłam zdenerwowana - mam nadzieję że nie dzwoniłeś na policję.
-Nie - pokręcił głową - nie zrobiłem tego tak jak prosiłaś.
-Dziękuję - skinęłam głową i otworzyłam drzwi.
Słyszałam za sobą jak Tyler i Alison przedstawiali się sobie, zdziwiło mnie to, że żadne z nich nie pamiętało że chodzili razem do szkoły.
Przestałam o nich myśleć kiedy zobaczyłam jak wyglądał dom.
Istna masakra.
Przeszłam powoli do salonu bojąc się tego co na mnie czekało, a pod moimi stopami zatrzeszczało szkło.
Wszystko co wcześniej stało na szafkach leżało rozwalone na podłodze i kanapa była zmasakrowana, na ścianach graffiti, a meble poobijane.
Przy telewizorze była zbita butelka wódki, a naokoło masa kartek powyrywanych z książek.
W kuchni wszystkie naczynia były porozbijane, a krzesła połamane. Kilka okien było wybitych.
Chodziłam dookoła z rękami wczepionymi we włosy i kręcąc głową.
-Na górze też tak wygląda? - zapytałam odwracając się do Tylera i Alison.
-Nie wiem, nie wchodziłem tam - westchnęłam głęboko i zagryzłam wargę.
-Tyler, zadzwoń proszę po kogoś kto zajmie się oknami, a ty Al, chodź ze mną - pobiegłyśmy na górę i każda sprawdzała po trzy pokoje.
W pokoju Maraisa nie było ani śladu włamania, co nie musiało znaczyć że było czysto.
Wyszłam z tamtąd i otworzyłam drzwi do siebie.
Wszystko wyrzucone z szaf, wybite okno, rozwalone łóżko a na ścianie dwie litery - N L
Nigrum Larva.
Czułam że to oni, tylko nie wiedziałam po co.
-Sof... - usłyszałam Alison więc szybko do niej pobiegłam.
Stała w wejściu do pokoju Zacha i patrzyła w górę. Podążyłam za jej wzrokiem i zobaczyłam że na suficie wisiały zdjęcia Zacha, Kay, całej jego rodziny i przyjaciół.
Reszta wyglądała zupełnie tak jak mój pokój.
Wszystko porozwalane i takie same litery.
Na środku łóżka leżała biała kartka wzinięta na pół.
"Uważaj co robisz bo masz wiele do stracenia.
To że z twoją głupią panienką poszło ci szybko, nie znaczy że tak samo zareaguje cała twoja rodzinka.
Pamiętaj że widzimy każdy twój ruch.
A Żmija niech nie wtrąca się w nie swoje sprawy, takich jak czytanie nie swoich listów. "
-Co z tym zrobimy? - zapytała Alison.
-My nic. Ja, to co muszę - wyjęłam telefon i zrobiłam zdjęcia całemu domowi, wszystkim szkodom, literom na ścianach i lustrze.
-Po co ci to? - zmarszczyła brwi.
-To będzie mój mały haczyk - odpowiedziałam zaczyjąc wszystko sprzątać.
Na początek zdarłyśmy zdjęcia z sufitu Zacha, a potem ja zabrałam się za salon, Alison za kuchnie a Tyler pojechał załatwić fachowców.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top