21

#17.05.19#


-Halo? - obudził mnie dźwięk telefonu więc wymacałam go ręką na poduszce obok głowy.

-W którym pokoju jesteś? - usłyszałam głos Evana.

-Tym co zawsze. Weź dodatkową kartę z recepcji - mruknęłam po czym się rozłączyłam.

Motel Casablanca był blisko szwalni więc zatrzymywałam się tam kiedy nie chciałam wracać do domu na noc i nie było tam drogo.
Nie miałam w planach spotkania z rodzicami, nawet nie powiedziałam że przyjadę, oni sami też nie odzywali się do mnie od mojego wyjazdu.

Usłyszałam jak drzwi do pokoju się otworzyły i zamknęły a po chwili poczułam padający na mnie ciężar przez co wydałam z siebie głuchy jęk i otworzyłam szeroko oczy.

-Jęczenie zostaw dla kogoś innego - zaśmiał się a ja, korzystając z tego że leżał na moich nogach, podniosłam szybko kolano i uderzyłam go w kutasa - żartowałem przecież - wychrypiał.

-A ja nie. Złaź, ciężki jesteś - poruszyłam nogami żeby go nastraszyć, ale tym razem go nie kopnęłam, on jednak od razu się podniósł - w końcu - skomentowałam mogąc swobodnie się ruszyć i podwinęłam nogi pod siebie, by Evan mógł się z powrotem położyć.

-Czemu tu przyszłaś? - zapytał kładąc się na pościel.

-Derek mnie wkurwił - odpowiedziałam krótko.

-Tym, że przyprowadził Carlę? - dociekał.

-Nie masz nic przeciwko temu? - zapytałam zdziwiona.

-Mam i to dużo, tyle że do niego nic nie dociera - westchnął - ta flądra go omotała.

-Nie podoba mi się ona - syknęłam

-Nie tylko tobie, Alison też jej nie cierpi - westchnął odwracając głowę.

-Właśnie, co u Al? - zmieniłam temat.

-Spoko - zbył mnie.

-Tylko tyle? "Spoko?" - podniosłam brwi - a między wami?

-Nic nie ma - zapewniał.

-Przestań pierdolić, między wami latają gromy już od dawna. Ile razy się przespaliście? - spojrzał na mnie jak na głupią - gadaj - ucięłam krótko.

-Kilka - zbył mnie.

-Ile? - cisnęłam dalej.

-Nie liczyłem! Dużo, ok? - wyrzucił ręce w górę.

-Czyli jednak coś jest - uniosłam brew

-Daj spokój, to zwykły seks bez zobowiązań - westchnął.

-Typowy Evan - skomentowałam pod nosem.

-Słyszałem - murknął a ja wzruszyłam ramionami.

-Mógłbyś zadzwonić do Al żeby przyszła do szwalni, i do Dereka żeby wyjebał stamtąd tę sukę?  - poprosiłam na co zmarszczył brwi - muszę wam coś powiedzieć, a teraz zamknij oczy.

-Przecież to tylko ja - powiedział a ja rzuciłam mu poduszkę na twarz i wyszłam z łóżka.

Miałam na sobie tylko koszulkę, więc wzięłam szybko jakieś ubrania i zamknęłam się w łazience. Ubrałam się i wróciłam do Evana.

-Za chwilę będą w szwalni - powiedział.

-To jedziemy - zgarnęłam swoją kurtkę i wyszliśmy z pokoju.

~~~

-Jestem - drzwi do "biura" się otworzyły i do środka weszła Alison, która tym razem miała ciemno fioletowe włosy - hej Sof.

-Hej Al - pomachałam do niej ołówkiem którym się bawiłam.

-O co chodzi? - zapytała siadając obok Evana, a ja odłożyłam ołówek.

-Ciężko mi to powiedzieć... - westchnęłam - ale muszę odejść, chociaż na jakiś czas.

-Żartujesz sobie z nas? - odezwał się po chwili ciszy Evan.

-Nie, długo o tym myślałam i doszłam do wniosku że skoro chcę pomóc Zachowi według mojego planu, to nie mogę być już członkiem Węży mroku - wyjaśniłam im.

-Co? Myślałem że dałaś sobie z tym spokój - Derek zmarszczył brwi i wstał.

-Poczekajcie, o co tu chodzi? - przerwała mu Alison.

-Sofia postanowiła pomoc jakiemuś dzieciakowi odciąć się od mafii  - wyjaśnił.

-Jakiej? - dopytywała.

-No Sofia, pochwal się w co chcesz się wpakować - Derek uśmiechnął się sztuczne a ja przeczesałam ręką włosy i wypuściłam głośno powietrze.

-Czarna maska - mruknęłam.

-Zwariowałaś - stwierdziła spokojnie i popatrzyła mnie zdziwiona.

-Nie, po prostu żal mi go - wzruszyłam ramionami.

-No dobra, ale co chcesz zrobić? - założyła nogę na nogę.

-Chcę zaproponować im siebie w zamian za Zacha - powiedziałam dość niepewnie - on ma za dużo do stracenia.

-No chyba teraz kurwa zwariowałaś! - wydarli się na raz Derek i Evan a Alison nie wykonała żadnego ruchu.

-Jesteś tego pewna? Wiesz przecież jak są niebezpieczni - była zadziwiająco opanowana.

-Wiem - skinęłam głową - ale już kiedyś chcieli mnie u siebie, więc będą mieli.

-Chcieli cię?! - wykrzyknęli.

-Jesteście niemożliwi - Al skomentowała ich synchronizację, a oni zgromili ją wzrokiem.

-Tak - zaczęłam - prawie rok temu skontaktował się ze mną jakiś gościu i powiedział że Czarna Maska chce mnie u siebie, miałam odejść z Węży. Nie zgodziłam się, ale jeśli nadal mnie chcą, to tym razem ja podyktuję warunek.

-Cwana dziewczynka - mruknęła Alison a ja poczułam że ona jedyna mnie nie skreśliła, bo miny Evana i Dereka mówiły wszystko.

-Sofi, przemyśl to jeszcze raz - poprosił Evan.

-Nie mam czego - wzruszyłam ramionami - to jest moja ostateczna decyzja. Wiem że to niebezpieczne, ale to jedyny sposób żeby mu pomóc.

-To mu nie pomagaj - powiedział pod nosem.

-Ty się nawet nie odzywaj Derek - syknęłam.

-A to niby czemu? - oburzył się.

-Bo mam w dupie twoje zdanie - odpowiedziałam.

-I chuj! - wrzasnął - nie zgadzam się żebyś narażała się dla jakiegoś gówniarza!

-Ten gówniarz ma imię, to po pierwsze - odpierałam atak - po drugie to naprawdę nie obchodzi mnie co myślisz, bo i tak zrobię to co JA będę chciała. Możecie szukać nowego stratega. Ja już z wami nie działam.

-Zdanie innych się nie liczy? - brnął w to dalej.

-No ja pierdole - nie wytrzymałam - ty chcesz mi powiedzieć że nie zwracam uwagi na zdanie innych?! Ty!?

-A bo co?! - nie rozumiał.

-Bo masz w chuju że nikt z nas nie lubi tej twojej zajebanej panienki i nikt jej tu nie chce, ale pan "co tam zdanie innych, ważne co ja chcę" ma na to kompletnie wyjebane! - wyrzuciłam ręce w górę a w pomieszczeniu zapadła cisza, po czym wstałam z miejsca, wzięłam kurtkę i skierowałam się do drzwi - w ciągu dwóch dni całą kasę z akcji chce mieć na koncie, albo w ręki - powiedziałam na odchodne.

Wyszło to gorzej niż się spodziewałam. Wiedziałam że będą wściekli, ale nie pomyślałam że będę miała ochotę zabić Dereka na miejscu.

Poczułam nagłą potrzebę napicia się czegoś mocniejszego. Na szczęście jakieś pół kilometra dalej był bar całodobowy.
Nie opłacało się jechać motorem, bo skoro chciałam się napić, to nie mógłbym wrócić, więc poszłam pieszo.

~~~

-Wiedziałam że tu będziesz, wódka z sokiem - obok mnie usiadła Alison kiedy dopijałam czwartego drinka - czemu tak mu dojebałaś?

-Bo mnie wkurwił - mruknęłam.

-Dokładniej - westchnęła.

-Przez tą dziwkę cholernie się zmienił - zaczęłam - nie poznaje go. Stał się pantoflem!

-Wiem - skwitowała - ostatnio widziałam ich w galerii. Latał za nią jak piesek.

-Prześwietliłaś ją? - zapytałam kiedy Al dostała swój alkohol.

-Tylko tak ogólnie- spuściła głowę.

-Trzeba to jak najszybciej zrobić dokładniej - oznajmiłam.

-Co powiesz na ostatnią wspólną zabawę? - wypiła wódkę na raz i uderzyła lekko dłonią w stół.

-Jaką znowu? - jęknęłam, nie miałam na nic ochoty.

-Nasza stara szkoła. Mury. Farba. - tyle wystarczyło żebym zmieniła zdanie.

-Mogę się na to zgodzić - uśmiechnęłam się.

-Dopij co tam masz i idziemy - szybko przechyliłam szklankę i przelałam resztę do ust - idziemy. I przy okazji opowiesz mi o tym chłopaku i może o LA - pokręciłam rozbawiona głową.

Ona wiedziała co powiedzieć żeby poprawić mi humor.
Tak naprawdę była jedyną dziewczyną z okolicy z którą miałam dobry kontakt. Reszty albo nie lubiłam ja, albo one mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top