2
#19.04.2019#
Przyzwyczajona do wczesnych pobudek wstałam się z łóżka wyłączając przy okazji budzik i gdy przestałam widzieć czarne mroczki, a świat stanął w miejscu, stanęłam na środku pokoju i zaczęłam się rozciągać. Nie było to moją rutyną, a sposobem na spokojniejsze rozpoczęcie dnia.
Po kilku minutach podniosłam się z podłogi, podeszłam do szafy i wyjęłam z niej szarą koszulkę, czarne spodnie i bieliznę po czym z wybranymi rzeczami poszłam do łazienki.
Zdjęła piżamę i weszłam pod prysznic, umyłam się dokładnie ulubionym żelem, po czym wyszłam spod natrysku.
Owinięta w ręcznik stanęłam na wadze, jednak szybko z niej zeszłam, zamieniłam ręcznik na bieliznę i odwróciłam się o 180 stopni, przodem do dużego lustra.
Spojrzałam najpierw na swoją twarz, ciemno brązowe włosy z kilkoma czarnymi pasemkami, brązowo-zielone oczy, małe suche usta i blada cera. Cóż...
Zjechałam wzrokiem na resztę swojego ciała i westchnęłam głęboko. No właśnie....
Przyglądałam się barkom, ramionom, brzuchowi, dupie, udom... Przełknęłam ślinę i odwróciłam głowę. Nie chciałam na siebie patrzeć. Czułam obrzydzenie do samej siebie, do swojego ciała, do wszystkiego.
W błyskawicznym tempie założyłam resztę rzeczy i wyszłam z łazienki. Wzięłam grubą książkę i usiadłam na balkonie przy pokoju.
-Wcześnie wstałaś - usłyszałam zanim otworzyłam książkę, więc spojrzałam w bok i zobaczyłam na balkonie w domu obok Daniela, który miał na sobie tylko bokserki.
-Od dwóch lat o tej samej porze - odpowiedziałam szybko.
-Jest 7:30 am. - zauważył - o której wstałaś? - dopytywał.
-Jakieś pół godziny temu - wzruszyłam ramionami - poranny prysznic i jestem gotowa.
-Gdzie się podział ten okropny śpioch którego znam? - nawiązał do starych czasów.
-Zniknął - w jego oczach widziałam rozbawienie na moje słowa - ubierz się, bo fanki orgazmu dostaną - mruknęłam na co parsknął.
-Skąd ten cięty język? - zapytał a ja wstałam i podeszłam do barierki, na co blondyn zmienił wyraz twarzy i nie było już śladu po dobrym humorze - rany... - miałam wrażenie jego oczy przypominały piłki golfowe.
-O co ci chodzi? - zmarszczyłam brwi.
-Dopiero teraz widzę, że naprawdę schudłaś - podniósł trochę głos - So...
-Chyba nie do końca się rozbudziłeś - prychnęłam przerywając mu.
-Jesteś niesamowicie chuda - powtórzył zdecydowanie a ja westchnęłam.
-Skończyłeś? - zapytałam, ale nie czekałam na jego odpowiedź tylko od razu weszłam do budynku i zamknęłam drzwi po czym położyłam się na łóżku.
~~~
Założyłam czarną skórzaną kurtkę i wyszłam z domu a na podjeździe czekał na mnie Derek.
-Cześć - wsiadłam do jego samochodu i zobaczyłam że z domu obok wyszedł Daniel - jedź szybko - warknęłam do chłopaka a on ruszył z piskiem opon.
Czarnowłosy chciał zapytać czemu tak zareagowałam na widok blondyna, ale widząc moją minę zrezygnował.
Nie chciałam rozmawiać z Danielem, wiedziałam że poruszyłby poranny temat, drążył sprawę, a mi by się to nie podobało. Wolałam go unikać.
Po dosłownie paru minutach byliśmy pod starą szwalnią, weszliśmy do środka i od razu większość oczu zwróciła się ku nam.
Zignorowaliśmy to tak jak zawsze i powoli przeszliśmy przez całą halę. W małym pomieszczeniu, do którego weszliśmy, siedziała znana nam dziewczyna i stukała coś na klawiaturze.
-Cześć Alison - przywitałam się z dziewczyną, która miała fioletowe włosy zarzucone na jedną stronę, brązowe oczy i bardzo rockowy styl.
-Cześć - spojrzała na mnie krótko po czym wróciła wzrokiem do komputera.
-Jesteś - z drugiej strony pomieszczenia stał Evan i bawił się scyzorykiem - nareszcie - od szarych oczu, ktoś uważnie mi się przyglądały odwracała uwagę spora blizna na lewym policzku.
-Jestem - usiadłam obok Al i zapaliłam papierosa, które leżał na stoliku - co tym razem? - zapytałam.
-Szybka sprawa - stwierdził - Jackson Tower - rzucił.
-To biura - zdziwiłam się wypuszczając dym z ust.
-Pamiętasz Roddy'ego O'Briena? - Evan odłożył scyzoryk - postrzelił mnie.
-Kojarzę gościa - pochyliłam się do przodu - co z nim?
-Ma w biurze papiery które mogą zadziałać na naszą niekorzyść - otworzył sejf wbudowany w ścianę - od niedawna współpracuje z Kojotami. Za kilka dni ma im dostarczyć wszystkie dokumenty...
-Co jest w papierach? - dociekałam a Evan oblizał nerwowo usta i westchnął.
-Wszystkie nasze dane i szczegółowo opisana każda akcje - zaczął wymieniać - łącznie z dowodami rzeczowymi.
-Kurwa - burknęłam.
-Lepiej bym tego nie ujął - prychnął Derek, a ja posłałam mu wrogie spojrzenie.
-Kiedy? - zapytałam krótko a cała trójka od razu wiedziała o co mi chodziło.
-Następnej nocy - odezwała się Al nie podnosząc wzroku z nad komputera - mam już podgląd ze wszystkich kamer w budynku...
-Roddy ma w gabinecie dwie dodatkowe - wtrącił Evan.
-Z nich też mam obraz - syknęła strzelając w chłopaka piorunami - więc, mam kamery, sterowanie windami i elektroniczne klucze dostępu - Alison zamknęła komputer i popatrzyła wyzywająco na bruneta, między nimi już dawno zaczęły latać iskry.
-Ja jak zawsze taktyka? - zapytałam, chociaż znałam odpowiedź.
-Tak - dziewczyna zwróciła na mnie uwagę - wysłałam Ci już plan budynku i rozmieszczenie kamer.
-Dzięki - zgasiłam papierosa i ruszyłam do swojego, małego biura.
~~~
Opracowanie tego planu działania nie było zbyt skomplikowane i zajęło mi trochę ponad dwie godziny. Oczywiście wzięłam pod uwagę wszystkie dane jakie dostałam.
-Coś wam nie pasuje? - zmrużyłam oczy patrząc na Evana, Alison i Dereka, a oni pokiwali przecząco głową.
-Jak zawsze - odezwał się ten pierwszy - wszystko zajebiście.
-No i super - wstałam z zajmowanej kanapy - Derek, odwieziesz mnie?
-Tak, jasne - chłopak kiwnął głową podchodząc do mnie, pożegnaliśmy się z pozostałymi i wyszliśmy - pamiętacie, kłótnie najlepiej rozwiązywać w łóżku! -zadrwił jeszcze i szybko zamknął drzwi.
-Pierdol się! - wydarł się Evan a chłopak obok mnie zaczął się śmiać.
-Jesteś debilem - prychnęłam rozbawiona jego dziecinnym zachowaniem po czym wsiedliśmy do auta.
Droga do domu wydawała mi się krótsza niż zwykle, pewnie dlatego, że nie specjalnie miałam ochotę na powrót do niego. Lepiej mi było gdzieś indziej.
-Nie spóźnij się jutro! - krzyknął Derek kiedy zatrzasnęłam drzwi jego auta, na co pokręciłam oczami i weszłam do domu.
Zdjęłam buty i usłyszałam śmiechy dochodzące z kuchni, wejrzałam więc do środka i zobaczyłam rodziców oraz Daniela.
-Co się tu dzieje? - zapytałam zdezorientowana.
-Przyszedłem na herbatkę - chłopak uśmiechnął się nieszczerze a ja skinęłam głową i chciałam iść do pokoju - jutro wyjeżdżam - zatrzymał mnie jego głos.
-Już? - udawałam zawiedzioną.
-Tak - mruknął - plany się pozmieniały.
-Szkoda - westchnęłam nie do końca szczerze a on przygryzł wargę.
-No i tak sobie pomyślałem - zaczął - czy nie chciałabyś pojechać ze mną? - podrapał się po karku.
-Nie - odpowiedziałam szybko.
-Co? Czemu?- nie tego się spodziewał.
-Mam tu ważne sprawy do załatwienia - wyminęłam odpowiedź.
-Ciekawe co to za sprawy - prychnął ojciec.
-Dla ciebie mało interesujące - syknęłam zła.
-Uważaj jak się odzywasz - warknął wstając - od jakiegoś czasu stałaś się nieznośna. Jedziesz z Danielem do Los Angeles, i nie masz nic do powiedzenia - uniósł głos.
-Nie masz prawa decydować o moim życiu - wycedziłam przez zęby, po czym poszłam do swojego pokoju, zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam na łóżko a po chwili usłyszałam trzask drzwi wejściowych a potem pukanie - nie jadę do LA! - krzyknęłam od razu.
-Jedziesz - powiedziała mama - to dla twojego dobra
-Pierdolenie - mruknęłam pod nosem - tu jest mi dobrze! - nic nie odpowiedziała tylko odeszła, a ja wzięłam paczkę papierosów i wyszłam na balkon.
-Od kiedy palisz? - wywróciłam oczami i spojrzałam na Daniela.
-Od kiedy wtrącasz się niepytany w moje życie? - odbiłam piłeczkę.
-Sofi... - westchnął - nie chodziło mi o to żebyś wyjechała stąd na zawsze. Tylko na jakiś czas.
-Nie chcę - syknęłam.
-Przemyśl to - poprosił i zniknął w swoim pokoju.
Nie miałam zamiaru wyjeżdżać z miasta. Po moim trupie.
######
Jackson Tower to budynek biurowy w centrum Portland.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top