16

#24.04.19#

-Alison przekazała ci wszystkie plan które jej wysłałam? - zapytałam Evana z którym rozmawiałam przez kamerkę a on skinął głową - wszystko w porządku? Żadnych pytań? Niejasności?

-Zero - odpowiedział - zrobiłaś to tak, jakby to że nie było cię na jakimkolwiek zebraniu wcale ci nie przeszkadzało.

-Bo nie przeszkadzało - wzruszyłam ramionami - miałam wszystkie dane, więc co to za problem.

-Jak w LA? - zmienił temat.

-Ujdzie - westchnęłam - chociaż jest jedna osobę której chętnie bym się pozbyła.

-Derek coś wspominał - pokręcił głową - przysłać co kogoś żeby to załatwił? - zażartował.

-Mógłbyś? - udałam że nie wyczułam aluzji.

-Żartowałem idiotko! - zawołał.

-Ja też - prychnęłam - dam sobie z nim radę sama. Już nawet zaczęłam działać.

-No to już mu współczuję, ma gościu przejebane - parsknął, a ja westchnęłam rozbawiona po czym odwróciłam laptopa i wstałam z łóżka - co robisz?

Nie odpowiedziałam tylko podeszłam do szafki z której wzięłam paczkę papierów.
Nagle drzwi się otworzyły a ja odwróciłam głowę w ich stronę. Do pokoju wszedł wkurwiony Jonah i  zatrzasną z hukiem drewnianą powłokę.

-Co ty odwalasz? - zapytałam zdziwiona.

-Ja?! Co TY odpierdalasz?!  - podszedł bardzo blisko mnie i dźgnął palcem w klatkę piersiową a ja zdałam sobie sprawę, że chyba jednak udało mi się wczoraj przekonać Tatum do zakończenia tego układu.

-Odsuń się od niej - warknął Evan, jednak Jonah kompletnie go zignorował.

-O co ci chodzi? - udałam głupią.

-Mówiłem Ci żebyś nie wypierdalała się do mojego życia! - wydarł się i zrobił krok w moją stronę a ja instynktownie cofnęłam się do tyłu, natrafiając niestety na ścianę.
W głowie pojawiła mi się czerwona lampka, za blisko. 
Chciałam go odepchnąć, ale po prostu byłam tak zdziwiona, że po prostu stałam jak sparaliżowana.

-Powiesz w końcu o co chodzi? - mruknęłam spokojnie, choć w środku byłam cała spięta.

-O Tatum! - wrzeszczał - przez ciebie wycofała się z naszego układu!

-Trudno - wzruszyłam ramionami nie ukrywając zadowolenia.

-Zaraz ci kurwa jebnę! - uderzył ręką w ścianę tuż przy mojej głowie więc zamknęłam oczy.

-Nie mów tak do niej! - Jonah odwrócił głowę i zobaczył laptopa na którego ekranie był wściekły Evan a drzwi do mojego pokoju znów się otworzyły i stanął w nich zdezorientowany Zach.

-Co tu się dzieje? - zapytał zmartwiony.

-Nie wpierdalać się - warknął do obojga na raz i znów na mnie spojrzał - kazałem ci się trzymać z daleka od moich spraw!

-Skąd pewność że to moja sprawka? - uniosłam brew.

-Pomyślmy... Po wpisie Tatum?! - wrzasnął wiercąc we mnie dziurę swoim spojrzeniem.

- Jonah... - Zach podszedł do nas i spróbował odciągnąć Maraisa ode mnie, niestety z marnym skutkiem, najstarszy popchnął młodszego, a ten upadł na ziemię.

-Wiesz ile będę miał przez ciebie problemów?! - darł się w niebo głosy.

-A myślisz, że dlaczego to zrobiłam? - próbowałam utrzymać normalny ton głosu.

Brunet nachylił się w moją stronę i popatrzył mi prosto w oczy, jakby chciał znaleźć w nich coś co dałoby mu większą przewagę. 

-Jonah, uspokój się! - krzyknął Zach.

-Zemszczę się, wyciągnę wszystkie twoje brudy. Będziesz skończona - wywarczał przez zaciśnięte zęby a ja przełknęłam gulę w gardle i zadarłam głowę wyżej.

-Nie boję się, nic mi nie zrobisz - mój ton głosu był zadziwiająco spokojny.

-Zobaczymy - syknął.

-Pamiętaj że ja mogę jeszcze powiedzieć wszystkim twoim fanom o tym że ich idol to męska dziwka - pewność siebie, którą miał w oczach zmalała - stracisz wiele więcej ode mnie.

-I tak ci nie daruję - znów uderzył ręką w ścianę, ale odsunął się i wyszedł z pokoju robiąc przy tym okropny hałas.

Wypuściłam powietrze osuwając się na ziemię, wczepiłam dłonie we włosy i pociągnęłam za nie.
W moich oczach pojawiły się łzy, które za wszelką cenę próbowałam utrzymać.

-Sofi, wszystko dobrze? Nic ci nie zrobił? - zapytał Zach a ja kiwnęłam głową.

-Wszystko w porządku - odgoniłam łzy i spojrzałam na niego.

-Co mu odbiło? - nie rozumiał zachowania przyjaciele.

-Nie warto się nim przejmować - machnęłam ręką-  naprawdę.

-Ale...

-Zostawisz mnie samą? - nie pozwoliłam mu dokończyć, ale on nie był przekonany - proszę - niechętnie kiwnął głową i wyszedł z pokoju a ja podniosłam się z podłogi i wzięłam głęboki wdech.

-Sof... - spojrzałam na Evana - wszystko w porządku?

-Tak, tak - pokiwałam głową.

-Wiesz że akurat w tej sprawie nie musisz udawać?  - upierał się.

-Wiem, ale naprawdę jest dobrze - popatrzył na mnie uważnie, jednak po chwili zrezygnował.

-Jak chcesz - mruknął, a ja usłyszałam krzyki z drugiego pokoju.

-Nienawidzę go, naprawdę - jęknęłam.

-O jaki układ mu chodziło? - dopytywał.

-Jego ex była przykrywką przed mediami kiedy on pieprzył tanie dziwki - wyjaśniłam a on okręcił zażenowany głową.

-A propos dziwek...  - zmienił temat, za co byłam mu wdzięczna - słyszałaś o "ukochanej" Dereka? - zrobił cudzysłów w powietrzu.

-Taa... - westchnęłam - mówił kiedyś że zawsze będzie sam, a pojawiła się jakaś laska i poleciał za nią.

-Nie lubię jej - mruknął jak dziecko, co mnie rozbawiło, bo ton naburmuszonego dzieciaka nie pasował do jego wyglądu i charakteru - mówię ci, przez nią będę jeszcze kłopoty. 

-Skąd ten pomysł? - zapytałam.

-Czuję to - zmrużył oczy.

-Męska intuicja? - zadrwiłam na co pkazał mi środkowego palca - mam jeszcze jedną sprawę.

-Słucham - wciąż się uśmiechał.

-Nigrum larva - brunet natychmiastowo się spiął - mój znajomy chce przerwać z nimi "współpracę". 

-Nie wykręci się z tego, już po nim - wzruszył ramionami.

-Chcę mu pomóc - oznajmiłam.

-Nie dasz rady, to jest niemożliwe - pokręcił głową.

-Ale...

-Nie Sofia - przerwał mi - to największa mafia w Kalifornii, jeśli nie całych stanach. Nie zadzieraj z nimi.

-A my? - zmarszczyłam brwi.

-My? My w porównaniu z nimi to mały Miki - odwrócił wzrok - duży zawsze wyrucha małego.

-Evan, co jest? - poczułam że coś było nie tak.

-Nic - zaprzeczył, jednak ja poznałam go na tyle, żeby wiedzieć kiedy kłamał a w tamtej chwili to robił - straciliśmy 20 ludzi - westchnął.

-Co? Dlaczego? - zdziwiłam się.

-Zrezygnowali. Mieli dość ryzyka, zachowali się jak tchórze - zacisnął pięści.

Nie wiedziałam co powiedzieć, zamurowało mnie. Nie spodziewałabym się odejścia aż tylu osób...
Miałam jednak wrażenie, że nie powiedział mi wszystkiego.

-Jest coś jeszcze prawda? - dociekałam.

-Po prostu z nimi nie zadzieraj - powiedział, po czym się rozłączył.

-Nie to nie, spierdalaj - warknęłam do czarnego wyświetlacza i zatrzasnęłam klapę. 

Wzięłam papierosy, wyszłam na balkon po czym oparłam się o barierkę i zapaliłam jednego. 
Evan mógł sobie mówić co chciał. Nie zamierzałam zrezygnować z pomocy Zachowi.
Obiecałam mu, a ja dotrzymywałam słowa. 
Nie jeszcze miałam pojęcia jak to chciałam to zrobić, ale musiałam coś wymyślić. Ani Derek, ani Evan nie chcieli pomóc, więc musiałam polegać tylko na sobie. 
Wiedziałam że dla Herrona to bardzo ważne i nie mogłam pozwolić, żeby coś stało się mu, albo jego bliskim, lub jakieś informacje wyciekły do sieci. 

Wypuściłam dym z ust i usłyszałam Lavender. Spojrzałam w dół i zobaczyłam że Gabbie razem z małą siedziały w cieniu i korzystały z dobrej pogody. 

Dzięki rozmowie, którą przeprowadziłyśmy dzień wcześniej dowiedziałam się kilku rzeczy. 
Dziewczyna opowiedziała mi trochę o niej i Jacku i o tym jak ciężko było jej ukrywać brzuch przez czas ciąży.
Byłam też na bieżąco w sprawie Isli.  Siostra Jack prawie straciła przytomność, więc jej rodzice zabrali ją do szpitala. Lekarze przeprowadzali badania, jednak wczoraj nie udało im się znaleźć przyczyny złego stanu blondynki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top