109

###wiem że tekst piosenki średnio pasuje do rozdziału, ale pisząc te +1100 słów, słuchałam jej bez przerwy. Włączyłam odtwarzanie w pętli i przy żadnej innej piosence nie umiałam się wczuć.
Dziękuję za wysłuchanie.
###

#05.09.21#

Pov Jonah

Wpatrywałem się w ścianę mając wrażenie że czas płynął wolniej niż zazwyczaj.  Wszyscy czekaliśmy na jakiekolwiek wiadomość od lekarzy, ale każdy który wychodził z sali operacyjnej zbywał nas mówiąc, że musieliśmy czekać do końca tej cholernej operacji. 

-Jak długo to już trwa? - zapytał Jack, który trzymał na kolanach śpiącą Gabrielę. 

-8 godzin - odpowiedział mu Derek a zegarek wskazywał 1 am. 

-Jonah, możemy porozmawiać? - przede mną stanął Daniel.

Skinąłem głową i podniosłem się z podłogi na której siedziałem. Odeszliśmy kilka metrów i oparłem się o ścianę czekając na to co chciał mi powiedzieć. 

-Co z tym zrobisz? - przeszedł do rzeczy.

-Postaram się żeby Sofia mi wybaczyła - odpowiedziałem.

-A jeśli ci się nie uda? - ciągnął.

-Musi - nie ustępowałem, chociaż Seavey mógł mieć rację.

-Ona widziała jak ją zdradziłeś - syknął - byłeś dla niej najważniejszy na świecie, ufała ci jak nikomu, kochała cię. A ty spieprzyłeś to wszystko w jeden wieczór - z każdym słowem czułem się coraz bardziej winny.

-Wiem, spierdoliłem wszystko i to tylko i wyłącznie moja wina - westchnął - gdybym nie wyszedł z Jessicą z tego baru, to to by...

-To dlaczego wyszedłeś? - przerwał mi.

-Bo... Nie wiem czemu... - pokręciłem głową. 

-Co ona ci powiedziała? - ciągnął.

-W tym rzecz, że prawie nic - westchnąłem - wypiłem z nią dwa piwa i potem gorzej się poczułem. Jessica zaproponowała mi pomoc w dostaniu się do domu i w taksówce mnie pocałowała. Początkowo byłem przeciwny, ale potem pozwoliłem jej na wszystko. Później w drzwiach stanęła Sofia, a ja jakbym wrócił do rzeczywistości - zagryzłem policzek co miało pomóc w utrzymaniu łez, które cisnęły mi się do oczu.

-Jeszcze jedno  - powiedział - co do jasnej cholery Tatum robiła przed domem?

-Sam zadaję sobie to pytanie - westchnąłem - ale mam wrażenie że cały ten wieczór to nie przypadek.

-Co masz na myśli? - Daniel zmarszczył brwi, a ja sam nie miałem pewności co do jakiegokolwiek sensu swoich słów, a ja wzruszyłem ramionami - chyba masz paranoję - prychnął a ja chcąc nie chcąc zgodziłem się z nim.

-Chwila, chwila - obok nas pojawił się Zach z zamyśloną miną - Jonah może mieć rację.

-Serio? - zapytaliśmy.

-Tak - skinął głową - po tym jak wybiegłeś za Sofią, one zadowolone wsiadły do jednego samochodu.

Popatrzyłem na chłopaków którzy nie mogli w to uwierzyć tak samo jak ja. One to uknuły. Ustawiły to spotkanie, jak i to, że Sofia nas zobaczyła.

-Zabije - kdbiłem się od ściany, ale Seavey i Herron mnie powstrzymali. 

-Zwariowałeś? Pójdziesz do nich i co? Nic im nie udowodnisz - Zach patrzył na tę sprawę najbardziej trzeźwo. 

-Masz rację - westchnąłem. 

-Sztama? - zapytał Daniel a ja skinąłem głową.

Podaliśmy sobie ręce, a drzwi do sali operacyjne się otworzyły i wyszedł z nich lekarz. Całą trójką puściliśmy się w jego kierunku. 

-Operacja się udała, jednak nie było łatwo i najbliższe 24 godziny będą decydujące. Na szczęście kula nie uszkodziła dużego obszaru żeber, ale przez pewien czas pacjentka będzie w śpiączce farmakologicznej - jeden z kamieni spadł mi z serca. 

-Czy można do niej wejść? - Evan podający się za jej brata mógł dostać Oscara. 

-Myślę że tak - zgodził się - jednak tylko na chwilę i pojedynczo. Pacjentka potrzebuje ciszy. Sala 214 na końcu korytarza. 

-Dziękujemy doktorze - powiedział - czy możemy jeszcze zamienić dwa słowa na osobności? - zgadywałem że chodziło o przekonanie lekarza aby nikt nie wzywał policji. 

-Kto wchodzi? - chciałem do niej wejść, ale chyba za bardzo się bałem. 

Spuściłem głowę i razem z resztą przeszedłem pod odpowiednią salą. Pozostali ustalili kto i w jakiej kolejności wejdą do Sofii, a ja usiadłem na krzesełku pod salą. 

~~~

-Jonah, teraz twoja kolej - poczułem dłoń na ramieniu a podnosząc głowę zobaczyłem że na korytarzu został tylko Chris.

-Gdzie reszta? - byłem tak zamyślony, że nawet nie zdałem sobie sprawy kiedy wszyscy wyszli. 

-Pojechali odpocząć, ja też muszę już iść. Nie siedź za długo - poklepał mnie po ramieniu a ja miałem wrażenie że męczyło go coś więcej niż tylko strach o zdrowie Sofii. 

-Zobaczymy - mruknąłem wstając z miejsca które zajmowałem od jakiejś pół godziny.

Christopher westchnął i się odwrócił a ja wziąłem głęboki wdech i wszedłem do sali.
Na jednym z łóżek leżała dziewczyna podpięta do kilku maszyn. Miała rurkę w ustach i nosie a jej twarz była blada i spokojna. Jakby w tamtym momencie nie dosięgało jej żadne zło. Wyglądała tak bezbronnie i niewinnie...

Usiadłem na krzesełku obok łóżka i delikatnie chwyciłem ją za rękę.
Bolała mnie świadomość, że gdy tylko się obudzi, będzie kazała mi się wynosić, bo to ja sprawiłem że cierpiała.
To nie kula która utknęła w jej żebrach.
To nie wiadomość, że jej ojciec był tym kim był.
To przeze mnie cierpiała najbardziej, bo zrobiłem coś czego nie dało się wybaczyć. 

-Kochanie...Nie wiem czy mnie słyszysz... - urwałem już na początku, bo czułem ucisk w gardle, a po mich policzkach pociekło kilka łez, które starałem się ukrywać przed wszystkimi - wiem, że prawdopodobnie nienawidzisz mnie za to co zrobiłem, ale musisz wiedzieć że strasznie tego żałuję. Gdybym mógł cofnąć czas, to nie doszłoby do tego wszystkiego. Mimo że nie mówiłem ci tego za często, ja naprawdę cię kocham. Kocham w tobie dosłownie wszystko. Uśmiech, oczy, nos, usta, charakter, to że potrafisz poświęcić się dla przyjaciół, za wysiłek jaki wkładasz w taniec. Dla mnie jesteś idealna pod każdym względem i nie mam pojęcia co zrobię jeśli cię stracę. Nawet jeśli mi nie wybaczysz i znajdziesz kogoś innego to zrozumiem to. Najważniejsze jest żebyś przeżyła. Walcz. Jeśli nie dla siebie ani dla mnie, to zrób to dla Daniela, dla Alison. Dla tych wszystkich ludzi którzy tu przyszli bo cię kochają. Wierzę że masz siłę, aby wygrać. Kocham cię Sofia.

Przetarłem twarz dłonią i pochyliłem się nad dziewczyną. Przez chwilę przyglądałem się jej idealnej twarzy i pocałowałem ją w czoło. Puściłem jej dłoń i odwróciłem się przodem do drzwi. Nie miałem zamiaru opuszczać szpitala, ale Sofia potrzebowała spokoju, więc postanowiłem zaczekać na jakiekolwiek informacje na korytarzu. Nie przeszkadzałem lekarzom, a wciąż byłem blisko. 

Wyszedłem z sali i oparłem się o ścianę. Zasłoniłem twarz dłońmi i zsunąłem się w dół chowając głowę między nogami. Przestałem wstrzymywać łzy, które jak potoki spłynęły mi po polikach. 
Był środek nocy a ja na szpitalnym korytarzu siedziałem tylko ja. Nie musiałem przed nikim udawać silnego, tylko dać upust nadmiarowi emocji. 

-Nie martw się - spojrzałem na stojącą przede mną starszą kobietę.

-Proszę? - zmarszczyłem brwi, bo nie wiedziałem co staruszka robiła na korytarzu o 2 am. 

-Na sali leży ktoś dla ciebie ważny? - zapytała siadając na krzesełku naprzeciwko mnie. 

-Tak. Miłość mojego życia - pociągnąłem nosem a kobieta podała mi paczkę chusteczek.

-Jestem pewna, że wyjdzie z tego. Jeśli wie, że czeka na nią taki chłopak, to na pewno zrobi wszystko aby jak najszybciej znaleźć się obok ciebie - uśmiechnęła się serdecznie, a mnie znów zrobiło się cholernie wstyd. 

-Gdyby to było takie proste - westchnąłem - zrobiłem coś okropnego i ona mnie teraz nienawidzi. 

-Nie mów t...

-Pani Cecilio, proszę wrócić do łóżka do sali - naszą rozmowę przerwała pielęgniarka i pomogła kobiecie wstać. 

-Do widzenia - pożegnała się.

-Do widzenia, dziękuję za pocieszenie - uśmiechnąłem się lekko i znów zostałem sam na pustym korytarzu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top