107
# Myślę że piosenka wprowadzi was w odpowiedni nastrój.
Wtpd mi szwankuje i jeśli w mediach nic nie ma to poszukajcie na yt "can i exist" #
#04.09.21#
-Nie wiem co jest takie niezrozumiałe - starszy Rodriguez wzruszył ramionami.
-Co do jasnej cholery robi tu Sofia/Derek? - zapytałam razem z chłopakiem, który stanął tuż obok mnie.
-Pojedynczo - syknął.
-Dlaczego sprowadziliście tutaj Dereka? - odezwałam się jako pierwsza.
-Twój znajomy jest naszym nowym nabytkiem - Liam / Trevor wzruszył ramionami jakby to było coś oczywistego.
-Że co? Błagam powiedz że to żart - zwróciłam się do przyjaciela którego mina mówiła wszystko.
-Żaden żart - westchnął - ale co ty tutaj robisz i dlaczego celujesz w człowieka?
-To jest... To mój ojciec - nie mogłam wykrztusić tego jednego słowa.
-Kpisz sobie ze mnie? On?! - Derek był oburzony, a to ja powinnam wściekać się na niego, ale nie miałam do tego głowy.
-Sama dopiero się dowiedziałam - burknęłam.
-Cisza! - krzyk Deana sprowadził nas na ziemię - zostawcie sobie te pogaduchy na potem!
- oboje spojrzeliśmy na niego i cofnęłam się w tył widząc że celował w naszą dwójkę z broni.
-Zostaw ją w spokoju - Derek stanął przede mną.
-Zostaw. Sama to załatwię - złapałam bruneta za ramię i odsunąłem na bok.
-Twoja przyjaciółeczka ma rację - wtrąciła się Carla a ja miałam ogromną ochotę jej przyłożyć.
-I co teraz? - wzięłam głęboki wdech skacząc wzrokiem z niego, na jego syna oraz bratanicę.
Sytuacja była patowa.
Byłam ja i Derek, a naprzeciwko stała trójka Rodriguezów.
-Nie strzelisz do mnie - był pewien.
-Ani ty do mnie - odpowiedziałam z udawaną pewnością siebie chociaż wcale jej nie miałam.
-Skąd taka pewność? - uniósł brew.
-Jestem twoją córką - powiedziałam.
-A ja twoim ojcem - uśmiechnął się szyderczo.
-To że byłeś dawcą spermy nie znaczy, że jesteś moim ojcem - pokręciłam głową.
-Och siostrzyczko... To dokładnie to znaczy - odezwał się Liam - jesteśmy rodziną.
-My nie jesteśmy rodziną! - wrzasnęłam - ty i twój ojciec jesteście dla mnie obcymi ludźmi, ale i tak do mnie nie strzeli.
Uśmiech starszego mężczyzny powiększył się a ja zacisnęłam szczękę. Zaczynałam wątpić w swoje słowa.
Syn oraz bratanica Deana stali za nim i przyglądali się nam jakby było to najwyższej klasy przedstawienie.
-W porządku, masz rację. Nie strzelę do ciebie - starałam się aby nikt nie zauważył tego jak odetchnęłam z ulgą - ale twój przyjaciel to co innego - Dean wycelował prosto w Dereka.
-Przecież on miał do was dołączyć - wskazałam palcem na czarnowłosego.
-Plany się zmieniły - mężczyzna wzruszył ramionami a ja miałam wrażenie że czas zwolnił.
Widziałam dokładnie jak zaciskał palec na spuście celując w zdębiałego Dereka.
Na podjęcie decyzji miałam dosłownie ułamek sekundy, ale była ona banalna.
Pistolet wystrzelił a ja zasłoniłam przyjaciela.
-Sofia! - poczułam odrzut do tyłu i wpadłam prosto na Dereka.
-Kurwa! Coś ty zrobiła?! - krzyknął Dean i wybiegł z szopy razem z Liamem oraz Carlą a ja odwróciłam głowę w stronę Dereka którego twarz wyrażała jedynie przerażenie.
-Co się stało? - zapytałam cicho bo nie mogłam wydobyć z siebie żadnego głośnego dźwięku. Czułam się otępiała a klatka piersiowa zaczęła mnie boleć.
-Nie bój się Sofia - powiedział brunet kładąc mnie na ziemię.
-Co się stało? - powtórzyłam pytanie, tym razem jeszcze ciszej, ale on znów je zignorował mocno przyciskając mi do piersi swoją bluzę a drugą ręką wyjął telefon.
-Już dzwonię na pogotowie - przyłożył telefon do ucha a cała jego ręką była we krwi.
Chciałam zapytać czyja ona była, ale nie miałam na to siły.
Z każdą sekundą czułam jak oczy stawały się cięższe i chciałam je zamknąć, ale Derek mi zabraniał.
-Jestem przy tobie, bądź silna - wymruczał, a ja zdałam sobie sprawę że to chyba była moja krew.
Zasłoniłam Dereka swoim ciałem i kula która była dla niego, trafiła we mnie.
Spojrzałam na przyjaciela którego oczy były przerażone i pełne łez.
-Nie płacz, proszę - to były moje trzy ostatnie słowa jakie powiedziałam nim świat stał się czarny i straciłam świadomość.
~~~
Pov Daniel
-To co robimy? - zapytałem dziewczyny leżącej obok mnie i położyłem dłoń na jej udzie.
-Możemy obejrzeć jakiś film - wzruszyła ramionami a pokręciłem głową.
-Myślałem raczej o czymś innym - mruknąłem zaczynając przesuwać dłoń wyżej a Clara zaśmiała się i usiadła na moim brzuchu.
-Mogłeś od razu powiedzieć co masz na myśli - pochyliła się do przodu i mnie pocałowała.
Zacisnąłem dłonie na jej biodrach i przeturlałem nas tak, żebym był na górze.
Oderwałem się od dziewczyny kiedy usłyszałem swój telefon. Wyjąłem urządzenie z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz.
-Nieznany - powiedziałem chcąc odrzucić połączenie.
-Odbierz, może to coś ważnego - zatrzymała mnie Clara a ja wcisnąłem zieloną słuchawkę.
-Seavey? - zapytał męski głos.
Miałem wrażenie że już kiedyś go słyszałem. Przełączyłem na głośnik i położyłem telefon na pościeli.
-Przy telefonie - powiedziałem - z kim rozmawiam?
-Tutaj Derek - jego się nie spodziewałem, ale skoro dzwonił, to coś musiało być nie w porządku.
-Tak, pamiętam - mruknąłem - coś się stało?
-Chodzi o Sofię - zaczął - jest w szpitalu, została postrzelona.
-Co?! - krzyknąłem a Clara się przeraziła.
-Wszystko Ci wytłumaczę jak przyjedziesz - oświadczył.
-Jadę. Który szpital? - zapytałem biorąc do ręki portfel leżący na szafce nocnej.
Chciałem być tam jak najszybciej.
Derek podał mi nazwę szpitala a ja rozłączając się wybiegłem z sypialni.
Otworzyłem drzwi do pokoju Jonah i zastałem go zakopanego w pościeli. Wyglądał jak kupa nieszczęścia.
-Wypierdalaj - warknął chowając głowę w poduszkę.
-Wstawaj kurwa, Sofia jest w szpitalu. Ktoś ją postrzelił - te słowa podziałały na niego jak wiadro zimnej wody - jedziesz ze mną czy nie? - zapytałem krótko.
-Jadę - od razu kiwnął głową.
Może i zachował się jak skończony dupek. Może i byłem na niego cholernie wściekły. Może i Sofia nie chciała go widzieć, ale czułem że musiałem mu o powiedzieć.
-Kotek, powiedz chłopakom o co chodzi i bądź pod telefonem. Kocham cię - zwróciłem się do Clary, która stała w drzwiach, a ja zbiegłem na dół.
-Daniel, o co chodzi? - usłyszałem Zacha wychodzącego z salonu.
-Clara wszystko wam wyjaśni! - krzyknąłem wybiegając z domu a Jonah był tuż za mną.
Wsiadłem do auta i wyjechałem na ulicę LA.
-Wiedziałem że to się w końcu stanie. To moja wina - Marais powiedział sam do siebie, ale przez ciszę panującą w samochodzie wszystko usłyszałem.
- Co? O czym ty pierdolisz, to przecież nie ty ją postrzeliłeś - nie spuściłem oka z drogi, bo nie chciałem abyśmy my też wylądowali w szpitalu. Tylko tego nam brakowało.
-Nie - pokręcił głową - ale mogłem ją przed tym ochronić.
-Jonah, czy jest coś co chciałbyś mi powiedzieć?- zwolniłem dojeżdżając do skrzyżowania.
-Powiem ci wszystko - obiecał - ale jak dojedziemy do tego pieprzonego szpitala.
Oboje zamilkliśmy i w aucie panowała kompletna cisza.
Droga do szpitala nie była długa, ale przez to wszystko miałem wrażenie że ciągnęła się setkami kilometrów.
Kiedy w końcu wjechałem na szpitalny parking, Jonah wystrzelił z samochodu i musiałem go gonić.
Złapałem go dopiero przy recepcji gdzie przekrzykiwał się z pielęgniarką.
-Chodź za mną idioto - pociągnąłem go za koszulkę wiedząc gdzie iść.
-Co się stało? Co ty jej zrobiłeś!? - Marais ledwie zobaczył chłopaka przycisnął go do ściany, jednak nie na długo.
-Pojebało cię!? Nic jej nie zrobiłem! Sofia mnie uratowała - wykrzyczał a przechodząca obok pielęgniarka skarciła go wzrokiem.
Obie ręce chłopaka były we krwi, tak jak jego ubranie, co wywołało u mnie jeszcze w większe przerażenie.
-Mów co tam się stało.
###
Tak bardzo nie podoba mi się to jak napisałam ten rodział...
Ale ja wiem.
Zabijecie mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top