21
Levi odwrócił głowę w stronę okna, wyraźnie zbladł, jego naturalnie blada cera teraz była niczym kreda, poczuł ścisk w żołądku, a ostatni jego posiłek stanął mu w gardle.
- Levi?... Wszystko dobrze?... - zapytał zmartwiony jego nagłym i dziwnym zachowaniem.
- Ja... Zaraz przyjdę... - dosłownie wybiegł z sali i od razu poszukał toalety. Nie ważne czy to była damska czy męska, czy mógł czy nie, musiał, bo jakby z niej nie skorzystał to musiałby zwrócić posiłek na podłogę. Klęknął na podłodze i nachylił się nad muszlą, zwymiotował raz i porządnie...
"Ja to zrobiłem?..." pomyślał przerażony. Wytarł usta i wrócił do Erena, napił się wody.
- Dlaczego wybiegłeś?...
- Zrobiło mi się niedobrze... Ale to nic - uśmiechnął się w dalszym ciągu trochę blady.
- Tata powiedział, że spadł ze schodów i złamał sobie rękę... Zastanawiam się jakim cudem wampir zrobił sobie krzywdę przez takie głupstwo...
- A... Heh... Nie mnie oceniać... Nie za bardzo wiem jak 'działa' organizm prawdziwego wampira... Ale za to wiem dokładnie jak działasz ty - uśmiechnął się i pogłaskał jego policzek. - Gdybyś ty spadł i się połamał to dla mnie nie było by to dziwne
- Dziękuję, za we mnie wierzysz
- Oj wierzę w twoje niezdarstwo - zaśmiał się, poczuł sie trochę lepiej po tym co usłyszał. - Ale że twój ojciec miał wypadek?
- No też jestem w szoku, on? Musiał nieźle zapomnieć o prawach fizyki... Zwłaszcza o grawitacji...
- O tak, okropna grawitacja, której nikt nie może pojąć - rzucił ironicznie, po czym oboje się roześmiali.
- Widzę, że lepiej się czujesz... To dobrze, pojutrze wrócę do domu i to wykorzystamy...
- Pojutrze? A to nie za szybko? To znaczy, nie żebym narzekał, chce żebyś wrócił, ale wydaje mi się, że to znacznie za szybko... - pogłaskał znów jego policzek.
- Chyba nie wspominałem, że wampiry mają przyspieszoną regeneracje
- Serio? Byłem pewien że nie...
- Wrócimy i będziemy świętować... Bardzo prywatnie... - poruszył sugestywnie brwiami. Levi odwrócił głowę w drugą stronę, a na jego twarzy pojawił się ostry rumieniec.
- A... Tak... muszę wracać już - wstał i się lekko uśmiechnął.
- Będę czekać Aż znów mnie odwiedzisz...
- Hm... Może nie odwiedze? Będziesz tęsknić i zadziała to na wyobraźnię~
- Moja wyobraźnia działa już wystarczająco, ale jeśli tak chcesz to proszę bardzo - uśmiechnął się.
- Do zobaczenia - wyszedł z sali i westchnął. Włączył rozkład jazdy autobusów i zdał sobie sprawę, że około piętnaście minut temu jechał ostatni autobus w stronę rezydencji...
- Levi - podszedł do niego. Kobaltooki odwrócił się w jego stronę, dość mocno zdegustowany tym, że musi z nim rozmawiać. - Odwioze Cię do rezydencji
- Co? Nie ma takiej opcji... Nie pójdę z Tobą... nie ufam Ci, poza tym masz rękę w gipsie...
- Nie takie rzeczy się robiło... - minął go. - Chodź, musimy o czymś porozmawiać. Nie mam zamiaru robić ci krzywdy, bo zdałem sobie z czegoś sprawę i chce to rozwiązać...
- Jeśli mi coś zrobisz to Eren ci tego nie daruje... - poszedł z nim do samochodu.
Przez dłuższą chwilę oboje milczeli, w głowie Levi'a pojawiła się obawa przed tym, że ta dobroć była tylko przykrywką do zrobienia czegoś złego, zaczął się potwornie bać, dłonie delikatnie zrobiły się wilgotne od potu, a nawet zimne... Gęsia skórka pojawiła się na całym ciele, które dodatkowo lekko drżało.
- Nie bój się - przerwał ciszę. - Nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy, mówiłem już
- Mieliśmy o czymś rozmawiać... - strach powoli ustępował, gdy widział w którą stronę jadą.
- Kim jest twoja matka?
- Człowiekiem... A kim miałaby być?
- A ojciec?
- ... Ojca nie znam... - spojrzał na swoje kolana. - Nie chce o nim mówić... Dlaczego o to pytasz?
- Bo złamałeś mi rękę, normalny człowiek nie dysponuje taką siłą, a jeśli już, to jest to osoba regularnie ćwicząca, poszerzająca swój zakres siły... A Ty nie tylko nie ćwiczysz, ale masz wątłe ciało... Jednym słowem, słabeusz
- ... Co insynuujesz...
- Że masz coś wspólnego z wampirem... I albo jest to spowodowane tym, że w rodzinie masz wampira, albo to wina Erena... Muszę dotrzeć do prawdy... - Zatrzymał się pod rezydencją.
- Niczego nie rozumiem...
- Nie musisz, najlepiej w ogóle o tym nie myśl, ja będę chciał rozgryźć te sprawę...
- No... Dobrze... - wyszedł z samochodu. - I tak będę próbował się czegoś dowiedzieć... - szepnął do siebie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top