Za niektórych warto walczyć
Mogli to przewidzieć.
Naprawdę mogli.
Następnego dnia, Harry jeszcze leżał w łóżku, a Ginny właśnie wychodziła z pod prysznica osuszając ręcznikiem włosy.
Plan zakładał, że dzisiaj wrócą do bazy na Privet Drive.
Harry słyszał, że próbowano poprzedniego wieczoru przesłuchiwać Isaaca, ale chłopak milczał i jedyne, co miał do powiedzenia, że chce rozmawiać z Jeremy'm, ale nikt się na to nie zgodził.
Jeremy nawet nie mrugnął, kiedy Syriusz opowiadał im o tym przy kolacji.
Z tym samym martwym wzrokiem wstał i zaciskając pięści do białości poszedł na piętro, gdzie zamknął się w swoim pokoju.
Harry miał zamiar z nim porozmawiać... ale tego nie zrobił.
Sam do końca nie wiedział dlaczego do niego nie poszedł.
Podsłuchał, znowu..., jak Melanie rozmawiała z Ginny.
Dziewczynka wydała się być o wiele bardziej wygadana, kiedy nie było go w pobliżu.
Wypytywała Ginny o niego. Pytała czy tam skąd są, są szczęśliwi, jak wygląda Hogwart... Jak wygląda świat, gdzie nie ma wojny.
Potem opowiadała po krótce o tym, co pamięta, jeśli chodzi o Harry'ego, co było naprawdę nie wiele, a zdecydowanie nic miłego. Opowiadała jak Jeremy się nią zajmuje i jak blisko są. Mówiła, że Isaac był jego jedynym przyjacielem po tym jak ten otworzył Komnatę i był też jedyną osobą, z którą kiedykolwiek o tym rozmawiał.
Jeremy nie lubił opowiadać o sobie, zwierzać się, nigdy tego nie robił, ale Isaac był wyjątkiem.- I najwyraźniej Harry, skoro tamtego dnia jeszcze w Pałacu Prawd, Jeremy zdecydował się porozmawiać z Harry'm i mu zaufać.
Jeremy też podobno nie był zbyt blisko z rodzicami, ale głównie z własnej winy, bo sam się od nich odsuwał. Melanie twierdziła, że może z idiotycznego wstydu albo strachu, ale taki był.
Podobno po śmierci Harry'ego stał się o wiele bardziej odpowiedzialny, ale też zimniejszy.
I może to też powinno dać Harry'emu do myślenia.
Może oni wszyscy, którzy znali Jeremy'ego lepiej niż on, powinni zdawać sobie sprawę, że może do tego dojść.
Harry przeciągnął się powoli i wstał, uśmiechając się leniwie do Ginny, która wyglądała już o wiele lepiej i prawie całkiem odzyskała siły.
Nagle rozległ się trzask, a za nim wybuch, który wstrząsnął całym domem.
Harry zerwał się na nogi, a Ginny przywołała w odruchu różdżkę.
Nagle drzwi ich pokoju się zatrzasnęły, a po korytarzu rozległy się krzyki i uderzanie pięści o drzwi.
Harry wymienił z Ginny krótkie spojrzenia, a potem oboje dopadli do drzwi, które nie chciały się otworzyć.
Harry ledwo usłyszał, jak ktoś używa zaklęć po drugiej stronie, ale usłyszał jak ciało uderza o podłogę, a potem bieg w stronę schodów.
- Alohomora! – zawołała Ginny, ale to nic nie dało.
Harry podniósł brwi i złapał za swoją różdżkę.
- Expulso! – wskazał na zamek, a on razem z klamką wyleciał z zawiasów.
Otworzył drzwi i rzucił się w stronę schodów.
Ktokolwiek to był i cokolwiek robił, to nie mogło być nic dobrego i trzeba go było zatrzymać.
Doskoczył do schodów i na chwilę się zatrzymał na widok, który go spotkał, bo na dole , stał Jeremy z różdżką w gotowości i ręką na ramieniu Isaaca, który wyglądał na bardziej bladego niż zwykle i przytrzymywał się ściany.
Jeremy spojrzał na Harry'ego z determinacją w oczach.
- Drętwota! – zawołał popychając jednocześnie blondyna w stronę wyjścia z Grimmauld Place.
- Protego! Petrificus Totalus!
Jeremy uchylił się przed zaklęciem Harry'ego i zniknął za framugą.
Harry szybko zbiegł po schodach, gdzie już na końcu ciasnego korytarza jego brat z innego wymiaru otwierał drzwi i niezbyt delikatnie popychał Isaaca na zewnątrz.
- Drętwota! – wycelował w blondyna.
- Avis!
Nagle chmara ptaków wzbiła się pomiędzy nich, całkowicie zaślepiając Harry'emu widoczność.
Harry jednak dobrze znał to zaklęcie, więc szybko pozbył się ptaków, ale nie zanim Jeremy znalazł się już z Isaaciem za drzwiami.
Harry czuł, że za sobą ma już kilka innych osób, ale postanowił się tym nie przejmować, tylko pobiegł jak na złamanie karku za swoim zidiociałym bratem.
Otworzył drzwi na oścież i złapał tylko błysk dwóch postaci i TRACH.
Aportowali się.
- Niech to szlag! – warknął Syriusz za jego plecami i zaklął jeszcze kilka razy.
James wypadł na ulicę i zaczął oglądać się w jedną i drugą.
- Powiadomcie Remusa, niech namierzy ślad Jeremy'ego. Musimy wiedzieć dokąd się aportowali.
Harry zaczesał dłonią włosy do tyłu i obrócił się z powrotem w stronę wejścia.
Lily wbiegła praktycznie na niego, a jej różdżka boleśnie wbiła mu się w ramię, ale była zbyt zdezorientowana, żeby to zauważyć.
- Złapaliście go? – zapytała zdyszanym głosem zamiast tego.
- Nie. – odparł Harry, najspokojniej jak potrafił.
Twarz Lily opadła, wyglądała jakby właśnie cały świat wokół niej się walił.
- Gdzie jest Peter? – zapytał nagle Harry, przypominając sobie ich pierwszego zdrajcę.
Syriusz spojrzał na niego z podniesionymi brwiami.
- Nie żyje, czego się spodziewałeś? Wyciągnęliśmy pierwszego dnia wszystkie informacje jakie się dało, nie trzymamy jeńców.
Harry na chwilę zaniemówił, kiedy to do niego dotarło.
- Mieliście zamiar zabić Isaaca?
- Na wojnie albo się jest z nami albo przeciw nam, Harry. – westchnął James. – Jeremy o tym wiedział. Nie mogliśmy go trzymać, kiedy wiedzieliśmy, że nie możemy mu ufać.
Harry otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale ani jedno słowo nie wydostało się na zewnątrz.
- Isaac był szpiegiem Voldemorta. – wtrącił się Syriusz, zimnym głosem. – Jego celem była infiltracja Zakonu.
- Skoro był z Voldemortem to dlaczego ratował Jeremy'ego? – zapytał Harry czując dziwną potrzebę stanięcia w obronie chłopaka.
- Sugerujesz, że mój syn był z nim w zmowie? – zapytała Lily.
- Nie! – zaprzeczył Harry kręcąc głową z frustracją. – Nie wszystko jest czarno-białe! Isaac musiał mieć jakiś powód. To nie ma sensu. Isaac był w Azkabanie, wyciągaliście go stamtąd, bo otwarcie z wami sympatyzował i uratował Jeremy'ego. Jeśli byłby prawdziwym śmierciożercą, to dlaczego zamknęliby go z dementorami? Dlaczego pomagałby wam w akcjach ratowniczych, a wiem, że to robił?
- Ludzie robią różne rzeczy z różnych idiotycznych powodów. – odpowiedział, jakby to było nic ważnego, James.
- To złe podejście. – stwierdził uparcie Harry.
- Co chcesz zrobić? – zapytał od razu Syriusz. – Uważasz, że powinniśmy dać Isaacowi drugą szansę i tak po prostu zapomnieć, że przez niewiadomo ile czasu był z Voldemortem i Merlin wie, co mu mówił?
- Dokładnie! Nie wiecie nic o tym, co Isaac robił! Może miał powód!
- Świetnie! – parsknął James gorzko. – W takim razie genialnie się składa, że był taki chętny, żeby nam cokolwiek powiedzieć.
Harry nie miał na to odpowiedzi.
- Spójrz prawdzie w oczy Harry. – powiedział spokojniej James. – On wiedział, że to co zrobił nie miało usprawiedliwienia, a nawet jeśli miało... - dodał szybko, zanim Harry zdążył znowu mu przerwać. – Nie chciał się tym z nami podzielić. Jedno jest pewne. Był śmierciożercą, znak działa, a on nie zaprzeczył. Ani razu.
Przez kilka chwil nikt się nie odezwał.
- Wejdźmy do środka. – przemówił w końcu Syriusz przerywając niezręczną ciszę. – Trzeba powiadomić resztę i przygotować się na to, co nastąpi.
- Wyślecie kogoś za Jeremy'm? – zapytał nagle Harry, zanim wszedł do środka.
James zatrzymał się gwałtownie z ręką przy framudze drzwi.
- Jeremy... - zaczął z trudem. – Jeremy podjął swoją decyzję.
Lily odwróciła się do niego twarzą z niedowierzaniem.
- Na razie nie możemy mu ufać. – dodał patrząc w jej oczy, najspokojniej jak potrafił.
- Chyba nie mówisz poważnie. – wyszeptała.
James nie odpowiedział.
- To nasz syn!
- Który właśnie uwolnił śmierciożercę-szpiega! – warknął James.
Harry zauważył jak za Lily, Ginny zasłania usta dłonią i chowa za sobą Melanie, której łzy spływały po twarzy.
-Nie możemy i tak nic zrobić bez konsultacji z resztą. – dodał spokojniej jego niby-ojciec.
Syriusz jeszcze raz obejrzał się na ulicę, jakby miał nadzieję, że Jeremy nagle się pojawi, a potem ze zwieszoną głową skierował się do środka, gdzie James bez słowa przeszedł obok Lily.
Ginny dotknęła ramienia kobiety i ostrożnie ją objęła.
Harry złapał jej spojrzenie nadal stojąc na schodach wejściowych.
Ledwie dostrzegalnie skinęła głową i wymusiła na twarz krótki uśmiech.
Serce na chwilę podskoczyło mu do gardła.- Ona dawała mu pozwolenie.
Wiedział co musi zrobić, Nie dla siebie, nie dla Lily, a nawet nie dla Jeremy'ego. Musiał to zrobić, bo to było coś właściwego.
Obrócił się na pięcie i TRACH, aportował się.
Lily gwałtownie obróciła się w tamtą stronę, a dźwięk przywołał też pozostałych, żeby wyjrzeć na zewnątrz.
Przez chwilę na ich twarzach wymalowała się nadzieja- jakże złudna, że może Jeremy jednak się pojawił z powrotem, a potem przerażenie, kiedy dotarło do nich, co naprawdę wywołało ten dźwięk. A raczej kto...
- Harry go znajdzie. – wyszeptała Ginny do Lily, podczas kiedy Syriusz przeklinał na całe gardło, wyrywając sobie włosy z głowy.
- Oby. – przełknęła ciężko kobieta. – Oby nie dał się wcześniej zabić.
:)
Tak, moralność często się gubi na wojnie i chciałam to podkreślić, bo chyba w poprzednim rozdziale zapomniałam to podkreślić, że Isaaca za zdradę czeka śmierć i przez to pewnie nie widać było tego dramatu...
Ale nie ma co się smucić! Harry na pewno uratuje sytuację... ale czy na pewno?
Nie wszystko jest czarno-białe ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top