Stare nawyki


- To Harry Potter.

- Nie, to ktoś, kto tylko wygląda jak Harry Potter.

- Jak ktoś może wyglądać dokładnie tak samo jak Harry Potter?

- Jest kilka sposobów, eliksir wielosokowy albo zaklęcia transmutacyjne, nie wiem, może metamorfomagia, ale to raczej mało prawdopodobne.

- Ah... Rozumiem. Ale jeśli to nie jest Harry Potter, to po co go tutaj przyprowadziłaś?

- Miałabym pozwolić temu przebierańcowi tak po prostu się wałęsać? Już wystarczy, że dał się zamknąć Voldemortowi, twierdzi też, że wie coś o Zakonie.

- Zakonie Feniksa? Myślisz, że może nawet coś wiedzieć o twojej rodzinie i tym dziadku?

- Albus Dumbledore, tak. – odparła ze znużeniem Ginny.

- Wybacz, nadal się w tym trochę gubię.

- Nic nie szkodzi i tak jesteś najinteligentniejszą osobą jaką znam, daj sobie czas.

Harry powoli powracał do zmysłów, a jego głowa z jakiegoś powodu była wyjątkowo obolała.

- Chyba się budzi. – wyszeptał głos dziewczyny, z którą rozmawiała Ginny.

Ginny?

Sens ich rozmowy dopiero zaczął powoli dochodzić do Harry'ego, a tym samym zrozumienie. To była Ginny – ale nie jego Ginny.

W tym wymiarze też była Ginny Weasley i siedziała dokładnie naprzeciwko niego z zimnym wyrazem twarzy i zmarszczonymi brwiami.

- Szczerze mówiąc to inaczej go sobie trochę wyobrażałam, kiedy mi o nim opowiadałaś, ale jakbym go zabaczyła na ulicy to też bym pomyśłałą:' o to Harry Potter", choć wiesz... Nigdy go nie widziałam. – dodała cicho dziewczyna, a Harry obrócił głowę w jej stronę i zanim zdołał ugryźć się w język, zapytał z niedowierzaniem:

- Hermiona...? – jego głos nie był bardzo wyraźny, ale imię było nie do pomylenia.

- O mój Boże. – wyszeptała dziewczyna blednąc. – Skąd on zna moje imię, Ginny? Mówiłaś, że nikt o mnie nie wie.

- Nie mam pojęcia skąd cię zna, ale właśnie dlatego nie mogłam go tam zostawić. On coś wie, a my musimy dowiedzieć się co.

- Ja tu jestem wiecie? I słyszę każde wasze słowo. – mruknął Harry odpędzając zawroty głowy i próbując podnieść rękę do twarzy, tylko po to, żeby zorientować się, że jest przywiązana do podłokietnika krzesła.

Wypuścił z rozdrażnieniem powietrze.

Po prostu G-E-N-I-A-L-N-I-E.

- Która godzina?- zapytała Ginny obracając się na krótko w stronę Hermiony, która podwinęła za długi rękaw swojego szarego swetra i odczytała czas z zegarka.

- Po dwudziestej.

- Więc eliksir wielosokowy odpada. – mruknęła jakby od niechcenia dziewczyna.

Wyjęła różdżkę i Harry nie mógł nic zrobić niż pozwolić jej rzucić na siebie kilka zaklęć, których nie usłyszał, ale które najwyraźniej nie przyniosły oczekiwanego przez dziewczynę efektu, bo tylko zmarszczyła brwi i z niezadowoleniem opuściła różdżkę.

- Druga szansa. Kim jesteś? – zapytała.

Harry był zmęczony.

To stwierdzenie z jakiegoś powodu, jednak dało mu ulgę.

- Jestem Harry Potter.

- A mówiłaś, że... - zaczęła Hermiona.

- On kłamie. – przerwała jej stanowczo Ginny. – Nie możesz być Harry'm.

- Jestem. Tylko nietutejszym Harry'm, już mówiłem.

- Mógłbyś wymyślić coś lepszego niż bajeczka o innych wymiarach. – stwierdziła Ginny krytycznie.

- Oh, jakże mi przykro, że prawda cię nie satysfakcjonuje. – wywrócił oczami Harry i szarpnął rękoma w więzach. – Gdzie jestem?

- Ja tutaj zadaję pytania. – warknęła Ginny.

Harry ze złością wbił wzrok w jej równie zdenerwowane oczy.
I to było dość dziwne, zważywczy , że praktycznie nigdy nie patrzył w te oczy kierując się takimi emocjami i z wzajemnością.

- Wyczuwam napięcie seksualne... - wyszeptała Hermiona zakrywając usta dłonią.

Ginny obróciła się do niej gwałtownie, a Harry zamrugał.

- Że niby ja i on?! – parsknęła. – Nawet sobie tak nie żartuj.

- Właśnie, poza tym, jestem żonaty.

Czy to nie była ironia? Albo naprawdę nie śmieszny i gorzko żart od życia?

Czy on naprawdę właśnie kłócił się i zniechęcał od siebie kobietę, która była żywym wcieleniem jego żony...

- Nie jesteś trochę za młody na małżeństwo? – zapytała Hermiona, ale zaraz się zreflektowała. – A! Przecież jesteś czarodziejem, wy macie to w swoim zwyczaju tak wcześnie zakładać rodziny, prawda?

- Przecież sama jesteś czarownicą... - wytknął Harry trochę zdezorientowany.

Dziewczyna spojrzała na niego dziwnie i wybuchła śmiechem.

- Ja? Czarownicą? – powtórzyła z rozbawieniem. – Zdecydowanie nie.

- Jak to?

Ginny wywróciła oczami.

- Nie jesteś Harry'm, ale jesteś równie wolny jak on. Hermiona jest mugolem.

- Mugolem? Ale przecież...

- Sugerujesz, że nie wiem kim jestem?

- A wy nie robicie tego cały czas w stosunku do mnie? – zapytał Harry ostro, czując irytację do obydwu dziewczyn.

Może to kwestia gustów albo pierwszego wrażenia, ale zdecydowanie wolał Hermionę i Ginny ze swojego wymiaru.

- Ta cała sytuacja robi się raczej męcząca. – stwierdziła Ginny. – Veritaserum by wszystko rozwiązało, ale oczywiście nie mamy skąd go wziąć.

Harry prychnął.

- Co robiłeś u Voldemorta? – zapytała ignorując jego zachowanie.

- Byłem zamknięty w lochach, nie czekałem na bankiet na moją cześć czy coś podobnego. – odparł sarkastycznie.

- A dlaczego byłeś tam zamknięty? – dopytywała Hermiona, opatulając się swoim swetrem.

- Bo dałem się złapać ratując Jeremy'ego i Isaaca przed tym samym lub gorszym losem. – odpowiedział.

- Jeremy jak Jeremy Potter? – zapytała Hermiona. – Idę w dobrą stronę?

- Chodzi o tę samą osobę. – potwierdził Harry. – Co musiałbym wam powiedzieć, żebyście wy odpowiedziały na jakieś moje pytanie?

- Czy Jeremy wie, że Isaac jest śmierciożercą?

Harry zawahał się.

Skąd Ginny niby o tym wiedziała?

- Tak. – odpowiedział po dłuższej przerwie.

Ginny potaknęła głową, ale nie zadała następnego pytania, więc Harry wziął to za pozwolenie, aby zadać własne.

- Co to za miejsce?

- Moja piwnica. – odpowiedziała Hermiona zanim Ginny mogła ją powstrzymać.- A teraz ty mi odpowiedz, skąd mnie znasz?

- Poznałem cię w moim wymiarze w pociągu, kiedy jechaliśmy razem na pierwszy rok do Hogwartu. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, ty, ja i Ron.

Hermiona przegryzła wargę i zerknęła na Ginny.

- Jeśli, jak twierdzisz, jesteś z innego wymiaru, to jakim cudem się tu znalazłeś? – zapytała ostrożnie.

- Przez narzędzie zwane temporbis, stworzone przez Rowenę Ravenclaw, jedną z czterech założycielek Ho...

- Wiem kim jest Rowena Ravenclaw. – Hermiona przewróciła oczami. – Czytałam każdą możliwą biografię założycieli Hogwartu.

Harry uśmiechnął się delikatnie widząc w końcu kawałek swojej Hermiony w tej siedzącej przy nim.

- Jednak nigdy nie natknęłam się na to, o czym mówisz. – dodała sceptycznie.

Ginny nadal milczała, tylko obserwując.

- Bo wzmianki o tych mniej legalnych rzeczach, które założyciele woleliby ukryć znajdują się w dziale ksiąg zakazanych, a przynajmniej tak powiedzieli mi w Zakonie Feniksa.

- Byłeś w Zakonie Feniksa? – zapytała nagle podekscytowana dziewczyna. – Słyszysz to Ginny? On może wiedzieć jak możemy się skontaktować z twoją rodziną!

Ginny zmarkotniała i spuściła wzrok.

- Wiesz sama, że sprawa nie jest tak łatwa. – mruknęła.

Harry czuł się teraz zagubiony.

Wiedział, że Ginny istnieje w tym wymiarze, nawet chyba coś o niej słyszał, ale jeśli dobrze sobie przypominał to tylko, że była w Norze z rodziną, czy coś takiego.

- Nie możesz po prostu aportować się do Nory? – zapytał.

- Dom jest pod zaklęciem Fideliusa.

- Dlaczego więc go nie znasz?

- Jakoś nigdy nie spotkałam się z Powiernikiem Tajemnicy, żeby móc dostać się do środka.

Harry zmarszczył brwi na jej gorzki ton.

- Kiedy byłem z Zakonem nigdy nie słyszałem nic o tym, że zaginęłaś.

- Bo nikt o tym nie wie. – wtrąciła nagle Hermiona.

Ginny westchnęła i poprawiła włosy w kucyku.

- W domu ktoś się pode mnie podszywa. Nie wiem po co i nie wiem kto, ale ta osoba jest bardzo ostrożnaprzez ten cały czas nie stała się zagrożeniem dla mojej rodziny ani dla Zakonu ani dla Voldemorta, dlatego jeszcze ciężej jest mi to wszystko obejść.

- Jak długo to trwa? – zapytał Harry.

- Ponad pół roku. – odpowiedziała nieswoim głosem i przesłoniła oczy dłońmi, jej głos się załamał. – Harry miał mi pomóc wrócić do domu, ale...

Ale nie mógł, bo sam zginął. – dopowiedział sobie Harry.

Ginny utknęła po mugolskiego stronie, mając jedynie wsparcie u Hermiony, której przedstawiła całą sytuacje, której wytłumaczyła czym jest magiczny świat. Nie wiedziała, co robić...

A potem odkryła jak można się wemknąć do lochów Voldemorta i żywiła nadzieję, że może jeśli kiedyś ktoś znajomy zostanie schwytany, ona będzie mogła pomóc.

I w ten sposób poznała Harry'ego, który zaczął jej pomagać uwalniać więźniów, których sam sprowadzał.

Hermiona stwierdziła, że to dlatego, że chłopak się w niej po prostu zakochał, ale Ginny upierała się, że Harry po prostu zdał sobie sprawę, że Voldemort nie wszystko robi dobrze – nie zaprzeczała, że Harry w dalszym ciągu i mimo wszystko popierał Voldemorta i podkreślała, że za każdym razem, kiedy robił coś dobrego, miał wyrzuty sumienia, że zdradza Czarnego Pana...

Harry mógł to skomentować tylko w jeden sposób – Bajzel.

- Dobra. – powiedział, kiedy już został rozwiązany. – Pomogę ci.

- Pomożesz mi wrócić do rodziny?

- Tak, ale w zamian ty będziesz musiała pomóc mi.

Ginny przymrużyła oczy podejrzliwie.

- Do czego zmierzasz?

Harry uśmiechnął się pod nosem, a plan formował się w jego głowie.

- Będziesz mi musiała pokazać jak wemknąć się z powrotem do lochów.

- Z powrotem? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Na głowę upadłeś?

- Nie. – odpowiedział. – Ale wiesz, stare nawyki ciężko porzucić.

- A ten nawyki, to...? – zapytała Hermiona niepewnie, jakby nie do końca chciała znać odpowiedź.

- Pakowanie się w kłopoty.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top