Krzywy rewers
Voldemort krążył po swojej obszernej komnacie, zatopiony głęboko w myślach.
Posiadał dobrą umiejętność koncentracji, więc ciche pojękiwanie w kącie pokoju mu nie przeszkadzało.
Nie tknął jeszcze śmierciożercy, ale tamten i tak odczuwał bół i frustrację, przez Mroczny Znak, który wyczuł jego niesubordynację.
Kilka metrów od niego, klęczał Regulus Black z głową nisko pochyloną w oczekiwaniu.
- Musimy mieć pewność. – przemówił w końcu Czarny Pan.
- To nie jest ta sama osoba, mój panie. Jestem co do tego pewny. Ale to jest Harry Potter.
Voldemort zatrzymał się przed Regulusem, który podniósł głowę.
- Sądzisz, że jest taki sam jak dziewczyna, którą znaleźliśmy przy Azkabanie?
- Zgadza się. Poznałbym naszego Harry'ego wszędzie i gdyby istniała szansa, że to jest ta sama, zagubiona osoba, wiedziałbyś o tym, mój panie.
- Skoro to nie on. – wydusił z siebie Voldemort próbując utrzymać złość w ryzach. – To dlaczego pozwoliłeś mu uciec? Dlaczego go nie zabiłeś?
- On jest z innego świata i choć jego zdolności w zakresie oklumencji są o wiele słabsze niż jego alternatywnego ja, to ma wielką moc. Myślę nawet, że większą niż nasz Harry, choć nie wiem dlaczego. Wyczuwam w nim coś... więcej. – spojrzał w oczy swojego pana. – Ten świat musi różnić się od jego świata. I możemy to wykorzystać, panie. On może nie wiedzieć, o co tutaj się walczy, możemy mu pokazać, co jest właściwe, potrzebujemy tylko jego zaufania.
- Rozumiem... - mruknął Voldemort i gestem dłoni nakazał Regulusowi powstanie. – Cieszę się, że w końcu wykazujesz jakąś inicjatywę w walce o naszą przyszłość. Myślałem już, że będę musiał obniżyć cię wśród szeregów, ale wiedziałem, że śmierć Harry'ego odbiła się na tobie najciężej. Wierzę w twoją ocenę, ale mam nadzieję, że nie będzie ona zachwiana przez twoje uczucia.
Regulus pokręcił głową i spuścił wzrok.
- Nie mój panie. Przyznaję, że chciałbym, żeby to była ta sama osoba, ale wiem, że nasza sprawa jest ważniejsza niż ktokolwiek i jeśli tylko dojdę do konkluzji, że nie możemy wykorzystać tego do naszych celów, nie zawaham się.
- Wiem, że nie. – uśmiechnął się lekko Voldemort. – Możesz odejść i gdyby ktokolwiek pytał, masz moją aprobatę.
Regulus skinął nisko głową i obrócił się na pięcie rzucając tylko wzrokiem pełnym odrazy na śmierciożercę w kącie, dzieciaka, który zaciskał zęby z całej siły, próbując nie wydawać żadnych dźwięków. Z plecami wyprostowanymi i ramieniem sztywnym.
Kiedy Black wyszedł z komnaty, Voldemort się nie odezwał, ale długo mierzył wzrokiem chłopaka na podłodze.
Pokręcił głową z odrazą, ale zniwelował zaklęcie, a chłopak się zrelaksował i wypuścił powietrze, a jego dłoń się rozluźniła.
- Jeszcze raz zaatakujesz moich ludzi, a znowu zamknę cię w Azkabanie, ale tym razem pozwolę dementorom się z tobą pobawić i ... - zaczął niskim głosem Czarny Pan.
- Musiałem to zrobić. – warknął chłopak. – Umowa to umowa. Nie mogą go tknąć.
- Jeśli wyłazi prosto przed patrol nie możesz oczekiwać, że go zignorują!
- Gdyby patrole nie przeszukiwały tak otwarcie ulic, które ci wskazałem z aktywnością Zakonu to nie musiałbym reagować!
Voldemort uderzył chłopaka w twarz.
- Czasami zastanawiam się, dlaczego cię jeszcze nie zabiłem. – syknął.
Chłopak zamrugał kilka razy, próbując nie okazać pieczenie policzka, a potem spojrzał gniewnie i odważnie na Voldemorta.
- Jestem ci potrzebny. – odparł zimno i gorzko. – Dostaniesz swój raport na czas, tak jak zawsze, chyba że coś stanie się Jeremy'emu.
Voldemort nie odpowiedział przez kilka sekund. Jego cierpliwość znajdowała się na skraju, ale wiedział, że nie może zostawić żadnego śladu po sobie na ciele chłopaka, a zaklęcie Cruciatus zostawiało zbyt silny magiczny ślad. Chłopak też to wiedział, a w dodatku był sprytny i odważny. Voldemort jednocześnie go lubił, a jednocześnie nie mógł znieść, ale jednak tamten miał rację. Voldemort go potrzebował, potrzebował jego informacji.
- Powiedz mi teraz tylko, czy potrafisz potwierdzić to, co sugeruje Regulus.
- O Harry'm Potterze? – zawahał się chłopak i Voldemort zmrużył oczy. – Sądzę, że jego przypuszczenia się poprawne. Rozmawiałem z nim, w jednej z siedzib Zakonu i albo Dumbledore sam zdołał go przekonać, że ten jest z innego wymiaru, żeby go kontrolować albo naprawdę tak jest. Wydał im Petera.
Voldemort podniósł brwi i machnął ręką.
- Szczur nie był przydatny. Bał się informacji i nie potrafił ich przemycić, ale mimo wszystko był naszym szpiegiem i posiada wiedze o innych naszych ludziach.
- O mnie nie wie, więc nie mam zamiaru się nim martwić. – odpowiedział nonszalancko chłopak.
- Masz go uwolnić. – syknął Czarny Pan. – Nie obchodzi mnie jak, ale ma trafić do nas z powrotem. Nie zostawiamy nikogo wrogowi. A to mi przypomina, że będziemy musieli zwiększyć ochronę w Azkabanie skoro Zakonowi tak łatwo poszło uwalnianie cię z tamtąd.
Chłopak zacisnął pięści.
- Tego nie ma w naszej umowie. – chłopak zignorował późniejszy komentarz Czarnego Pana. - Informacje za bezpieczeństwo Jeremy'ego, nic więcej.
- Mogę Potterowi zapewnić bezpieczeństwo także i w naszych lochach. – odpowiedział Voldemort z żarem. – Nie powinienem pozwalać mu na żadne ulgi, kiedy walczy z nami, walczy ze mną, ale to robię. Więc lepiej ty rób, co każę, bo uwierz mi, każdego da się zastąpić. Nawet nie wiesz jak wielu śmierciożerców chciałoby położyć na nim swoje łapy, zwłaszcza po tym, co zrobiłeś w Londynie.
- Zakon nie pozwoliłby sobie drugi raz na taki błąd jakim jestem. – próbował argumentować chłopak.
- Nigdy nie będziemy tego tacy pewni, prawda? Chcesz się przekonać?
Wzrok śmierciożercy na chwilę uciekł na bok w niepewności i Czarny Pan wiedział, że złapał chłopaka w swoją pułapkę.
- Wiesz, czego chcę. Odejdź.
Chłopak wstał na nogi i delikatnie skinął głową w ukłonie, a potem obrócił się w stronę wyjścia.
- I Isaac – odezwał się jeszcze Voldemort, zanim tamten zniknął. – Przyglądaj się Harry'emu Potterowi, potrzebuję wiedzieć o nim wszystko, co tylko się da.
- Tak jest... mój panie. – mruknął niechętnie blondyn i wręcz wybiegł z komnaty.
Voldemort uśmiechnął się do siebie.
Może i ten śmierciożerca miał nie wyparzony język i nie był zbyt wierny, ale był dokładnie tym czego potrzebowali. Był młody, inteligentny i uzdolniony, potrafił określić się w wojnie, bo wiedział czego dokładnie chce – był przyszłością, a Draco Malfoy za niego ręczył.
Voldemort wiedział też, że złamanie go nie będzie takie trudne, jeśli spędzi przy tym trochę czasu, ale priorytetem był teraz Harry Potter...
TA DA DA DAM...!
Brakuje wam jakiś fanfiction o konkretnej tematyce? Zbliża się rok szkolny, ale może będę miała wenę! Jestem otwarta na sugestię :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top