Jasne choć ciemne


Serce waliło mu w piersi, w dłoni ściskał różdżkę, a ramiona miał spięte do granic możliwości. Wydawało mu się, że każda para oczu jaka znajdowała się na Ulicy Pokątnej była wbita w jego postać, kiedy wychynął z cienia i zawołał.

Oddech uwiązł mu w gardle w tym samym czasie, kiedy Voldemort obrócił się w jego stronę.

To był koszmar.

Harry nie przypuszczał, że jeszcze kiedyś będzie zmuszony oglądać te czerwone ślepia, a jednak tak było.

I wtedy Czarny Pan się uśmiechnął.

Wydawało się, że zaraz coś powie, ale zanim miał okazję przerwał mu inny zmarnowany głos.

- Harry...

Żałość, ból, a jednocześnie nadzieja.

I w tamtym momencie Harry wiedział, po prostu wiedział, że Ginny, zraniona, zmęczona i nie mogąca stać o własnych siłach, skazana na łaskę Fenrira – to była jego Ginny.

Nagle nie potrafił zrozumieć jak mógł nie zauważyć tego wcześniej. Tej znajomej determinacji z jaką zaciskała pięści i próbowała zachować przytomność, choć przychodziło jej to z wielkim trudem...

Voldemort się roześmiał i z pobłażaniem spojrzał na dziewczynę.

- On cię nie poznaje, bo to nie jest ten Harry, którego znasz. – syknął do niej, a potem odwrócił się w stronę Harry'ego. – Zgadza się Harry?

Co?

Przez chwilę Harry był zdezorientowany, ale nagle to w niego uderzyło.

Voldemort nie wiedział, że Harry jest z innego świata. Myślał, że Harry dalej był po jego stronie, że nie znał Ginny, że wrócił...

Cisza nie mogła trwać za długo, a Harry wiedział, że jeśli teraz wyda się, że zna Ginny – oboje zostaną zabici...

Biorąc głęboki oddech i czując, że zbiera mu się na pawia, nakleił na twarz najbardziej sarkastyczny uśmiech jaki potrafił, co wcale nie było takie trudne, a potem pewnym siebie krokiem zaczął iść w stronę platformy.

Wiedział jak zachowują się śmierciożercy, widział też nie jeden raz jak i słyszał jak zwracali się do Voldemorta, więc bez problemu był w stanie to pociągnąć.

- Jeśli się nie mylę... - zaczął zerkając krótko na Ginny. – To córka Artura Weasley, mój panie.

Harry stanął pod platformą wbijając wzrok w Czarnego Pana i modląc się do samego Merlina, żeby ktoś się na to nabrał.

- Ginewra. – parsknął mężczyzna. – Zgadza się. – Voldemort najwyraźniej stracił już zainteresowanie w dziewczynie, która szarpnęła się słabo w uścisku wilkołaka i wbijała mordercze spojrzenia w jego plecy. – Dobrze cię widzieć, Harry.

W innej sytuacji, Harry pomyślałby, że uderzył się w głowę.

Voldemort właśnie wyznał mu, że cieszy się na jego widok – Czy jest coś bardziej absurdalnego?

Pewnie jest... Odparła racjonalna część jego umysłu, ale i tak był zbyt przytłoczony wszystkimi emocjami, że zareagować.

- Uciekłeś. – mruknął Voldemort, a jego wzrok szybko zmierzył Harry'ego, jakby szukał jakiś obrażeń.

A Harry'emu nic nie było. Musiał wymyślić jakąś wymówkę, zanim Voldemort nabierze podejrzeń, a już się tak działo, kiedy jego lewa brew podniosła się do góry.

- To nie powinno zająć mi tak wiele czasu. – odpowiedział Harry z zwieszając z uniżeniem głowę. – Długo byłem nieprzytomny, ale przeniesiono mnie tylko raz, wcześniej tego dnia. Chcieli mnie ukryć przed tobą panie.

- Więc jak uciekłeś? – zapytał mrużąc oczy, a Harry zrozumiał, że jego dłoń trochę za mocno owinęła się wokół różdżki, więc spróbował szybko się rozluźnić.

- Najlepszym sposobem okazało się granie na uczuciach. I choć oni próbowali to zastosować na mnie, mogę przyznać, że mi wyszło to o wiele lepiej, a dowodem jest to, że tu stoję.

Voldemort przez chwilę wpatrywał się w jego twarz, a wzrok krótko zatrzymał się na bliźnie i Harry wstrzymał oddech. A wtedy Czarny Pan potaknął i pozwolił sobie na drobny uśmiech.

Położył dłoń na ramieniu Harry'ego, który z całej siły woli starał się nie drgnąć ani nie odepchnąć go od siebie.

Voldemort chciał coś powiedzieć, ale jego wzrok skierował się w stronę tłumu przerażonych gapiów.

- Będę chciał wiedzieć wszystko o czasie, kiedy byłeś przetrzymywany, ale w bardziej prywatnym miejscu. – odparł zabierając dłoń.

- Oczywiście. – odpowiedział Harry i skierował wzrok w stronę chłopca, a potem w stronę Ginny, którzy nadal nie byli bezpieczni.

Voldemort to zauważył.

Odwrócił się w stronę tłumu i śmierciożerców.

- Rozgonić ludzi. – zarządził i odwrócił się na pięcie. – Zabrać dziewczynę do zamku.

- A chłopiec? – zapytał śmierciożerca, który trzymał chłopca za ramię w stalowym uścisku.

Voldemort przez chwilę milczał, a potem zerknął na Harry'ego, który zachował neutralny wyraz twarzy.

- Zabić. – powiedział Czarny Pan i nie czekając na jakąkolwiek reakcję wyciągnął rękę w stronę Harry'ego. – Aportujesz się ze mną. Zanim udamy się do zamku chcę ci coś pokazać.

A Harry zamarł.

Nie widział wyciągniętej, bladej dłoni Voldemorta. Jedyne co miał przed sobą to podnosząca się różdżka śmierciożercy, zaciśnięte powieki chłopca i krzyk.

- Expelliarmus! –zaklęcie wydostało się z jego ust zanim mógł się powstrzymać.

Oczekiwał, że zaraz po tym zostanie zaatakowany, ale zamiast tego spotkał się z ciszą.

Pomijając uciekających ludzi, którzy wiedzieli, że jeśli zaraz nie znikną z ulicy to spotka ich śmierć z ręki zniecierpliwionych śmierciozerców.

Harry podniósł wzrok. Sądził, że gdy tylko obejrzy się w stronę Voldemorta zobaczy wściekłość, minę, którą ludzie robią gdy zostają zdradzeni... ale zamiast tego widział zaciekawione spojrzenie, które wbijało się w jego bliznę.

- Obezwładnić i zabrać do zamku. Nie atakować, no chyba że będzie to absolutnie konieczne. – rozległo się polecenie.

Harry nie miał zamiaru dać się obezwładnić i porwać, ale był zbyt rozkojarzony, żeby nadążyć za logiką Czarnego Pana.

Różdżka nagle zniknęła z jego dłoni i poczuł uderzenie w swój bok, zanim wszystko ogarnęła ciemność. Ale przynajmniej coś mu się udało.

Nikt nie zauważył, że chłopiec wymknął się z ramion śmierciożercy, zeskoczył z platformy i wpadł w ramiona jakiejś kobiety, która natychmiast się z nim aportowała.

Voldemort jako ostatni opuścił ulicę Pokątną.

Rozejrzał się po opustoszałym miejscu i uśmiechnął się lekko.

- Czarna magia i Dumbledore? – zapytał cichutko samego siebie. – Jego desperacja jest zaskakująca, ale przynajmniej w końcu robi się ciekawie...

I zniknął z głośnym trzaskiem.




Nie jestem zbyt zadowolona z tego rozdziału... ale będzie lepiej.
Voldemort popełnia podstawowy błąd w tym świecie- jest zbyt pewny siebie,  jak sobie coś wymyśli to nie potrafi przyjąć do zrozumienia, że może się mylić, ale ani ja ani Harry nie będziemy się skarżyć, jeśli pozwoli nam to jakoś ciągnąć to wszystko.
- Takie są przynajmniej moje odczucia, nie wiem jak z wami ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top